Kryzys cywilizacyjny, w jaki Polska się pogrąża, nie ma charakteru nagłego i niespodziewanego. Jego źródeł należy szukać w umowach akcesyjnych z NATO i UE, otwierających przed Polakami nową przestrzeń cywilizacyjną, naznaczoną już wówczas wieloma cechami postchrześcijaństwa, jakie wniosła do świata Zachodu rewolucja kulturalna 1968 roku.
Te dwie struktury, do jakich wstąpiła Polska, odegrały kluczową rolę nie tylko w zglobalizowaniu Zachodu pod kontrolą USA, ale również w narzuceniu jego społeczeństwom idei opartych na fałszu antropologicznym, odrzucającym prawdę o człowieku i jego świecie. W sferze polityki przykładem może być aplikowana każdej niemal sferze życia idea bezpieczeństwa, rugująca z niego ideę pokoju. W sferze cywilizacyjnej – antykulturowe idee postmodernizmu i liberalizmu oraz wyrosłe na nich antychrześcijańskie ideologie z LGBT+. na czele. Te dwa wektory działania kolektywnego Zachodu od początku ukierunkowane były z jednej strony na zachowanie hegemonii USA w najważniejszych sferach współczesnego świata.
Z drugiej – na narzuceniu podporządkowanym społeczeństwom jednakowej dla wszystkich cywilizacji, którą S. Huntington w książce Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego nazwał cywilizacją uniwersalną, utożsamianą z westernizacją czy wprost z amerykanizacją. Cywilizacja ta eliminuje z antropologii i najważniejszych form życia ludzkiego chrześcijańską filozofię człowieka i chrześcijańskie wartości, na których zbudowana została wielkość Zachodu. Centralne miejsce zajmuje w niej ideologia LGBT+. W nowych wersjach – Klausa Schwaba – pojawia się obok niej transhumanizm, sprowadzający ludzkie istnienie do idei post-człowieka.
Utopii cywilizacyjnej kolektywnego Zachodu towarzyszą realne cele geopolityczne, osiągane na bazie transatlantyzmu. Prowadzą do nich działania sygnowane przez kilka podstawowych słów-kluczy: chaos jako instrument walki, zarządzanie chaosem, wojna prewencyjna, wojna zastępcza, wojna hybrydowa, wojna w cyberprzestrzeni czy wreszcie wojna sankcyjna. Wszystkie te znamiona nowej cywilizacji widoczne są w Polsce od dłuższego czasu nie tylko w oficjalnej prozachodniej propagandzie, ale również w rzeczywistych działaniach politycznych. Współistnieją one na równych prawach z coraz słabszymi wyznacznikami cywilizacji chrześcijańskiej jako wrogie jej czynniki. Wytworzyła się w ten sposób polska mieszanka cywilizacyjna, która – według Feliksa Konecznego – jest zawsze trująca. Najgroźniejsze w niej jest to, iż symbole chrześcijańskiej cywilizacji mają bardzo często charakter instrumentalny wobec nowej cywilizacji. Ich instrumentalizacja stała się normą polityczną władz i środowisk opiniotwórczych.
Ostatnim spektakularnym świadectwem strategii „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek” była „wizyta” prezydenta RP na Jasnej Górze, gdzie polecił on Polskę opiece Matki Boskiej, a następnie zwołał posiedzenie BBN, na którym zdecydowano o przekazaniu Ukrainie kompanii czołgów Leopard. Decyzję tę potwierdził Andrzej Duda 11 stycznia na spotkaniu „Trójkąta Lubelskiego” – prezydentów Polski, Litwy i Ukrainy – zaznaczając, iż przekazanie Kijowowi tego strategicznie ważnego uzbrojenia – nie tylko dla Ukrainy, ale również dla Polski – odbędzie się w ramach koalicji międzynarodowej. W tym celu prezydent RP wystąpił w roli lobbysty ukraińskiego na 53. Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, gdzie żebrał o czołgi dla Kijowa i koalicyjną koordynację ich dostarczania na teren wojny. Owa koalicja czołgowa miałaby stanowić w zalewającej nas propagandzie wojennej niepodważalny argument dla działań sprzecznych nie tylko z normami pokoju, ale również logiki i zdrowego rozsądku, który zakazuje pomniejszania możliwości bojowych własnej armii. Nade wszystko zaś to czysta kpina z Jasnej Góry, religii i tradycji zawartej w formule „Bóg, honor, ojczyzna”. Kpina, kopiowana także w katolickich mediach, siejących kłamliwą ukraińską propagandę wojenną pod hasłem: pomagamy aż do zwycięstwa – utożsamianego nie tylko z pokonaniem Rosji, ale również jej całkowitym unicestwieniem.
