HistoriaZapomniany niemiecki obóz Potulitz/Lebrechtsdorf

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Na przełomie lat 1940/1941 w majątku ziemskim w Potulicach, ok. 7 km od Nakła nad Notecią Niemcy utworzyli obóz dla ludności polskiej. Stanowił on ważny element polityki pozbycia się osób polskiej narodowości z Pomorza i Krajny.

Zadanie to wykonywała Centrala Przesiedleńcza w Gdańsku. Ponad połowa zmarłych więźniów stanowiły dzieci. Los najmłodszych był szczególnie tragiczny, bo traktowane były jako zbędny balast, a część poddano germanizacji.

Sammellager Schloss Potulitz

1.02.1941 r. oficjalnie powstał „Sammellager Schloss Potulitz” (Zbiorczy obóz pałac Potulice). Podlegał zarządowi Centrali Przesiedleńczej w Gdańsku. Pierwszy transport dotarł 4.02.1941 r. Liczył 524 osoby (173 rodziny) z Bydgoszczy. W kolejny transportach do 12 marca przywieziono 1989 osób (pow. bydgoski i sępoleński). Nieszczęśników, wyrzuconych z własnych mieszkań, gospodarstw rolnych, przy tym pozbawiano własności. Mogli zabrać tylko rzeczy osobiste, kołdry, naczynia kuchenne, pieniądze i zapas jedzenia. Akcje wysiedlania miały brutalny charakter. Odbywały się w porach nocnych, w atmosferze zastraszania.

W tym czasie obóz składał się z budynku pałacu rodu Potulickich wraz z przybudówką i budynkiem po byłych warsztatach klasztornych. Nie było żadnych mebli, tylko gołe ściany i podłogi, na których wysypano słomę (jak w oborach). Nie było ogrzewania, sanitariatów, a dostęp do bieżącej wody był bardzo ograniczony. Posiłki składały się z: kawy (ze zbóż, szyszek itp.), suchego czarnego chleba i cienkiej zupy. Kaloryczność była bardzo niska, praktycznie nie było tłuszczy, nie było mleka dla dzieci. W takich warunkach przesiedleńcy spędzali kilka dni. Osoby skierowane do obozu formalnie nie były więźniami, lecz określano je mianem „mieszkańców obozu”. W tym okresie „mieszkańców” pilnowała 14-osobowa straż, a obozem kierował SS-Hauptsturmführer Waldemar Tennstaedt wraz ze swoim zastępcą. Przybyłych ewidencjonowały 2 urzędniczki – Żydówki. Większość do poł. marca wywieziono do Generalnej Guberni. W obozie pozostało ok. 200 osób. 14 marca 1941 r., w związku ze zbliżającą się wojną ze Związkiem Radzieckim, zaniechano dalszych wysiedleń. W tym okresie odnotowano pierwsze ofiary śmiertelne wśród „mieszkańców obozu”. Pierwszą był 1,5-roczny Edward Smutek, zmarły 9 lutego 1941 r.

Auffanglagers Lebrechtsdorf

Po 14.03.1941 r. niemieckie władze okupacyjne ustaliły, że obóz we wsi Potulitz będzie wykorzystany do tzw. przesiedleń wewnętrznych. Polaków wyrzucano z domów i gospodarstw, aby osadzić w nich Niemców besarabskich. Rozpoczęły się masowe transporty mieszkańców powiatu wyrzyskiego. Wysiedlenia wewnętrzne polegały na wyrzucaniu Polaków z kamienic zlokalizowanych i z dużych gospodarstw rolnych. Przenoszono je do mniejszych mieszkań, a często już zajętych przez inne rodziny. Część osób z powiatu wyrzyskiego miała trafić do pow. sępoleńskiego, poprzez obóz we wsi Potulitz. Takich transportów w maju były cztery. Łącznie wysiedlono 970 osób.

Tym razem wysiedleńców poddano badaniom rasowym, a w efekcie 39 osób trafiło do obozu zniemczenia w Nowym Mieście Lubawskim. 54 osoby zostały skierowane na roboty przymusowe przez bydgoski Urząd Pracy, 132 postawiono w obozie, a resztę skierowano do pow. sępoleńskiego, do miejscowych Polaków. 12 lipca 1941 r. do Potulic przybyły dwa ostatnie transporty w ramach wysiedleń wewnętrznych – 202 osoby z pow. Wyrzysk i Sępólno. Ogółem od kwietnia do końca lipca 1941 r. przez potulicki obóz przeszły 1392 osoby.

