ŚwiatŁotewska awangarda frontu wschodniego

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Kraje bałtyckie uznawane są za poligon potencjalnej konfrontacji geopolitycznej i międzyblokowej już od lat. Wśród nich za ognisko szczególnie intensywnego i niebezpiecznego potencjalnego konfliktu wymieniana jest Łotwa. Wynika to nie tylko z jej szczególnego położenia, którym nie różni się specjalnie od sąsiadującej z nią na południu Litwy, lecz przede wszystkim ze składu narodowościowego ludności.

Nieprzypadkowo to właśnie na terytorium łotewskim lokowany jest teatr konfrontacji międzyblokowej, i to zarówno przez ekspertów i analityków amerykańskich, jak i rosyjskich. Jeśli dojdzie do konfrontacji Sojuszu Północnoatlantyckiego z Federacją Rosyjską i jej sojusznikami, może się to stać właśnie w tym nadbałtyckim kraju. Już dziś możemy chyba uznać, że jedna ze stron przygotowania do takiej konfrontacji rozpoczęła. I nie jest to Moskwa.

George Friedman, dyrektor generalny prywatnej agencji wywiadowczej Stratfor, już dawno postawił tezę, że kraje bałtyckie, w tym Łotwa, mają do odegrania kluczową rolę w ograniczaniu wpływów rosyjskich w Europie Środkowej i Wschodniej. W wydanej w 2015 roku książce „Flashpoints: The Emerging Crisis in Europe”, ten amerykański politolog przekonywał, że właśnie w tym kraju dojść może do sytuacji wybuchowej, do pojawienia się zapalnika konfliktu na większą skalę. W raporcie doradzającej w sprawach strategicznych Waszyngtonowi RAND Corporation wydanym w 2019 roku autorzy przekonują, że Łotwa powinna przygotowywać się do konfrontacji z Rosją na wszystkich możliwych płaszczyznach.

Władze łotewskie, zgodnie z amerykańskimi instrukcjami, zwiększyły wydatki na obronność do 2,1% PKB i utworzyły strukturę masowej mobilizacji na wzór obrony terytorialnej. Nowy, chwalony za oceanem model systemu obronnego Łotwy ma, zgodnie ze strategią przyjętą w 2016 roku i niedawno nieznacznie tylko znowelizowaną, opierać się na siedmiu filarach: potencjale militarnym, partnerstwie publiczno-prywatnym, edukacji, obronie cywilnej, komunikacji strategicznej, odporności gospodarczej i wytrzymałości psychicznej. Tak szerokie zakreślenie dziedziny oznacza praktyczną militaryzację większości sfer życia. Uwieńczeniem tego militarystycznego programu było sprowadzenie na Łotwę baz żołnierzy amerykańskich, a także sił zbrojnych innych krajów członkowskich NATO, w tym w szczególności Kanady. Latem tego roku łotewski wicepremier i minister obrony Artis Pabriks, podczas konferencji w Brookings Institution oświadczył: „Jesteśmy gotowi – i jest to oficjalne stanowisko – zainwestować w rozmieszczenie określonej liczby amerykańskich jednostek na naszej ziemi”. Na razie na Łotwie stacjonuje ok. 1500 obcych żołnierzy z państw NATO; obok 500 Kanadyjczyków, także Hiszpanie, Polacy, Włosi i Słowacy. Amerykanie z kolei wysłali tam siły powietrzne.

