PolitykaPolskaBiernacki: Pojedynek trwa

Redakcja3 miesiące temu
Wspomoz Fundacje

Od ponad trzydziestu lat Donald Tusk i Jarosław Kaczyński solidarnie niszczą Polskę. Jeden i drugi popierał bandycką prywatyzację. Wspólnie atomizowali Polaków i budowali struktury oligarchiczne.

Obaj boją się społeczeństwa obywatelskiego – tego prawdziwego, a nie koncesjonowanego przez nich samych, czyli prawdziwej demokracji. Tuskowi bardziej niż Kaczyńskiemu zależy na totalnym konflikcie, bo poza nim nie ma żadnej innej taktyki. Pisałem to już w sierpniu ubiegłego roku komentując trwającą kampanię wyborczą jako ich Ostatni pojedynek.

Polska – Ukraina: unia realna

Styczniowe wydarzenia potwierdzają moją wcześniejszą diagnozę. Mimo zakończonej kampanii wyborczej, ten pojedynek trwa nadal i się zaostrza. Będzie trwał bez przerwy, aż do unicestwienia jednej ze stron. Bo w przeciwieństwie do poprzednich starć, jest to bój do „ostatniej krwi”. Wtrącając do więzienia prominentnych przestępców z PiS, robiąc jednocześnie cyrk z ich zatrzymaniem w Pałacu Prezydenckim, Tusk zerwał z obowiązującą od ponad trzydziestu lat zasadą „my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”. Jestem przekonany, że brutalność z jaką Tusk i jego pretorianie masakrują PiS, nie wynika z jego odwagi czy umiłowania demokracji i nie robi on tego po to, by „odebrać Polskę Kaczyńskiemu i oddać ją Polakom”. Fajnopolacy będą łykali te brednie do czasu, aż na własnej skórze odczują negatywne efekty polityki swojego idola. Stawiam tezę, że Tusk dostał kryszę z Waszyngtonu, co nie jest stwierdzeniem odkrywczym, bo wystarczy tylko prześledzić aktywność amerykańskiego ambasadora w Polsce tuż po wyborach. Oczywiście ochrona zza oceanu nie jest po to, by Tusk wykończył Kaczyńskiego, tylko po to, by zrobił to, czego Kaczyński na serio nie zaczął, a jedynie ustami swoich funkcjonariuszy zapowiadał. Chodzi o integrację Polski z Ukrainą, by stworzyć jakiś nowy twór quasi państwowy.

W przeciwieństwie do PiS-owców, którzy zapowiadali ubranie tego nowego państwowego potworka w jakieś ramy formalne, Tusk zaczął zmieniać rzeczywistość w sposób faktyczny, unikając konsultacji społecznych, czy tworzenia na tę okoliczność przepisów prawa. Jest to bardzo wygodna i bezpieczna koncepcja, bo formalnie wszystko pozostanie po staremu, tylko niewidzialne nici współzależności finansowej, wojskowej, dyplomatycznej itd. zmienią właściwości naszego państwa i narzucą kolejne obowiązki na barki Polaków, zwiększając przy tym niebezpieczeństwo wojny w Polsce.

Zasłona dymna

Tuż po powrocie z Kijowa nasz premier zapowiedział na marzec pierwsze wspólne posiedzenie rządów, polskiego i ukraińskiego, które odbędzie się w Warszawie. Nazwał to „pełnowymiarowymi konsultacjami międzyrządowymi. To pierwszy krok, by przyzwyczaić Polaków, że od początku 2024 roku politycy ukraińscy będą współdecydowali o polskich sprawach. Potem zapewne takich „pełnowymiarowych konsultacji” na coraz niższych szczeblach będzie więcej i doprowadzi to do stworzenia jakiejś nowej mieszanej „superadministracji” zawiadującej Polską i Ukrainą, której podporządkuje się dwa stare rządy (warszawski i kijowski), pozostawione w okrojonej formie, jako alibi, że dwa odrębne państwa istnieją. To oczywiście daleko idąca ale uprawniona hipoteza. Tusk jak zawsze w takich przypadkach stosuje argument dla lemingów, że te konsultacje są po to by lepiej dbać o interes Polaków. Oczywiście nikt normalny w to nie uwierzy, ale kilka ciotek rewolucji zapewne wzruszy się dobrocią pana premiera. Gdyby Tusk mówił prawdę, to takie „pełnowymiarowe konsultacje” należałoby robić z każdym państwem, z którym łączą nas poważne interesy. Przecież z Niemcami, Francją czy Włochami mamy znacznie poważniejsze relacje niż z Ukrainą. Nawet jeśli ten związek z Ukrainą będzie czasowy, to i tak wyrządzi Polsce wiele szkód.  O ile masakrowanie partii wywodzącej się z „robaczywego solidarnościowego drzewa” jest co do zasady dla Polski korzystne (nawet jeśli robią to styropianowi koledzy), to trzeba pamiętać, że masakrowanie PiS jest dla Tuska zasłoną dymną mającą ukryć prawdziwe intencje jego rządu w polityce wschodniej. Lud będzie się ekscytował  sukcesami „grupy pościgowej Giertycha”, czy siłowym przejmowaniem kolejnych urzędów po to, by nie zauważyć, że za jego pieniądze o kilka czy kilkanaście miesięcy przedłuży się wojnę na Ukrainie, bo jest to w interesie USA. Igrzyska są, ale chleba nie będzie. Jeśli moja hipoteza jest słuszna, to mariaż z Ukrainą jeszcze bardziej osłabi Polskę i w konsekwencji Unię Europejską. Jest to zgodne z doktryną George’a Friedmana, który już dawno postulował, że USA nie może dopuścić do powstania potęgi euroazjatyckiej. Wojna na Ukrainie znakomicie wpisuje się w ten scenariusz.

