PolitykaBiernacki: Czy Andrzej Duda jest agentem Putina?

Redakcja7 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

„Kryzys w relacjach polsko ukraińskich spowodował dwie rzeczy: po pierwsze uaktywniła się wszelka rosyjska agentura wpływu. Ma złote chwile. Po drugie część Polaków (jak to w narodzie mocno w takich sprawach emocjonalnym) poczuła się osobiście głęboko rozczarowana, wręcz urażona”. Tak 20 września 2023 roku Agnieszka Romaszewska grzmiała w mediach społecznościowych.

Ta rosyjska agentura to według Romaszewskiej chyba prezydent Andrzej Duda, który porównał Ukrainę do tonącego, a Polskę do ratującego, który powinien uważać, by tonący go nie utopił.

Koniec przytulanek

Wystarczy, że polski polityk czy zwykły obywatel na przekór Ukrainie zatroszczy się trochę o swój kraj, a już w oczach fanatyków jest postrzegany jako agent Władimira Putina. Tomasz Lis w swoich seryjnych i histerycznych wypowiedziach jest jeszcze bardziej dosadny. Zarzuca on obozowi rządzącemu zdradę narodową, bo zniszczyli „więź między naszymi narodami”. Mimo, że tych dwoje jest po przeciwnych stronach politycznej barykady, to w sprawie ukraińskiej od zawsze mówią jednym głosem. Czyżby byli pod tym samym wpływem?

Oczywiście nie należy przeceniać gestów „nawróconych” polityków bo to głównie gra wyborcza. Andrzej Duda w dalszej części wypowiedzi podkreślił, że Polska nie może dać się „utopić”, bo nadal musi pomagać Ukrainie, czyli przekazywać im kolejne dziesiątki miliardów dolarów. Wykazał większą troskę o finanse Ukrainy niż o los Polaków.  Po wyborach wejdziemy w nowy etap relacji polsko-ukraińskich. Będziemy płacić tak jak do tej pory, tylko bardziej dyskretnie, mniej oficjalnie czy zgoła w sposób tajny. Politycy zorientowali się, że coraz więcej Polaków ma dość bycia sługami narodu ukraińskiego, choć do pewnego momentu byli z tego dumni, dlatego dotychczasowa ostentacja dalej nie przejdzie. Nie będzie przytulanek, ale drenowanie „polskiego skarbca” pozostanie.

Obrona „wolnego świata” najważniejsza

Jest też wielce prawdopodobne, że na ostatniej prostej kampanii wyborczej drużyna Donalda Tuska będzie biadoliła z powodu faktycznego czy rzekomego pogorszenia stosunków polsko-ukraińskich i straci na tym część poparcia. Nie mam złudzeń, że po wyborach niewiele się zmieni, nałożą „maski szorstkiej przyjaźni” i to wszystko. Dla naszych polityków interes Polaków nie jest priorytetem, oni zajmują się głównie „obroną wolnego świata”. Są na to tak zafiksowani, że nie odpuszczą. Wołodymyr Zełenski będzie nimi poniewierał, a oni nadal będą zabiegali o względy „Świętego Wołodymyra”. Ten cyrk, raz z większą, raz z mniejszą intensywnością, będzie trwał przez kolejną kadencję. Jedynym niebezpieczeństwem, które zostało oddalone (ale czy zaniechane) jest koncepcja tworzenia wspólnego państwa polsko-ukraińskiego. Przypomnę o czym niedawno pisałem.

„Podczas VII Europejskiego Kongresu Samorządów w czasie jednego z paneli dyskusyjnych ‘Europa w poszukiwaniu przywództwa’ padła deklaracja powtarzana przez wszystkich uczestników – To moment na utworzenie Unii Polsko – Ukraińskiej. Zgodnie za postawioną deklaracją przez Prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza pozostali uczestnicy zwracali uwagę na znaczenie utworzenia ewentualnej unii. Marszałek Województwa Dolnośląskiego Cezary Przybylski, Poseł Maciej Gdula z Nowej Lewicy, Prezes Porozumienia Jarosław Gowin oraz Czesław Bielecki z aprobatą wypowiadali się o takim pomyśle. Politycy zgodnie zwracali uwagę na możliwości i wagę utworzenia Unii Polsko – Ukraińskiej. Podczas debaty wskazywano, że to już realnie, nieformalnie ma miejsce poprzez otwarte domy Polaków dla wszystkich uchodźców z Ukrainy. Trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia. Przytoczono także słowa Wołodymyra Zełeńskiego o potrzebie powstania unii polsko-ukraińskiej, o tym, że Polaków i Ukraińców jest łącznie aż 80 milionów, tylu ilu Niemców, co zostało wkomponowane w kontekst możliwości m.in. gospodarczych, jakie mogłaby ze sobą nieść unia obu krajów”.

To informacja z dnia 13 kwietnia 2022 roku, z oficjalnej strony VII Europejskiego Kongresu Samorządów.

Ustawka?

Jak widać z tego oficjalnego dokumentu i innych publikacji, w ten szkodliwy dla Polski pomysł zaangażowało się wielu polityków różnych opcji. Bez wątpienia są też tacy ludzie, których nazwiska nie są nigdzie publikowane, bo prowadzili zakulisowe rozmowy. Oni wszyscy są już tak zdegenerowani, ogłupieni i skupieni na interesie osobistym, który mogą osiągnąć dzięki poparciu zewnętrznemu, że tak łatwo się nie przestawią.

Dlatego nie łudźmy się, że metafora o tonącym, nieodbyte spotkanie prezydentów, czy konflikt zbożowy jest problemem zasadniczym, strategicznym – który zmieni wszystko. To problem techniczny, który zmieni tylko scenografię w stosunkach polsko-ukraińskich.

Prędzej czy później, skażone zboże z Ukrainy i inne produkty spożywcze, znajdą się na polskim rynku, a zachodnie korporacje, które w większości to produkują, będą pomnażały swoje zyski. Dlatego poszukiwanie prawdy powinno być jednym z podstawowych obywatelskich obowiązków. Czy tą sytuację można nazwać ustawką? Prawie. To chyba częściowo przypadkowy zbieg okoliczności, który nasi politycy wykorzystają do uwiarygodnienia swojego „patriotyzmu”.

Cezary Michał Biernacki

Redakcja