FelietonyKoniuszewski: Żółty świat

Redakcja35 minut temu
Wspomoz Fundacje

Chiny są modne. Pekin to, Pekin tamto! Wszyscy się na nich znają. Samo Państwo Środka zachowuje się niezwykle uważnie i powściągliwie. Po tamtej stronie nie ma szału. Jest zaś napięta uwaga i głęboki namysł, osadzony w ich tak przecież długiej tradycji.

Przedstawiając problem w wersji uproszczonej – widzę to tak: ich obecne sukcesy przede wszystkim gospodarcze, w ślad za nimi i polityczne mogą wynikać jednak wyłącznie z powodów czysto rasowych. I to  z rasizmu, nie jakiegoś kulturowego, cywilizacyjnego, czy sytuacyjnego, ale wprost  rzekłbym nawet wyłącznie rasizmu biologicznego. O co chodzi? Niektórzy uczeni powiadają, że ich sukcesy to dzieło najstarszej cywilizacji świata, która jakoby trwa najdłużej w gronie innych i co najważniejsze nieprzerwanie. W jakimś stopniu z pewnością tak, lecz dzieje rozwoju wielokrotnie przerywano, niekiedy ich dorobek był systematycznie z furią i zawziętością niszczony.

Są również i tacy, którzy ich sukces pojmują jako zwieńczenie i podsumowanie. Wywodzą wszystko z ich systemów religijno-filozoficznych, bo właściwie tym są ich największe wierzenia: konfucjanizm, szintoizm oraz buddyzm. Owszem, są one zagadkowe dla nas. Duchowość ma swoje znaczenie i z pewnością ma swój wkład. Inaczej też niż np. chrześcijaństwo, w wielowiekowym procesie przydawania i odejmowania, w istocie nie zmieniają się. Katolicyzm zaś, a zwłaszcza nasze inne ryty podlegają o wiele większym przeistoczeniom. Europejska ciągłość cywilizacyjna  na ich tle, z pewnością, jest o wiele bardziej chybotliwa. Są również zwolennicy tezy, że rozwój jest  skutkiem chinocentryzmu o wielkim ideowym natężeniu, zaś  one same są właściwie wyspą. Tylko z pozoru można je uznać za składową część Eurazji. Na wschodzie potężny Pacyfik, na zachodnie góry i bezkresne pustynie, zaś na południu  dżungle oraz zabójczy klimat. Chiny to zatem oaza, choćby taka jak Wielka Brytania i Japonia. W dużym stopniu także Stany Zjednoczone. Wszystkie te wyjaśnienia są jednak niewystarczające. Moim zdaniem o wiele bardziej przekonujący jest argument, że rozwój Ludu Han przez wieki był głęboko organicystyczny. Kolonizacja nowych obszarów zawsze wiązana była z rolniczą ekspansją. Czyli podbój prowadzili przede wszystkim nie żołnierze,  lecz wieśniacy ze swoimi rodzinami.  Zostało to po wiekach powtórzone przez sekty protestanckie w Ameryce Północnej. To jednak nie wszystko.

Ze względu na uprawne systemy i posiadane narzędzia (głównie drewniane) niezbędny nakład pracy był porównywalny do wysiłku w systemie uprawy ogrodowo – warzywnej. To robi wrażenie, zatem ciężka praca, ogromny znój i wytrwałość. Wprost katorżnicze warunki życia. Ktoś by mimo to mógł zapytać: no i co z tego? W zasadzie nic, gdyby nie jedno: dlaczego w sam raz ci ludzie, w tym właśnie wyizolowanym miejscu i tak długo byli do tego zdolni? Darwiniści powiadają, chyba nawet z upodobaniem, że Han pochodzą od innej istoty niż ludzie białej rasy. Wynikać to ma z odkrycia na chińskich terenach kości i czaszek odmiennych niż te przypisywane poprzednikom Europejczyków. Miałoby to sens, gdyby zgodzić się z poglądem, że ludzie tam do dzisiaj są, gdzie zawsze byli. Znaczenie wędrówek ludów i innych przemieszczeń jest jakoby drugorzędne. Tak więc o końcowym sukcesie zdecydowały przymioty rasowe? No i tyle!

Antoni Koniuszewski

Myśl Polska, nr 19-20 (11-18.05.2025)

Redakcja