Do Polski za sprawą kolejnych rządów POPiSu i ich przystawek wpuszczono kilka milionów Ukraińców, którzy przebywają w naszym kraju już parę lat. Dodatkowo obdarowaliśmy ich ogromem własnych zasobów wprost proporcjonalnym do polskich fobii, kompleksów, fantomowych historycznych mrzonek i geopolitycznej ignorancji.
Lada moment setki tysięcy jeśli nie miliony z nich mogą uzyskać polskie obywatelstwo. Będzie to scementowana wspólnie przeżytą wojenną bądź uchodźczą traumą dynamiczna mniejszość ludzi młodych w starzejącym się i schorowanym pod każdym względem polskim społeczeństwie. W ten sposób kolejne rządy zaprzepaściły to co w obszarze narodowościowym zyskaliśmy w 1945 r. Jeżeli chodzi o ukraińską mniejszość narodową nastąpiło coś co wydawało się niemożliwym do spełnienia koszmarem – powrót do stanu sprzed II wojny światowej, kiedy to stanowiła ona około 15% ludności II RP.
U zarania niepodległości Ukraińcy usiłowali zabrać Polakom Lwów i Przemyśl, dokonywali okrutnych mordów na polskiej ludności. Potem ich stosunek do ówczesnej Polski opierał się na przekonaniu, że są pod polską okupacją. Bojkotowali wybory, stosowali na dużą skalę terroryzm, współpracowali z niemieckim wywiadem, we wrześniu 1939 r. mordowali cofających się polskich żołnierzy, by następnie ukoronować kilkuwiekowe wspólne dzieje ludobójstwem setek tysięcy swoich polskich sąsiadów, a tego typu masowe i nieludzko okrutne mordy miały po ukraińskiej stronie długą tradycję. Dzisiaj na Ukrainie jak grzyby po deszczu wyrastają pomniki i inne formy gloryfikacji tamtych zbrodniarzy, stali się ikonami pop kultury, a pohańbione polskie ofiary nie mogą doczekać się pochówku.
Nie pierwszy to raz w historii kiedy Polacy sami sprowadzili do siebie obcych, którzy potem czekali tylko na okazję by nam szkodzić, przekształcić swój status z gości w gospodarzy albo wydzielić kawałek naszej ojczyzny jako własny. W wypadku Ukraińców jest to tym bardziej irytujące, że już raz związek z nimi poprzez Wielkie Księstwo Litewskie i Unię Lubelską okazał się jedną z najważniejszych przyczyn upadku naszego państwa w XVII i w XVIII wieku. Mechanizmy pomimo upływu wieków były zaskakująco podobne – terror, bunty i wojna domowa, prowokowanie i wciąganie Polski w nieswoje wojny oraz oligarchizacja ekonomiczna i w konsekwencji polityczna. Na naszych oczach dopisywany jest kolejny fatalny rozdział do „Dziejów głupoty w Polsce”. Powtarzalność tej sytuacji wskazuje, że jej przyczyny to nie tylko błędy w bieżącym myśleniu, ale wady głęboko zakorzenione w psychice, w modelach wychowania, w nieświadomości historycznej, w typie moralności, w rodzaju patriotyzmu, w postrzeganiu relacji z sąsiadami. Ich analiza to temat, który czeka na wieloaspektowe zbadanie.
