PolskaPublicystykaŚwiatBieleń: Granice nie są przeznaczeniem

Redakcja2 godziny temu
Wspomoz Fundacje

Granice państw są świadectwem złożonego kształtowania się ludzkiego osadnictwa oraz zróżnicowania kulturowego i politycznej ekspansji. Jedne z nich sprzyjają naturalnym przepływom ludzi, dóbr i wartości, inne dławią wszelkie przepływy.

Najdłuższa z granic, między Stanami Zjednoczonymi a Kanadą, rozciągająca się od Arktyki po Pacyfik i od Pacyfiku po Ocean Atlantycki, licząca prawie 9 tys. km, jest przekraczana codziennie w różnych miejscach przez 300 tys. osób, a przewożony każdego dnia towar ma wartość ponad 1 mld dolarów. Odwrotność stanowią granice Izraela, Indii z Birmą (Mjanma), Tunezji z Libią, Arabii Saudyjskiej z Jemenem i in., gdzie blokady są naturalną formą ochrony. Ten zestaw granic uszczelnianych ze względów bezpieczeństwa i negowania racji sąsiada uzupełnia w ostatnich latach granica Polski z Białorusią.

Mimo nasycania granic politycznych ideologiczną wrogością, rzadko są one niewzruszonymi liniami. Stanowią raczej „porowate filtry”, przez które udaje się prowadzić w różnych formach wymianę (o różnym stopniu legalności). Zauważono, że wszelkie „mury”, począwszy od starożytnych wynalazków Wielkiego Muru Chińskiego i Wału Hadriana, po mur berliński, z czasem stają się jedynie atrakcjami turystycznymi i mają wartość historyczną.

Ludzka diaspora przez zdecydowanie większą część swojej historii organizowała się w podmioty o stale zmieniających się formach i rozmiarach. Wspólnoty polityczne, zwłaszcza miasta i imperia, przywiązywały większą wagę do tworzenia rozmaitych zależności, a nie ścisłego wyznaczania granic. Dopiero w XVII wieku, w wyniku wojny trzydziestoletniej, nastąpiło przejście od rozdrobnionej średniowiecznej „anarchii” do nowożytnego porządku opartego na suwerennych względem siebie państwach narodowych. W rzeczywistości nigdy wszystkie państwa nie osiągnęły tych cech, ale to właśnie w tym systemie, zwanym od  traktatu z 1648 roku westfalskim,  narodziło się przywiązanie ludzi do nienaruszalności granic politycznych.

Granice ponad wszystko

Jednocześnie już wtedy uświadomiono sobie, że nie ma bardziej konfliktogennego zjawiska niż granice terytorialne państw. Ludzie ginęli w ich obronie, a nierzadko w imię podboju nowych ziem przelewali krew, przechodząc do historii i legend jako zdobywcy i odkrywcy nowych terytoriów i nowych granic. Kolonializm rozszerzył podziały terytorialne na cały glob, ale bynajmniej nie przyczynił się do wyhamowania sporów granicznych. Będąca jego następstwem dekolonizacja zmiotła w XX stuleciu z powierzchni ziemi imperia kolonialne. Pozostawiła jednak wiele ludów w absurdalnych granicach, wyznaczonych arbitralnie przez kolonizatorów.

Granice państw wywierały i wywierają trwały wpływ na krajobraz kulturowo-etniczny danego obszaru. W przypadku Polski dwie odrębne orientacje geopolityczne – piastowska i jagiellońska – są ściśle związane z usytuowaniem przestrzennym, kierunkami ekspansji i tożsamością, warunkowanymi tzw. kresowością na zachodzie bądź wschodzie. To z powodu tych dwóch orientacji Polacy albo legitymizują istniejący stan posiadania, albo aspirują do swoistego rewizjonizmu, mniemając, że  mają do spełnienia jakąś misję cywilizacyjną.

