ŚwiatTwarze Kijowa: Michaił Podoliak

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Pojawia się w różnych rankingach wśród najbardziej wpływowych ludzi z otoczenia ukraińskiego prezydenta. Choć nie ma kierunkowego wykształcenia, przez lata zajmował się przede wszystkim mediami.

Redaktor i autor tekstów, przede wszystkim pisanych na polityczne zamówienia kolejnych kontrahentów. Prezentuje się jako specjalista ds. zarządzania kryzysowego. Rozwiązuje kryzysy wizerunkowe, choćby podczas kampanii, w których próbuje kreować kolejnych polityków. Bez większych sukcesów i polotu. Mimo to, Michaił Podoliak stał się jedną z twarzy Kijowa.

Ze Lwowa do Mińska

Podoliak urodził się 16 lutego 1971 roku. Dzieciństwo spędził na Ukrainie Zachodniej; we Lwowie i w Nowowołyńsku. Ale już w 1989 roku przeniósł się na Białoruś. W stołecznym Mińsku podjął studia medyczne, choć nigdy później nie pracował w zawodzie. Zajął się za to dziennikarstwem, a właściwie szeroko rozumianym PR.

Szybko zintegrował się z białoruskim światkiem medialno-politycznym początków lat 1990. Pracował w gazecie „FM-Bulwar”. Po wygranych przez Aleksandra Łukaszenkę wyborach prezydenckich w 1994 roku Podoliak przechodzi do białoruskich mediów opozycyjnych: „Biełorusskoj Diełowej Gaziety” (ukazywała się do 2006 roku) i „Narodnej Woli” (publikowano ją do 2020 roku). Wreszcie koniec trafia do radykalnie antyłukaszenkowskiej „Naszej Swobody”, do której bankructwa skutecznie się przyczynia. Publikuje bowiem kontrowersyjny materiał na temat szefa białoruskiego Komitetu Kontroli Państwowej Anatolija Kozika. Kozik idzie na drogę sądową i zapada wyrok: 60 tys. dolarów zadośćuczynienia poszkodowanemu, przy czym jedynie 2,7 tys. dolarów z kieszeni autora artykułu.  Na koniec pisuje jeszcze w równie opozycyjnej gazecie „Wriemia”. W czerwcu 2004 roku zapada postanowienie o deportacji Podoliaka, wciąż jeszcze obywatela Ukrainy, do jego macierzystego kraju. Na dodatek objęty zostaje zakazem wjazdu na Białoruś na okres kolejnych pięciu lat. Uzasadnienie: stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego i destabilizacja sytuacji w kraju.

Michaił Podoliak kończy zatem karierę białoruskiego opozycjonisty w 2004 roku i wraca na Ukrainę. Coraz bardziej skomercjalizowana scena polityczna i system medialny w Kijowie sprawiają, że to tam ma realne możliwości zarabiania pieniędzy na kompleksowych projektach z zakresu PR. Z Podoliaka – białoruskiego opozycjonisty robi się Podoliak – ukraiński menedżer ds. wizerunkowych.

Retuszowanie wizerunków, nietanio

Po powrocie na Ukrainę Podoliak postanawia rzucić się w wir pracy. Jak sam wspomina, otrzymuje zlecenia obsługi w zakresie PR od klientów ukraińskich, rosyjskich i wciąż białoruskich. Po tym jak został redaktorem naczelnym „Ukraińskiej Gaziety” wywołuje kolejny skandal, wynikający prawdopodobnie ze zlecenia politycznego. W 2005 roku publikuje fabularyzowany artykuł, w którym przedstawia interesującą wersję otrucia Wiktora Juszczenki. Twierdzi w nim, że za zamachem na życie i zdrowie przyszłego prezydenta stali ludzie z jego najbliższego otoczenia: Dawida Żwanii i Jewgienija Czerwonienki. W sprawie przesłuchuje go Prokuratura Generalna, ale okazuje się, że nic istotnego jego zeznania nie wnoszą. W tym okresie kupuje za to mieszkanie w Kijowie i ostatecznie osiedla się w ukraińskiej stolicy.

