Dziś w Pobiedziskach – moim kolejnym miejscu na ziemi, w którym niełatwo się aklimatyzuję – dożynki. Dla mieszczucha od pokoleń żadna niby atrakcja, lecz w związku z tym corocznym świętem plonów naszła mnie pewna refleksja. Jego geneza sięga właściwie czasów pogańskich, więc dotyczyć mogła naszych przodków odległych od nas o 40-50 pokoleń. Sporo nieprawdaż? Poza tym jest to święto małych lokalnych społeczności, które się na nim integrują, jak i …. rodzin. To one w końcu bywały i w rolniczym fachu nadal bywają ekonomiczną również wspólnotą czy podmiotem. Z dożynkami związane jest też dziękczynne podziękowanie i hołd od stuleci składany przed ołtarzami. Same więc piękne konserwatywne wartości – rodzina, wiara, tradycja i … Ojczyzna także, bo owe plony naród cały pożywią. Aż dziwne, że jeszcze nikt z dożynkami nie walczy, ich nie zabrania, nie piętnuje ich wstecznictwa i ciemnogrodowego charakteru, aczkolwiek podejrzewam, że pomysłowe lewicowe głowy, w zaciszu brukselskich gabinetów, już się nad tym zastanawiają.
Olaf Bergmann