Polski odbiorca nie tylko rządowych i polskojęzycznych mediów, ale również tzw. katolickich, nigdy nie był uczciwie poinformowany ani o trwających siedem lat krwawych walkach Kijowa z Donbasem i sabotowaniu przez Zachód mińskich porozumień, ani o obecnych działaniach wojennych, zapowiadających klęskę Ukrainy. Szczytem zakłamania propagandowego była heroizacja banderowskich „obrońców” Mariupola z Azowstalu. Do historii takiego wojennego zaangażowania przeszedł „Nasz Dziennik”, który pod tym względem stał się biuletynem natowsko-ukraińskim. Zamiast wezwania do pokoju, katoliccy dziennikarze zostawili potomnym teksty o nieustającej konieczności zwiększenia dostaw broni na Ukrainę i unicestwienia Rosji. To jest kuszenie III wojną światową.
Znamiona upadku
Dominującym czynnikiem zatrucia polskiej cywilizacji stała się wszechobecna idea wojny. Idea tych wszystkich jej odmian, jakie wytworzyła obecna – nowa – cywilizacja Zachodu. Jest to idea całkowicie sprzeczna z chrześcijańskim pojęciem wojny, jakie wypracowali św. św. Augustyn i Tomasz, wyróżniający jedynie wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Fenomen tego uznawanego przez całe wieki rozróżnienia polegał na tym, że chrześcijaństwo dopuszczało jedynie pierwszy rodzaj wojny w imię wysokich wartości: zaprowadzenia na danym terytorium sprawiedliwości i zadośćuczynienia dokonanym krzywdom. Te bowiem wartości określone zostały jako fundamentalne dla nadrzędnego celu wojny sprawiedliwej: pokoju. Oczywiście, dzieje wojen toczonych na Zachodzie odbiegały po wielekroć od augustyńsko-tomistycznej koncepcji; nigdy jej jednak nie unieważniały. Koncepcja wojny sprawiedliwej przez wieki pozostawała normą moralną i cywilizacyjną Zachodu. Kończąca I wojnę światową konferencja pokojowa w Paryżu była jej i zarazem cywilizacji chrześcijańskiej triumfem. Niestety, zakończenie II wojny światowej było już pogwałceniem tych zasad i dlatego trzy konferencje „wielkiej trójki” zaowocowały fałszywym pokojem, rugującym z powojennego porządku światowego zarówno zasadę sprawiedliwości, jak i zadośćuczynienia za wyrządzone zło.
Nowy atak na ideę wojny sprawiedliwej przypuścili pod koniec XX wieku neokonserwatyści amerykańscy z Paulem Wofowitzem na czele, dopuszczający jako moralnie uzasadnioną wojnę prewencyjną w interesie USA. Grzech uznania takiej wojny na poziomie etycznym za działanie słuszne zdecydowanie przeciwstawia transatlantyzm chrześcijaństwu. Nicość intelektualna Wolfowitza, rugująca z pojęcia tej wojny ideę pokoju i zasadę sprawiedliwości mogła zadać cios wielkiej tradycji augustyńsko-tomistycznej tylko dlatego, że stały i stoją za nią: deep state, tajne służby i kontrolowane przez nie media. Świadectwem nicości zarówno moralnej, jak i intelektualnej wojny prewencyjnej w koncepcji Wolfowitza jest sytuacja na Bliskim Wschodzie i w Afganistanie. Na obu tych obszarach trwa wojna permanentna, wykluczająca perspektywę pokoju.