Wkrótce dostaje pierwsze zlecenia będące sporym wyzwaniem dla każdego PR-owca. Obsługuje związanego ze światem przestępczym i wcale tego faktu nie kryjącego, doradcę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, biznesmena Wadima Griba. Zakotwicza się jednocześnie w ukraińskich mediach na nieco wyższym poziomie. Dzięki Gribowi poznaje Michaiła Brodskiego, kijowskiego oligarchę pochodzenia żydowskiego. Brodski jest właścicielem portalu Obozrevatel, wkrótce jednego z najpopularniejszych mediów internetowych na Ukrainie, ukazującego się w trzech wersjach językowych (ukraińskiej, rosyjskiej i angielskiej).

I to tam zaczyna publikować Podoliak, który do tego zakłada jeszcze własną spółkę doradczą. Swoje usługi consultingowe zakreśla bardzo szeroko: od kampanii medialnych, „oczyszczania” wizerunku, negocjacji i mediacji aż po tajemniczo brzmiące „rozwiązania niestandardowe”. Jednym słowem, Podoliak pozycjonuje się w roli człowieka od rozwiązywania przeróżnych problemów, kogoś po kogo dzwonimy, gdy nie wiemy, co zrobić, a nasze konto pozwala nam na luksus płacenia doradcom i konsultantom, liczenia na ich lepsze bądź gorsze rady.

Blisko Janukowycza

W 2010 roku Podoliaka dosięgają echa jego dawnej białoruskiej aktywności. W wydawanym na Białorusi tygodniku „Swobodnye Nowosti Plus” pojawia się wywiad z byłym opozycyjnym dziennikarzem. Ma on pokazywać jego cynizm i sprzedajność, całkowity brak jakichkolwiek zasad. Sam Podoliak stwierdza, że jest on fałszywką, opartą wszakże na nieoficjalnych rozmowach, które odbywał na przestrzeni miesięcy, w tym z przedstawicielami białoruskiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB). Przyznaje, że wiele ze stwierdzeń w zawartych w materiale faktycznie padało z jego ust. Białorusini mieli mu proponować pracę dla KGB, jednak nie zaproponowali odpowiednich warunków finansowych. „Moja praca polega właśnie na tym, żeby kreować ‘gwiazdy’ i sprzedawać je na odpowiednich rynkach. Konstruowanie informacji to biznes. Opłacalny biznes” – tłumaczy na swoim blogu.

Brodski, dla którego wówczas pracuje, kieruje się podobnymi zasadami. Obozrevatel ma coraz większą oglądalność, portal rozwija się również dzięki temu, że jego właściciel stara się zachowywać dobre stosunki z każdą kolejną z rządzących na Ukrainie ekip oligarchiczno-politycznych. Gdy w 2010 roku wybory wygrywa Wiktor Janukowycz, Podoliak pojawia się w 2011 roku na spotkaniu zorganizowanym przez administrację prezydenta z klanu donieckiego w zamkniętej dla mediów rezydencji Meżyhirja. Zadaje Janukowyczowi uzgodnione uprzednio pytania i potakująco przyjmuje odpowiedzi. Zaczyna intensywną karierę doradcy medialnego i PR-owca Partii Regionów i kształtującego się prezydenckiego klanu, tzw. Rodziny. Publikuje sponsorowane nieoficjalnie teksty m.in. na temat wywodzącego się z kręgów przestępczych oligarchy i deputowanego rządzącej frakcji, Jurija Iwaniuszczenki (znanego pod pseudonimem „Jura Jenakijewski”).

