KulturaIwicki: XI Spotkania z Piosenką w Grudziądzu, czyli coś bardzo optymistycznego

Redakcja10 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

W pierwszych słowach winien jestem Czytelnikom przeprosiny za dłuższą chwilę nieobecności w moim macierzystym dziale czyli Kulturze. Obiecuję się poprawić i wrócić już w następnym numerze do wcześniej rozpoczętych tematów, dziś jednak muszę podzielić się z Państwem czymś naprawdę optymistycznym.

Jest to o tyle ważne, że moje ostatnie rozważania na temat kondycji gustu społeczeństwa jako całości oraz analiza „popisów” naszych kandydatów do Eurowizji rzucały długi cień na moją ukochaną dziedzinę sztuki, jaką jest muzyka.

Rozmach grudziądzkiej skali lokalnej

Kiedy moje przygnębienie z tym związane stawało się coraz większe, ponieważ gromadziłem materiały do dalszych tekstów na temat destrukcji kulturalnej, jaka się dziś odbywa na skalę masową i gdy już zacząłem tracić nadzieję, analizując kolejne wytwory popkultury, przyszło mi wziąć udział w wydarzeniu lokalnym i absolutnie wspaniałym.

XI Spotkania z Piosenką to cykliczny konkurs wokalny organizowany przez Ognisko Pracy Pozaszkolnej w moim ukochanym Grudziądzu. Już po raz drugi miałem ogromny zaszczyt i nieukrywaną przyjemność zasiadać w jury konkursu. Jest to wydarzenie lokalne, które przybrało od jakiegoś czasu formę konkursu otwartego, w którym występują dzieci oraz młodzież z Grudziądza i okolic. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że dane nam było przesłuchać niemal 70 młodych, utalentowanych wykonawców! Mówimy o lokalnym konkursie w miejskim OPP!

Grudziądzka kultura

Organizatorem imprezy jest dyrekcja placówki, a całość koordynuje od wielu lat Maciej Gburczyk – świetny muzyk, gitarzysta kapeli Reggaeside, producent, animator, nauczyciel, radny miasta, doskonały pedagog, który przez lata pracy wypuścił spod swoich skrzydeł niezliczoną ilość muzyków, a prywatnie mój dobry kolega. To właśnie Maciej zaprosił mnie na konkurs w charakterze jurora.

Autor (pierwszy z lewej) w jury konkursu.

Przewodniczącą jury była dr Aleksandra Drozdecka –  nauczycielka śpiewu, dyrygent wielokrotnie docenianych chórów Boni Cantores i The G Singers, instruktor u „Chrapków”, specjalista od emisji głosu, animator kultury i niezwykła skarbnica wiedzy na temat muzyki.

Obok mojej skromnej osoby asystował pani doktor Daniel Grzybowski – nauczyciel śpiewu, pedagog, animator kultury, wokalista zespołu File Corrupted, zawodowy chórzysta, producent oraz realizator dźwięku w studio Progress, które prowadzi od wielu lat – również mój dobry kolega i największy fan Queen, jakiego znam. W takim składzie zasiedliśmy do przesłuchań o 10 rano, wiedząc, że przed nami niemałe wyzwanie, ale nie zdając sobie sprawy z tego, że poziom przerośnie nasze najśmielsze oczekiwania…

Profesjonalne kategorie

Młodzi wykonawcy podzieleni zostali na 5 kategorii wiekowych: przedszkola, klasy I-III, klasy IV-VI, klasy VII-VIII oraz szkoły średnie. Jak już wyżej napisałem, konkurs miał charakter otwarty, więc stanęli w nim przedstawiciele szkół publicznych, prywatnych, rozmaitych placówek oraz wychowankowie indywidualnych nauczycieli śpiewu. Bardzo ciekawa sytuacja – widać było bowiem, że do rezultatu, jakim jest umiejętność śpiewania, można dochodzić różnymi metodami.

Uczestników ocenialiśmy w kryteriach podzielonych na cztery pozycje: intonacja, dobór repertuaru, emisja głosu oraz ogólny wyraz. To bardzo ważne, ponieważ dwie z tych kategorii są typowo techniczne – intonacja i emisja czyli czystość, barwa, umiejętność prowadzenia i trzymania głosu, panowanie nad dźwiękiem. Zaś dwie następne stanowią o odbiorze występu – dobór repertuaru jest szalenie ważny, ale o tym za chwilę, natomiast ogólny wyraz to takie sprawy jak umiejętność interpretacji tekstu, charyzma czy kontakt z publicznością. Wszystkie te sprawy są niezwykle istotne, wszystkie wymagają pracy, wszystkich można się nauczyć, ale nade wszystko trzeba tu talentu, którego właściwie żadnemu z uczestników nie zabrakło.

