Politycy, których aktywność wywołuje moje rozbawienie mają u mnie, jako karykaturzysty, plusy dodatnie. Jednym z liderów w rankingu polityków, którzy mnie rozśmieszają jest niezawodny Ryszard Petru.
Nie mam zamiaru przytaczać całego katalogu zabawnych sytuacji wykreowanych przez Petru, ale przypomnę jego kampanię na rzecz przywrócenia handlu w niedziele w czasach liderowania „Nowoczesną”. Żeby swoje działania poprzeć konkretnym argumentem przemawiającym za niedzielnym handlem, zaprosił znajomych dziennikarzy na wycieczkę do jednego z miast niemieckich, w którym zwiedzał kiedyś market pracujący w niedziele. Wyprawa przyciągnęła grupę dziennikarzy, którzy liczyli zapewne na hojność Petru w zaopatrzeniu wycieczki w znakomite niemieckie piwo. Jakież musiało być rozczarowanie gości naszego polityka, gdy na zamkniętych drzwiach marketu, ci co znali niemiecki, mogli przeczytać, że akurat tej niedzieli market zawiesił działalność handlową.
Nie wiem dlaczego, ale ta sytuacja skojarzyła mi się z filmowymi przygodami francuskiego komika Louisa de Funesa. Cenię francuskie poczucie humoru, a przy okazji mam pretekst do przejścia do innego polityka potrafiącego mnie rozbawić. Mam na myśli Emmanuela Macrona, jeszcze prezydenta Francji. Przypomnę. Macron, chcąc zmarginalizować rywalkę z prawej strony sceny politycznej Marine Le Pen, której Zjednoczenie Narodowe wygrało wybory w I turze w lipcu 2024, wymyślił intrygę w II turze wyborów parlamentarnych, która rzeczywiście osłabiła wynik wyborczy ZN w drugiej turze, przynosząc zwycięstwo reprezentantowi skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchonowi, i jednocześnie dając Marine Le Pen pozycję parlamentarnego języczka u wagi, recenzenta działań rządu powołanego przez Macrona, od głosu której zależą losy ustaw wprowadzanych przez Macrona. Taka sytuacja jest idealna dla prowadzenia długiej kampanii prezydenckiej przez kandydata Zjednoczenie Narodowego, niezależnie czy będzie to Marine Le Pen, czy Jordana Bardella. Zanim zajmę się następnymi działaniami Macrona myślę, że zasługuje on na honorowy tytuł: „Emmanuel Macron francuskim Ryszardem Petru”
Macron konkuruje także ze Starmerem o to kto w „koalicji chętnych” jest bardziej chętny. Starmer wykazuje się iście brytyjską zdolnością do intryg, podpuszcza Macrona, sugerując mu, żeby się starał zostać negocjatorem porozumień rosyjsko-ukraińskich pod wyłącznymi auspicjami Trumpa. Sam Starmer, który ma podpisaną umowę z Zełenskim na 100 lat eksploatacji ukraińskich bogactw naturalnych nie ma zamiaru drażnić Trumpa, wkładając palec między drzwi sali negocjacyjnej. Macron do tego aż się pcha, podpuszczany także przez Zełenskiego, dla którego każdy pretekst do przedłużenia negocjacji pokojowych jest dobry, gdyż przedłuża jego sprawienie wrażenia bycia przeterminowanym prezydentem. Putin po doświadczeniu udziału Macrona w porozumieniu Mińsk 2, które okazało się grą na danie Ukrainie czasu na militarne przygotowanie do zaatakowania i odbicia Krymu i zbuntowanych obwodów Ługańskiego i Donieckiego, w żadnym wypadku nie zgodzi się na dopuszczenie Macrona do stołu negocjacyjnego, nawet w roli milczącego obserwatora.
Nawiązując do mody na przypisywanie różnym politykom odniesień do innych polityków, przeczytałem w interesującej analizie sytuacji w Polsce autorstwa Andrew Korybko, amerykańskiego analityka, mieszkającego w Moskwie, gdzie określa Mentzena jako polskiego Trumpa. Przygotowuję odpowiedź Andrew Korybko. W Polsce jest inny polityk, z którego programu Trump czerpie inspiracje wydając rozporządzenia. Rezygnacja z Porozumień Paryskich, wycofanie z WHO, uznanie, że są tylko dwie płcie, czy wycofanie militarnego zaangażowania w wojnę na Ukrainie, to wszystko są punkty programu Grzegorza Brauna. Tak więc, panie Korybko, śmiało może pan teraz pisać: Donald Trump amerykańskim Grzegorzem Braunem. Szczęść Boże!
Jacek Frankowski
fot. profil X E. Macrona
Myśl Polska, nr 15-16 (13-20.04.2025)