Wkrótce dostaje się do kręgu współpracowników ówczesnego szefa administracji Janukowycza, Siergieja Liowoczkina. Na jego polecenie koordynuje w partii przygotowania  do wyborów parlamentarnych w kijowskich okręgach jednomandatowych. W 2011 roku obejmuje jednocześnie funkcję redaktora naczelnego portalu internetowego Obozrevatel, z którą rozstaje się w 2013 roku. Wtedy to podejmuje pracę jako doradca ówczesnego mera Kijowa, protegowanego wspomnianego szefa administracji Janukowycza, Aleksandra Popowa. Wraz z nadciągającym Majdanem kończy się pewien etap, również w karierze Podoliaka, który w najgorętszych miesiącach znika ze sceny, by zająć się niezidentyfikowanymi projektami zagranicą.

Wyborcze porażki i zbliżenia z Poroszenką

W nowej rzeczywistości ukształtowanej po przewrocie z lutego 2014 roku Podoliak oferuje swe usługi każdemu, kto ma większy potencjał finansowy i marzenia o przebojowym wejściu do ukraińskiej polityki. Dawny białoruski opozycjonista sukcesów większych jako doradca i kreator nowych osobowości nie odnosi, ma jednak pokaźne źródło dochodów.

Jedną z jego porażek jest próba wypromowania w wyborach mera Kijowa w 2015 roku ambitnego, lecz szerzej nieznanego biznesmena, Siergieja Dumczewa. Dumczew założyła własną partię polityczną, Ruch na rzecz Reform, nie szczędził wydatków na kampanię i polegał na profesjonalizmie Podoliaka. Miliony dolarów i rzekomo genialne pomysły PR-owca niewiele pomogły. Biznesmena poparło niespełna 4% mieszkańców ukraińskiej stolicy.

Michaił Podoliak rozumie, że prawdziwe pieniądze zarabia się na współpracy i obsługiwaniu władzy, niezależnie od tego, kto ją aktualnie sprawuje. Dlatego podejmuje kolejne próby zbliżenia się do administracji Petra Poroszenki, od 2014 roku sprawującego urząd prezydenta. Ma mu w tym pomóc odświeżenie znajomości z zastępcą szefa klubu parlamentarnego Bloku Petra Poroszenki, Siergiejem Bieriezenką. Ten młody i ambitny polityk proprezydencki zasłynął próbami ostentacyjnego rozdawania gotówki wyborcom w Czernihowie w zamian za oddawane na niego głosy. Nie wiemy czy taka kampanijna strategia to efekt realizacji rad Podoliaka. Wiemy za to, że próbuje on wówczas oferować swe usługi szefowi prezydenckiej administracji Borysowi Łożkinowi. I choć początkowo nie zostawia suchej nitki na ekipie prezydenta-oligarchy, wkrótce stwierdza, że „obok ludzi wyjątkowo odrażających w jego najbliższym otoczeniu, czasem trafiają się tam osoby całkiem rozsądne, mające spory potencjał w zarządzaniu. Z niektórymi nich miałem i nadal mam bliskie stosunki”.

Mimo owych przyjaznych deklaracji i dobrych kontaktów, Podoliakowi nie udaje się wywalczyć takiej pozycji, jaką miał za czasów obalonego w 2014 roku Janukowycza. Musi czekać na kolejne zmiany na najwyższym szczeblu.

Na służbie u „mrocznego demona”

W 2019 roku nadchodzą te zmiany. Kiedyś Podoliak krytykował ekipę Poroszenki, jednocześnie zabiegając o jej względy. Teraz, według podobnego schematu, zaczyna krytykować Zełeńskiego i spółkę. O frakcji parlamentarnej prezydenckiej partii Sługa Narodu mówi, że „okazała się zbieraniną małostkowych i chamskich cyników”. Szef prezydenckiej administracji (po wyborach w 2019 roku przemianowanej na Biuro Prezydenta) Andriej Jermak to, według niego, „mroczny demon” stojący za plecami głowy państwa.