Młodość i przebojowość

Młodzi wokaliści musieli również zmierzyć się ze sprawami nieodłącznymi w trakcie występów scenicznych – konfrontacja z publicznością, stres związany z obecnością innych uczestników na sali, trema przed występem, panowanie nad mikrofonem, pojawiające się niekiedy kłopoty techniczne. Niektórzy z uczestników występowali publicznie po raz pierwszy, kilku nie opanowało emocji, zwłaszcza młodszym wykonawcom trzeba było dodawać otuchy, co robili nauczyciele, opiekunowie oraz Maciej Gburczyk, który prowadził całą imprezę z zaangażowaniem godnym prawdziwego pedagoga – każde dziecko zostało odpowiednio zapowiedziane – przedstawienie, wyjaśnienie kogo reprezentuje oraz piosenka. Radzenie sobie w takich sytuacjach to niezwykle ważna umiejętność dla artystów scenicznych, zwłaszcza wokalistów, którzy zwykle są liderami i już na tym etapie widać było po niektórych dzieciakach, że są po prostu urodzone na scenę.

10-latka autorką piosenek

Nawet w najmłodszych kategoriach wiekowych, czyli w przedszkolach i klasach I-III, były dzieciaki, które starały się interpretować! Sprawa bardzo istotna, którą w podsumowaniu podkreśliła dr Drozdecka – szalenie ważny, a czasem nawet kluczowy jest dobór repertuaru. Dzieci powinny śpiewać piosenki dziecięce, na odpowiednim poziomie trudności wykonawczej. Są bowiem piosenki dla dzieci (np. z popularnych bajek kinowych), które wcale nie są łatwe do śpiewania!

Tu najważniejsza rola spada na nauczyciela śpiewu, który powinien odpowiednio pokierować dziecko i pomóc dobrać repertuar zgodnie z wiekiem i umiejętnościami. O ile w grupie przedszkolnej nie było z tym żadnego problemu, tak w starszej kategorii już zaczęły się pojawiać piosenki z repertuaru „dorosłego” lub zbyt trudne, co niestety w połączeniu ze stresem przekładało się na jakość występu. Co ciekawe były też wśród tych „dorosłych” piosenek takie wykonania, gdzie dzieciaki poradziły sobie doskonale. Pojawiła się również dziesięcioletnia dziewczynka, która zaśpiewała piosenkę swojego autorstwa! Zapewniam Państwa, że była to piosenka lepsza i lepiej zaśpiewana niż „anglopolo” w wykonaniu naszej „eurowizyjnej Bejba” (serio)!!!

Bez disco-polo

Następna kategoria wiekowa czyli klasy IV – VI to już właściwie tylko „dorosły repertuar”, który został całkowicie zdominowany przez utwory Sanah. Przyznaję, że miałem z tym ogromny problem. Nie tylko dlatego, że prywatnie po prostu nie znoszę maniery tej polskiej wokalistki. Doceniam, że pisze ładne utwory i ma świetne teksty, ale jej sposób śpiewania to kompletnie nie moja wrażliwość muzyczna i bardzo szybko mnie męczy. Oczywiście lepiej, żeby dzieciaki słuchały Sanah niż disco-polo czy jakiegoś pato-rapu lub kretyńskich „przebojów radiowych” z serii „ja mam twarz, Ty masz twarz, ohohohoho”. W tej muzyce są przynajmniej ciekawe harmonie, prawdziwe instrumenty i dobre teksty… Właśnie – dobre teksty, ale w wykonaniu dzieci ze szkół podstawowych stają się nieautentyczne. Nie zrozumcie mnie Państwo źle – oczywiście ocenialiśmy uczciwie wykonania i nawet dwoje dzieci śpiewających Sanah otrzymało wyróżnienia, ale trzynastolatka śpiewająca o „monotonii życia, pracy i kredytach” siłą rzeczy czyni ten tekst groteskowym… Niestety większość dzieci starała się też naśladować charakterystyczną manierę (przeciąganie) Sanah, co może później przeszkadzać np. w nauce właściwej dykcji oraz stawiania akcentów. To jednak sprawy kosmetyczne, bo w tej kategorii wiekowej poziom był już naprawdę bardzo wysoki!

