OpiniePolska„Repolonizacja gospodarki” według Tuska

Redakcja1 dzień temu
Wspomoz Fundacje

Przygotowuję się do świąt. Gdy skończę tę pisaninę mam zamiar wytrzepać dywan i wymyć okna. Wiem, że tego chciałaby mama. Mamy już nie ma i te święta będą pierwszymi w życiu, które spędzę zupełnie sam. Smutne, ale co robić. Trzeba przeżyć, żeby dożyć.

Zdarza się, że polityka wyrywa mnie z depresyjnego nastroju. Wybory prezydenckie nie budzą we mnie prawie żadnych emocji. Istotna będzie druga tura, a ja już na tym forum napisałem na kogo będę głosował. W tych wyborach towarzyszy mi przekonanie, że one niczego nie naprawią i nie poprawią. Mam skromną nadzieję, że nie będzie gorzej i choć trochę ograniczony będzie złodziejski system zarządzania państwem wprowadzony przez PiS.

To, co pobudziło moje emocje, to zapowiedź premiera Donalda Tuska o „repolonizacji gospodarki”. Od razu mówię, że się tego boję. Czyżby po działaniach prezydenta Donalda Trumpa nastała moda na renacjonalizacje gospodarek? Na przykład rząd Wielkiej Brytanii zapowiedział odkupienie koncernu „British Steel”, w którym chciano wygasić ostatnie na terenie Wielkiej Brytanii wielkie piece hutnicze. W Polsce premier Tusk zapowiedział ratowanie przez rząd spółki „Rafako”, która jest bankrutem. Ratunek ma polegać na przestawieniu produkcji na zbrojeniową. Już niedawno pisałem, że jeśli nie ma się zapewnionego zbytu za granicę, to przestawianie produkcji na zbrojeniową jest ekonomiczną drogą donikąd.

Premier Tusk na razie nie wyjaśnił co dokładnie rozumie przez polonizację gospodarki. Obawiam się, że będzie to upaństwawianie. Takie działania, powodowane doraźnymi potrzebami politycznymi, prowadził już PiS. Na przykładzie Huty Stalowa Wola mogę wykazać, że to upaństwawianie niczego pozytywnego pod względem gospodarczym nie przyniosło. Pisałem już o tym. Co więcej, już dawno powinien się tym zająć prokurator. Nie zajął się i po zapowiedzi Tuska, takie aferalnie niegospodarne „polonizowanie” pewnie nie będzie ścigane, a wręcz pokazywane jako patriotyczna działalność. W odróżnieniu ekonomicznego sensu tego – mówiąc wprost – gospodarczego sabotażu w żaden sposób nie da się wykazać. Z resztą czy jest jakieś państwowe przedsiębiorstwo zarządzane gospodarnie? Osiąganie zysku nie jest tu przesądzającym kryterium, ponieważ większość tych państwowych spółek w zasadzie nie ma konkurencji, więc z kosztami nie musi się liczyć. I w tym przypadku dobrym przykładem jest Huta Stalowa Wola.

Sądzę, że idea „polonizacji gospodarki” ma, mimo różnych obaw i złych doświadczeń, spory sens. Obawiam się jednak, że zarówno premier Tusk, jak i PiS – co już udowodnił – są odlegli od tego sensu. Mam na myśli obciążenie zagranicznego kapitału takimi zobowiązaniami, jakimi obciążony jest polski kapitał. W tej mierze można wymienić choćby postulowane od lat obciążenie podatkami zagranicznych sieci handlowych, dla których Polska jest bardzo atrakcyjnym miejscem do wyprowadzania niepodatkowanych zysków. Ponadto bardzo jestem ciekawy czy premier Tusk zdecyduje się, żeby amerykańskie koncerny informatyczne zaczęły płacić podatki od gigantycznych zysków z polskiego rynku. Rządy PiS-u w imię niedrażnienia „bezalternatywnego sojusznika” nie obciążały tych koncernów płaceniem podatków do polskiego budżetu.

I jeszcze jedno kryterium, które zweryfikuje, czy Tusk rzeczywiście myśli o polonizacji gospodarki. Chodzi o relacje gospodarcze z Ukrainą, które są po prostu skandalicznie niekorzystne dla Polski. Czy w tym przypadku dojdzie do głosu polski interes narodowy? Osobiście niestety bardzo wątpię.

Jeśli hasło polonizacji gospodarki brać poważnie, to upaństwawianie różnych jej gałęzi albo tylko poszczególnych przedsiębiorstw, jest bardzo wątpliwym działaniem. Jak pokazują liczne przykłady zyskują na tym głównie aparaty partyjne, różnego rodzaju karierowicze itp. itd. Mają do dyspozycji tysiące dobrze płatnych posad i prawie żadnej odpowiedzialności. I znowu Stalowa Wola może tu być niechlubnym przykładem. Tymczasem realizacja hasła polonizacji gospodarki powinna się zacząć od zrównania warunków funkcjonowania przedsiębiorstw z polskim kapitałem z tymi z zagranicznym kapitałem. Oczywiście polski kapitał jest po prostu dyskryminowany. I tu ponownie przykład ze Stalowej Woli. Otóż koreański koncern, który miał uruchomić fabrykę folii miedzianych, miał otrzymać dofinansowanie od polskiego rządu w wysokości ok. pół miliarda złotych. O ile wiem fabryka nie ruszy. Co z tym pół miliarda? Jestem przekonany, że gdyby wpompować te pieniądze w polskie firmy działające w Stalowej Woli, przyniosłoby to znakomite efekty. Wiem, co mówię. Od lat znam wielu stalowowolskich przedsiębiorców i orientuję się w barierach ograniczających rozwój ich firm. Gdyby mieli dostęp do takiego kapitału, skutkowałoby to unowocześnieniem produkcji, zwiększeniem zatrudnienia, a w kilku przypadkach wybiciem się na powstanie własnego produktu finalnego, bo taka produkcja generuje największe zyski.

To wszystko niby proste, ale od dziesięcioleci nie może się przebić i obrócić w konkretne rozwiązania prawne i ekonomiczne. Hasło o polonizacji gospodarki, kiedy z tego co polskie w tej gospodarce zostały resztki, niestety nie brzmią wiarygodnie. To musiałaby być prawdziwa rewolucja. Żaden rząd od 1989 roku nie był takim rewolucjonistą, a i chyba nie miał zamiaru. Jak zwykle w Polsce, jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie, czyli polonizacja gospodarki skończy się upaństwowieniem, co rzadko przynosi dobre efekty ekonomiczne, ale za to wzmacnia różne plagi niszczące gospodarkę.

Andrzej Szlęzak

Redakcja