OpiniePolskaŚwiatWojna jest nieuchronna?

Redakcja3 dni temu
Wspomoz Fundacje

Tak twierdzą prominentni polscy politycy, publicyści, wojskowi. Wojna oczywiście z Rosją. Jedni mówią, że mamy dwa-trzy lata, inni są bardziej „optymistyczni”, mamy ponoć nawet pięć-dziesięć lat. Na jakich przesłankach opierają swoje kasandryczne przepowiednie?

Przede wszystkim powtarzają „toczka w toczkę” przekaz ukraińskiej propagandy, która od trzech lat wychodzi ze skóry, żeby przekonać zachodnich polityków i opinię publiczną, że „po nas, będziecie wy”, czyli mówiąc prościej – jeśli my przegramy, to Rosja pójdzie dalej na Zachód. Bracia Kliczko ujęli to tak: „Jeśli nam się nie uda, wy będziecie następni. Wiem, że to nieprzyjemne. Wiem, że to trudne; wiem, że to drogie. Ale to zapuka do waszych drzwi i będzie za późno”. Jaki jest cel tego typu przepowiedni? Ano taki, żeby Zachód, po pierwsze „nie porzucił Ukrainy”, po drugie, żeby faszerował ją bez końca pieniędzmi i bronią. Poniekąd jest to zrozumiałe – elity kijowskie walczą o przeżycie, może przecież nadejść taki czas, kiedy zwykli Ukraińcy zapytają – w imię czego nas w to wpakowaliście, w imię czego zginęło tylu ludzi?

W Polsce tubą tej propagandy jest Paweł Kowal, choć oczywiście nie tylko on. Ostatnio postawił taką „diagnozę”: „Ja jestem osobiście przekonany, że Putin nas zaatakuje. Niekoniecznie od razu kinetycznie rzuci się na Polskę, ale im bardziej będą postępowały rozmowy amerykańsko-rosyjskie, tym bardziej agresja Putina będzie skupiona na Polsce”. Wyczuwa się tu też pewną, być może uzasadnioną, obawę. Polska zbyt daleko posunęła się w swojej pomocy dla Ukrainy, przekroczyła wszelkie granice rozsądku, nie zachowała elementarnej ostrożności, tak jak Węgry czy Słowacja. Często sprawiała wrażenie bardziej ukraińskiej niż Ukraińcy. Dlaczego? Bo dla dużej części polskiej klasy politycznej wystarczającym powodem było to, że Ukraina walczy z Rosją, może nawet ją pokona. Decydujące było tu marzenie o zawaleniu się Rosji, jak pisał Roman Dmowski, nawet gdyby gruzy po jej upadku miały nas pogrzebać. Teraz jednak, kiedy rysuje się na horyzoncie perspektywa pokoju – strach okazuje się jeszcze większy. Tak, jest on częściowo uzasadniony. Ukraińcy (a nie tylko Putin) prędzej czy później, mogą nas właśnie oskarżyć o podżegactwo wojenne i świadome skazanie dziesiątków z nich na śmierć. Swego czasu nieżyjący już Jewgienij Prigożyn, mówił mniej więcej tak: Ukraińcy to tacy sami ludzie jak my, „ruskije ludi”, walczą po niewłaściwej stronie, bo zostali oszukani, ale przyjdzie czas, kiedy to zrozumieją i wtedy razem z nami ruszą przeciwko tym, którzy ich oszukali. Nieprawdopodobne? Oby.

Obowiązkiem każdej polskiej władzy jest obrona przede wszystkim własnego kraju i kierowanie się polskim interesem narodowym. Widać jasno, że po 2022, ale i wcześniej, takiej polityki na Wschodzie nie prowadzono, bo polityka wiecznej prowokacji wobec Rosji na każdym polu nie była polityką polską. Tym bardziej, że nie było żadnych racjonalnych przesłanek, by taką politykę prowadzić. Zamiast wyciągnąć wnioski, zamiast poprzeć wysiłki Donalda Trumpa, Warszawa serwuje nam Tarczę Wschód, budowę schronów, sojusz z agresywnymi krajami bałtyckimi, gigantyczne zbrojenia i perspektywę nieuchronnej wojny. To jest droga donikąd.

Jan Engelgard

Myśl Polska, nr 13-14 (30.03-6.04.2025)

Redakcja