Podobnie jak w innych krajach regionu, Amerykanie czyszczą sobie pole do działań w bardzo różnych sferach. Niedawno doszło do spektakularnej akcji przeciwko do niedawna drugiemu z największych banków na Łotwie ABLV. Bank ten obsługiwał klientów z różnych krajów obszaru poradzieckiego, w tym z Rosji. Początkowo objęty został amerykańskimi sankcjami, następnie działaniami prokuratury i służb antykorupcyjnych, a na koniec doprowadzono do postawienia go w stan likwidacji. Cała procedura odbywała się pod kontrolą amerykańskiego Departamentu Skarbu. Wkrótce porozumienie z tym zagranicznym resortem podpisali, stawiając się u ambasadora Stanów Zjednoczonych w Rydze Johna Carwile’a, szefowa łotewskiego Wydziału Wywiadu Finansowego Ilse Znotina i minister finansów Janis Reirs. Zakłada ono, że Waszyngton świadczyć będzie Łotyszom „pomoc techniczną” w walce z praniem brudnych pieniędzy. W rzeczywistości jednak większość analityków przewiduje, że jest to preludium do postawienia w stan likwidacji lub przejęcia tych instytucji bankowych, które prowadzą interesy z obywatelami i podmiotami rosyjskimi. Nietrudno się domyślić, że jest to krok o charakterze wyłącznie politycznym, zmierzający do wyparcia inwestycji kapitału pochodzącego z Federacji Rosyjskiej z Łotwy. Warto przypomnieć, że gospodarka łotewska, od lat opierająca się na tranzycie i handlu z Rosją, już kilka lat temu przeżyła potężny cios związany z sankcjami unijnymi wobec Moskwy. Kolejnym ciosem dla niej było niedawne odcięcie się – wraz z Polską, Litwą i Estonią – od współpracy z Białorusią. Obszar potencjalnego konfliktu uwolnić jednak należy przed jego rozpoczęciem od dostępu do operacji finansowych prowadzonych przez podmioty związane z przeciwnikiem. To zatem kolejne z działań wskazujące na traktowanie terytorium Łotwy jako co najmniej poligonu dla przyszłej konfrontacji.

Istotnym obszarem, na którym dochodzi do konsekwentnego przygotowywania przedpola przyszłego konfliktu, jest przestrzeń informacyjna. Od lat władze łotewskie konsekwentnie dążą do eliminacji wszystkich treści niezgodnych z atlantycką orientacją ich polityki zagranicznej i obronnej. W tym celu aktywne działania podjęła Służba Bezpieczeństwa Państwa (VDD), dokonująca regularnych zatrzymań i przeszukań u dziennikarzy, korespondentów i publicystów mediów związanych z kapitałem rosyjskim. Metody działań są różne. 3 grudnia łotewska bezpieka wtargnęła do mieszkań siedmiu osób współpracujących z portalem baltnews.lv i miejscowym wydaniem portalu Sputnik. Zarzucono im, że prowadzą interesy z osobą znajdującą się na unijnej liście Rosjan objętych sankcjami.

Chodziło o dyrektora holdingu Międzynarodowej Agencji Informacyjnej „Rossija Siewodnia” Dmitrija Kisielowa. Nikt nie zwrócił przy tym uwagi, że zatrzymani nie współdziałali z Kisielowem jako osobą fizyczną, lecz z firmą, wobec której nie obowiązują żadne sankcje, której dyrektor jest po prostu jej pracownikiem nie mającym żadnych w niej udziałów. Jak podkreśla sekretarz Związku Dziennikarzy Rosji Timur Szafir, celem tych działań jest „ostateczne wyeliminowanie nie tylko mediów rosyjskojęzycznych, jak to było na pierwszym etapie, lecz po prostu rosyjskich, które prezentują odmienną ocenę problematyki stosunków Rosji z Unią Europejską i działań wobec ludności rosyjskojęzycznej w krajach bałtyckich. Dotyczy to wszystkich mediów rosyjskich, tak RT, jak Sputnika i innych, a skończy się dopiero wtedy, gdy wszystkie rosyjskie media zrezygnują z działalności w regionie bałtyckim”. Poza stosowaniem metod policyjno-prokuratorskich wobec dziennikarzy i autorów, państwowy regulator rynku mediów elektronicznych coraz częściej podejmuje nieuzasadnione z punktu widzenia prawa kroki w kierunku likwidacji zasięgu rosyjskich stacji telewizyjnych i radiowych na Łotwie.