Po 1989 r. ujawniły się i zaktywizowały, zahibernowane w okresie PRL siły reprezentujące ukraiński interes i ukraińską świadomość. Najczęściej są to mniej lub bardziej przyznający się do tego potomkowie przesiedleńców akcji Wisła. O tym jaka jest świadomość historyczno – polityczna, stosunek do polskości i polskich interesów mniejszości ukraińskiej w Polsce świadczą niedwuznacznie wypowiedzi jej liderów. Natalia Panczenko (na zdjęciu) reprezentująca stosunkowo nową falę ukraińskich przybyszy w Polsce najbardziej znana jest z wypowiedzi, w której groziła Polakom podpaleniami i zamachami, o ile nasz stosunek do Ukraińców nie będzie taki jak jej zdaniem być powinien. Tłumacząc się z tej wypowiedzi twierdziła, że chodziło jej nie o terroryzm ukraiński, ale o działania Polaków, którzy wedle jej opowieści po 2015 r. podpalali i obrzucali kamieniami ukraińskie sklepy. Strach pomyśleć co Panczenko opowiada o Polakach w czasie pobytu na zagranicznych stypendiach. Być może świat dowie się od niej rewelacji analogicznych do tych jakie rozpowszechniają o Polakach „badacze” pokroju Jana Tomasza Grossa czy Jana Grabowskiego. Zastanawiająca jest także jej deklarowana i wybiórcza niewiedza na temat historii. Pytana czy Bandera był zbrodniarzem odpowiedziała, że nie wie bo „nie jest historykiem” ale „wiedziała”, że w czasie mordów na Wołyniu był w niemieckim obozie koncentracyjnym (nie jako normalny więzień – przyp. O.S.) Panczenko nie wie także, czy Ukraińcy dokonali na Polakach ludobójstwa bo „nie jest ekspertem”, poza tym na Ukrainie nikt nie wie o Banderze i Wołyniu, bo nie uczyli tego w sowieckich szkołach. Pytanie dlaczego nadal nie uczą i czy nie widziała marszów upamiętniających tamtych zbrodniarzy? Mogła się także dowiedzieć czegoś na ten temat w Polsce, gdzie przebywa od 2009 r. a od dobrych kilku lat jest polską obywatelką.
Przypadek Mirosława Skórki
Jeszcze ciekawsze wypowiedzi pojawiły się w czasie wywiadu przeprowadzonego przez Panczenko z Prezesem Związku Ukraińców w Polsce Mirosławem Skórką, jaki ukazał się 30 października br. na kanale Ukrainer Q. Zdaniem lidera mniejszości ukraińskiej w Polsce rzeź wołyńska była zawiniona przez Polaków, którzy w Polsce niepodległej chcieli Ukraińców asymilować. Szczególnie złowrogi był zdaniem Skórki wpływ Romana Dmowskiego, bo ten narzucił Polakom niewłaściwy model patriotyzmu oparty o kryterium nacjonalistyczne i etniczne. W tym samym wywiadzie stwierdził, że polski patriota to „kibol i konfederata” a Panczenko dodała skwapliwie: „zwykle pijany” po czym zgodzili się, że „krzyczy coś tam przeciw Ukraińcom i Żydom, Polska dla Polaków i nie jest to patriota, ale debil, który biega z flagami i krzyżami.” Dostało się także Władysławowi Gomułce, który łączył socjalizm z nacjonalizmem i Prezydentowi Nawrockiemu, który powtarza karygodną narrację Dmowskiego. Rzeź wołyńska to zdaniem Skórki „nie historia, ale ideologia”. Na koniec Skórka pochwalił się siłą międzynarodowego lobby ukraińskiego, które inaczej niż Polacy ma swoją placówkę na Harvardzie, a w Kanadzie status taki sam jak potomkowie Brytyjczyków i Francuzów.
Mniejszość ukraińska w Polsce ma także wsparcie Unii Europejskiej, a części obecnej Polski takie jak Podlasie, Sanok, Chełm i Przemyśl to „integralna część ukraińskiej tożsamości i historii, a Przemyśl nawet bardziej niż Lwów.” Jest co najmniej zastanawiające, że w sytuacji kiedy wypowiedź Alice Weidel o NRD jako „Niemczech środkowych” wywołuje w Polsce oburzenie, w tym samym czasie takie wypowiedzi liderów przebywającej już na polskim terytorium mniejszości i rzeszy nowych przybyszy nie budzą zaniepokojenia i przechodzą w Polsce bez echa. Tym bardziej, że o ile wpływy jawnej mniejszości ukraińskiej były dotąd z uwagi na niewielką liczebność marginalne, to w obecnej sytuacji jej punkt widzenia zdominuje myślenie nowej, tym razem wielomilionowej fali. Taki jest zresztą cel prezesa Skórki, który w podsumowaniu wywiadu stwierdził, że najważniejsze dla niego jest by Ukraińcy w Polsce nie stali się Polakami, zapowiedział skupienie aktywności na młodym pokoleniu i zachęcił do wywierania presji na polskie szkoły aby zagościł w nich oficjalnie język ukraiński.
