OpiniePolitykaPolskaŚwiatPutin i polskie MSZ o historii

Redakcja3 miesiące temu
Wspomoz Fundacje

Wywiad Tuckera Carlsona z Władimirem Putinem, który do tej pory obejrzało ponad 200 mln ludzi, odbił się szerokim echem na całym świecie. Na Zachodzie z reguły „dyskusja” i komentarze obracały się wokół kilku sformułowań – „skandaliczny”, „kłamliwy”, „oburzający”. W Polsce nie było inaczej.

Co ciekawe, w polskich komentarzach dominowały kwestie historyczne, mimo że Putin odniósł się do spraw w tej chwili najważniejszych, czyli perspektyw zakończenia wojny. Jednak u nas uznano, że lepiej koncentrować się na historii, bo to – jak sądzono – bardziej przemówi to do polskiej opinii w sensie negatywnym, dyskredytując cały przekaz prezydenta Rosji.

Od razu powiem, że część wywodu historycznego Władimira Putina dotycząca zamierzchłej przeszłości była uproszczeniem. Dla przykładu, jeśli mówimy o „ekspansji” Polski na wschód, to trzeba jasno stwierdzić, że nie była to ekspansja, tylko rezultat unii polsko-litewskiej, a Rzeczpospolita żadnych ziem nie podbijała, tylko połączyła się z Wielkim księstwem Litewskim, które było państwem o wiele bardziej rozległym niż właściwa Polska (czyli Korona) i obejmowało gigantyczne tereny na wschodzie. Dodajmy, że de facto Wlk. Księstwo Litewskie nie było państwem litewskim, tylko ruskim, z ruskim językiem  urzędowym, z prawosławiem i zdecydowaną większością ludności ruskiej. Czy stworzenie tak wielkiego organizmu, tak różnego cywilizacyjnie – było dla Polski korzystne, to inna kwestia. Już Jan Długosz miał co do tego poważne wątpliwości, także historycy, choćby prof. Władysław Konopczyński uważał, że wschód ciągnął całe państwo na dno i go demoralizował. Pytanie brzmi, czy była możliwa inna polityka.

Jeśli Władimir Putin mówi, że „Polacy robili wszystko, co w ich mocy, aby [te ziemie] spolonizować i w zasadzie traktowali tę część ziem ruskich dość surowo, jeśli nie okrutnie. Wszystko to doprowadziło do tego, że ta część ziem ruskich zaczęła walczyć o swoje prawa. I pisali listy do Warszawy, domagając się poszanowania ich praw” – to jest to uproszczenie, bo tymi, którzy „gnębili” (w domyśle ruskich chłopów czy prawosławne duchowieństwo), nie byli Polacy, tylko spolonizowani z własnej woli rdzenni Rusini i Litwini. Powstanie kozackie wybuchło przeciwko wielkim magnatom ruskim a nie przeciwko Polsce, a główny wróg kozaczyzny Jeremi Wiśniowiecki był z krwi Rusinem, a Bohdan Chmielnicki wedle wszelkiego prawdopodobieństwa „Lachem”.

Tyle o zamierzchłej historii, znacznie większe kontrowersje wywołała historia najnowsza.  Putin powiedział:  „W 1939 roku, po tym, jak Polska kolaborowała z Hitlerem, a Polska kolaborowała z Hitlerem, Hitler zaoferował – wszystkie dokumenty mamy w naszych archiwach – zawrzeć pokój z Polską, traktat o przyjaźni i sojuszu, ale zażądał, aby Polska oddała Niemcom tak zwany Korytarz Gdański, który łączył główną część Niemiec z Królewcem i Prusami Wschodnimi – Polacy odmówili (…) Dlaczego wojna zaczęła się 1 września 1939 od Polski? Okazało się, że Hitler nie miał wyjścia i był zmuszony zacząć realizację swoich planów od Polski. Ważne jest to, że wojna się zaczęła, a Polska stała się ofiarą prowadzonej przez siebie polityki wobec Czechosłowacji, bo zgodnie ze znanymi protokołami Ribbentrop-Mołotow część z tych terytoriów trafiła do Rosji, w tym na zachodnią Ukrainę. Rosja, pod nazwą Związek Radziecki, powróciła w ten sposób do terytoria historyczne”.