W lipcu 1941 obóz w Potulicach zmienił nazwę z przesiedleńczego na przechowania – Auffanglagers. Nastąpiła także zmiana nazwy wsi z Potulitz na Lebrechtsdorf. Polityka niemieckich władz zmieniła się. Polaków już nie wywożono, a postanowiono wykorzystać ich potencjał do niewolniczej pracy. Osoby wysiedlone zmuszano do niewolniczej pracy na okolicznych majątkach rolnych lub wywożono do innych miejscowości, także w głąb Rzeszy Niemieckiej.

Warunki pobytu pogorszyły się, ze względu na zwiększanie się liczby osób. Ponad 1000 osób zajmowało pomieszczenia w pałacu, które początkowo prowizorycznie przedzielono płytami, a następnie dobudowano piętra (z surowego drewna). Wielkie nagromadzenie ludzi, tłok i brak wentylacji były wielką uciążliwością dla osadzonych.

Nie było szpitala z lekarstwami i fachowym personelem. Lekarzem został Leon Konkolewski, ale w tej sytuacji nie wiele mógł zdziałać. W tym okresie pomocy udzielały siostry zakonne, które opiekowały się chorymi. Wg lekarza obozowego Konkolewskiego, kaloryczność posiłków w Potulicach wynosiła ok. 800 kalorii, gdy dla porównania w KL Stutthof – 1300 kalorii. Niedobór żywności, brak fachowej pomocy medycznej i fatalne warunki higieniczne sprzyjały powstawaniu chorób. Pojawiły się też insekty: pluskwy, wszy, pchły. W efekcie rosła śmiertelność. Umierały głównie osoby najstarsze i najmłodsze.

Podobóz Stutthofu

Z dniem 1.09.1941 r. obóz w Lebrechtsdorf stał się podobozem Stutthofu, który w oficjalniej nomenklaturze nazywał się „wychowawczym obozem pracy”. Faktycznie Stutthof był obozem zagłady. W Lebrechtsdorf przebywało wówczas 2 393 więźniów. Naczelnikiem obozu został SS-Untersturmführer Paul Ehle. Oprócz straży obozowej i SS-manów z pobliskiej szkoły, więźniów strzegła kompania z SS-Totenkopfverbände Stutthof. Ze wspomnień więźniów wynika, że wtedy znacznie pogorszyły się warunki bytowe i traktowanie za sprawą SS-manów przybyłych ze Stutthofu. Sprowadzeni zostali też więźniowie funkcyjni (kapo), którzy razem z SS-manami zduplikowali krwawy nadzór nad więźniami. Lagrowcy byli brutalnie traktowani. Stosowano kary cielesne, urządzono karcer w piwnicach pałacu, zorganizowano karny oddział pracy (Strafkolona). Wzrosła liczba ofiar śmiertelnych. Do końca 1941 r. oficjalnie zmarło 91 osób.

W Lebrechtsdorf nie tatuowano więźniów. Musieli nosić specjalne karty obozowe (Archiwum Teresy Nowak).

Rozbudowa obozu

Od jesieni 1941 intensywnie rozbudowano obóz. Najpierw planowano budowę dwudziestu, a następnie trzydziestu baraków. Docelowo miało tu być 10 tysięcy osadzonych. Początkowo powstały trzy tzw. murzyńskie baraki. Przypominały gigantyczne psie budy o długości ok. 70 m i szerokości ok. 8 m, wysokie zaledwie na 1 metr. Pierwsze baraki do użytku oddano w marcu 1942 r. Ostatecznie prace ukończono jesienią 1942 r. Baraki były słabo ogrzewane i oświetlone. Posiadały toalety z zimną wodą. Podzielone były na sale z trzypoziomowymi łóżkami. Baraki wybudowali więźniowie oraz osoby je odwiedzające, które zmuszano do pracy, w zamian za prawo do widzenia się z osadzonymi. Teren obozu otaczały dwa płoty z drutu i drutu kolczastego pod napięciem (w nocy). Wartownicy pilnowali w budkach. Wał ziemny, usypany dookoła obozu, miał utrudniać obserwację tego, co się działo wewnątrz.