Polska myśl polityczna na przestrzeni wielu stuleci dostrzegała w granicach państwa przede wszystkim  bariery przestrzenne (zapory) o znaczeniu strategicznym, psychologicznym, przyrodniczym, ekologicznym, infrastrukturalnym, etnograficznym, językowym, sanitarnym, ekonomicznym, migracyjnym czy ideologicznym (Stefan Kałuski, „Blizny historii. Geografia granic politycznych współczesnego świata”, Warszawa 2017). Co szczególnie ważne, zawsze starano się, aby wszystkie funkcje granicy regulowały przepisy prawne (zwłaszcza warunki przekraczania granicy i przewozu towarów). Zabezpieczenia traktatowe o charakterze dwu- czy wielostronnym nie zwalniały jednak władz państwowych z militarnej obrony granic.

W czasach dawnych, ale i współcześnie Rzeczpospolita Polska jest szczególnie przywiązana do gwarancji bezpieczeństwa granic przy pomocy oręża. Jest to wynik wielowiekowych starć z sąsiadami z zachodu i wschodu. Polska była często „bożym igrzyskiem” dla mocarstw ościennych, a wojny z udziałem Niemców, Rosjan, Szwedów, Kozaków, Turków i Tatarów, a nawet Węgrów tkwią głęboko w pamięci historycznej. Traumatyczne przesunięcia terytorialne w wyniku II wojny światowej determinują współczesny narodowy terytoriocentryzm („nie rzucim ziemi”) i zrytualizowaną sakralizację granic jako żywotnych barier ochronnych.

Dzisiejsza fortyfikacja granicy polsko-białoruskiej przypomina czasy konfrontacji zimnowojennej i generuje napięcia, których można byłoby uniknąć przy wykorzystaniu mądrej dyplomacji. Przewrażliwienie rządzących na tle zagrożeń wojennych ze strony Rosji powoduje, że pogranicze polsko-białoruskie i polsko-rosyjskie stało się niezwykle podatne na wszelkie formy prowokacji i zakłóceń (przypadkowych i intencjonalnych), wynikających nie tylko z koncentracji wojsk, ich manewrów i przemieszczeń, ale także z błędów percepcyjnych, psychozy wojennej i braku komunikacji.

Granice państwa są głęboko zakodowane w psychologii narodu, w jego topograficznej tożsamości, a nawet w mitologii narodowej. Przekraczanie granic państwowych, zwłaszcza rozdzielających skonfliktowane strony, wiąże się z negatywnymi emocjami i stresującymi przeżyciami. Na przejściach granicznych ciągle dochodzi do rozmaitych niespodziewanych zdarzeń, związanych  a to z obcesowym traktowaniem uczestników transgranicznego ruchu osobowego przez funkcjonariuszy granicznych, a to z poniżającymi praktykami kontroli celnej czy upokorzeń wynikających z warunków sanitarnych. Mimo „banalizacji” granic ze względu na ułatwienia komunikacyjne i masowy ruch turystyczny, „psychologia graniczna” w różnych częściach świata wymaga ciągle odporności, opanowania i powściągliwości.

Bariery psychologiczne odnoszą się do mentalności ludzi i są najczęściej przesycone subiektywnymi ocenami i odczuciami. Tymczasem bariery przyrodnicze (rzeki, jeziora, pasma górskie, pustynie i in.) oraz infrastrukturalne wymagają konsolidacji i koordynacji działań graniczących ze sobą państw, uzgodnień technicznych, zwłaszcza w transporcie kolejowym i lotniczym. Ponieważ każde państwo we współzależnym świecie funkcjonuje w dużej mierze dzięki wymianie międzynarodowej, zatem  granice państwowe siłą rzeczy są dopasowywane pod względem funkcjonalnym do potrzeb i interesów. Rozszerzają się i różnicują wskutek kolektywnej działalności w wymiarze ponadregionalnym i globalnym.