Anarchiści z ręką w ukraińskim nocniku

Zaangażowanie w przegraną wojnę na Ukrainie przełoży się na spadek poparcia dla PO. Może nie już, ale za kilkanaście miesięcy. Jeśli wybory w USA wygra Donald Trump, to Waszyngton przestanie chronić Tuska i o 180% zmieni swoją politykę wobec Ukrainy, a zatem polski mariaż z Ukrainą będzie już Trumpowi niepotrzebny i Polacy dzięki Tuskowi zostaną „z ręką w ukraińskim nocniku”. Na dodatek w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy mamy cykl wyborczy: do samorządów, do Parlamentu Europejskiego i w 2025 wybory prezydenckie, co bez wątpienia zmieni układ sił politycznych w Polsce. Mam jednak nadzieję, że nie będzie to zmiana na korzyść PiS kosztem PO, tylko na korzyść sił, które nie mają nic wspólnego z solidarnościowymi mitami.

Podpisuję się obiema rękami pod postulatem desolidaryzacji wysuniętym niedawno przez prof. Adama Wielomskiego i zgadzam się z jego celną diagnozą, że ci ludzie umieją to, czego nauczyli się w młodości – anarchizować państwo. Nawet sprawując władzę, zachowują się jak anarchiści. To nie jest problem tej czy innej partyjki czy polityka. To problem konieczności wymiany całej elity politycznej, która ma swoje korzenie w „Solidarności”.

Zdziecinniała kokota

Tak zwana III RP doszła już do takiego stanu degeneracji i rozkładu, że trójpodział władzy w praktyce nie istnieje. Po ośmiu latach rządów PiS władza wykonawcza i ustawodawcza w całości, a sądownicza w dużej części, jest zdominowana przez niekonstytucyjnego dyktatora. Po ostatnich wyborach nic się tu nie zmieniło, poza osobą dyktatora. W obszarach dotyczących państwa nastąpiła całkowita dysfunkcja prawa, a Tusk zamiast zacząć prawo naprawiać, wykorzystuje ten chaos do brutalnego wprowadzania swoich porządków. Zamiana „dyktatorka niechlujnego” na „dyktatorka schludnego” ma jedynie walor estetyczny a nie ustrojowy. Ludzie z ekipy Tuska, podobnie jak poprzednicy, nie są żadnymi tytanami intelektu, tylko działaczami z partyjnego nadania. Dopóki w polskiej polityce będą dominowali politycy wywodzący się z Solidarności lat 1980., czy młodsi, wyhodowani na tych miazmatach, może być tylko gorzej.

Charles Talleyrand słusznie przewidział, że Polska kiedyś dojdzie do wieku męskiego, mimo że przez dziewięć wieków swojej niezawisłości tego nie osiągnęła. Można przyjąć, mimo wielu wad tamtych epok, że okres międzywojenny i PRL to był nasz wiek męski. Polska 2024 rządzona przez solidaruchów i ich wychowanków jest podobna do zdziecinniałej kokoty. Ale to i tak nieźle. Bo jeszcze kilka pomysłów w stylu „ministry Nowackiej” i za kilka lat Polskę będzie symbolizował niepiśmienny głupek.

Cezary Michał Biernacki

Redakcja