PolskaŚwiatBp Stanisław Wielgus: Wiara nie jest przeżytkiem

Redakcja9 godzin temu
Wspomoz Fundacje

Tego, co stało się w Betlejem dwa tysiące lat temu, nie sposób ogarnąć ludzkim rozumem. Odwieczny Bóg wkroczył w czas, wkroczył w naturę, wkroczył w ludzką historię. Odwieczna Prawda stała się widzialna.

Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród ludzi. Narodził się Chrystus Zbawiciel świata. Przyszedł nieść ludziom zbawienie, pokój i radość. Ludziom ze wszystkich epok, ze wszystkich ras, krajów, stanów i narodowości. Stał się człowiekiem dla szczęśliwych i radujących się życiem, ale jeszcze bardziej dla nieszczęśliwych, płaczących i zrozpaczonych, dla zdrowych, ale jeszcze bardziej dla chorych; dla tych, którzy posiadają dom, rodzinę i zabezpieczoną egzystencję, ale jeszcze bardziej dla tych, którzy są bezdomni, bezrobotni, głodni i samotni. Przyszedł dla ludzi wolnych, ale jeszcze bardziej dla zniewolonych i prześladowanych.

To właśnie dlatego nie urodził się w królewskim pałacu, ale w takich warunkach, w jakich rodzili się wówczas nędzarze. Rozpoznali Go i złożyli Mu hołd biedni pasterze i prawdziwi mędrcy. Ówcześni władcy, bogacze, ludzie interesu i rzekomi urzędowi uczeni – ci wszyscy, których Pismo święte określa słowem „świat” – nie zdołali rozpoznać swego Zbawiciela. Zaślepieni żądzą władzy, chciwością i pychą, prześladowali Go przez całe życie, a w końcu przybili do krzyża.

Uczynili tak, ponieważ zaproponował im, ażeby zaczęli żyć inaczej. Uczynili tak, ponieważ wzywał ich do nawrócenia serc, do porzucenia grzechu. Nie mogli tego znieść. Dlatego Go odrzucili i zabili. Stąd ta przejmująca skarga w odczytanym przed chwilą Prologu Ewangelii św. Jana: Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do Swojej własności, a swoi Go nie przyjęli.

Przyjęli Go natomiast ci, którzy zapragnęli żyć inaczej. Żyć tak, jak do tej pory nikt nie żył. Miłując Boga i bliźnich. Wierząc w Niego i całym swoim życiem Go wielbiąc.

Z czym dziś narody chrześcijańskie wchodzą przez otwarte bramy naszych katedr w trzecie tysiąclecie? Na pewno z wielkim rozwojem cywilizacyjnym, technologicznym i naukowym. Na pewno z olbrzymim dorobkiem w dziedzinie sztuki i literatury. Na pewno z tradycją godnych najwyższej pochwały osiągnięć w zakresie miłosierdzia i praw człowieka.

Ale niestety także z rzeczywistością toczonych ciągle, również w tych dniach, imperialistycznych okrutnych wojen niszczących małe narody oraz z rzeczywistością ciągle trwających prześladowań – rasowych, narodowościowych, religijnych i społecznych. Ale niestety także z rozszerzającą się coraz bardziej cywilizacją śmierci i pogardy dla ludzkiej osoby, wyrażającą się szczególnie w postaci aborcji i eutanazji. Ale niestety z wołającą o pomstę do nieba niesprawiedliwością, w wyniku której bogaci coraz bardziej się bogacą, a biedni coraz bardziej biednieją; w wyniku której ludzie tracą pracę, tracą szansę jakiegokolwiek rozwoju, a nawet giną z głodu. Ale niestety także z coraz powszechniej rozgłaszanym przez ludzi relatywizmem poznawczym i moralnym, który odrzuca istnienie obiektywnej prawdy i obiektywnego dobra moralnego.

W wielu krajach, od wielu wieków chrześcijańskich, od ludzi głodujących, bezrobotnych, wyniszczonych przez choroby; do ludzi nienarodzonych jeszcze, do ludzi starych i nieuleczalnie chorych, bezbożni prawodawcy – występujący w imieniu egoistycznych partii i grup społecznych – wołają dziś tak, jak wołał ewangeliczny Oberżysta do Świętej Rodziny: „Nie ma dla was miejsca!”. W wielu współczesnych społeczeństwach, w książkach, mediach, na wykładach i w prywatnych rozmowach, stawiane jest retoryczne, pełne sceptycyzmu, Piłatowe pytanie: „A cóż to jest prawda? Czyż jest w ogóle możliwa jakaś pewna prawda? Czyż jest możliwa prawda, że istnieje Bóg? Że istnieje życie pozagrobowe? Że każdy człowiek będzie musiał stanąć przed Bożym Sądem, aby odpowiedzieć za wszystkie swoje czyny?