Ta część wywodu Putina wzbudziła największe oburzenie w Polsce. Czy słusznie? Po pierwsze, należy stwierdzić, że w wypowiedzi Putina nie ma jasnego stwierdzenia, że Polska jest odpowiedzialna za wybuch II wojny światowej, jest tylko to, że Hitler, by zrealizować swoje cele (tu Putin nie powiedział jakie cele, a tym celem było zniszczenie ZSRR, podbój i skolonizowanie Wschodu) niejako został zmuszony do rozpoczęcia wojny od ataku na Polskę. Słowo „zmuszony” (w zasadzie w pełnym tłumaczeniu ta fraza brzmi: „nie pozostało mu nic innego”) – jest mylące. Bo tu nie chodzi o to, że Polska „zmusiła” Hitlera do rozpoczęcia II wojny światowej, tylko o to, że po odmowie Polski oddania Niemcom Korytarza i – czego Putin nie dodał – odmowie wspólnego marszu z Niemcami na Rosję – Hitler musiał zacząć wojnę od zniszczenia Polski. Putin nie powtórzył w tym miejscu tego, co w rosyjskiej oficjalnej narracji historycznej jest obecnie często powtarzane, że Polska wspólnie z Niemcami chciała napaść na ZSRR, mówi tylko o tym, że Niemcy zamierzali zawrzeć z Polską sojusz.  I, co umknęło naszym komentatorom, Putin uznał, że II wojna światowa zaczęła się 1 września 1939 toku, a nie 22 czerwca 1941, co często zarzucano, słusznie zresztą, stronie rosyjskiej w latach poprzednich.

I wreszcie, co bardzo ważne, Putin mówi wyraźnie, że Polska stała się OFIARĄ, tyle że nacisk kładzie na frazę „własnej polityki”, ale tylko polityki wobec Czechosłowacji. W tym miejscu należy dodać, że w polskiej publicystce przewija się ta sama teza. Bardzo popularne są opinie, że polityka Józefa Becka i sanacji doprowadziła do klęski Polski w wojnie z Niemcami, że trzeba było za wszelką cenę tej wojny uniknąć bądź ją opóźnić, a nawet zawrzeć proponowany przez Niemcy sojusz i iść na Moskwę. Putin mówi to samo, tyle że powinien jednak dodać, że to Polska jako pierwsza powiedziała NIE Hitlerowi i pierwsza stawiła mu zbrojny opór.

Putin usprawiedliwia pakt Ribbentrop-Mołotow (nie neguje istnienia tajnego protokołu) wcześniejszym udziałem Polski w rozbiorze Czechosłowacji i uważa, że osiągnięte przez ZSRR granice oznaczały powrót Rosji na swoje historyczne terytoria. Jest to oczywiście naciągane, choć takie było przekonanie polityków rosyjskich w XIX wieku (zbieranie „ziem ruskich”) i – co ciekawe – praktycznie wszystkich polityków zachodniej Europy. Dla nich Rosja zaczynała się na wschód od Bugu. W tej kwestii Putin nie mówi niczego nowego. O ile jeszcze w latach swojej wczesnej prezydentury był skłonny uznać pakt Ribbentrop-Mołotow za błąd, to teraz, w dużej mierze w odpowiedzi na zmasowaną polską propagandę mówiącą o odpowiedzialności ZSRR za wybuch II wojny światowej (nawet większej niż Hitlera!), zmienił  zdanie. Pisałem o tym w innym miejscu.

Oczywiście wytykanie Polsce udziału w rozbiorze Czechosłowacji w 1938 roku służy Putinowi do malowania czarnego obrazu Polski i relatywizowania paktu Ribbentrop-Mołotow, jednak stanowisko polskiego MSZ, które polemizuje (10 punktów) z wywiadem Władimira Putina, jest akurat w tej kwestii unikiem i próbą usprawiedliwienia tego haniebnego kroku, jakim był rozbiór Czechosłowacji, nota bene także sprzeczny z elementarnym polskim interesem narodowym. Polskie MSZ oświadcza: „Polska nie brała udziału, ani nie była stroną Układu Monachijskiego (30 września 1938 roku), który de facto mocno ograniczał suwerenność Czechosłowacji. Polskie żądania dotyczące Zaolzia zostały wysunięte po podpisaniu Układu Monachijskiego”. A co to ma do rzeczy, można zapytać. Owszem, Polska nie została dopuszczona do konferencji w Monachium, ale to nie zmienia oceny moralno-politycznej jej polityki. Swoje antyczeskie działania korelowała i uzgadniała z III Rzeszą, co zostało odebrane w całej Europie (nie tylko w ZSRR) jako wspólny udział w rozbiciu Czechosłowacji. Polskę i III Rzeszę traktowano wtedy w Europie jako sojuszników, a Winston Churchill nazwał nasz kraj „hieną”.  Obrona polityki wobec Czechosłowacji nie ma sensu, nawet Lech Kaczyński przeprosił władze w Pradze za udział w rozbiorze. Bez sensu jest także licytowanie się z Moskwą o to, kto bardziej jest odpowiedzialny za wybuch II wojny światowej, bo historia wydała w tej sprawie jednoznaczny werdykt – odpowiedzialny jest Adolf Hitler i III Rzesza.

