HistoriaWojciech Korfanty o Wersalu

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Poniżej publikujemy okolicznościowy tekst autorstwa Wojciecha Korfantego, jaki opublikował on na łamach „Polonii” w 10. rocznicę podpisania Traktatu Wersalskiego.

Dnia 28 czerwca 1919 r. w Zwierciadlanej Sali wspaniałego zamku Ludwików w Wersalu odbył się sąd zwycięskich narodów nad pobitymi Niemcami imperialistycznymi i militarystycznymi, nad Niemcami, które prowadzone przez Prusy, kierujące się macchiawelizmem i cynizmem Fryderyka II, oraz brutalnością żelaznego kanclerza wywołały wojnę światową i za nią ponosiły odpowiedzialność.

Sąd ten odbył się w tej samej sali, w której Bismarck w 1871 r. zmusił Francję do oddania mu Alzacji i Lotaryngii i do przyjęcia upokarzających warunków pokoju po przegranej wojnie. Był to dzień ekspiacji i pokuty za wielkie zbrodnie pruskie. Delegaci niemieccy – odosobnieni, omijani jak zapowietrzeni – pokornie zbliżyli się do historycznego stołu i położyli podpis swój pod wielką kartą wolności narodów, A podpis pokonanych panów świata naprawia jedną z największych zbrodni dziejów ludzkich, zbrodnię podziału Polski i pozbawienia narodu naszego samodzielnego bytu państwowego.

Stał się zaiste cud wielki. Rozćwiartowane członki państwa polskiego zrosły się w jedną całość i odzyskaliśmy wolność i byt niepodległy. Dziejowy ten fakt przypieczętowali swoimi podpisami pełnomocnicy wszystkich czterdziestu kilku narodów, w tej wielkiej wojnie uczestniczący, a pomiędzy nimi znajdowali się przedstawiciele narodu naszego Roman Dmowski i Ignacy Paderewski. Jak spiżowe posągi stać będą ci dwaj mężowie na drogach dziejów narodu polskiego, nie tylko dlatego, że spotkał ich historyczny zaszczyt położenia swoich nazwisk pod tym dokumentem naszej wolności, ale głównie dlatego, że byli oni piastunami i niezmordowanymi apostołami wiary w nieśmiertelność naszego narodu i jego prawa do zjednoczenia i wyzwolenia spod jarzma najeźdźców. Oni też ofiarną działalnością przed wojną i podczas wojny wywalczyli nam miejsce w szeregu tych narodów, które w Wersalu stanęły jako zwycięzcy.

Dzień 28 czerwca 1919 r. był dniem plonu czteroletnich strasznych zmagań narodów z przemożnym wrogiem wolności i niezależności ludów. Przez te straszne lata osłupiały świat patrzył na ofiary w krwi i mieniu ponoszone przez narody. Ziemia, morze, niebo, najstraszniejsze maszyny zostały uruchomione w tych pełnych grozy walkach. Dziesięć milionów ludzi przypłaciło je życiem, dalsze miliony wciąż w oczach naszych giną wskutek odniesionych ran.

Całe kraje zostały zniszczone, miliony spokojnych mieszkańców zostało oderwanych od ogniska domowego i warsztatów pracy, byliśmy świadkami istnej wędrówki narodów, owoce pracy i oszczędności całych pokoleń zostały zmarnowane, floty wojenne i handlowe szły na dno morskie, ustrój gospodarczy społeczeństw i świata został w swych posadach podkopany. Wojna przemysłu kolei, telefonów, telegrafów na drucie i bez drutu, armat, o jakich ludzie nie marzyli, tanków, trujących gazów, wojna na ziemi i pod ziemią, w głębinach morza i w obłokach, wojna ta była zjawiskiem zniszczenia i spustoszenia, o jakich ludzkości się nie śniło.

A i pod względem moralnym nastąpiły straszne spustoszenia, brak poszanowania życia ludzkiego i najdroższych więzów społecznych, nadto zanikał respekt przed prawem i autorytetem, kultura ludzka cofnęła się o całe wieki. Prawdziwy obraz apokaliptycznych zmagań, spustoszeń i zniszczeń! Istny sad ostateczny nad ludzkością. Cesarstwa i królestwa, spoglądające na wiekowe istnienie, rozsypały się w gruzy, historyczne granice państw waliły się z łoskotem, korony spadały z głów cesarzy, królów i książąt, jak jabłka zmurszałe z drzew. Rodził się wśród strasznych bólów nowy porządek rzeczy, świat wstępował w nową erę, nowa epoka ludzkości się rozpoczęła. Szczęśliwi ci, którzy się znaleźli po stronie owiec na tym Ostatecznym Sadzie Narodów, w szeregu zwycięzców. Naród polski do tych szeregów doprowadzili ci, którzy prędzej czy później opowiedzieli się i współpracowali z przeciwnikami Niemiec, którzy uczestniczyli w tej walce o sprawiedliwość i wolność. Paderewski, Dmowski i Józef Haller są ich wykładnikami.

Runęła Rosja carska, runęły równocześnie cesarstwa niemieckie i austriackie, nasi najeźdźcy, ci, co nam odebrali wolność. A przeważająca większość narodu duszą i sercem stała po stronie zwycięzców. Ich przedstawicielstwem był Komitet Narodowy w Paryżu pod wodzą Romana Dmowskiego, uznany przez zwycięskie państwa sprzymierzone jako tymczasowy rząd wolnej, zjednoczonej’ i niepodległej Polski, przedstawicielstwem ich siły była błękitna armia Józefa Hallera.