W wielu społeczeństwach, kształtowanych od setek lat przez zasady Ewangelii, dostrzec można proces odchodzenia ludzi od Boga i od chrześcijaństwa. Członkowie tych społeczeństw żyją jeszcze, choć niestety często już powierzchownie, dziedzictwem chrześcijaństwa. Przede wszystkim dziedzictwem w sferze tradycji, zewnętrznego obyczaju i folkloru, ale także, ciągle jeszcze, dziedzictwem w sferze moralnych pojęć i wartości, ukształtowanych przez chrześcijaństwo; takich na przykład wartości jak: nietykalność ludzkiej osoby, poszanowanie ludzkich praw, równouprawnienie, szacunek dla słowa, dochowywanie układów itd. To chrześcijańskie dziedzictwo jeszcze istnieje, lecz związek wielu ludzi z chrystianizmem jako religią, która głosi prawdę o Chrystusie Zbawicielu świata i o potrzebie nawrócenia ludzkich serc, słabnie, a religijne przekonania chrześcijan, w tym zwłaszcza katolików, przestają być brane pod uwagę w wielu prawodawstwach, kształtujących całe życie społeczne, a także moralne tych społeczeństw.

Jak w tej sytuacji ma żyć prawdziwy, tzn. wierzący głęboko w Chrystusa i Jego Dobrą Nowinę, chrześcijanin?

W żadnym wypadku nie wolno mu ulec fałszywej ideologii relatywizmu, tak powszechnie i natrętnie narzucanej przez różne ideologie. Nie wolno mu wyrzec się prawdy. Nie wolno mu uwierzyć w fałszywą tezę, że mocna wiara w Chrystusa i zachowywanie Jego przykazań w życiu jest staroświeckim przeżytkiem. Nie wolno mu zatracić różnicy między dobrem i złem. Nie wolno mu pozbyć się sumienia, które dobrze wie, co jest dobre a co złe, co należy czynić, a czego czynić nie wolno.

Jak mówi Ewangelia, „światła prawdy nie wolno chować pod korzec”. Nie wolno nam przestać głosić prawdy o Chrystusie, jak nas się próbuje niejednokrotnie do tego namówić, a nawet moralnie przymusić przy pomocy posądzeń o rzekomą nietolerancję. Do każdego ochrzczonego człowieka odnoszą się Chrystusowe słowa: „Idąc na cały świat nauczajcie wszystkie narody”. Każdy z nas ma świadczyć o Chrystusie.

Nie wszyscy mogą to czynić słowem wygłaszanym z ambony, drukowanym lub w inny sposób publikowanym. Wszyscy jednak mogą to czynić swoim życiem, zwłaszcza we własnej rodzinie, w pracy i w szkole; swoim codziennym postępowaniem – uczciwym i pełnym życzliwości dla bliźnich; postępowaniem zgodnym z chrześcijańskimi przykazaniami oraz ze znanymi każdemu, własnymi obowiązkami stanu i zawodu.

Gdybyśmy rzeczywiście nie wierzyli w to, że Chrystus, Syn Żywego Boga, jest Odwiecznym Słowem Bożym; w to, że przed dwoma tysiącami lat przyszedł na świat i wcielił się w ludzką naturę, aby jako Bóg-Człowiek zbawić ludzkość; w to, że Jego słowa zapisane w Piśmie świętym głoszą prawdę – to wówczas istotnie, całe chrześcijaństwo mogłoby być dla nas tylko obyczajem, tylko folklorem, tylko tradycją; a Boże Narodzenie tylko choinką, opłatkiem, prezentem świątecznym i kolędą, i niczym więcej.

Gdybyśmy rzeczywiście nie wierzyli w Chrystusa Boga-Człowieka, to istotnie mielibyśmy prawo, ocenić chrześcijaństwo (tak jak to czynią niereligijni historycy) wyłącznie z pozycji jego zasług dla rozwoju kultury europejskiej, nauki, sztuki, moralności, prawa itd., ale bez żadnego osobistego zaangażowania; ale tak, jak ocenialibyśmy jakąś inną, już przed tysiącami lat wymarłą cywilizację.

Tymczasem dla nas chrześcijaństwo jest życiem, ponieważ ciągle i na zawsze żyje w nim prawdziwy i żywy Bóg. I dlatego chrześcijaństwa nie można traktować jako pięknej, wspaniałej, ale martwej już tradycji. Ono jest żywe i ciągle rodzi nas do życia; do wiecznego, nieskończonego życia. I tylko jako takie nadaje obecnemu naszemu życiu – życiu w drodze – sens.