Tak myśląca mniejszość ukraińska to znakomita wyborcza baza i gleba dla stronnictwa politycznego, które można nazwać proukraińskim czy wręcz ukraińskim. Oprócz polityków o ukraińskich korzeniach dołączyli do niego powiązani z ukraińskimi oligarchami politycy mający na Ukrainie interesy ekonomiczne, związani z Ukrainkami, ciągle nie wyjaśniona jest sprawa afery podkarpackiej, a wszystko pławi się w oceanie politycznej i historycznej ignorancji oraz irracjonalnej i histerycznej polskiej rusofobii, które determinują działania polskiej klasy politycznej i medialnej. Dominacja stronnictwa ukraińskiego przejawia się nie tylko w coraz liczniejszej obecności jawnie proukraińskich czy wręcz ukraińskich polityków w najważniejszych organach państwa i instytucjach, ale przede wszystkim w całkowitym zdominowaniu narracji mającej masom Polaków wyjaśnić i wytłumaczyć, a w rzeczywistości narzucić i wmówić rzekomy sens obecnej sytuacji politycznej. Istnieje kilka głoszonych przez reprezentantów tego stronnictwa najważniejszych punktów – a w praktyce jawnych i często szokujących fałszów, które nawet łatwiej niż biografie czy interesy pozwalają zidentyfikować członków ukraińskiego stronnictwa w III RP.
Sześć ukraińskich kłamstw
1/ Kłamstwo pierwsze to wpajanie polskiemu społeczeństwu, że agresja rosyjska w lutym 2022 r. była albo rodzajem kaprysu demonicznego Putina albo zakodowanego w rosyjskiej tożsamości czy nawet w mongolskiej domieszce genetycznej imperatywu parcia na Zachód w celu zdobywania coraz to nowych terytoriów i podbijania coraz to nowych narodów. Tendencja ta ma w myśl jej głosicieli w jakiś szczególny sposób wyróżniać Rosjan od innych nacji. Takie infantylne niczym bajka dla niezbyt rozgarniętych dzieci przedstawienie przyczyn rozpoczęcia obecnej fazy wojny pomija zarówno wcześniejsze dzieje Rosji jak i podstawowe fakty historyczne z okresu ponad trzydziestu lat po rozpadzie ZSRR. Najważniejszym wyznacznikiem tego ostatniego okresu były granice nowo powstałego państwa ukraińskiego kreślone arbitralnie czy to w myśl internacjonalistycznej i w istocie antyrosyjskiej ideologii czy arbitralnej decyzji Ukraińca Nikity Chruszczowa. Najlepiej scharakteryzował ten problem nie kto inny niż Jerzy Giedroyć, który w 1991 r. w piśmie Kontynent zamieścił następującą wypowiedź: „Jeśli chodzi o Ukrainę, też należy liczyć się z tym, że znaczne jej połacie, zwłaszcza lewobrzeżnej, są w dużym stopniu zrusyfikowane. Dlatego też nalegaliśmy – i nasze oświadczenia w tej sprawie były drukowane w „Kontynencie” – żeby w tych sprawach zorganizować plebiscyt. Nie należy żądać, aby granice Ukrainy przebiegały tak, jak oni je sobie wyobrażają – jest to sprawa woli ludności. Istnieje cały szereg obwodów, które chcą należeć do Rosji, czują się związane z Rosją i to należy koniecznie uregulować.” Nic takiego nie nastąpiło. Jednak wyniki kolejnych wyborów pokazywały, że diagnozy Giedroycia były słuszne. Przedstawiciele oligarchicznych klanów, które zdominowały życie polityczne na Ukrainie uzyskiwali poparcie wyborcze w zależności od swojej geopolitycznej orientacji i pokrywało się ono z cywilizacyjno – językowo – geograficznym podziałem wskazanym przez wybitnego Polaka. Próbą uregulowania tej kwestii były porozumienia mińskie zakładające autonomię wschodnich obwodów, zostały jednak zawarte zbyt późno, bez dobrej wiary i w okolicznościach, które rozwiązanie konfliktu czyniły praktycznie niemożliwym. Wymagałoby to bowiem zarówno kultury politycznej pozwalającej działać z umiarem i na długą metę od samych Ukraińców jak i zgodnego działania mocarstw.
