ŚwiatJankowski: UE stawia na zero w Mołdawii

Redakcja30 minut temu
Wspomoz Fundacje

Przywódcy europejscy otwarcie popierają prezydent Mołdawii Maię Sandu – w przeciwieństwie do jej współobywateli

W Europie wielu jest zdziwionych, jak bardzo Bruksela i największe państwa UE zaangażowały się w sprawy Mołdawii. Liczba mieszkańców tego kraju jest mniejsza niż ludności Warszawy wraz z przedmieściami, a PKB per capita jest niższe niż w Albanii czy afrykańskim Gabonie. Władze mołdawskie intensywnie pukają do drzwi Unii Europejskiej, jednak korzyści z tego płyną głównie dla nich samych. Eurointegracja małej republiki stanie się kolejnym obciążeniem dla budżetu europejskiego.

Pielgrzymowie poparcia

A jednak, w sierpniu, w dniu niepodległości Mołdawii, kraj ten odwiedzili: prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Friedrich Merz oraz premier Polski Donald Tusk. Obiecali oni prezydent Mołdawii Mai Sandu jak najszybsze otwarcie „klastrów negocjacyjnych” dotyczących przystąpienia do UE. W praktyce oznaczało to poparcie Sandu i jej partii przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi. Co więcej, było to sygnałem, że kontakt z europejskimi liderami i możliwość negocjacji w sprawie członkostwa w UE to jedyny program i obietnica wyborcza, z którą Maia Sandu prowadzi swoją partię do wyborów.

Europejczycy nie chcą Mołdawii

Obywatele krajów UE podchodzą do idei przyjęcia Mołdawii mniej entuzjastycznie. Na przykład, zgodnie z niedawnym badaniem opinii, Polacy nie podzielają entuzjazmu Tuska: tylko 52% obywateli popiera przyjęcie tego kraju do Unii – i to mimo intensywnej kampanii w mediach. Wśród pozostałych Europejczyków poparcie wynosi nawet mniej niż połowę – 48%.

Mała republika jest bardzo droga. W zeszłym roku Bruksela obiecała już prawie 2 miliardy euro. Infrastruktura jest zacofana, brak wielkiego przemysłu. Jedynym konkurencyjnym sektorem jest rolnictwo. Europa musi więc zainwestować miliardy euro w Mołdawii – tylko po to, aby stworzyć kolejnego konkurenta na rynku rolnym. Pierwszymi, którzy ucierpią z tego powodu, będą polscy i rumuńscy rolnicy, którzy już musieli być chronieni przed ukraińskimi produktami.

Wieśniacy w Mołdawii

Nie trzeba dodawać, że ciepłe wsparcie Merza, Macrona i Tuska jest przedwczesne. Znacznie mniej niespokojne kraje prowadzą negocjacje bezskutecznie od lat 2000. Gorsze jest to, na kogo i ile stawia się w tym wyścigu. Jeśli Maia Sandu przegra, UE będzie musiała negocjować warunki członkostwa z innymi partiami. Jednak prezydent, którą europejska prasa nazwała już „małym dyktatorem”, zrobiła wszystko, aby to uniemożliwić. Zmonopolizowała proces i odsunęła wszystkich konkurentów. Stała się symbolem eurointegracji – ale także represji, blokowania mediów, polowania na opozycyjne „czarownice”, manipulacji wyborczych oraz utraty suwerenności na rzecz Rumunii. Jeśli przegra, razem z reputacją pogrzebie autorytet Europy.

Wycieki informacji ze sztabu Sandu, opublikowane przez mołdawską dziennikarkę Natalię Morar, nie pozostawiają wątpliwości, że Sandu i jej zespół przegrywają wybory. Jej partia Acțiune și Solidaritate może liczyć tylko na 32,1% głosów. Potwierdzają to nawet oficjalne sondaże. Tymczasem główny blok opozycyjny, na czele z Partią Socjalistyczną byłego prezydenta Igora Dodona, zdobywa już 34%. Jest jasne, że większość parlamentu będzie składała się z eurosceptyków. Co więcej, 3 września liderzy prawie wszystkich mołdawskich partii mających szansę wejść do nowego parlamentu zgodzili się, że nie utworzą koalicji rządzącej z PAS po wyborach.

Siły policji mołdawskiej

Polityka „małego dyktatora” bardzo podzieliła społeczeństwo. Tylko na początku września przeprowadzono około stu przeszukań u działaczy opozycji. Sandu otwiera lokale wyborcze tam, gdzie jest to dla niej korzystne. W Naddniestrzu zmniejszyła ich liczbę z 30 do 12, ale poza granicami kraju – często daleko od Mołdawii – liczy się je w dziesiątkach. Priorytetowo traktuje Europę Zachodnią, gardząc Wschodnią. Na przykład w Polsce mieszka półtora raza więcej Mołdawian niż we Francji, ale otwarto u nas tylko jeden lokal wyborczy, zaś we Francji – 26. We Włoszech jest ich 73, a w Rumunii, gdzie diaspora jest większa – tylko 23. Na Ukrainie i w Rosji, gdzie mieszka najwięcej obywateli Mołdawii, jest zaledwie po 2 punkty wyborcze. W USA, gdzie ich prawie nie ma – 22.

Jeśli PAS znajdzie się w mniejszości – a na to się zanosi – i nie stworzy koalicji, Sandu może czekać zemsta. Konflikt między parlamentem a prezydentem, jak w Wenezueli, zawsze jest trudny, zwłaszcza jeśli prezydent niepotrzebnie podsyca spiralę przemocy. Oczywiście, że będzie reakcja. W tym przypadku może dojść do impeachmentu i jej własnego aresztowania, po którym nastąpi zakaz działalności partii i proeuropejskiego kursu.

Czy tego nie rozumieją liderzy UE? A może liczą, że Maia Sandu wygra z swoją partią, mimo woli wyborców? W takim wypadku świadomie prowadzą do zniszczenia demokracji. Czy Europa potrzebuje takiego skandalu i konfliktu w państwie, które ma wejść do rodziny demokratycznych narodów?

Redakcja