Dla martwej tradycji nie ma sensu ani żyć, ani pracować, ani się poświęcać, ani cierpieć, ani tym bardziej umierać. Tymczasem za Ewangelię i za wiarę Chrystusową poświęcali się, cierpieli, a nawet umierali niezliczeni męczennicy płoccy – Arcybiskup Nowowiejski i Biskup Wetmański, którzy zostali wyniesieni przez Kościół na ołtarze, aby nam pokazać jak żyje i jak umiera prawdziwy chrześcijanin.

Chrześcijaństwo nie jest tradycją, obyczajem i folklorem. Chrześcijaństwo to żywa, niezłomna wiara, przemieniająca świat i ludzkie serca. Chrystus nie powiedział o sobie: Ja jestem folklorem, zwyczajem i tradycją. Chrystus powiedział o sobie: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem.

Ulegające powtórnemu pogaństwu społeczeństwa, kierujące się wszelkiego rodzaju bezbożnymi ideologiami, odrzucają Boże przykazania, a w ich miejsce ustanawiają swoje, które w odróżnieniu od przykazań Bożych, pozwalają zabijać – narodzonych i nienarodzonych, pozwalają niszczyć rodziny i małżeństwa, pozwalają – w imię różnych wymyślonych teorii – nienawidzić i rabować, pozwalają na bałwochwalczy kult różnych wodzów oraz idoli, wprowadzany w miejsce kultu prawdziwego Boga, pozwalają – w imię niepohamowanej chciwości – niszczyć atmosferę dnia świętego itd.

Na tych nowych, bezbożnych przykazaniach nie da się zbudować szczęścia. One życiu ludzkiemu nie nadadzą sensu. Dramatyczna historia naszego stulecia, na którą składają się niestety, oprócz wspaniałych osiągnięć ludzkiego umysłu i ludzkiego serca, także zbrodnicze ideologie, wojny, obozy koncentracyjne i gułagi – potwierdza to wystarczająco dobitnie.

My chrześcijanie wierzymy, że dwa tysiące lat temu Chrystus wszedł w historię. Historia nie jest jednak abstraktem. Historia składa się z historii milionów poszczególnych ludzi. Jedną z tych historii jest twoja historia. To w twoją historię musi wejść Bóg. W innym wypadku Święta Bożego Narodzenia pozostaną dla ciebie czymś abstrakcyjnym i pustym.

Twoja historia to twoje życie, twoja praca, twoje troski, twoje tragedie, rozczarowania, błędy, choroby; ale także twoje radości i sukcesy; twoja dobra wola, ale i twoje słabości; otucha, dobroć i życzliwość, którą przynosisz innym, ale także odwaga do życia i dobroć, którą inni dają tobie. Tylko wtedy Święta Bożego Narodzenia przeżyjesz w radości jeśli to wszystko, co stanowi twoją historię, powierzysz Zbawicielowi, aby napełnił Cię takim pokojem i taką radością, których nie potrafi ci dać nikt inny.

W minioną świętą noc Narodzenia Pańskiego, wraz z otwarciem przez Ojca Świętego Drzwi Świętych w Bazylice św. Piotra w Watykanie, rozpoczął się Wielki Jubileusz Roku Dwutysięcznego. Owe drzwi – bazylik rzymskich i wszystkich katolickich bazylik oraz katedr całego świata – przez które wierni przechodzą dziś uroczyście pod przewodnictwem biskupów, są symbolem przejścia ludzkości w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa i symbolem przejścia świata grzechu w świat łaski, są aktem rozpoczęcia Wielkiego Jubileuszu Roku Dwutysięcznego.

Do żywego udziału w tym Jubileuszu, Kościół zaprasza wszystkich chrześcijan i wszystkich ludzi dobrej woli.

Zaprasza ich do modlitwy uwielbienia i dziękczynienia, zwłaszcza za dar Wcielenia Syna Bożego oraz za dar Odkupienia, dokonanego przez Niego. Zaprasza ich do dziękczynienia za wszelkie dobro, które spłynęło dzięki chrześcijaństwu na całą ludzkość, w tym także na naszą Ojczyznę w ciągu jej ponad tysiącletniego istnienia.

Osobom samotnym, bezrobotnym, zrozpaczonym, pozbawionym wszelkiej opieki, znajdującym się w trudnych warunkach życiowych, podeszłym wiekiem i chorym – życzę z całego serca, aby Chrystus, Książę Pokoju, Dobroci i Miłości – odmienił ich trudny los, aby otoczył ich swoją opieką, aby umocnił ich w chwilach cierpienia i troski i aby wlał w ich serca głębokie przekonanie, że zostali wezwani do wiecznego szczęścia. Amen.

  Bp Stanisław Wielgus

Katedra płocka, 25.12.1999 r.

Myśl Polska, nr 51-52 (15-29.12.2024)

Redakcja