Niewielu Polaków zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka ciąży na Polsce za udział w takiej wojnie – niezależnie od ilości walczących w niej polskich żołnierzy. Gdyby kiedyś doszło do kończących ją pokojowych uzgodnień na wzór tych, które zapadły na konferencji paryskiej w 1919 roku, nasz kraj zasiadłby na ławie oskarżonych – agresorów, na których ciąży powinność zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy i szkody. Materialne zadośćuczynienie jest na razie mrzonką coraz mniejszej ilości zwolenników augustyńsko-tomistycznej koncepcji. Mrzonką ze względu na USA, pozostające hegemonem Zachodu, chroniącym przed międzynarodowymi trybunałami zarówno samego siebie, jak i swych zwasalizowanych „partnerów”. Jednak nawet hegemon nie jest w stanie zdjąć ciążącej na nich wszystkich moralnej odpowiedzialności za skutki wojny prewencyjnej. W tym kontekście retorycznym pozostaje pytanie: jak się to stało, że Polska odrzuciła zapewniającą pokój i triumf moralny chrześcijańską koncepcję wojny sprawiedliwej, a w jej miejsce przyjęła nicość koncepcji Wolfowitza? Odpowiedź jest jedna: to upadek cywilizacyjny.
Jego świadectwem jest również prowojenna polityka Warszawy w odniesieniu do Ukrainy. Wynika ona bezpośrednio z amerykańsko-natowskich i unijnych rusofobicznych programów powstrzymywania Rosji, a ostatnio również Białorusi. W ramach tych programów katolicki kraj, za jaki uchodzi Polska, nie jest w stanie współistnieć pokojowo ze swoimi wschodnimi sąsiadami, bo nie pozwala mu na to zbudowana na nienawiści do Rosji koncepcja bezpieczeństwa „terytorium NATO”. Katolicki kraj nie jest zdolny do pokoju – stał się podżegaczem wojennym, hubem militarnym dla prowadzonej przez USA i NATO wojny przeciwko Rosji na Ukrainie.
Co więcej – postsolidarnościowe, postkorowskie środowiska, wyznające wiarę w USA i NATO, narzuciły Polsce dyktaturę tolerancji dla odrodzonego w ojczyźnie Stepana Bandery nacjonalizmu i kultu związanych z nim ludobójców. Mimo wojny trzymają się mocno ich pomniki, w miastach pojawiają się nowe ulice z ich nazwiskami, a z podręczników szkolnych młodzi Ukraińcy uczą się nie tylko uwielbienia dla Bandery, ale również nienawiści do Polski, która ten potężniejący nazizm toleruje. Co najwyżej jakiś polski poseł lub wiceminister, a w najlepszym przypadku sam premier RP wystąpi w 2-3 zdaniach na Twitterze z lekką krytyką nowych banderowskich ekscesów – jak to miało miejsce na początku stycznia b.r. w związku ze skandalicznym upamiętnieniem 114. rocznicy urodzin Bandery przez Radę Najwyższą Ukrainy.
W upamiętnieniu pokazano pod portretem Bandery zdjęcie dowodzącego ukraińską armią gen. Walerija Załużnego – z notką informującą, że generałowi znany jest jego testament ideowy, z którego przytoczono odpowiedni cytat: „całkowite i ostateczne zwycięstwo ukraińskiego nacjonalizmu nastąpi wówczas, gdy imperium rosyjskie przestanie istnieć”. Ten wpis najwyższego ukraińskiego organu władzy ustawodawczej potwierdza główny cel toczącej się na Ukrainie wojny USA-NATO-UE – z Rosją. Wpis wprawdzie został z Twittera usunięty, ale nie oznacza to usunięcia odrodzonego banderyzmu z najważniejszych dziedzin istnienia współczesnej Ukrainy. Jeśli gen. Załużny wykonuje zalecenia Bandery – czego oczekuje od niego Rada Najwyższa Ukrainy – konkluzja może być tylko jedna: w tej wojnie cywilizacji wykorzystanie nacjonalistycznej ideologii ukraińskiej nie jest przypadkowe. Jest celowe i zamierzone, a co za tym idzie – celowe i zamierzone jest w zwasalizowanych relacjach Polski z USA nieosądzenie rzezi wołyńskiej i wschodnio-galicyjskiej.
