OpinieRaz jeszcze o Moczulskim

Redakcja53 sekundy temu
Wspomoz Fundacje

1 lutego 1992 roku lider KPN Leszek Moczulski wygłosił w Sejmie RP przemówienie dotyczące Sprawozdania Sejmowej Komisji Sprawiedliwości oraz Komisji Ustawodawczej o poselskim projekcie uchwały w sprawie uznania decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego za nielegalny oraz powołania Komisji Nadzwyczajnej, która miałaby się zająć także kwestią zbadania podstaw prawnych jego wprowadzenia oraz przestępstw popełnionych przez władze PRL w czasie jego trwania. W trakcie swego przemówienia, w jego końcowej fazie lider KPN, postanowił, jak stwierdził rozszyfrować prawdziwe znaczenie skrótu rządzącej w PRL partii, której posłowie po układzie z Magdalenki, przemienili się w ciągu jednej nocy z komunistów w ,,europejską” lewicę.

Leszek Moczulski oznajmił wtedy, że PZPR znaczy dokładnie tyle co…Płatni Zdrajcy, Pachołki Rosji. Po czym dodał, że… Albo się panowie odetniecie od takiej przeszłości, albo nie dziwcie się, że nie będziemy wśród nas… widzieli dla was miejsca.

Nie mam zamiaru bronić tu komunistycznej wydmuszki o nazwie PZPR, ale gwoli zwykłej uczciwości, należy odnieść się do kwestii, praktycznie w ogóle nieznanej szerokiemu ogółowi polskiego społeczeństwa, a być może i dużej części samych, szeregowych członków KPN z tamtego okresu czasu, którzy w swoim przekonaniu, niczego nieświadomi, byli przeświadczeni, że wstępując w jej szeregi stali się członkami organizacji, która od czasu swego powstania 1 września 1979, była krystalicznie czystą i uczciwą wobec nich, w swoich zasadach agendą, której jedynym celem była walka o niepodległą, wolną i suwerenną Polskę. Jak było natomiast w rzeczywistości i komu, oraz na czyim ,,garnuszku” była i na czyjej krótkiej smyczy posłusznie była prowadzona tzw. Konfederacja Polski Niepodległej, i to od samego początku swego istnienia, niech przemówią fakty.

,,Dnia 23 sierpnia 1992 roku prezydent Leonid Krawczuk został prezydentem wszystkich Ukraińców. Tego dnia właśnie prezydent Ukrainy na uchodźctwie i główny ataman Ukraińskiej Republiki Ludowej Iwan Pławiuk, wręczył Krawczukowi dokument, w którym przywództwo emigracyjnego państwa przekazuje pełnię władzy w ręce wybranego przez cały naród w grudniu 1991 roku prezydenta Ukrainy.

Warto odnotować, że ten uroczysty akt odbył się krótko po mocno reklamowanym przez banderowców jubileuszu 50 – lecia UPA, który przez Ukraińców i ich władze państwowe został zupełnie zignorowany. Władze te nie tylko nie wzięły udziału w tym – jak pisała wtedy prasa kijowska – ,,międzynarodowym zbiegowisku rizunów” – ale także nie zgodziły się na przemarsz byłych upowców i ich sympatyków ulicami stolicy.

Z gości zagranicznych ,,zbiegowisko rizunów UPA” miał ,,zaszczycić” sam lider KPN we własnej osobie…Leszek Moczulski, przyznając się publicznie do ,,ideologicznego pokrewieństwa” z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów”, ale w ostatniej chwili ówczesne władze ukraińskie odmówiły wizy jemu i jego przybocznym pretorianom z KPN. Trzeba tu dodać, że wszystko to zbiegło się wtedy w tym samym czasie, z odkryciem i ekshumacją na Wołyniu masowych grobów, 1700 zamordowanych 30 sierpnia 1943 roku polskich ofiar, bestialskiego ludobójstwa, dokonanego przez nowych, ideowych przyjaciół pana Moczulskiego z OUN – UPA. Uroczystości żałobne polskich ofiar UPA odbyły się w miejscowości Wola Ostrowiecka. W pogrzebie pomordowanych wziął wówczas udział delegat nowo zaprzysiężonego prezydenta Ukrainy, jego polityczny doradca Wołodymyr Błażeńczuk. To była, jak uważali w tamtym czasie w Kijowie, największa powojenna klęska i jednocześnie totalna kompromitacja banderowców, a przy okazji wodza KPN Leszka Moczulskiego i całej jego ferajny.”