Innym powodem oburzenia naszych komentatorów jest to, jak Putin przedstawił historię Ukrainy. Mówił m.in.: „Stalin nalegał, aby te republiki, które powstawały (w ramach ZSRR), zostały włączone jako autonomiczne podmioty, ale z jakiegoś powodu założyciel państwa radzieckiego, Lenin, nalegał, aby miały one prawo do odłączenia się od Związku Radzieckiego. I, również z niewiadomych powodów, obdarzył powstającą Sowiecką Ukrainę ziemiami i ludnością, która żyła w na tych terytoriach, nawet jeśli nigdy wcześniej nie nazywano ich Ukrainą (…)  Ważne jest to, że Lenin, założyciel Związku Radzieckiego, stworzył Ukrainę ot tak. I tak przez wiele dziesięcioleci w ramach ZSRR rozwijała się Ukraińska SRR, a bolszewicy z niewiadomych przyczyn zajmowali się ukrainizacją”.

I dalej: „Po II wojnie światowej Ukraina otrzymała niektóre z terytoriów, które przed wojną należały nie tylko do Polski, ale i część terytoriów węgierskich i rumuńskich. Terytoria te stały się częścią sowieckiej Ukrainy i nadal tam są. Dlatego mamy wszelkie powody, aby powiedzieć: że oczywiście Ukraina, w pewnym sensie, została w sztuczny sposób stworzona z woli Stalina”.

Jest to w zasadzie teza prawdziwa. Putin powinien dodać jeszcze, że jednym z głównych twórców obecnej Ukrainy jest także Nikita Chruszczow. Nie tylko przyłączył do USSR Krym, ale w 1944 roku nalegał na Stalina, żeby w granicach tej republiki znalazły się także takie miasta jak Biała Podlaska, Chełm, Zamość czy Przemyśl. A jak na fragment wywiadu odpowiada nasze MSZ? „Współczesna Ukraina jako państwo powstała dzięki ukraińskiemu ruchowi narodowemu. Bolszewicy jej nie stworzyli a jedynie podbili część jej terytorium czyniąc z niej jedną z radzieckich republik. Ukraina powstała dzięki woli samych Ukraińców”. Jest to – niestety – całkowita nieprawda. O jakim „ukraińskim ruchu narodowym” wspomina MSZ? O Ukraińskiej Republice Ludowej czy galicyjskich Ukraińcach z Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej? W obu przypadkach twory te zakończyły egzystencję w latach 1919-1920 roku przegrywając z bolszewikami i Polską. Chyba polskie MSZ nie ma na myśli Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i UPA. Dodajmy, że w ukraińskiej narracji to właśnie te organizacje są obecnie uznawane za twórców obecnej niepodległej Ukrainy, co jest oczywistym historycznym szalbierstwem.

I jeszcze jedno zdanie z oświadczenia polskiego MSZ. Polemizując ze zdaniem Putina, iż  „na Ukrainie dwukrotnie doszło do zamachów stanu, których celem było sztuczne zerwanie więzi z Rosją”, odpowiedziano: „W Pomarańczowej Rewolucji naród ukraiński nie zgodził się na fałszerstwa wyborcze. Organizacja kolejnej tury głosowania pozwoliła wyłonić prezydenta Wiktora Juszczenkę, który faktycznie zdobył większość głosów. Po Rewolucji Godności w wyborach prezydenckich demokratycznie zwyciężył prezydent Petro Poroszenko”. A jeśli chodzi o zamach stanu z 2014 roku: „W 2014 roku nie było żadnego zagrożenia dla Krymu. Rewolucja Godności doprowadziła do zmiany władzy pokojowo, na drodze demokratycznych wyborów. Rosyjskie „zielone ludziki” pojawiły się na Krymie by zdestabilizować sytuację w Ukrainie”.

Pozwolą Państwo, że tych dwóch fragmentów nie skomentuję, bo należałoby użyć słów bardzo krytycznych. Branie na poważnie choćby tego fragmentu: „Rewolucja Godności doprowadziła do zmiany władzy pokojowo, na drodze demokratycznych wyborów” – byłoby obrazą inteligencji nawet średnio rozwiniętego człowieka. Akurat minister Radosław Sikorski dobrze wie, jak ta „Rewolucja Godności” przebiegała i kto był jej inspiratorem i wykonawcą.

Jan Engelgard

fot. kremlin.ru

Redakcja