HistoriaPublicystykaSkalski: Myśl piastowska nie jest komunistyczna

Redakcja3 godziny temu
Wspomoz Fundacje

Idea piastowska i powrót Polski na Ziemie Odzyskane nie powinny być instrumentalnie wykorzystywane do poprawy wizerunku Polski Ludowej.

Nie negując tego, że w okresie tym zachodziły także pozytywne i zgodne z interesem narodowym procesy, nie warto jednocześnie upatrywać źródeł wspomnianej idei właśnie w latach 1944-89. Jest to historyczne przekłamanie i zarazem niedźwiedzia przysługa oddawana odzyskanym dla polskości terenom.

Na wstępie warto uporządkować terminologię. Gdy mowa o Polsce Ludowej, to mamy na myśli okres w historii Polski po ustąpieniu okupacji niemieckiej i po ustanowieniu nowej władzy w granicach wyznaczonych przez zwycięskie w drugiej wojnie światowej mocarstwa. Symboliczną datą jest 22 lipca 1944, czyli ogłoszenie Manifestu PKWN. W grudniu 1989 roku okres ten kończy się wraz z przywróceniem nazwy państwa Rzeczpospolita Polska. Warto podkreślić, że po 1944 roku obowiązywała ona aż do wprowadzenia konstytucji z 1952 roku, zaś sam termin „Polska Ludowa” obejmuje zarazem szersze ramy czasowe, niż formalne istnienie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (1952-1989).

Gdy natomiast mowa o komunizmie, to odwołujemy się do konkretnej ideologii, w swoich głównych założeniach rewolucyjnej i opartej na kontestacji zastanej rzeczywistości poprzez radykalną zmianę stosunków własnościowych. Warto dodać, że mimo teoretycznie szlachetnych założeń („skok do królestwa wolności”), w praktyce jej realizacja wymagała poświęcenia życia tysięcy, jeśli nie milionów osób. Trudno zatem, mając tę świadomość, nie być antykomunistą – nieważne, czy jako prawicowiec czy lewicowiec. We współczesnej Polsce pojęcie antykomunizmu straciło wprawdzie swoje pierwotne znaczenie, utożsamiane jest bowiem z rusofobią bądź z całkowitą negacją wszystkiego, co nastąpiło w okresie Polski Ludowej. Ten chaos pojęciowy nie przeczy jednak temu, że antykomunizm to po prostu postawa człowieka rozumnego, będącego z przyczyn racjonalnych (i moralnych) w opozycji do ideologii i praktyki komunizmu.

Badania przedstawione przez profesora Andrzeja Saksona ujawniają tymczasem bardzo ciekawy fakt o współczesnych Ziemiach Odzyskanych. Otóż, Ziemie Odzyskane na swój sposób nie istnieją w sensie socjologicznym. Nie da się wyodrębnić tego obszaru jako całości od reszty kraju pod kątem różnych kryteriów, które bywają zróżnicowane bez względu na to, czy mówimy o terenach „starej Polski” czy ziemiach przyłączonych po wojnie. Przynależność konkretnego terytorium do ZO nie przesądza praktycznie o niczym, co by pozwoliło na stwierdzenie odrębności terenów poniemieckich. Byłoby to potwierdzenie – co słusznie zauważa dr Piskorski w tekście pt. Myśl piastowska nie może być antykomunistyczna – bogactwa i różnorodności rozmaitych części naszej ojczyzny. Różne są od siebie chociażby nie tylko Podkarpacie i Pomorze Zachodnie, ale też poszczególne obszary ZO między sobą.

Bardziej zaawansowana na Ziemiach Odzyskanych jest względem reszty kraju laicyzacja, co pod tym kątem akurat faktycznie zaważa na ich odrębności. Proces ten jednak zatacza coraz szersze kręgi i staje się ogólnopolskim, stąd różnice regionalne i tak się zacierają. Gdy jednak dr Piskorski pyta „czy to źle”, to odpowiedź jest oczywista choćby ze względu na tradycyjnie narodotwórczą rolę katolicyzmu. Jaka jest bowiem alternatywa? Ruchy ludności i późniejsze społeczeństwa typowo post-migracyjne na Ziemiach Odzyskanych nie sprzyjały zakorzenieniu, a tym samym ugruntowaniu wartości związanych z praktykowaną wiarą, jak miało to miejsce w „starej Polsce”. Jest to obiektywny fakt, którego źródeł dr Piskorski błędnie upatruje w polityce Stolicy Apostolskiej – zupełnie tak, jakby był to czynnik przesądzający o mniejszym zaangażowaniu w praktykowanie religii. Tymczasem był to co najwyżej jeden z wielu i to wcale nie pierwszorzędny czynnik decydujący o obliczu miejscowych społeczności. Co więcej, jak czytamy, „w czerwcu 1972 r. […] zakończył się okres tymczasowości polskich struktur kościelnych na tzw. [tak w oryg. – M.S.] Ziemiach Odzyskanych” – pisze prof. Ryszard Gmyz (Episkopat wobec integralności ziem polskich po II wojnie światowej. Wybrane problemy z najnowszej literatury i źródeł, 2020). Jeszcze za PRL-u upłynęło więc wystarczająco dużo czasu, by oswoić się na miejscu z akceptacją zachodniej granicy Polski przez Stolicę Apostolską.

