„Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa. I nie zamierzam ani ja, ani myślę żaden z was, przegrać tej wojny. Wygramy ją, wrócimy i będziemy nadal budować Polskę, ale coś się musi wydarzyć: musimy zbudować siły zbrojne przygotowane do tego typu działań” – powiedział gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, podczas inauguracji roku akademickiego w Akademii Wojsk Lądowych.
Można od razu zadać pytanie – w imieniu kogo takie deklaracje składa pan generał, w imieniu całego swojego pokolenia (rocznik 1972) i młodszego? Czy jest to wyraz niezrównoważenia emocjonalnego tego wojskowego (w stylu piosenki z serialu „Czterej pancerni i pies”: „Do domu wrócimy, w piecu napalimy”) czy tylko pogłos opinii panujących w jego otoczeniu. Wszak już kilka razy takie buńczuczne zapowiedzi pojawiały się w ustach polityków, by wspomnieć tylko o wywiadzie ambasadora RP w Paryżu, który przekonywał, że jeśli Ukraina zacznie przegrywać, to nie będziemy mieli wyjścia i musimy „przystąpić do wojny”. Ostatnio takie pohukiwania często słychać z ust ekstrawaganckiego i nieodpowiedzialnego szefa BBN Jacka Siewiery, a i Donald Tusk miał na koncie szokujące wystąpienie, gdzie ni mniej ni więcej tylko zapowiadał nasz udział w wojnie.
Słowa Kukuły można by uznać za bredzenie niepoważnego człowieka, jednak jest to oficer pełniący od 2023 roku funkcję Szefa Sztabu Generalnego WP (i głównodowodzącego na wypadek wojny), i który mimo tego, że był – jak to określili oficerowie WP – „przydupasem” Antoniego Macierewicza – został w grze i jest na pierwszej linii. Jego sylwetkę możemy poznać czytając głośną książkę Edyty Żemły pt. „Armia w ruinie”. Anonimowi oficerowie WP określili Kukułę jako picera i wazeliniarza, który stał się pupilkiem Antoniego Macierewicza, bo zagrał na jego słabości do żołnierzy wyklętych organizując pikniki z udziałem grup rekonstrukcyjnych, co bardzo się panu ministrowi podobało. W efekcie Kukuła wygryzł doświadczonych i fachowych oficerów i stanął na czele Wojsk Obrony Terytorialnej. Był to początek jego „wielkiej” kariery w Warszawie skąd przybył z prowincjonalnego Lublińca. Uznanie Antoniego zyskał także tym, że zgodził się posłać polskich żołnierzy z tajną misją na Ukrainę, bez wiedzy Prezydenta i Premiera, co o mało nie zakończyło się skandalem i nieobliczalnymi konsekwencjami międzynarodowymi. Dlaczego Kukuła przetrwał zmianę rządu? To jest już tajemnica. Może, jak sugerują wypowiadający się w książce Żemły wojskowi – owinął sobie wokół palca naiwnego Władysława Kosiniaka-Kamysza, a może po prostu taki „pistolet” komuś na tym stanowisku odpowiada? Komuś znacznie wyżej postawionemu, i niekoniecznie w Polsce.
Optymistyczne jest tu tylko to, że kilku generałów, ale oczywiście już nie w służbie czynnej – ostro skrytykowało pohukiwania Kukuły. Były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni rezerwy Mirosław Różański napisał: „Osoby współodpowiedzialne za bezpieczeństwo kraju powinny wypowiadać się adekwatnie do miejsca i okoliczności. Liczę na refleksję”. Z kolei gen. Leon Komornicki napisał, że „pan generał brnie w narracje straszenia Polek i Polaków wojną”, ale – jak zastrzegł – to „bardzo brzemienna w skutkach narracja”. „Pan generał mówi, że nie zamierzamy przegrać wojny, zamiast kształtować przekonanie, że Rosja nie waży się nas zaatakować” – stwierdził. „Każda wojna z Rosją, nawet wygrana, będzie przegraną polskiego narodu i jego dorobku! Najwyższy czas to zrozumieć” – dodał.
Póki co, nie słychać jednak słów dezaprobaty ze strony przełożonych Kukuły. Czy to oznaczana, że aprobują „filozofię” Szefa Sztabu? Będziemy czekać niecierpliwie na jakąkolwiek reakcję, jej brak będzie bardzo wymowny. A co do polskich generałów, to warto zacytować na koniec opinię anonimowego oficera służb specjalnych zamieszczoną w książce „Armia w ruinie”: „Wojsko nie może bawić się w politykę. Ja w ogóle straciłem szacunek dla tych wszystkich naszych generałów. Przez ostatnie lata udowodnili, że nie powinni dowodzić armią”.
Jan Engelgard
Fot. profil X AWL