Alternatywne poglądy eliminowane są też dość konsekwentnie z przestrzeni politycznej. Liczące się przez lata, będące pierwszą siłą w systemie partyjnym ugrupowanie byłego mera stołecznej Rygi Nilsa Uszakovsa, Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda”, jest poddawane nieprzerwanie izolacji przez pozostałe partie, choć regularnie wygrywa wybory. Jego pozycję dodatkowo osłabia spadek zaufania wśród wyborców mniejszości językowych i narodowych spowodowany m.in. prokurowanymi przeciwko byłemu liderowi partii zarzutami natury korupcyjnej; sam Uszakovs schronił się przed tymi postępowaniami obejmując mandat posła do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku. Poza tą największą partią w łotewskim sejmie reprezentowane są głównie etnocentryczne ugrupowania prawicowe: m.in. znajdująca się w nieformalnej koalicji rządzącej partia „Za Ludzką Łotwę” (KPV LV), agrarystyczno-ekologiczny Związek Rolników i Zielonych (ZZS) oraz koalicyjne: Nowa Partia Konserwatywna (JKP), liberalna „Dla Rozwoju / Za!” (AP), konsewatywno-liberalna „Nowa Jedność” i skrajnie antyrosyjski, nacjonalistyczny Sojusz Narodowy, będący koalicją mniejszych ugrupowań i konsekwentnie dążący m.in. do likwidacji szkół, w których nauczanie odbywa się w języku mniejszości narodowych, przede wszystkim w rosyjskim.

Poza parlamentem znajduje się Rosyjski Sojusz Łotwy (LKS), na którego czele stoi od lat zasiadająca w PE Tatjana Żdanoka. Ugrupowanie to poddane jest nie tylko izolacji, jak „Zgoda”, lecz dodatkowo jego działacze są często ofiarami represji i działań ze strony służb specjalnych i organów ścigania, podlegają permanentnej kontroli i inwigilacji. Przepustką do łotewskiego systemu partyjnego na poziomie koalicyjnym, rządowym jest poprawna politycznie ideologia atlantyzmu lub euratlantyzmu. Inne ugrupowania wprawdzie istnieją, lecz w istocie walczą o przetrwanie i zmagają się z kolejnymi trudnościami stwarzanymi im przez państwo. Innym interesującym rysem łotewskiej polityki jest wyjątkowo liczna obecność wśród elit osób posiadających obywatelstwo i przez lata związanych z innymi krajami: obecny prezydent Egils Levits dużą część życia spędził w Niemczech, była prezydent Vaira Vike-Freiberga – w Kanadzie, wielu innych bezpośrednio po powrocie z tzw. Zachodu obejmowało stanowiska ministerialne i teki szefa rządu.

Konflikt, który rozważany jest w amerykańskich scenariuszach, ma się zatem rozegrać na tak uprzednio wyczyszczonym polu: militarnie, finansowo, informacyjnie i politycznie Łotwa ma być wolna od wszelkich oponentów, nawet tych potencjalnych. Z Łotwy do Sankt Petersburga odległość wynosi ok. 550 km, a do Moskwy ok. 700 km. Długość granicy łotewsko-rosyjskiej to nieco ponad 270 km; po stronie Federacji Rosyjskiej teren pograniczny znajduje się w całości w obwodzie pskowskim. Przebieg granicy odpowiada pochodzącej jeszcze z Średniowiecza linii granicznej między Liwonią a Republiką Pskowską. Obecny kształt terytorialny doprecyzowany został w łotewsko-rosyjskim traktacie ryskim z 1920 roku, stąd Ryga domagała się po rozpadzie Związku Radzieckiego oddania jej przygranicznego rejonu pytałowskiego, jednak ostatecznie pozostał on w granicach Federacji Rosyjskiej: obie strony ostatecznie uregulowały tą kwestię dopiero w traktacie granicznym z 2007 roku. Nie zapominajmy przy tym o bałtyckim wybrzeżu Łotwy: z punktu widzenia niektórych planów NATO przekształcenie Bałtyku w morze wewnętrzne tego bloku militarnego (za wyjątkiem wybrzeża rosyjskiego) ma być jednym ze strategicznych celów: stąd m.in. w ostatnim okresie próby wciągnięcia Finlandii i Szwecji do paktu.

