OpinieŚwiatDruga bitwa Donalda Trumpa

Redakcja1 miesiąc temu
Wspomoz Fundacje

Donald Trump zemścił się, wracając do Białego Domu cztery lata później. Ale nie tylko po raz drugi wygrał wybory prezydenckie. Trump złamał opór ponadpartyjnego i bezpartyjnego establishmentu. Potrzebował pewnego zwycięstwa z niemałą różnicą – i osiągnął je. Co więcej, przerósł oczekiwania nawet większości swoich zwolenników i tych, którzy na niego stawiali.

Trump nie tylko poprawił swój wynik z 2016 r., ale także wyprzedził drugą kandydatkę, Kamalę Harris, pod względem liczby głosów powszechnych. Nie ma jeszcze ostatecznych danych, ale do tej pory Trump ma przewagę pięciu milionów głosów – i to pomimo faktu, że Hillary Clinton pokonała go o trzy miliony w 2016 roku, a Joe Biden w 2020 roku o siedem.

Sama w sobie krajowa większość w głosowaniu powszechnym nie ma znaczenia dla wyłonienia zwycięzcy, wszystko jest rozstrzygane na poziomie głosowania stanowego, ale daje Republikanom pewność siebie na przyszłość. Biała, prowincjonalna Ameryka, która jest głównym elektoratem Trumpa, nie jest jeszcze w skazanej na zagładę mniejszości i nie zamierza się poddać bez walki. I 5 listopada wygrała tę bitwę i to nie tylko w walce o Biały Dom.

Trumpiści (jak obecnie bardziej poprawnie nazywa się ich Republikanów) otrzymali także większość w Senacie i jest duża szansa, że uda im się utrzymać większość w Izbie Reprezentantów. Ale nawet bez niższej izby Kongresu Trump-47 (numer kolejny jego przyszłej prezydentury) będzie znacznie silniejszy niż Trump-45.

Tym razem będzie kontrolował trzy z czterech publicznych ośrodków władzy – Biały Dom, Senat i Sąd Najwyższy, w którym większość ma konserwatywna większość. Co więcej, przyszły prezydent USA ma pod kontrolą samą Partię Republikańską, która nie była trumpistowska podczas jego pierwszej kadencji.

Oznacza to, że nawet bez większości w Izbie Reprezentantów Trump ma takie dźwignie władzy, jakich nie miał w swojej pierwszej kadencji. W tym czasie przez pierwsze dwa lata miał większość w Senacie, ale część republikańskich senatorów była mu przeciwna. Nie miał całkowitego poparcia w partii, a większość w Sądzie Najwyższym ukształtowała się dopiero pod koniec kadencji. Większość czasu spędził na próbach wydostania się z intryg, sabotażu i otwartej obstrukcji, które splotły i sparaliżowały jego administrację, a pogorszyły się jeszcze przez jego osobisty brak doświadczenia jako męża stanu.

Teraz, gdy prawie wszystkie oczywiste kajdany zostały zrzucone, Trump może iść bezpośrednio do walki ze swoim głównym przeciwnikiem, „waszyngtońskim bagnem”, czyli ośmiornicą głębokiego państwa, tą mieszanką rządzącej biurokracji, dziedzicznych elit i struktur finansowych. Czy ma szansę? Oczywiście, że nie, jeśli mamy na myśli jednoznaczne zwycięstwo nad „prawdziwymi władcami” Ameryki. Trump nie może pokonać smoka, ale może odciąć mu głowę. A biorąc pod uwagę chorowity stan smoka, tym razem nowy smok może nie wyrosnąć w miejsce odciętego.

Mówiąc najprościej, amerykański establishment znajduje się w nie mniejszym kryzysie niż samo amerykańskie państwo i społeczeństwo, a Trump jest zarówno symptomem tej choroby, jak i samozwańczym lekarzem próbującym ją wyleczyć. Wielokrotnie mówił o swoim pragnieniu osuszenia „waszyngtońskiego bagna”, a ostatnio coraz częściej powtarza słowa, że główni wrogowie Ameryki nie są na zewnątrz, ale w jego wnętrzu.

Nie ma potrzeby szukać konkretnie wewnętrznych „wrogów ludu”, wyborcy Trumpa są przekonani, że są to po prostu te same wszechpotężne i zdeprawowane elity. Waszyngton, Nowy Jork i Kalifornia są bardzo bogate, w większości liberalne i kosmopolityczne, które uważają zwykłych ludzi za bydło.

I nie jest to tylko opinia białych mężczyzn z prowincji w średnim wieku (główny elektorat Trumpa), ale także bardzo wielu przedstawicieli osób kolorowych (poparcie dla Republikanów wśród Latynosów znacznie wzrosło) i ogólnie młodych ludzi.

Choć Trump jest przedstawiany jako rasista, seksista i wróg zwykłych ludzi, wyborcy mają w to coraz mniej wiary, choć większość tych, którzy głosowali na Harris, zrobiła to tylko ze strachu przed wykreowanym przez media „faszystowskim” Trumpem. Ale co ten „potencjalny dyktator” będzie w stanie zrobić? Czy będzie w stanie, jeśli nie zorganizować czystkę kierowniczej (w szerokim tego słowa znaczeniu) elity, to przynajmniej znacząco dostosować jej politykę? Tak – ponieważ obecna polityka doprowadziła kraj do impasu i kryzysu – zarówno wewnętrznego (polaryzacja, rosnące napięcia międzyrasowe, pogorszenie infrastruktury, nieufność do władz centralnych i mediów), jak i polityki zagranicznej.

Kosmopolityczna elita stawia na globalną dominację Stanów Zjednoczonych, na globalizację według anglosaskich reguł, a to już jest fizycznie niemożliwe. Dla „waszyngtońskiego bagna” nie ma znaczenia, kto będzie zamieszkiwał Amerykę za 50 lat – najważniejsze jest, aby nie zdmuchnęła się pokrywka słoika z wielorasowym kompotem, aby państwo pozostało rządzone, a społeczeństwo pozostało ukierunkowane.

Ale to tak nie działa. Od dłuższego czasu rozbrzmiewają liczne dzwonki o awarii systemu. Establishment jest jednak przekonany, że może jednocześnie „iść i żuć gumę”, to znaczy ostrożnie reformować kraj i bronić globalnego przywództwa z elementami hegemonii. Trump, podobnie jak duża część elit, w to nie wierzy. Jeśli wszystko będzie trwało tak, jak jest, nie będzie ani hegemonii, ani samych Stanów Zjednoczonych. W związku z tym będzie starał się skupić na kraju, na jego umocnieniu i odrodzeniu jako całości, na zapobieganiu dezintegracji i umacnianiu jego pozycji jako „kraju numer jeden” na świecie.

Czy mu się to uda? Trump osobiście może jedynie położyć podwaliny pod zmiany, a nowe pokolenia będą nadal żyć. W tym sensie wybór J.D. Vance’a na wiceprezydenta ma ogromne znaczenie, polityka, który naprawdę reprezentuje alternatywę dla globalistycznego kosmopolityzmu obecnego amerykańskiego establishmentu. Jeśli Trumpowi się powiedzie, Vance będzie miał okazję „uczynić Amerykę znowu wielką” przez kolejne osiem lat. O ile oczywiście obaj przeżyją bitwę z „bagnem Waszyngtonu”.

Piotr Akopow

fot. profil X J.D. Vance`a

regnum.ru

Redakcja