Zamiast tego mieliśmy do czynienia z bezprecedensową w cywilizowanym świecie dyskryminacją językową, religijną i narodowościową mniejszości zorientowanej na Rosję, cynicznie podsycaną i wykorzystywaną przez eksponentów atlantyckiego bieguna geopolitycznego. Symbolicznym odzwierciedleniem obu tych zjawisk w praktyce było rozdawanie przez amerykańską sekretarz stanu Viktorię Nuland ciasteczek nacjonalistycznym bojówkarzom w czasie kijowskiego majdanu i masakra bezbronnych zwolenników orientacji prorosyjskiej w Odessie. Ukraińscy nacjonaliści nie byli w stanie wyjść poza ramy swojej ideologii, a Zachód uznał, że nie musi respektować zasady niepodzielności bezpieczeństwa mówiącej o tym, że bezpieczeństwo jednego państwa nie może się budować kosztem bezpieczeństwa innych państw.
2/ Kłamstwo drugie głoszone przez stronnictwo ukraińskie w Polsce polega na przypisywaniu Rosji równie przyrodzonej jak rzekome parcie na zachód skłonności do „niedotrzymywania umów”. Najczęściej przywołuje się w tym kontekście memorandum budapesztańskie z 1994 r. o poszanowaniu i respektowaniu granic Ukrainy w zamian za przekazanie Rosji arsenału nuklearnego. Pomija się zupełnie kontekst i argumentację rosyjską, która odpowiada na te zarzuty przywołując wielokrotne zapewnienia składane przez przywódców Zachodu jeszcze Michaiłowi Gorbaczowowi o tym, że NATO nie będzie się rozszerzać na wschód. Potem nastąpiły agresja NATO na Jugosławię i inspirowany z zewnątrz rozpad tego państwa, popieranie separatyzmu i terroryzmu czeczeńskiego, uznanie niepodległości Kosowa, atak Gruzji na Osetię Południową i rosyjski kontyngent rozjemczy. Zachód dokonał też pod fałszywymi pretekstami agresji na tradycyjnych sojuszników Rosji na Bliskim Wschodzie i w północnej Afryce.
W takim kontekście międzynarodowym i w sytuacji prześladowania rosyjskiej mniejszości na Ukrainie, przy nawet minimalnej znajomości historii Zachodu twierdzenia o zasadniczej i typowo rosyjskiej skłonności do niedotrzymywania umów brzmią groteskowo. Rosja jest sygnatariuszem tysięcy porozumień międzynarodowych i ich sygnatariusze ani się na Rosję nie skarżą ani nie wzbraniają przed podpisywaniem kolejnych. Z kolei stosowana na ogromną skalę przez Zachód polityka sankcji i zamrażania aktywów jak najbardziej wyczerpuje cechy postępowania niezgodnego z zawartymi porozumieniami i burzącego międzynarodowe zaufanie.