Zapalnikiem ewentualnej konfrontacji ma się stać, rzecz jasna, konflikt etniczny, a ściślej: językowy, kulturowy, a nawet cywilizacyjny. Nie chodzi bowiem wyłącznie o prosty podział na Łotyszy i Rosjan na podstawie kryterium narodowości. Podziały przebiegają w poprzek tej linii różnicującej: zasadniczym kryterium jest bliskość językowa do świata rosyjskiego, lub do świata łotewsko-anglosaskiego. Prowadzi ona do powstania podziału socjopolitycznego i etnokulturowego przejawiającego się również w wykluczających się wzajemnie postawach politycznych. Należących do cywilizacji rosyjskiej mieszkańców Łotwy nikt nie zdoła przekonać do postawy antyrosyjskiej; podobnie, jak łotewskich nacjonalistów trudno byłoby przekonywać do przychylnej opinii na temat Moskwy. Ten trwały podział może być wykorzystany do wzniecenia konfliktu przez graczy zewnętrznych, przede wszystkim konfrontacyjnie nastawioną część elit władzy Stanów Zjednoczonych.

Wprawdzie odsetek osób deklarujących łotewską przynależność narodową systematycznie od upadku ZSRR rośnie i obecnie wynosi już ponad 60%, jednak w dalszym ciągu pozostali to przede wszystkich przedstawiciele tych mniejszości, którym bliżej jest do świata rosyjskiego, czy słowiańskiego niż formacji kulturowej ukształtowanej i dominującej wśród narodu tytularnego, stanowiącej swoistą syntezę bałtyckości, skandynawskości i protestantyzmu. Pozostali mieszkańcy Łotwy pochodzą z różnych narodów, co jest efektem nie tylko migracji czasów radzieckich, ale także wcześniejszych zawirowań historycznych: napływu osadników niemieckich, rosyjskich, białoruskich, ukraińskich, polskich (do 1772 roku Inflanty Polskie wchodziły w skład Rzeczypospolitej). Właśnie wśród liczącej ok. 50 tys. osób mniejszości polskiej dostrzec można wielowarstwowość fal migracyjnych: od ziemiaństwa w czasach przedrozbiorowych, poprzez międzywojennych robotników rolnych aż do polskich przybyszów z epoki radzieckiej. Ciekawe jest przy tym to, że większość Polaków – pomimo, że wielu z nich deklaruje wyznanie rzymskokatolickie – cywilizacyjnie bliższa jest świata rosyjskiego niż łotewskiego. Według przytaczanych przez dr Katarzynę Leśniewską-Napierałę z Uniwersytetu Łódzkiego badań, 57,7% tamtejszych przedstawicieli mniejszości polskiej na Łotwie deklaruje język rosyjski jako ojczysty, 19,7% uznaje za takowy język łotewski, a 19,4% – polski.

Duża część Polaków na Łotwie nie podziela polityki władz. Na zdjęciu polski przewodnik w Rydze

Skupiona przede wszystkim w Daugavpils (d. Dyneburg), okolicznych rejonach południowo-wschodniej części kraju oraz w Rydze społeczność polska we wspomnianym cywilizacyjnym podziale sytuuje się jednoznacznie bliżej Rosjan i innych narodów dawnego Związku Radzieckiego, tworząc z nimi dość spoisty blok słowiański, nie mający jednak odzwierciedlenia w systemie partyjnym, jak dzieje się to na sąsiedniej Litwie. Dodatkowym punktem zapalnym w społeczeństwie łotewskim jest fakt, iż 10,4% jej ludności …nie ma łotewskiego obywatelstwa, ani obywatelstwa żadnego innego kraju. To efekt wykluczającej, skrajnej polityki wewnętrznej i językowej, zgodnie z którą ludność napływowa z czasów ZSRR nie otrzymała automatycznie praw obywatelskich, lecz uzależniono ich przyznanie od zdania egzaminów ze znajomości języka państwowego. Na problem zwracała wielokrotnie uwagę Organizacja Narodów Zjednoczonych i inne struktury międzynarodowe, uznając tą sytuację za rażące naruszenie praw człowieka.