W niewoli dawnych doktryn

W Polsce brakuje myślenia przyszłościowego na temat globalnej cywilizacji sieciowej, w której tradycyjne granice narodowe i państwowe ustępują powiązaniom rozmaitych wspólnot (mocarstw, miast, korporacji), rywalizujących ze sobą o zasoby, rynki i łańcuchy dostaw. Globalna infrastruktura przestrzeni czyni przeznaczeniem nie wieczne podziały geograficzne, lecz dynamiczne powiązania strukturalne i funkcjonalne.  Zamiast anachronicznych zapór, murów i zasieków  granicznych ważniejsze stają się połączenia między punktami węzłowymi, które z angielska nazywa się hubami.  Mapy konektywnych korytarzy zastępują mapy ukazujące granice narodowe.

Do tego myślenia najszybciej dostosowują się wielkie potęgi, których kapitał i możliwości ekspansji wypełniają już dzisiaj kontynentalne strefy, stające się wewnętrznie zintegrowanymi megaregionami. Są nimi: Ameryka Północna, Ameryka Południowa, Europa, Afryka, Arabia, Azja Południowa i Azja Wschodnia.  Największe wyzwanie  stanowią obecnie Chiny, gdyż próbują one umocować swoje ogromne przepływy transkontynentalne w przestrzeni eurazjatyckiej. Finansowany przez nie Nowy Jedwabny Szlak jest największym skoordynowanym przedsięwzięciem infrastrukturalnym w dziejach. Gdyby nie obsesyjna rusofobia i ślepe podporządkowanie hegemonii amerykańskiej, Polska już dawno mogłaby się wpisać w podział wymiernych zysków z tranzytu.

Wizyta chińskiego ministra spraw zagranicznych Wang Yi w Polsce 15 września 2025 roku pokazała, jak ważne są obecnie konektywne układy, a nie tylko budowanie barier i zamykanie granic. Najgorsze w tym  jest to, że Polska w tradycyjnym stylu manipuluje granicą  jako bronią strategiczną wobec Rosji i Białorusi, ale także Chin, co odcina ją od korzyści, które przechodzą w ręce konkurencji niemieckiej i ukraińskiej. Te dwa państwa – Niemcy i Ukraina – stają się obecnie największymi rywalami Polski w konstruowaniu nowej mapy geopolitycznej, w której dostęp do łańcuchów dostaw będzie ważniejszy niż po zęby uzbrojona armia.

Otwieranie granic na różne kierunki pozwala optymalizować wykorzystanie atutów lokalizacji przestrzennej. Sprzyja dywersyfikacji źródeł importu oraz poszukiwaniu nowych rynków dla swojego eksportu. Rozumieją to doskonale nie tylko takie potęgi, jak USA czy Niemcy, ale także państwa małe, jak Węgry czy Słowacja. Takich państw jest znacznie więcej w ramach tzw. Globalnego Południa. Wyjdą one zwycięsko z obecnego zamętu na tle skonfliktowania Zachodu z Rosją. Odchodzą bowiem od sporów i konfliktów wokół granic na rzecz łączenia zasobów, komunikacji i rynków.

Nie bez powodów jeden z ministrów spraw zagranicznych Turcji Ahmet Davutoglu, dążąc do przebudowy myślenia strategicznego swojego państwa, zainspirował politykę zagraniczną dwoma postulatami: „zera problemów z sąsiadami” i „redukcji wrogów na rzecz mnożenia przyjaciół”. Przypomina to nieco słynne zawołanie niegdysiejszego prezydenta Finlandii, Urho Kekkonena: „nie szukajcie przyjaciół daleko, a wrogów blisko”. Finlandia  stała się obecnie państwem frontowym Zachodu wobec Rosji, ale Turcja pokazuje, jak można korzystać z towarowych połączeń kolejowych i samochodowych oraz ropo- i gazociągów dla umacniania pozycji strategicznego korytarza między Europą a Azją. To, co kiedyś było przyczyną problemów, dzięki mądrości politycznej i osiągnięciom technologicznym przekształcono w atut „transakcyjnej pomostowości”.