Licznik tutaj zamknęła Hanna Walczak śpiewająca piosenkę Dawida Podsiadło „Nieznajomy”. Mimo młodego wieku, zaśpiewała praktycznie zawodowo – intonacja, emisja, dykcja, interpretacja tekstu – wszystko na poziomie dojrzałej wokalistki. Co ciekawe, siostra Hani, Olga zdobyła II miejsce w niższej kategorii wiekowej, a i w zeszłym roku dziewczęta zwyciężyły w swoich kategoriach – niezwykle utalentowane!

Anna jak Anna German

W kolejnej kategorii wiekowej (VII-VIII) było tylko pięcioro uczestników, same dziewczęta, a poziom stał się już prawie w całości zawodowy. Myśleliśmy, że będzie ogromny kłopot z przydzieleniem pierwszego miejsca, ale nasze wątpliwości rozwiała ubiegłoroczna laureatka Anna Kminikowska. Zaśpiewała ona „Wróć do Sorrento”, czyli jedną z najbardziej znanych, neapolitańskich pieśni, napisaną przez braci De Curtis w 1901 roku. Pierwszym, polskim wykonaniem tego utworu zasłynęła ongiś Anna German. Możecie mi Państwo wierzyć lub nie, ale młoda imienniczka naszej legendarnej śpiewaczki wykonała tę trudną piosenkę równie brawurowo! Przede wszystkim z ogromną kulturą śpiewu – czysto, pięknie trzymała głos, wspaniała dykcja, interpretacja oraz właściwa dla tego repertuaru elegancja połączona z lekkością. Coś wspaniałego! Przyznam, że wzruszyło mnie to wykonanie, ponieważ uwielbiam ten „stary” sposób śpiewania…

Licealni profesjonaliści

Kategoria szkół średnich to było prawdziwe szaleństwo! Wystąpiło siedmioro wykonawców, każdy występ był świetny, a pięć z nich było absolutnie zawodowych pod każdym względem! Trzy poruszyły mnie szczególnie.

Katarzyna Werner w utworze anglojęzycznym „IDK You Yet” z repertuaru Alexander 23. Przyznam, że nie znałem ani wykonawcy, ani piosenki, mimo że na YouTube ma ponad 9 mln wyświetleń. Kasia sama sobie akompaniowała na gitarze akustycznej, co sprawiło, że wykonanie tego minimalistycznego utworu było całkowicie spójne. Pięknie zaśpiewany, wzruszający tekst, który dziewczyna rozumiała, wczuła się w niego i zaśpiewała perfekcyjnie po angielsku! Co ciekawe był to jej pierwszy występ publiczny, więc dodatkowo musiała przełamać ogromną tremę! „Kupiła” nas w pełni tym występem, który był żywym dowodem na to, że w muzyce, tak jak w życiu, prawda zawsze się obroni. Kasia jest wychowanką Macieja Gburczyka i OPP Grudziądz.

Dwa kolejne występy to było dla nas największe wyzwanie – obydwa pełne, całkowicie profesjonalne, absolutnie rewelacyjne pod każdym względem i niezwykle wzruszające. Przyznać muszę Czytelnikom, że przy obydwu uroniłem łzę…

Julia Pietkiewicz „Bądź moim natchnieniem” – utwór z repertuaru Andrzeja Zauchy skomponowany przez Antoniego Kopffa. Cóż… Tu zagrało wszystko – piosenka, czyli dobór repertuaru (choć niezwykle trudna), intonacja, emisja, ogólny wyraz – wszystko w punkt! No i wartość dodana w postaci niezwykłej wrażliwości muzycznej. Julia zaśpiewała tę piosenkę lekko, tańcząc głosem po dźwiękach z fantastyczną gracją. Wszystko w punkt, każdy dźwięk zaśpiewany czysto i z właściwym, swingowym feelingiem wpadającym już w lekko jazzową interpretację. Widać, że Julia czuje się swobodnie w takim repertuarze i wszyscy w jury słyszeliśmy, że tam tkwi jeszcze ogromny zapas głosu. Naprawdę cudowne wykonanie! Julia jest wychowanką Dagmary Cichockiej, u której i ja gościłem na kilku lekcjach śpiewu.

