GospodarkaRejterada spod Ostrołęki

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

W ubiegłym roku zakończyła się wojna o polski węgiel i energetykę. O jedyny surowiec, którego mamy pod dostatkiem, w odróżnieniu od ropy czy gazu. Wojna zakończyła się sromotną klęską, wręcz rejteradą spod Ostrołęki.

Historia zmagań nie jest zbyt długa. PiS na zakończenie rządów w 2007 r. obiecał budowę nowej elektrowni węglowej w Ostrołęce. Blok C (o mocy 1000 MW, ponad 3% polskich mocy dyspozycyjnych) miał być wybudowany do 2015 r. Wydano na ten pomysł wiele milionów, ale następcy, rząd PO, inwestycję wstrzymał w 2012 r.

Przed poprzednimi wyborami PiS zaczął z wysokiego C, uroczyście przyjmując 11 czerwca 2014 r. dokument pod podniosłą nazwą „Deklaracja ostrołęcka”. Zjechali się politycy hurmem do Ostrołęki, ogłaszając miastu i światu, że „polskie zasoby surowców energetycznych muszą stanowić podstawę dla produkcji energii w naszym kraju”, i rutynowo „potępiając rząd PO-PSL” zadeklarowano uroczyście „uzdrowienie polskiego górnictwa węgla kamiennego, dokończenie budowy realizowanych bloków węglowych w Polsce i powrót do budowy nowej elektrowni na węgiel kamienny w Ostrołęce”.

Nie dotrzymali jednak przyrzeczenia, zrobili to samo, co Platforma. Gorzej, bo wykończyli własny projekt, a nie konkurentów politycznych. Po wygraniu wyborów w 2015 r. rząd PiS rzeczywiście jednak wziął się za budowę, a jej promotorem był minister energii Krzysztof Tchórzewski. Projekt bloku na węgiel kamienny „Ostrołęka C” przeszedł cały proces decyzyjny, miał zaplanowany budżet (6,76 miliarda zł), jego udziałowcy (Energa i Enea) zobowiązali się do finansowania, wstępne prace ruszyły po zawarciu w lipcu 2018 r. kontraktu z generalnym wykonawcą (5,05 mld zł netto). W sierpniu 2023 r. miał już pracować.

Jednak po kolejnych wyborach Ministerstwo Energii przestało istnieć, sprawami zajął się minister od klimatu (nasuwają się tu słowa Herberta: „zabili pana od przyrody łobuzy od historii”). Wokół Ostrołęki C zaczęły się naciski lobby klimatycznego, a w końcu maja 2020 r. wyrok śmierci na węglowym bloku wykonał PKN Orlen – nowy właściciel Enei. Nie powstanie „ostatnia polska elektrownia na węgiel kamienny”, zadecydował prezes Obajtek, który ma pełne usta pięknych haseł, takich jak „patriotyzm gospodarczy”. Jego stosowanie jednak ogranicza do półeczki polskich soczków na stacjach paliw. Na więcej patriotyzmu miejsca nie ma.

Do upadku polskiego węgla nie doprowadziła jedna decyzja, ale cały ich szereg, narzucający na węgiel koszty (emisje co2) i dający szereg przywilejów i hojnych dotacji dla zielonej energetyki. Generacja węglowa nie ma szans, jest skazana na ponoszenie strat.

PiS już w przy ostatnich wyborach przechodził na lewą stronę, jednak jeszcze dyskretnie, a później po prostu się poddał niekorzystnej dla nas polityce unijnej (ale wiadomo, stamtąd płyną fundusze, z których żyje klasa polityczna). Do tego dochodzi brak własnych kapitałów i banków, bezkarne buszowanie w Polsce rozmaitych zielonych lobbystów (zagranicznych koncernów, banków, aktywistów NGOs, think-tanków, portali), którzy przenikają do władzy państwowej (długi marsz przez instytucje). To wszystko doprowadziło do porzucenia inwestycji, na którą wydano ponad miliard złotych, przy zaledwie 5-procentowej realizacji prac.

Ta porażka jest znacząca – to rezygnacja z potężnego atutu Polski – własnych zasobów energetycznych, dających rentę ekonomiczną, czyli pracę setkom tysięcy ludzi i zyski, które pozostają w kraju, a nie płyną szerokim strumieniem za granicę (101 miliardów zł w 2019 r.). Upada potężna polska branża, a w jej miejsce wchodzi międzynarodowy kapitał. A co najgorsze, oferuje produkt dużo gorszy, nie mogący zaspokoić podstawowych wymogów – stałych i nieprzerwanych dostaw energii. Jednak władza może spać spokojnie, huraganowy ogień krytyki mediów go nie zmiecie. Cała elita polityczna (łącznie z narodowcami) jest już po tej właściwej, zielonej stronie mocy. Media też są właściwej stronie mocy. A narodowi chciałoby się powiedzieć: „nie śpij, bo cię okradną”.

Andrzej Szczęśniak

Fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 5-6 (31.01-7.02.2021)

Redakcja