Obóz pracy i karny

W styczniu 1942 r. obóz w Lebrechtsdorf wrócił pod zarząd Centrali Przesiedleńczej w Gdańsku. Funkcje naczelnika objął Waldemar Tennstädt, Kompania wartownicza SS liczyła 37 członków. We wrześniu 1942 r. Lebrechtsdorf stał się obozem macierzystym i podlegały mu obozy w Smukale i w Toruniu. Nowym komendantem (kompleksu na Okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie) został SS-Sturmbannführer Riller. Przybyła dodatkowa kompania wartownicza – 145 Niemców z Besarabii. Do Lebrechtsdorf kierowano wysiedleńców z całego Pomorza. Nastąpił gwałtowny wzrost liczby osób osadzonych. W styczniu 1943 w obozie odnotowano 4043 więźniów, a w grudniu było ich już 6878, nie licząc przebywających na robotach poza Potulicami. W lipcu 1944 r. odnotowano najwyższą liczbę więźniów – 11 735 osób.

Teraz był to już typowy obóz pracy i karny. Nadal wysiedlano z domów/gospodarstw Polaków, aby ich majątek przejąć mogli Niemcy, a jednocześnie kierowano tu osoby, które nie chciały zrzec się polskiej narodowości lub popełniły jakieś wykroczenia przeciw prawu okupacyjnemu (np. potajemny ubój, handel itp.). Z czasem obóz przybrał charakter karny, a jednym z głównych zadań było zmuszenie mieszkańców Pomorza i Krajny do podpisywania Volkslisty i zrzeczenia się polskości. Dorosłe osoby kierowano do prac na terenie obozu, gdzie działały różne zakłady (naprawy skrzydeł samolotów, kuśnierski, wikliniarski) lub były wysyłane do innych miejscowości do prac rolnych lub do fabryk zbrojeniowych. W obozie pozostawały ich dzieci oraz osoby starsze. Osoby przebywające w obozie określano mianem „Insasse” (zamieszkały wewnątrz).

Warunki pobytu nadal były bardzo trudne. Głodowe racje nie zmieniły się. Niemcy utrudniali, a następnie uniemożliwili dostarczanie paczek żywnościowych. Powstał szpital i zwiększono personel medyczny, ale nadal brakowało lekarstw. W obozie panował surowy rygor z: karami cielesnymi, pobytem w karcerze czy zesłaniem do oddziału karnego. Na skutek pracy ponad siłę i fatalnych warunków umierało coraz więcej osób. Po wojnie gauleitner Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie Albert Forster przyznał, że na podległym mu terenie były dwa obozy koncentracyjne: Stutthof i Lebrechtsdorf.

„Ostjugendbewahrlager Lebrechtsdorf”

Niemiecki obóz w Lebrechtsdorf zapisał się jako miejsce cierpienia tysięcy dzieci, z których zmarło co najmniej 767. Potulicki obóz służył też zniemczaniu, kradzieży dzieci dla rodzin niemieckich. Po rozbudowie obozu na początku 1942 r., drastycznie wzrosła liczba więźniów, w tym dzieci. Komendant Tenneteadet podjął decyzje, że nawet dzieci muszą pracować. Do pracy, tak jak dorosłych, kierowano młodzież w wieku od 15 lat, a młodsi od 13 roku życia byli kierowani do lżejszych zajęć. To jednak nie wystarczało niemieckim okupantom. Jeszcze młodsze, w wieku od 6 do 12 lat, zmuszano do zbierania runa leśnego: pokrzyw, szyszek, jagód, grzybów itp.

Gdy w Lebrechtsdorf stał się obozem pracy, los dzieci stał się straszny. Rodziców często kierowano do przymusowych prac daleko od obozu. Ich dzieci musiały pozostać w specjalnych barakach. Nadzór nad dziećmi mieli specjalni „Kinderkapo” – więźniowie funkcyjni. Cześć z nich była prawdziwymi opiekunami, ale cześć postępowała z nimi źle, wręcz okrutnie. Synonimem sadyzmu i zbrodni, budzącym postrach wśród dzieci i ich rodziców, był Wojciech Jopek. Z pochodzenia Polak, wyrzekł się polskości i podpisał Volksliste. Służalczy wobec Niemców, dopuścił się zabójstw.

