Użyte wyżej pojęcie wymaga jednak przypomnienia. Otóż kurułtaj było to powszechne zgromadzenie szlachty, naczelników klanów, dowódców tararsko – mongolskich, którzy w takim właśnie gronie wybierali kolejnego chana. Dalsze szczegóły nie będą na potrzeby tego tekstu użyteczne. Ale czy do Polski choćby zręby tej plemienno – koczowniczej instytucji publicznej jakoś przesiąknęły?
Czy – jeśli tak – odcisnęły najskromniejsze piętno na naszym życiu? Jesteśmy przecież dziedzicami – jak dość powszechnie mniemamy – rzymskiego republikanizmu, łacińskiej cywilizacji, etc, etc…. Odpowiedź nie jest taka jednoznaczna i prosta. Przed rozwinięciem wywodu dodajmy jeszcze jeden przypadek. Otóż w wiedeńskiej bitwie stoczonej przez króla Jana III Sobieskiego, nasze oddziały ozdabiały swoje hełmy słomianymi wiechciami, by w ten sposób jakoś odróżnić się w bitwie od Turków, by nie mylić wojsk cesarskich.
Oczywiście wiemy: chodzi o sarmatyzm. Ideologię ówczesnej naszej szlachty, która dla separacji od lokalnego ludu głosiła swoje pochodzenie od stepowych wojowników irańskiego pochodzenia. Najprawdopodobniej w tych sądach tkwiło ziarno prawdy. Jednak za samą kwestią krwi szły odmienne cywilizacyjno- kulturowe uogólnienia. Sztuka, stroje, jadło, obrzędy były swoiste, różniąc się od europejskich. Sarmatyzm to jeszcze coś więcej – to ideologia. Czyli cały zespół poglądów odnoszących się do wszystkich spraw narodowej korporacji, a więc i do urządzeń życia politycznego.
Dotykamy tu zatem tematu tak zwanych wolności szlacheckich, sejmikowania, a przede wszystkim sposobu desygnowania władców na wyborczych wiecach szlacheckich przedstawicieli, zwanych wolną elekcją. Są tacy badacze różnych cywilizacyjno-historycznych zjawisk, którzy w tym akcie widzą coś przypominającego im mongolskie kurułtaje. Powiadają oni, iż ten obyczaj trafił do Rzeczypospolitej za pośrednictwem Krymu. Można by też przywołać przykłady pochodzące z Kozaczyzny, która w podobny sposób ustanawiała swojego atamana. Podróżnicy, przemierzający ówczesną Polskę, z niemałym zdumieniem obserwowali okrutny sposób postępowania z zależnym ludem, który był traktowany niczym ludność w dalekich koloniach. Brak miast, ciemnota, nędza i zacofanie, a do tego rzesze uwijających się chałatowych Żydów. Taka to była Europa.
Dla dobra wspólnego historię trzeba odbrązawiać, gdyż gołym okiem widać, do czego prowadzą nierzeczywiste przekonania i gigantyczne złudzenia. Być może te skojarzenia posuwają się zbyt daleko? Ale niekoniecznie. Można przyjąć, iż większą dozą mitologii są obarczone sądy o polskiej wyjątkowości. Naszym szczególnym powołaniu, zwanym mesjanizmem. Przedmurzem chrześcijaństwa, którego nikt nigdy nie chciał zauważyć i specjalnie docenić. Chętnie tworzymy niewłaściwy obraz sytuacji.
Popatrzmy choćby na Rosję. Z pewnością odrębny świat. Ale czy gorszy? To prawda, że są stopem ludów słowiańsko – fińskich i mongolskich. Ale i co z tego? Zawsze posiadali umiejętność asymilowania obcych technicznych myśli. Stworzyli unikatową elitę i mimo wielu trudności do dziś zachowali imperialną postać. Czy ich silna, sprawna pod każdym względem armia, to kwestia jakiegoś przypadku? Nie sądzę. Dzień dzisiejszy zawsze jest rezultatem historii. Nie jest ona bowiem zbiorem chaotycznych, nieuporządkowanych zdarzeń, racjonalizowanych tylko po upływie lat. Od swojej przeszłości nie ucieknie się, nie można się jej wyrzekać, a dobra diagnoza – to pierwsza zapowiedź skutecznego leczenia.
Antoni Koniuszewski
Myśl Polska, nr 23-24 (6-13.06.2021)