Niezbyt trafiona jest także krytyka pomników postaci zaliczanych do tzw. żołnierzy wyklętych na Ziemiach Odzyskanych. W ten sposób dr Piskorski różnicuje Ziemie Odzyskane i „starą Polskę”, jakby były to dwa różne kraje zasługujące na inne rodzaje pamięci. Jest dość oczywiste, że żołnierze wyklęci są czy też w zamierzeniu mają być upamiętniani w różnych częściach kraju jako przejaw mitu ogólnopolskiego. „Czy to oni, jako ludzie kwestionujący cały ład powojenny, walczyli w jakikolwiek sposób o polskość tych miast?” – pyta dr Piskorski. Tymczasem chociażby jednym z postulatów Narodowych Sił Zbrojnych, a wcześniej Związku Jaszczurczego czy Narodowej Organizacji Wojskowej, było przyłączenie Prus Wschodnich w całości do Polski oraz oparcie granicy zachodniej o Odrę i Nysę Łużycką. Podobnie zachodnią granicę Rzeczypospolitej widziało też Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Żołnierze wyklęci w kwestii Ziem Odzyskanych od początku stali więc po właściwej stronie.

Tymczasem to właśnie komuniści w dużej mierze zaprzepaścili dorobek myśli zachodniej polskich narodowców, co konkludował chociażby w monografii Prusy Wschodnie w polskiej myśli politycznej 1864-1945 prof. Wojciech Wrzesiński (nota bene, członek PZPR od roku 1962). Polska Ludowa została zaś po prostu wolą zwycięskich mocarstw utworzona w określonych granicach, a negacja powojennych porządków w kraju przez żołnierzy wyklętych nie wynikała przecież z chęci zakwestionowania nowej granicy zachodniej, a już na pewno nie „stania po stronie Werwolfu”, jak pisze dr Piskorski. Jest to czysta złośliwość i nieuczciwość wobec ludzi, którzy mimo walki skazanej na klęskę byli Polsce oddani nie mniej, niż żołnierze Wojska Polskiego utworzonego w ZSRR. Doprawdy, był szereg innych powodów, by traktować powojenne porządki w Polsce (przynajmniej przed nastaniem stalinizmu w roku 1948) jako – nieporównanie mniej dotkliwą od niemieckiej, ale jednak – okupację. Doktrynalny „antywyklętyzm” dzieli krew polskiego żołnierza na lepszą i gorszą w stopniu nie mniejszym, niż idiotyczny „antykomunizm” odmawiający polskości żołnierzom Wojska Polskiego na Wschodzie.

Ponadto, nawet krytyczne spojrzenie na Polskę Ludową nie prowadzi do wniosku, że to neoliberalizm był jedyną drogą rozwoju dla kraju po roku 1989, a taki właśnie kolejny nieuprawniony wniosek płynie z tekstu dr. Piskorskiego. „Formacje uznawane za prawicowe”, o których pisze Autor, a które odpowiedzialne są za społeczno-gospodarczą degradację między innymi terenów po-PGR-owskich, nie są dla narodowców bohaterami ich romansu – nawet jeśli ci mają być krytyczni wobec Polski Ludowej. Kwestia ta jest daleka od zero-jedynkowej, a przecież budowa w poprzednim ustroju polskiego przemysłu to właśnie jedna z tych rzeczy, które należy uznać za udane nawet z perspektywy narodowca, endeka, prawicowca czy też po prostu człowieka uczciwego intelektualnie i rozumnego.

Wreszcie, dr Piskorski zdecydowanie przecenia czynnik lokalnej pamięci historycznej w dokonywaniu wyborów politycznych przez mieszkańców Ziem Odzyskanych. Neoliberalna „urawniłowka” III RP nie stawia przecież Polaków przed alternatywą: błądzący „antykomunizm” prawicy vs obiektywne spojrzenie na Polskę Ludową i tym samym umocnienie swej tożsamości. Celem twórców projektu III RP jest bowiem wynarodowienie Polaków jako takich i powodzenie tej operacji możemy obserwować właśnie na Ziemiach Odzyskanych, gdzie kosmopolityczne formacje liberalne uzyskują największe poparcie. Tam było łatwiej właśnie o tyle, że mamy do czynienia ze społeczeństwami post-imigracyjnymi, bardziej podatnymi na liberalną propagandę, choć – co warte uwagi – wcale nie mniej przywiązanymi do lokalnych ojczyzn niż mieszkańcy „starej Polski”. To prawda – jak pisze Autor – że „myśl piastowska XXI wieku albo obiektywnie oceni okres i dorobek PRL, albo nie będzie jej wcale”, ale wniosek ten dr Piskorski formułuje w formie osądu idącego zdecydowanie zbyt daleko. Sama myśl piastowska czy też zachodnia jest bowiem o wiele starsza od Polski Ludowej, a polskość istniejąca przez wieki na dzisiejszych Ziemiach Odzyskanych to właśnie ten narodowy mit, który może się mieć dobrze i bez odwołań do okresu 1944-89 w naszej historii. Jako naród nad Odrą, Nysą i Bałtykiem byliśmy, jesteśmy i – być może – mimo wszystko będziemy dłużej, niż istniała Polska Ludowa. Byliśmy też tam bowiem obecni także wiele wieków wcześniej. Nie jest więc tak, że bez Polski Ludowej historia Ziem Zachodnich i Północnych to czarna dziura. Patrzymy obiektywnie na ten okres w naszych dziejach, ale też nie odmawiajmy uczciwej oceny Ziemiom Odzyskanym i wszystkim tym, którzy szczerze pragnęli ich powrotu do Polski. Większość z nich była antykomunistami właśnie i – co może być dla niektórych szokiem – wcale nie chciała z tego powodu oddawać Niemcom Wrocławia czy Szczecina.

Marcin Skalski

Myśl Polska, nr 51-52 (21-28.12.2025)

 

Redakcja