Pozbawione należytej opieki, a także podstawowej higieny (przydziały mydła były minimalne), z czasem dzieci przypominały wyglądem dzikie zwierzęta. Niemcy po 1942 r. wpadli na pomysł, jak powetować sobie straty osobowe i w tym celu zorganizowali masowa kradzież dzieci, w celu ich zniemczenia. W połowie 1943 r. powstał „Ostjugendbewahrlager Lebrechtsdorf” (obóz przechowywania dzieci ze wschodu). Składał się z dwóch baraków wewnątrz obozu, dodatkowo otoczonych drutem kolczastym. Najpierw przywieziono tu 542 dzieci białoruskich z KL Auschwitz (gdzie zginęli niemal wszyscy rodzice). Na dzieciach prowadzono eksperymenty medyczne i przymusowo pobierano od nich krew dla żołnierzy w szpitalu w Nakle. Po ich wywiezieniu do Litzmannstadt (Łódź), trafiały tu dzieci polskie. Tu kierowano dzieci z rodzin objętych represjami za działalność antyniemiecką (Zagłębie Dąbrowskie, Warszawa, Bydgoszcz). „Dzieci bandytów” („Bandenkinder”) miały być bezwzględnie zniemczone.

W okresie letnim 1944 r. zwolniono cześć dzieci. Wiele miało szczecie, bo zaopiekowali się nimi krewni, a niekiedy obcy ludzie, ale część trafiła do rodzin niemieckich. Do końca wojny Niemcy przesyłali dzieci z różnych obozów do Lebrechtsdorf w celu zniemczenia (oddania rodzinom niemieckim). Jeden z ostatnich transportów, dwoje dzieci z KL Auschwitz, przybył 17 stycznia 1945 r. Nie jest znana liczba dzieci przejętych przez rodziny niemieckie w obozie Lebrechtsdorf.

Na pomoc więźniom

Więźniowie mogli liczyć na jawną i niejawną pomoc rodaków. Polskie Państwo Podziemne organizowało pomoc materialną dla więźniów. W tym celu w ramach Ekspozytury Urzędu (Biura) Okręgowego Delegata w Toruniu powstał Wydział Opieki Społecznej „OS”, a także  Międzyorganizacyjne Porozumienie Więzienne. Dramatyczna sytuacja więźniów Lebrechtsdorf wymagała wsparcia przede wszystkim w postaci żywności i lekarstw. Początkowo Niemcy zgadzali się na odwiedziny uwiezionych i dostarczanie im pomocy. Sami chętnie z tego korzystali, gdyż okradali paczki dla więźniów, stąd szybko zmieniono asortyment przesyłanej pomocy (głównie chleb z dodatkami), aby jak najwięcej trafiało do więźniów. Oprócz spontanicznych odruchów pomocy sąsiedzkiej, w sposób zorganizowany do akcji przystąpiła parafia pw. św. Wawrzyńca – ks. Jan Michalski. Z czasem utrudniano dostęp osób z zewnątrz, a następnie całkowicie zakazano przesyłania paczek.

Czołową rolę w Nakle odgrywała rodzina Pufal: małżonkowie Klemens (r. 1897) i Anastazja (r. 1902) oraz ich synowie Marian (r. 1929) i Zbigniew (r. 1924). Anastazja Pufal ps. „Anna” była kierowniczką Referatu Opieki Społecznej na pow. Wyrzyski. Zaangażowana była grupy nakielan. Żywność organizowali: Jan Betowski – rolnik z Nakła, Bolesław Tucholski, Jan Steinbis oraz inni pracownicy firmy Berwald i cukrowni. Nakielanki z Wojskowej Służbie Kobiet na obwód Wyrzyski (komendantka Marta Aleksiewicz) oddały duże zasługi więźniom. Mieszkańcy Nakła pomagali więźniom, którzy kierowani byli do pracy w Nakle, jak np. Bronisława Kabacińska i jej sąsiadka Ziółkowska.

W Występie symbolem niezłomnej postawy i niesienia pomocy innym była Waleria Betscher (r. 1913) wraz z rodzicami: Fryderykiem Stanisławem (r. 1876) i Heleną Dorotą zd. Powalisz (r. 1883). Rodziny z Potulic i Występu dostarczały potajemnie żywność więźniom przebywającym poza obozem. W efekcie rodziny z Potulic (17.06.1943 r.) i Występu (16/17.07.1944 r.), które nie podpisały Volkslisty, trafiły do obozu.

Ostatni dzień

21 stycznia 1945 r. zakończyła się ponura działalność niemieckiego obozu Lebrechtsdorf. W styczniu 1945 r. ruszyła ofensywa Armii Czerwonej, wspieranej przez Wojsko Polskie. Front szybko posuwał się się na Berlin. 20.01.1945 r. komendant obozu Lebrechtsdorf SS-Obersturmbannführer Fritz Schultz podjął decyzję o „ewakuacji”. Więźniów zdolnych do marszu ustawiono w kolumnach i zmuszono do marszu na Nakło. Planowano, że wyruszą trzy kolumny: 1. – pracownicy zakładu Hansenwerke, 2. – reszta zdolnych do marszu, 3. – dzieci z tzw. Kinderlagru (dzieci przeznaczone do germanizacji) oraz dzieci rodziców przebywających na robotach przymusowych (wg. Cecylii Samselskiej było łącznie ok. 660 dzieci). W obozie mieli pozostać tylko chorzy i najstarsi. Ukraiński batalion wartowniczy oraz niemieckie formacje porządkowe strzegły, aby żaden więzień nie uciekł. W marszu udział wzięły tysiące osób.

