FelietonyPolskaKoniuszewski: Alternatywy

Redakcja1 godzinę temu
Wspomoz Fundacje

Wiadomo, że fikcje rządzą światem. Gdy patrzymy na globus, aż mieni się na nim od barw przeróżnych państw, ich stolic i prowincji. Mają one zawsze swoje rządy, hymny i armie. Najlepiej widać je podczas olimpiad. Niektóre wystawiają aż pięciu zawodników!

Przy bliższym wejrzeniu widzimy jednak, że ich siły zbrojne bywają operetkowe, administracja skorumpowana, zaś budżety w zasadzie szczątkowe. To w istocie państwa widma. Powiedziałbym tak: są, bo są, gdyż  powinny być! Gdybyśmy je chcieli jakoś pogrupować pod względem realnej siły i faktycznego międzynarodowego znaczenia, to okazałoby się, że na świecie jest zaledwie kilka imperiów. Do 10-15 organizmów, pragnących być uznane za struktury mocarstwowe i cała wielka reszta.

Nie wchodźmy dziś jednak w dalsze szczegóły i tym razem zatrzymajmy się tylko na Polsce. Jaki jest więc nasz status? Z całą pewnością Warszawa nie należy do tych dość ekskluzywnych klubów, które we wzajemnych relacjach na wiele mogą sobie pozwolić, ale również nie na wszystko. Każdy żyje w jakimś ograniczeniu. Są bowiem konteksty. Jeśli tak jest z imperiami i mocarstwami, to co dopiero z nami? Zwłaszcza, że nie można nas zaliczyć nawet do pierwszej grupy państw wasalnych. I ich nie ma przecież aż tak wiele. Nie pokazując tego palcem dodam, że do tej kategorii należą te narody, które dużo mimo wszystko mogą. A są to te, mające wystarczającą moc, by samemu wybrać sobie suwerena.

Nie ukrywajmy: to jest bardzo duża wartość. Jednak od 1939 roku nieosiągalna dla Polski. I nie chodzi tu o jakiś zarzut w stosunku do kierowników naszej polityki, ale stwierdzenie pewnej okoliczności, może nawet tak zwanej obiektywnej. Gdy całkiem na zimno przeanalizujemy naszą powstałą wówczas sytuację, to wyraźnie dostrzeżemy, jeśli zechcemy popatrzeć, że nasz wpływ na wybór już od początku nie liczył się. Decydowano za nas. Tak bowiem było w 1944 roku i tak też się stało w 1989 roku. Co więcej, należy całkiem trzeźwo zauważyć, że gdyby zaszły teraz podobne okoliczności, które wspomniałem w poprzednim zdaniu,  nasze strategiczne sprawy zostałyby przecież ułożone nie w Warszawie.

Czy Polska jednak może jakoś przygotować się na tę ewentualność i czy sami jesteśmy zdolni coś zmienić na naszą korzyść? Nie! Dlaczego? Moglibyśmy przecież podjąć jakąś istotną próbę poprawy swojego statusu w ramach  realnych możliwości? Jednak jest pierwszy podstawowy warunek: przede wszystkim trzeba dobrze rozeznać własną sytuację, pogodzić się z nią i działać zgodnie z wynikającymi z niej okolicznościami. A są one następujące. Na światowej arenie, a także i na europejskiej, wszelkie mocarstwa traktują Polskę tak jak i np. Czechy, Węgry, czy Rumunię, czyli jako typowe państwo środkowo – europejskie. Nie ma więc potrzeby – i to nawet najmniejszej – byśmy się zbytnio nadymali i puszyli. Po prostu nikt się na to nie nabierze. Co więcej: nie jest to nam potrzebne Niczego dobrego i trwałego nie przyniesie. Najlepszym przykładem są  nasze troski o Ukrainę. A jest to przecież państwo, które samo nie gra, lecz nim się gra. My staramy się siadać do stolika, ale w jakim charakterze? Szachiści i tak już przy nim są. Czyli została nam rola szachowej bierki i to niekoniecznie figury!

Antoni Koniuszewski

fot tapeteos.pl

Myśl Polska, nr 43-44 (26/10-2.11.2025)

Redakcja