Orientacja na „geografię sąsiedztwa” w wielu miejscach na świecie jest determinowana przez problemy współpracy transgranicznej. Obecnie na plan pierwszy wysuwane są sprawy bezpieczeństwa (militarnego, migracyjnego, socjalnego itp.), ale przecież wspólne dla wielu stykających się ze sobą państw są kwestie degradacji i ochrony środowiska, usuwania skutków klęsk żywiołowych, zanieczyszczeń powietrza i wód powierzchniowych, dostępu do czystej wody, gospodarki turystycznej, zagrożeń epidemiologicznych czy niekontrolowanej proliferacji inwazyjnych gatunków flory i fauny.

Pogranicza inspirują do rozwoju wspólnych poszukiwań etnograficznych, językoznawczych, topograficznych czy geologicznych. Odkrywanie podobieństw, przenikanie wzajemne, dzielenie się zasobami, na przykład w dziedzinie energetyki czy sieci internetowej, tworzy podstawy do poszukiwań wspólnych wartości koegzystencjalnych i funkcjonalnych. Na tym tle tworzy się nowa geopolityka, której podstawą nie są zależności oparte na stosunku sił, lecz na komplementarności. To pokazuje nową filozofię ładu międzynarodowego. Unia Europejska nie jest w stanie wpisać się w ten nurt rozwoju, dlatego traci swoją globalną konkurencyjność i skazuje się na porażkę w konfrontacji tak z USA, Rosją, jak i Chinami.

Wydaje się, że najlepiej swoje przewagi w dziedzinie konektywności rozumieją Chiny. Stany Zjednoczone ciągle obstają przy swoim statusie hegemonicznym, opartym na potencjale i zasobach, dyktacie celnym i geostrategicznej superordynacji. Tymczasem ChRL stawia we współpracy z państwami BRICS+ czy Szanghajskiej Organizacji Współpracy na zbudowanie gęstej sieci połączeń, zgodnie z przekonaniem, że to one zapewnią największą zdolność wywierania nacisku na innych. Chiny, podobnie zresztą jak Rosja, stawiają na budowanie podstaw nowych współzależności w Afryce czy Ameryce Łacińskiej. Inwestycje w afrykańską infrastrukturę są wspomagane wsparciem dla miejscowych struktur politycznych, bez ingerowania w sprawy lokalnych reżimów. To oznacza, że misyjność czy krucjaty ideologiczne służą raczej eskalacji wrogości, a nie budowaniu pomostów ponad granicami. Najlepiej skomunikowane mocarstwa będą w stanie w przyszłości wywierać największy wpływ na procesy cywilizacyjne.

Na obszarze europejskim swoistym fenomenem stała się strefa Schengen, powołana do życia w 1985 roku (obecnie to 29 państw, w tym 4 spoza Unii Europejskiej), oznaczająca zniesienie wewnętrznych kontroli paszportowych. Przywracanie kontroli granicznej czy to w związku z pandemią covid-19, czy koniecznością walki z terroryzmem, albo w odpowiedzi na kryzys migracyjny, świadczy o tym, że geografia politycznych granic ciągle bierze górę nad procesami demograficznymi, ekologicznymi, technologicznymi, czy po prostu infrastrukturalnymi.

Jest to jednak finalna już faza geografii statycznej. Wypiera ją geografia dynamiczna. Podziały polityczno-strukturalne, umocowane  w systemach normatywnych, są zastępowane  przez układy funkcjonalne. Geografia polityczna, oparta na granicach państw, spełniała zawsze funkcje rozdzielające. Granice utrwalone w prawie międzynarodowym wyznaczały zakres przedmiotowy i zasięg przestrzenny władz państwowych. Obecnie geografia funkcjonalna, uwzględniająca złożoność infrastrukturalną świata, odsłania sieci powiązań, sprzyjających łączeniu, przenikaniu i współpracy. Polityczna odrębność przeobraża się w funkcjonalną współzależność. Wraz z własnością infrastruktury przekraczającej granice polityczne władza państw ulega rozproszeniu. Widać to choćby na przykładzie rurociągów transkontynentalnych w Eurazji.