Gdy w sierpniu 1914 r. wybuchł ten pożar świata, równocześnie z wojskami austriackimi przekroczyły granice dawnego Królestwa Polskiego oddziały polskie, formowane w b. Galicji. Ich celem było wywołanie powstania przeciw Moskalom. Poryw szlachetny, dyktowany uczuciem, ale pozbawiony wszelkiej myśli politycznej i rozsądku. Gdyby przywódcy tych oddziałów byli cel swój osiągnęli, byliby zmusili Rosję do zaprzestania walki, do zawarcia odrębnego pokoju z Niemcami i Austrią, chociażby za odstąpienie b. Królestwa Polskiego. Niemcy i Austriacy byliby rzucili wszystkie swe siły na zachód i byliby odnieśli triumf ostateczny. B. Królestwo Polskie i Galicja byłyby kolonia niemiecko-austriacką, a o przyłączeniu Śląska, Poznania i Pomorza nie byłoby mowy. Byłby tu nastąpił początek ostatecznej naszej zagłady. Naród polski jednak nie poszedł za zewem i porywem szaleńców, odgrodził się od nich, co mu sami wypominają w „Pierwszej Brygadzie”, i zdrowy instynkt jego zadecydowało naszej obecnej teraźniejszości, o zjednoczeniu i wyzwoleniu ziem polskich, a może zadecydował w ogóle o obecnym ustroju Europy.

Po wojnie światowej powstali nowocześni Plutarchowie, którzy tworzą legendarna historię, a tworzą ją i poezją i przymusem, który wywierać mogą. Najwięcej tych nowoczesnych Plutarchów jest u nas i w Niemczech. Nasi Plutarchowie wmawiają nam i uczą młode pokolenie, że ci, co razem z Austriakami w r. 1914 wkroczyli na teren b. Królestwa Polskiego i przy boku Niemców i Austriaków przez całe lata pozostawali, wywalczyli nam wolność i niepodległość, że oni Polskę niepodległą stworzyli. Legenda, nad którą historia przejdzie do porządku dziennego, legenda która rozwieje się, gdy jej zabraknie poparcia fizycznego tych, którzy są jej przedmiotem. Wolność i niepodległość Polski wywalczona została na polach Marny, pod bohaterskim Verdunem, nad Sommą, a mogła być wywalczona dlatego, że ojcowie nasi zaszczepili w serca nasze wiarę w Polskę, że wszystkie pokolenia w walce o zjednoczenie i wyzwolenie nie ustawały.

Drugim krajem, gdzie grasują Plutarchowie są Niemcy. I tam powstają legendy, a treścią ich jest kłamstwo, że nie zostały w wojnie pobite, i że za wybuch wojny nie ponoszą odpowiedzialności. Legendy czasem bywają niebezpieczne, szczególnie gdy zamieniają się w akcje, gdy zaczynają przyoblekać się w ciało rzeczywistości. Polska jest tego najlepszym przykładem. Legenda niemiecka o niepobiciu Niemiec i o ich nieodpowiedzialności za wywołanie wojny, zaczyna też już zmieniać się w akcję, w czyn. I w krajach zwycięskich nawet znajdujemy coraz liczniejszych łatwowiernych, którzy w imię fałszywych haseł humanitarnych przejmują się legendą niemiecką.

Prawda musi walczyć bez przerwy i bez wytchnienia, inaczej górę weźmie kłamstwo, a z nim razem te zasady, które były podstawą poprzedniego porządku prawnego w Europie. A górę mogą wziąć tylko przez jeszcze większą katastrofę ludzkości niż wojna światowa. Nowa Europa i nowe w niej państwa z granicami, nakreślonymi na podstawie prawa narodów: Polska, Czechosłowacja, Jugosławia, Rumunia, Włochy, Francja natężeniem ostatnich sił i ostatniego tchu broniłyby swych granic i dzieła zwycięskich narodów sprzymierzonych, opisanego i ufundowanego w traktacie wersalskim.

Dziesięć lat upłynęło od owej historycznej chwili w Sali Zwierciadlanej w zamku wersalskim. Dzień dzisiejszy zaprasza nas do zrobienia rachunku sumienia. Nasz rachunek sumienia kończyć się musi saldem przykrym, ujemnym. Te dziesięć lat naszej niepodległości przepełnione były walkami partyjnymi o władzę, które przed żadnym nie cofnęły się środkiem. Prowadzono je albo w imię doktryn lub legend. Wikłaliśmy się niepotrzebnie w zawieruchy w imię idei, które przed wiekami były realnymi, dziś zaś romantycznymi. A pierwsze lata naszej niepodległości powinniśmy byli zużywać wyłącznie i jedynie na wzmocnienie i mocne ufundowanie naszego gmachu państwowego.

Wieleśmy drogocennego czasu zmarnowali i to czasu, w którym lata w przyszłości będą miały znaczenie wieków. Liczba rozczarowanych, zniechęconych, czujących się gnębionymi z dnia na dzień rośnie. Ci, którzy przed laty w pokornej postawie szli podpisywać w Wersalu dokument swej klęski i swego potępienia — Niemcy, dziś z podniesionym czołem chodzą po świecie. Wojna jest nieomal zlikwidowana. A oni odrodzili się gospodarczo, stanowią potęgę jak przed wojną, a w koncercie europejskim na pierwszych grają instrumentach. Oni ten czas lepiej od nas wykorzystali. I żądają co dzień, jawnie i głośno zmiany naszych granic, dziś jeszcze w sposób „pokojowy”. Ale jutro?

Wojciech Korfanty

Tytuł od redakcji MP. Tytuł oryginału: „W dziesiątą rocznicę podpisania traktatu wersalskiego”.

Polonia nr 1698 z 28.06.1929 r.

Redakcja