,,Kolejnym wyczynem ,,wielkiego patrioty” z KPN, był występ u boku swoich ideowych, pokrewnych dusz z OUN – UPA, w Górowie Iławeckim 27 września 1992 roku, zaledwie miesiąc po nieudanej próbie zaprezentowania swoich talentów na gościnnych występach w Kijowie, u boku tych samych braci krwi, gdzie wraz z nimi głośno krzyczał, że… ,,Operacja Wisła była przestępstwem.”

Punkt drugi Tajnej Uchwały Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów z 22 czerwca 1990 roku, wymienia nawet Konfederację Polski Niepodległej, jako jedyną spośród wszystkich podziemnych organizacji w Polsce, stojących w ,,opozycji” do władz komunistycznych, założoną i kierowaną przez nie kogo innego, tylko samego naszego pieszczocha, czyli Leszka Moczulskiego we własnej osobie, jako najwierniejszą ekspozyturę ukraińskich nacjonalistów, powołaną do życia pod płaszczykiem polskiej organizacji narodowej, a w rzeczywistości do obrony ich interesów w Polsce, którą to KPN podporządkowali sobie od samego początku jej powstania, za konkretne, wymierne wsparcie jej działań, o czym dyrektywa OUN z 1990 roku mówi zupełnie otwarcie bez owijania w bawełnę:
,,Zmierzać do tego, aby miarodajne czynniki polskie na emigracji zrzekły się wszelkich zamiarów i myśli rewindykacji względem Ukrainy a sprawę Ukrainy Zacurzońskiej (Zasanie, Chełmszczyzna, Podlasie i Łemkowszczyzna) pozostawić otwartą, sugerując, że zostanie ona załatwiona z korzyścią dla obu stron przez narodowe rządy w pełni suwerennych państw samostijnej Ukrainy i postkomunistycznej Polski.
Na takim stanowisku stoi już obecnie Konfederacja Polski Niepodległej. Tę organizację i jej ludzi należy wspierać.
( Wspierać? A w jaki to sposób? No bo przecież nie poklepywaniem po plecach – dopisek mój – J.B.) W takim też duchu należy urabiać polską opinię publiczną na obczyźnie, za pośrednictwem polskich organizacji i będących w polskich rękach środków informacji.

W tym celu należy przenikać do polskich organizacji tam, gdzie jest to możliwe i lansować nasz punkt widzenia cierpliwie ale uparcie, zyskiwać zwolenników wśród Polaków, A TAM, GDZIE TO NAJBARDZIEJ CELOWE, NIE ŻAŁOWAĆ ŚRODKÓW Z FUNDUSZU WYZWOLENIA UKRAINY.

Kupować audycje w polskim radiu oraz miejsca w polskich gazetach. Wchodzić do polskich zespołów redakcyjnych. Dyskusje prowadzić w duchu heroizmu UPA i nie kwestionowanej ukraińskości Ukrainy Zacurzońskiej ze stolicą w książęcym grodzie Przemyślu. Ukrainie potrzebna jako sojusznik do rozbicia ZSRR.

W tym celu należy popierać w Polsce wszystkimi siłami wszystko, co ma posmak antyrosyjski. Katyń, wywózki na Sybir, zbrodnie NKWD i UB. Taki stan rzeczy odwraca uwagę Polaków od UPA, którą polscy komuniści przedstawili narodowi polskiemu kłamliwie nie jako zbrojny ruch narodowo-wyzwoleńczy, lecz jako bandy. Podkreślać z całą mocą, że pełne wyzwolenie Polski nie jest możliwe bez samostijnej Ukrainy (vide Michnik). Oznacza to pełne zaufanie Polaków do antymoskiewskiej polityki Ukraińców, pozwoli na ich zupełny bezkrytycyzm i na pełne ich zaangażowanie po naszej stronie. Zaangażowanie to ma pomóc do umocnienia pozycji Ukrainy i osłabienia Polski, co pozwoli w przyszłości podporządkować państwo polskie ukraińskim interesom narodowym.”