Więźniowie potulickiego obozu mieli ogromne szczęście. Tempo rosyjskiej ofensywy było tak duże, że Niemcy i ukraińscy kolaboranci myśleli głównie o ucieczce i wywiezieniu łupów wojennych. W efekcie w drodze do, i po dotarciu do Nakła nad Notecią, większość lagrowców rozeszła się po gospodarstwach rolnych i domach. Pierwsza grupa licząca ok. 500 więźniów ruszyła dalej na Piłę. Na szczęście strażnicy rozeszli się i pozostawili ich w spokoju. W Nakle strażnicy obozowi zostali zaangażowani 21 stycznia do walk o Nakło. Ludność Nakła i okolicznych wsi zaopiekowała się więźniami, prym w tym wiodły członkinie nakielskiej organizacji Wojskowej Służby Kobiet.

21.01.1945 r. po południu w obozie nie było już niemieckich i ukraińskich strażników. Niemcy nie wykonali zbrodniczego planu – spalenia obozu za pomocą pozostawionych beczek z substancjami łatwopalnymi. Więźniowie przejęli zarządzanie obozem. Obozowy Ruch Oporu na czele z Alfredem Chudeckim zapewnił opiekę i bezpieczeństwo więźniom, szczególnie dzieciom.

Groby ofiar obozu na miejscowymi cmentarzu (fot. Autor)

 

Bilans niemieckiego terroru

Niemiecki obóz Potulitz/Lebrechtsdorf formalnie nie był obozem koncentracyjnym. Jednak warunki w nim panujące były porównywalne do np. KL Stutthof. Przez wiele lat obóz w Potulicach traktowano jako „zwykły” przesiedleńczy, ale nie eksterminacyjny/zagłady. W Potulicach nie było komory gazowej, krematorium i nie było kary śmierci w regulaminie. Efektem badań historyków i prawników, była decyzja Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych z roku 1991, określająca Potulice jako „obóz, w którym warunki nie różniły się od tych panujących w obozach koncentracyjnych”. Oficjalnie od marca 1993 r. traktuje się osadzonych w Potulicach/Lebrechtsdorf jako więźniów obozu koncentracyjnego. Od momentu powołania obozu do jego wyzwolenia, przewinęło się co najmniej 25 tysięcy ludzi. W obozie zginęło 1291 osób, z tego 767 to dzieci. Liczbę zmarłych ustalono na podstawie ocalałych spisów zmarłych oraz wspomnień więźniów:

1941 – 91, w tym do 15 lat – 52; 1942 – 441, w tym do 15 lat – 321; 1943 – 334, w tym do 15 lat – 192; 1944 – 387, w tym do 15 lat – 195; 1945 – 38, w tym do 15 lat – 7.

Nie jest to jednak pełna lista ofiar. Wiadomo, że co najmniej dwa razy dokonano selekcji i wywieziono na zgładzenie osoby ciężko chore, niepełnosprawne fizycznie i intelektualnie. W opinii byłych więźniów zmarłych było więcej. Wg Tadeusza Samselskiego było ok. 5 tys. ofiar.

Tylko nieliczni oprawcy z Potulic zostali ujęci i skazani. Odpowiedzialności uniknęli m.in.: Waldemar Tennstädt, Otto Rexin, Karl Kaluza i Hans Vorndran. Odbyło się ledwie kilka procesów, głównie kapo. Sądy skazały na śmierć: kapo Wojciecha Jopka oraz strażników Władysława Kulmana i Władysława Ghelca. Hauptkapo Władysław Granica otrzymał wyrok dożywotniego więzienia. Kilku innych strażników i kapo było karanych pozbawieniem wolności.

Mariusz Gratkowski

Muzeum Ziemi Krajeńskiej w Nakle nad Notecią

Myśl Polska, nr 23-24 (6-13.06.2021)

Fot. Więźniarki obozu Lebrechtsdorf podczas pracy przymusowej w lipcu 1943 r. (Archiwum Anny Tomaszewskiej)

 

Redakcja