3/ Trzeci fałsz stosowany przez stronnictwo ukraińskie z największą natarczywością głosi, że Rosja po pokonaniu Ukrainy zamierza zaatakować NATO i dojść nawet do Portugalii, a taka sytuacja oznacza, że „Ukraina walczy za nas” i ogromne nakłady jakie Polska ponosi żeby ją wspierać są inwestycją w nasze bezpieczeństwo. Te same kręgi głoszą jednocześnie, że Rosja przegrywa wojnę, że lada chwila się rozpadnie, a na froncie jedyne co jej się udaje to porywanie dzieci i bombardowanie obiektów cywilnych. Odkładając na bok wymogi propagandy w czasie wojny trzeba dodać, że nie kto inny niż sam Sekretarz generalny NATO Mark Rutte w listopadowym wystąpieniu br. wyliczał precyzyjnie przewagi państw sojuszu nad potencjałem rosyjskim, a sukcesy rosyjskie w ostatnich miesiącach dalekie są od decydujących i mających wymiar wykraczający poza naznaczone dużymi ofiarami zajmowanie kilku spornych obwodów. Jednak obok uderzającej sprzeczności w przytoczonej narracji nikt nie zadaje kluczowego dla analizy takiego scenariusza pytania o to, dlaczego Rosja miała by uderzać na Zachód przez Zadnieprze będąc obecna na granicy polsko – białoruskiej i w obwodzie kaliningradzkim, a przede wszystkim dlaczego nie zrobiła tego gdy na Ukrainie rządziła sprzyjająca Rosji Partia Regionów, która notabene szukała acz bez odzewu dróg do porozumienia z Polską jako przeciwwagi dla wpływów banderowskich.
4/ Fałsz czwarty łączy się z fałszem trzecim. Głosi on, że Ukraina „walczy za nas” nie tylko w sensie czysto militarnym, ale także „w obronie wspólnych wartości” jakie ponoć dzieli z Polską i z całym Zachodem. Koreluje to z jednoczesnym odczłowieczaniem Rosjan i kreowaniem Rosji na imperium zła, z którego to quasi religijnego oskarżenia wycofał się nawet Ronald Reagan. Tymczasem tezie o jakiejś zasadniczej i pozytywnej na korzyść Ukrainy różnicy z Rosją przeczą wszelkie liczby i obserwacje od statystyki morderstw, poprzez liczne powiązania oligarchów z obu krajów, gigantyczną korupcję, prześladowanie i mordowanie oponentów politycznych. Natomiast teza, że Polaków miałyby łączyć wspólne wartości z narodem gloryfikującymi banderowskich zwyrodnialców i odmawiającym ekshumacji ich polskich ofiar, zakrawa na szyderstwo i wiarę w hipotetyczną sytuację, w której Żydzi poczuwaliby się do duchowej wspólnoty z Niemcami, podczas gdy ci wznosili by pomniki Hitlera. Ostatnie skandale korupcyjne są tylko wierzchołkiem góry lodowej przykrywającym kłębowisko gangsterskich układów i interesów. W sytuacji ogromnego kryzysu Zachodu i analogicznych skandali w UE włączenie do niej takich struktur i mniejszości wychowanej w takim środowisku może tylko przyspieszyć katastrofę zachodniej Europy, wzmacniając destrukcyjne elementy jakie toczą nią samą. Być może na Kremlu „strzelałyby z tego powodu korki od szampana”.
5/ Fałsz piąty głosi, że rosyjska propaganda w dużej mierze kształtuje polskie myślenie, a jakiekolwiek wskazywanie na sprzeczne interesy Polski i Ukrainy czy mówienie prawdy o historii, to działanie pod jej wpływem. Panczenko, Arleta Bojke i dr Daniel Szeligowski z PISM w czasie debaty z Rafałem Otoka – Frąckiewiczem zapytani o rosyjskie media w Polsce umieli wymienić tylko nieistniejący od kilku lat Sputnik, po czym gładko przeszli do zagrożeń jakie dla słabych polskich umysłów niesie Internet ze swoją wolnością wypowiedzi i argumentacji. Tymczasem nawet pobieżna znajomość największych internetowych mediów nad Wisłą, popularność proukraińskich blogerów i historyków wskazuje, że teza o rosyjskiej propagandzie, która rzekomo dominuje w polskim internecie jest zupełnie fałszywa, jeśli nie absurdalna. Dlatego Polscy patrioci, którzy bronią polskich interesów i wartości nie spotykają się z argumentami, ale z wyzwiskami w rodzaju „pożyteczny dla Rosji idiota” albo „zdrajca”. Z tym brakiem argumentów współgra narastająca fala zastraszania i pełzającego quasi faszystowskiego terroru wobec osób i partii starających się bronić polskiego interesu – od aresztów za wpisy w internecie, poprzez zastraszanie właścicieli sal na spotkania, czy domaganie się delegalizacji partii reprezentujących stronnictwo polskie.