Władze łotewskie, z błogosławieństwem, a może nawet z inspiracji prących do konfrontacji Amerykanów, prowadzą politykę nastawioną na eliminację wpływów świata rosyjskiego ze wszystkich sfer życia. Pisze o tym m.in. dr Władislaw Worotnikow z Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO), który wydał niedawno monografię poświęconą ocenie skuteczności tzw. miękkiej siły Rosji w krajach bałtyckich. Zauważa on, że elity polityczne Łotwy formułują następujące tezy na temat obecności rosyjskiej w ich kraju: – „rosyjskie ujęcie ‘miękkiej siły’ i jej mechanizmów działania różni się od powszechnie przyjętego przez społeczność badaczy i praktykę polityczną czołowych krajów Zachodu; – wykorzystywanie ‘miękkiej siły’ uznaje się za jedną z form ‘agresji niezbrojnej’ i stanowi element wspólnej polityki w stosunku do krajów bałtyckich, nakierowanej na kwestionowanie ich politycznego, gospodarczego i cywilizacyjnego wyboru, którego nieuniknioność budzi nadal wątpliwości w związku z infrastrukturalną zależnością od ‘byłego imperium’ oraz zachowania kultury politycznej i biznesowej z poprzedniej epoki; – ‘miękka siła’ Rosji oddziaływuje na kraje bałtyckie poprzez politykę wobec mniejszości rosyjskiej realizowaną przez wyspecjalizowane rosyjskie agendy państwowe i organizacje pozarządowe finansowane ze środków budżetowych, organizujące struktury sieciowe, przede wszystkich w sferze kulturalnej; przez rosyjskie kanały telewizyjne i rozgłośnie radiowe; przez wpływy kulturowe (przekazujące inny dyskurs na temat trudnych kwestii wspólnej historii XX wieku i stymulujące nostalgię za czasami radzieckimi oraz dobrobytem tamtej epoki)”.

Rosyjski badacz słusznie zauważa, że oddziaływanie na tych wszystkich płaszczyznach byłoby niemożliwe bez znajomości języka rosyjskiego. Dlatego głównym celem polityki edukacyjnej, informacyjnej i administracyjnej władz Łotwy pozostaje redukcja znaczenia tego języka, którego znajomość nie jest uznawana za dodatkowy atut, lecz raczej za relikt poprzedniej epoki, który należy wyeliminować poprzez likwidację jego nauczania w szkołach i zastępowanie go w pierwszej kolejności językiem angielskim. Czuwają nad tym struktury, które w normalnych warunkach w większości państw nie zajmują się sferą tzw. miękkiej siły: służby specjalne i kontrwywiad. W efekcie pojawiają się głośne przypadki prześladowań przybierających niejednokrotnie wyjątkowo absurdalny charakter, jak choćby nękanie prof. Aleksandra Gaponienko, Władimira Lindermana czy Jurija Aleksiejewa.

Łotwa jest laboratorium potencjalnego ogniska konfliktu, który może, ale nie musi wybuchnąć. Na razie „jastrzębie” z NATO próbują rękoma swoich miejscowych sojuszników z jednej strony dokonywać kulturowej, cywilizacyjnej, ekonomicznej i politycznej czystki w tym niewielkim państwie. Jednocześnie testują wytrzymałość kilkudziesięciu procent mieszkańców kraju, która w każdej chwili może się skończyć. Jeśli stanie się to w okresie kolejnego napięcia międzyblokowego, sytuacja na Łotwie może stać się casus belli dla co najmniej jednej ze stron. Ucierpi na tym nie tylko mniejszość polska, równie zagrożona, jak łotewscy Rosjanie, ale również bezpieczeństwo nieodległej przecież Polski, która w ewentualny konflikt zostałaby z pewnością zaangażowana.

Mateusz Piskorski

fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 1-2 (3-10.01.2021)

 

 

Redakcja