Poprzez samą tylko dyktaturę jej tolerancji dla groźnej ideologii kształtuje się chorą polską tożsamość – budowaną na upokorzeniach, poniżeniach, wyrzeczeniach w imię nie naszej wojny. Co więcej, wyrzuty sumienia Polaków z powodu nieosądzenia ludobójstwa na Wołyniu i Galicji Wschodniej zagłusza się nieustającymi wezwaniami o pomoc dla naszych „braci”, „przyjaciół”. Wezwania płyną nie tylko z sejmu i senatu, mediów, uniwersytetów, ale również ambon kościelnych. Są w pełni uzasadnione cywilizacyjnie i moralnie jeśli idzie o pomoc humanitarną – dla ofiar wojny. I tę pomoc Polacy świadczą od 24 lutego ub. roku. Retorycznym pozostaje pytanie, dlaczego do tej daty nikt nie mówił o ofiarach wojny, jaką Kijów wytoczył Donbasowi w 2014 roku. Nikt nie apelował o pomoc dla nich, nie organizował składek pieniędzy i żywności, nie prosił o przyjmowanie kobiet i dzieci terroryzowanych tam przez banderowskie oddziały militarne z Azowem na czele. Nikt – ani politycy, ani media, ani Kościół. Tylko dlatego, że była to ludność przyznająca się do swojej rosyjskości, nie uznająca narzuconego przez pomajdanową konstytucję zakazu używania języka rosyjskiego? Te lata milczenia – również polskiego duchowieństwa, nade wszystko tego pracującego na Ukrainie – to lata staczanie się cywilizacyjnego Polski poprzez udział w wojnach prewencyjnych w Afganistanie, Iraku, Syrii.
Nikt też w Polsce nie mówił o konieczności wypełnienia porozumień mińskich, które – jak ostatnio oświadczyła Angela Merkel – były świadomie sabotowane przez Zachód po to tylko, aby na zyskać czas na uzbrojenie Ukrainy. Nie było pomocy humanitarnej dla Donbasu, dla Afganistanu, była symboliczna tylko pomoc dla Iraku i Syrii. Dzielenie ofiar wojny na lepsze i gorsze, stało się polską normą, dodatkowo naruszającą fundamenty naszej cywilizacji chrześcijańskiej. Jaskrawym dowodem funkcjonowania tej normy jest podział na „lepsze” ofiary Katynia i „gorsze” ofiary Wołynia. Tę polską normę wciąż na nowo utrwala wzgląd na interesy „wspólnoty natowskiej”, ponad którymi stoją zawsze interesy USA.
Konieczność reorientacji: wszystko dla pokoju
Jest w Polsce spore grono ludzi, którzy nie godzą się z wysyłaniem broni na Ukrainę i przedłużaniem trwającej tam wojny. Oni też mówią: to nie nasza wojna, nikt – ani prezydent, ani rząd, ani sejm i senat – nie ma prawa włączać w nią Polski. Być może jeszcze więcej jest tych, którzy nie godzą się z nieosądzeniem rzezi wołyńskiej i wschodnio-galicyjskiej. Ci też pytają: dlaczego IPN milczy, dlaczego nigdy nigdzie nie ścigał winnych tego ludobójstwa. Są jeszcze w Polsce rzesze uczciwych patriotów, którzy nie godzą się z degradacją Polski do roli podżegacza wojennego i sługi banderowskiej Ukrainy. Wszyscy razem stanowią spory potencjał moralny, zdolny dokonać reorientacji na rzecz pokoju. Potrzeba im tylko zjednoczenia, a jednocześnie więcej odwagi.
Prof. Anna Raźny
Myśl Polska, nr 5-6 (29.01-5.02.2023)