Matylda Ciborowska to tegoroczna maturzystka, która ma już duże doświadczenie sceniczne. Śpiewa, gra na gitarze i jest liderką grudziądzkiego zespołu Melisa. Przede wszystkim Matylda jest obdarzona niezwykłą charyzmą i przyznam, że miałem okazję wysłuchać wielu jej występów, ale tym razem zmiotło mnie z planszy (podobnie, jak pozostałych jurorów). Wybrała naprawdę nietuzinkową piosenkę, którą w 1961 roku dla Pasty Cline napisał Hank Cochran, czyli zostałem zabrany muzycznie tam, gdzie kocham –  na południe USA (tak, tak, wiem – nic na to nie poradzę – kocham country i kulturę rednecków). Co ciekawe Matylda zaśpiewała ten utwór z polskim tekstem, który sama przełożyła. Generalnie nie jestem zwolennikiem country czy bluesa po polsku, ale te słowa w wykonaniu młodej artystki były absolutnie przejmujące! Występ również doskonały technicznie i z ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Matylda jest wychowanką OPP w Grudziądzu i Macieja Gburczyka, który akompaniował jej na gitarze.

Formacja jest możliwa

„Spotkania z Piosenką” w Grudziądzu oprócz tego, że poprawiły mi humor, dostarczyły mnóstwo pozytywnych emocji, to pokazały kilka spraw.

Przede wszystkim kulturę, sztukę, gusta młodych ludzi można „odbić” tylko od dołu, a jest o co walczyć! Na „eurowizjach”, dużych festiwalach, stacjach tv i radiowych szaleje ogólna głupizna i zdziczenie – baby z brodą, patologia, prostacka sztuka, disco-polo, anglo-polo oraz powszechna debilizacja. Tak, to prawda, ale nie wszystko stracone bo właśnie lokalnie możemy zawalczyć o nasze dzieci. Na tym konkursie nie było miernoty, głupoty i łatwizny! Było mnóstwo talentów, ogrom zaangażowania dzieci, ich nauczycieli i rodziców – ciężka, ale przyjemna praca!

Potrzeba nam wrócić do dobrej tradycji inicjatyw lokalnych – domów kultury, placówek, ognisk, klubów, domów młodzieży itp. Historia grudziądzkiego OPP sięga 1957 roku, kiedy to przy ówczesnym Placu Obrońców Stalingradu powstał Dom Kultury i Młodzieży. Od tego czasu, nieprzerwanie placówka funkcjonuje pod różnymi nazwami, ale ma takie same cele i realizuje je z powodzeniem. Dyrekcji, wszystkim instruktorom tej oraz innych podobnych instytucji należą się ogromne gratulacje i podziw.

Tu wrócę do wątku podjętego w felietonie o gustach – Koleżanki i Koledzy z szeroko pojętego obozu narodowego – to jest zadanie dla nas! Formacja młodych Polaków to nie tylko promocja wiedzy historycznej i politycznej. Dzieci powinny obcować z kulturą i kształtować w ten sposób wyobraźnię! Bez tego nie zrozumieją później ani idei, ani doktryn politycznych.

Działajmy lokalnie w kulturze

To było dla mnie ogromne wyróżnienie móc w tak zacnym gronie wysłuchać tylu cudownych występów. Szczerze mówiąc, część z nich nawet niezręcznie było mi oceniać. Dziewczęta, których wykonania opisałem dały występy kompletne – spójne, doskonałe techniczne oraz prawdziwe. One są gotowe na duże sceny, gdzie mam nadzieję trafią i czego życzę im z całego serca. Wypatrujcie Państwo tych nazwisk – to są wspaniałe artystki.

Polska pełna jest takich młodych ludzi. Nie brakuje również wspaniałych nauczycieli, pedagogów, instruktorów czy animatorów kultury. Zatem mam ogromną prośbę do naszych Czytelników. Zainteresujcie się lokalnie – każdy w swoim mieście, miejscowości, wsi – czy i gdzie są tego typu placówki? Zapisujcie tam swoje dzieci i sprawdźcie jak możecie pomóc w działaniu takim miejscom i ludziom tam pracującym? Nikt tego za nas nie zrobi, Szanowni Państwo, a to naprawdę wielkie zadanie, które jest częścią długiego marszu zwieńczonego „odbiciem Polski”.

Naprawdę cieszę się, że mogłem napisać coś optymistycznego…

Bartosz Iwicki

Redakcja