Chwilę później tłumaczy, że jest państwowcem i nie mógł odmówić Jermakowi, gdy ten zaproponował mu pracę w Biurze Prezydenta. Pojawiły się spekulacje, że ekipie Zełeńskiego Podoliaka polecił jego stary znajomy, uczestnik szeregu skandali korupcyjnych w kijowskiej branży developerskiej Denis Komarnicki. Tak czy inaczej, dawny PR-owiec białoruskiej opozycji wprowadza się w kwietniu 2020 roku do gabinet nr 383 przy ulicy Bankowej w Kijowie, gdzie urzęduje ekipa prezydencka.

Notowania Zełeńskiego systematycznie spadają, a jego partię targają kolejne kryzysy powodowane coraz liczniejszymi skandalami. Podoliak ma zarządzać wychodzeniem z kryzysu wizerunkowego. Przystępuje z zapałem do pracy. Przede wszystkim „oczyszcza” przestrzeń medialną, przejmując kontrolę nad częścią blogosfery i profili w mediach społecznościowych. Wykorzystuje też swoją rozbudowywaną przez lata fermę botów w Facebooku. Kolejnym krokiem będzie likwidacja opozycyjnych mediów, w tym poprzez objęcie wewnętrznymi sankcjami całego szeregu z nich. Od skandali uwagę odwraca fałszywymi doniesieniami, na przykład pod koniec 2021 roku oznajmia, że przygotowywany jest zamach stanu mający na celu odsunięcie Zełeńskiego od władzy.

Życie jako PR

Podoliak wchodzi w skład delegacji ukraińskiej prowadzącej negocjacje z Rosjanami po wybuchu konfliktu 24 lutego 2022 roku. Niczym szczególnym się tam nie wyróżnia. W pewnych momentach wydaje się aż nazbyt bezpośrednio chwalić Władimira Medińskiego, sugerując, że część członków delegacji rosyjskiej sama nie wierzy w narrację o banderyzacji życia publicznego na Ukrainie. Być może próbuje w ten sposób zdyskredytować  jakiekolwiek negocjacje w oczach Rosjan, do których też nierzadko kieruje swoje przekazy, choć nie jest w tym tak skuteczny jak Aleksiej Arestowicz.

Trudno cokolwiek powiedzieć o jakichś poglądach Podoliaka. Raczej ich nie posiada, koncentrując się wyłącznie na kolejnych kampaniach propagandowych oraz zajmując się własnym PR. Pierwszym krokiem do sukcesu zawodowego było bowiem u Michaiła Podoliaka przekonanie innych, w tym potencjalnych klientów, o swoich nadzwyczajnych talentach i możliwościach. Jako człowiek od spraw „trudnych” próbował dowieść, że ma wszędzie tzw. wejścia, a w zanadrzu tysiące propozycji rozwiązania wszelkich, najcięższych nawet kryzysów, przede wszystkim wizerunkowych.

Podoliakowi w Biurze Prezydenta ufać raczej nie mogą. Niemal wszyscy znający go ludzie twierdzą, że wszystko jest kwestią ceny. Być może niespełniony lekarz i samozwańczy „polittechnolog” zdąży jeszcze popracować w kilku różnych administracjach Ukrainy. Choć dziś nawołuje do wsparcia zbrojnego Kijowa i apeluje o ostrzały oraz akcje dywersyjne na terenie sąsiedniej Rosji, nie sposób wykluczyć, że jutro znajdzie się po całkiem innej stronie barykady. Jak sam przyznaje, politycznych wyborów dokonuje w oparciu o kalkulację zysków i strat. Również tych najbardziej wymiernych. Na razie pracuje dla swych obecnych chlebodawców, uciekając się notorycznie do dezinformacji i manipulacji w ramach rozpędzonej machiny wojennej propagandy.

Mateusz Piskorski

Myśl Polska, nr 21-22 (22-29.05.2022)

Redakcja