Tak więc pan Leszek Moczulski, przewodniczący tzw. ,,Konfederacji Polski Niepodległej”, cokolwiek ta bombastyczna nazwa oznaczała, a z powyższych faktów wynika jednoznacznie, że określała ona tym mianem organizację czysto antypolską w swoich skrywanych przed ogółem założeniach, będącą od samego początku pojawienia się jej na polskiej scenie politycznej, jaczejką banderowskiej piątej kolumny w naszej Ojczyźnie, stojącą na stanowisku obrony interesów ukraińskich szowinistów spod znaku OUN – UPA, a nie polskich. Pan Moczulski 1 lutego 1992 roku, nazywając partię polskich komunistów, obcą agenturą Płatnych Zdrajców Pachołków Rosji, ,,zapomniał” przy tym dodać, że on sam i jego KPN, którym kierował od 1979 roku, czyli od samego początku swojej działalności, również – tak jak rzeczona PZPR, byli… Konfederacją Pachołków, tyle że Banderowskich Rizunów, czego ich ,,mleczni bracia” i ideowi sprzymierzeńcy z OUN, nie omieszkali jemu osobiście oraz jego organizacji, przypomnieć bez żadnych skrupułów w swojej dyrektywie prowydu OUN z czerwca 1990 roku, jakiego rodzaju zdrady dopuścili się oni wobec własnego kraju i swoich własnych rodaków, a tym samym ukazującego w całej pełni rzeczywisty wizerunek ferajny KPN-owskich renegatów, odgrywających na użytek ciemnego motłochu, teatrzyk rzekomego polskiego patriotyzmu, którego nigdy nie mieli w sobie za przysłowiowy psi grosz, wymieniając w nim otwarcie KPN z imienia, jako jedyną organizację z Polski, która od pierwszej chwili szła posłusznie na ich krótkiej smyczy, i to z własnej woli i własnego wyboru. Jako najwierniejszych w swoim kundliźmie, posłusznych ich rozkazom lokai, gotowych bez wahania, w każdej chwili na skinienie upowskiego palca, spełnić każde, najbardziej nawet nikczemne i wynaturzone polecenie swoich prawdziwych panów. Tak więc sprawdza się na panu Moczulskim i jego KPN to stare powiedzenie, że… ,,Przyganiał kocioł garnkowi, a sam tak samo smoli.” Dodać do tego można jeszcze do sztambucha pana Moczulskiego i jego pretorianów z KPN, jego własne słowa skierowane 31 lat temu do byłych członków PZPR, które dziś jak ulał pasują do nich samych, że gdy zmieni się sytuacja geopolityczna, a zmieni się na pewno i to prędzej, niż później, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, bo nic w końcu nie trwa wiecznie, o czym ci panowie zdają się całkowicie zapominać, więc macie do wyboru…

,,Albo się panowie odetniecie od takiej przeszłości, albo nie zdziwcie się pewnego dnia, że nie będziemy wśród nas… widzieli miejsca dla Was. I co wtedy zrobicie?”

Miał rację Pan Tomasz Gryguć, który powiedział kilka miesięcy temu, że w banderstadtcie Ukro – Polin, nie ma absolutnie niczego autentycznego. Dosłownie niczego. I patrząc na to wszystko z innej perspektywy, jest to wbrew pozorom dobra wiadomość, bo kiedy pewnego dnia ten system, w którym dziś wegetujemy zawali się ostatecznie z hukiem w kupę gruzu, to nie będziemy musieli pudrować trupa starego alfonsa, czy innej prostytutki, udających kogoś kim nigdy nie byli, tylko będziemy budować wszystko od samego początku, począwszy od samych fundamentów.

Jacek Boki

/Portal Kresy we krwi/

Redakcja