6/ Fałsz szósty, w którym pozostałe są zanurzone i na którym się opierają to tzw. wiedza wszystkich normalnych ludzi na temat historii relacji polsko – rosyjskich, na temat tego że „wiadomo”, że Rosja jest naszym wrogiem i to odwiecznym, a nie jak mówił na poprzednim etapie obecny szef MSZ „trudnym geopolitycznym rywalem”. To cały szereg fałszów i uproszczeń o odwiecznym rosyjskim imperializmie i „carskim ucisku”. Mamy tu do czynienia z paradoksem, w którym te same osoby krytykujące imperializm jako taki oraz utożsamiające Rosję z komunizmem posługują się stosunkowo nowym leninowskim wartościowaniem imperializmu jako wcielenia zła i ostatniego stadium kapitalizmu. Dochodzi do tego kompletne ignorowanie i lekceważenie rosyjskich gestów i inicjatyw po 1989 r. czego najlepszym przykładem jest postawa w sprawie Katynia i propozycja wspólnej uroczystości ku czci ofiar sowieckiego totalitaryzmu z udziałem Aleksandra Sołżenicyna i przywódców obu państw. Wszystkie te inicjatywy były odrzucane w sposób obraźliwy dla Rosjan przez stronę polską.
Póki nie jest za późno
Stronnictwo Ukraińskie w Polsce dzięki takiej narracji i takiemu klimatowi intelektualno – psychicznemu uzyskało bazę dla realizacji swoich celów politycznych. Najważniejszym z nich jest niedopuszczenie do normalizacji stosunków polsko – rosyjskich i narzucenie polskiej opinii publicznej „myślowo emocjonalnych gotowców” o rzekomej odwiecznej wrogości i trwającym ponoć stanie wojny z Rosją. Jednak ponieważ oczekujący latami na rutynowe zabiegi medyczne Polacy w 2025 r. mogliby nie uwierzyć, że to dlatego, że są na wojnie, to słowo wojna opatruje się coraz to nowymi przymiotnikami w rodzaju hybrydowej, informacyjnej, kognitywnej, a nawet dywersji dokonywanej przez Rosję, o czym świadczyć ma to, że nie dokonują jej Rosjanie tylko zwerbowani przez perfidnych Mongołów naiwni Ukraińcy. Drugi cel to wymuszenie jak najwyższych świadczeń czy to gospodarczych czy to militarnych, a najlepiej wciągnięcie Polski do wojny, o czym po zakończeniu swojej prezydentury z rozbrajającą dezynwolturą poinformował Andrzej Duda, ale jego wyznanie zostało w polskiej infosferze szybko zepchnięte na dalszy plan.
Zjawiska powyższe świadczą, że o ile nie dojdzie do masowej reemigracji Ukraińców z Polski to zakorzeni się nad Wisłą mniejszość, i stronnictwo polityczne mające własne, sprzeczne z polską racją stanu cele, a dodatkowo żywiące coś co w socjologii nazywa się złą wiarą polegającą na wypychaniu ze świadomości niewygodnych faktów z własnej historii i kultywowania resentymentu wobec gospodarzy. Prawidła geopolityki potwierdzone historią każą przewidywać, że stronnictwo ukraińskie będzie się orientować przede wszystkim na Niemcy czy to podpięte pod unijną gałąź globalizmu czy też na odrodzony niemiecki nacjonalizm. W połączeniu z siłą ukraińskiej armii, z niemieckimi zbrojeniami i napływem do polski ogromnych ukraińskich kapitałów zgromadzonych w wyniku korupcji stanowi to dla Polski egzystencjalne zagrożenie. Najwyższy czas zdać sobie z tego sprawę i pracować nad jego neutralizacją na wszystkich poziomach.
Olaf Swolkień
fot. wikipedia
Myśl Polska, nr 51-52 (21-28.12.2025)