Przestawienie myślenia na nowe granice, wyznaczane przez możliwości współpracy i wzajemnych powiązań nie oznacza zaniechania respektu dla  dotychczasowych granic politycznych, wyznaczonych kiedyś arbitralnie i jak w przypadku Polski, z udziałem zwycięskich w II wojnie światowej mocarstw, a nie z własnej woli. W mentalności Polaków  terytorium państwa pozostaje źródłem pewności i siły, choć tożsamość narodowa niekoniecznie pozostaje wobec państwa, kierowanego przez skłócone elity polityczne, głównym źródłem lojalności. Nie brakuje przecież spostrzeżeń i ostrzeżeń, że w razie jakiegoś międzynarodowego kryzysu, w którym zostanie uwikłana Polska, wielu rodaków wybierze raczej emigrację niż obronę swojej ojczyzny. Tak stało się już w masowej skali na Ukrainie.

Współczesny człowiek jest stale uzależniony od globalnej sieci dostaw. Powstały całe ekosystemy producentów, dystrybutorów i sprzedawców, dzięki którym rozmaite surowce czy substraty, w tym idee, są przekształcane w dobra i usługi, dostarczane ludziom w różnych częściach globu. To, jak silnie świat oparty jest na łańcuchach dostaw, po raz pierwszy na masową skalę uświadomiono sobie podczas pandemii koronawirusa. Zerwanie sieci transakcji czy zakłócenie relacji podaży i popytu na różne artykuły medyczne obnażyło dalekie odejście od niezależności państw. Powrót do jakiejkolwiek samowystarczalności okazał się niemożliwy, gdyż system globalnych transakcji stał się silniejszy od możliwości sprawczych podmiotów państwowych.

Izolacja Rosji

W tym kontekście warto spojrzeć na próby wyizolowania Rosji w systemie międzynarodowym, zwłaszcza jeśli chodzi o import surowców rosyjskich. Wszystkie sankcje i blokady na przepływ rosyjskiej ropy i gazu ziemnego okazały się nieszczelne. Szybko znaleziono alternatywne sposoby przesyłu, a dotychczasowych odbiorców zastąpili inni. A największym paradoksem jest to, że skonfliktowana z Rosją Ukraina także korzysta z rosyjskich nośników energii, kupując ją od pośredników, choćby od Węgier.

Nie ulega wątpliwości, że globalizacja i towarzyszące jej przepływy transgraniczne podważyły suwerenność terytorialną państw. Wojny i „krwawiące” granice obnażają dysfunkcjonalność geografii politycznej, opartej na mapie rywalizujących ze sobą państw. Konflikt rosyjsko-ukraiński i towarzyszący mu amok zbrojeniowy nie pozwalają dostrzec korzyści z demontażu granic w tradycyjnym ich rozumieniu. Jeśli istotą gospodarki kapitalistycznej jest ciągłe pomnażanie zysków, to nietrudno zauważyć, że redukowanie utrudnień na granicach prowadzi w naturalny sposób do intensyfikacji handlu i wzrostu globalnej wartości dóbr i usług.

W tym kontekście należy też spoglądać na presję migracyjną, przed którą nie ma odwrotu. Wpisanie ludzi do systemu popytu i podaży powoduje, że mimo licznych utrudnień trwają ich masowe przemieszczenia. I nie dotyczy to bynajmniej jedynie państw biednych. Także między krajami bogatej Północy występują migracje, które są reakcją na różne niedogodności. Może  wydawać się dziwne, że nawet Stany Zjednoczone, przyciągające miliony imigrantów,  dostarczają coraz większej liczby ekspatriantów.

W najbliższych dekadach ludzkość będzie funkcjonować wciąż jeszcze w obrębie nominalnych granic państwowych, ale ich funkcje barier ulegną rozmaitym modyfikacjom. Państwa nie są w stanie zmienić swojego położenia, ale intensywne procesy transgranicznej współpracy dają im szanse ucieczki od przeznaczenia, narzuconego przez geografię.

Prof. Stanisław Bieleń

Myśl Polska, nr 39-40 (28.09-5.10.2025)

Redakcja