OpinieKomiwojażer uderza ponownie

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Może nie wszyscy kojarzą „komiwojażera” użytego przeze mnie w tytule tego felietonu. To pojęcie posłużyło Romanowi Dmowskiemu w 1930 r. do zobrazowania międzynarodowych sił, które pragnęły wywołać wojnę z ZSRR w swoim głęboko pomyślanym interesie politycznym i ekonomicznym (stąd komiwojażer), ale nie zamierzały przelewać własnej krwi, tylko cudzą – za swoje pieniądze. Tą cudzą krwią miała być krew polska. Przy okazji miano dokonać rewizji granic zachodnich Polski, za które obiecywano – jak to bywało już z innymi uczestnikami w pokojach brzeskich w 1918 r. – ziemie na wschodzie. Dzielono po prostu nie swoje.

Roman Dmowski, w swoim ostatnim wielkim wystąpieniu na arenie międzynarodowej, choć tak mało znanym i niedocenianym, stał się tym, który zdemaskował ten plan i jeśli nawet sam go nie storpedował, bo nie miał takich możliwości, to jego wystąpienie stało się katalizatorem działań, które ów plan uczyniły bezprzedmiotowym.

Dmowski opisał plany komiwojażera na łamach „Gazety Warszawskiej” oraz podjął kontakty z ambasadorem ZSRR w Warszawie Władymirem Antonowem-Owsiejenką. Artykuły Dmowskiego z „Gazety Warszawskiej” zostały przetłumaczone na rosyjski i wydane w ZSRR z przedmową Feliksa Kona – paradoks dziejów – byłego kompana Józefa Piłsudskiego do czasu rozłamu w PPS. Służby specjalne ZSRR zanotowały zdanie Dmowskiego skierowane do Antonowa-Owsiejenki (a w istocie do władz ZSRR – ambasador szeroko raportował Moskwie o spotkaniach z Dmowskim) – „będziemy wspólnie walczyć przeciwko wojnie”.

Stąd komiwojażer z 1930 r., jak napisał Dmowski, znalazł się w kłopocie i przegrał. Ujawnienie planu spowodowało także, że sanatorzy-prometeiści przegrali wewnętrzną walkę w swoim obozie. Nawet sanacja potrafiła wówczas kalkulować wobec status quo.

A dzisiaj? Właśnie obserwujemy rozmowy amerykańsko-rosyjskie, które najpewniej zakończą się klęską. Po bardzo nieudanej pierwszej części wiceminister SZ Rosji Riabkow, będący głównym przedstawicielem swojego kraju ma 13 stycznia podjąć decyzję, czy w ogóle jest sens kontynuować rozmowy. Moim zdaniem, nic z tego nie będzie. USA i ich potworek, czyli NATO, wyraźnie prą do przesilenia konfliktu.

Jednocześnie Rosja nie może cofać się dalej (jak zauważył m.in. ambasador w USA Anatolij Antonow). Rosja została zepchnięta do ściany, za którą nie ma już nic poza kompromitacją i klęską. I jest zupełnie jasnym, że jeżeli teraz ustąpi, zostanie sprowadzona do parteru, używając języka zapasów. Tu nie chodzi tylko o kompromitację polityki „naszych zachodnich partnerów”, czy „naszych amerykańskich kolegów”, czyli polityki Putina-Ławrowa, a więc władz Rosji od z górą dwudziestu lat, co musiałoby mieć swoje konsekwencje wewnętrzne, ale i w ogóle o Rosję jako taką.

Stąd już bliska droga do chaosu wewnętrznego i kolejnej próby przejęcia tego kraju i jego bogactw przez komiwojażera. Dlatego – a przecież na Kremlu muszą zdawać sobie sprawę z implikacji obecnej sytuacji – Rosja musi zareagować. Wojna będzie nieunikniona, jeżeli USA nie wycofają się ze swoich pozycji. Oczywiście Stany Zjednoczone, a raczej ich elity władzy mają za dużo do stracenia „w obronie” swego stylu życia będącego zaprzeczeniem dawnych wartości Zachodu. Nie chcą wojny atomowej, bo jej nikt nie wygra. Ale chcą wojny na Ukrainie, chcą wmanewrować w nią Rosję i to właśnie czynią.

Ale paradoksalnie, jeśli do tego dojdzie może to tylko Rosję wzmocnić. Jej wycofanie się w obecnej sytuacji – powtórzę – będzie rzeczywistą klęską. USA i NATO są w tej komfortowej sytuacji, że krwi amerykańskiego, czy zachodniego żołnierza przelewać nie będą. A czyją krew, poza ukraińską, będą przelewać? Naturalnie polską, choć trzeba tu jeszcze wskazać na iście diabelski plan doprowadzenia do takiego stanu, że narody rosyjski i ukraiński wychodzące z jednego pnia religijnego, kulturowego i w dużej mierze etnicznego, mogą za chwilę zabijać się nawzajem w konflikcie pełnowymiarowym. Komiwojażer tylko zaciera ręce.

A co z polską krwią? No, cóż, czy na darmo od wielu lat trwa propaganda tego, że powinniśmy iść z Hitlerem na ZSRR? Czy na darmo wydaje się książki o bohaterskich niemieckich i nie tylko, obrońcach zachodniej cywilizacji pod Monte Cassino, na Pomorzu i w Berlinie? Czy na darmo obłąkana historiografia ustawia Polskę i Polaków po stronie kolaboranckich formacji Waffen-SS i po stronie banderowców i Ypatingas Burys? Czy na darmo tłoczy się w głowy młodych Polaków zabójczy kult ofiary i straceństwa tzw. żołnierzy wyklętych? Czy na darmo wreszcie kreuje się „patriotyzm” nienawiści z udziałem przedstawicieli Kościoła wśród ruchu kibolskiego (cóż wspólnego z kibicami SPORTOWYMI mają ludzie posługujący się hasłami o wieszaniu bliżej nieokreślonych komunistów i rzezaniu czerwonej hołoty?).

To wszystko są elementy układanki, która nie dzieje się w bajce, ale w otaczającej nas rzeczywistości i nas wszystkich dotknie. Stoimy wobec sytuacji, w której polscy żołnierze pójdą walczyć z okrzykiem „Sława Ukrainie, herojom sława”. Przy tym upadku, San Domingo, walka w Hiszpanii za czasów Napoleona, czy nawet udział w rozbiorze Czechosłowacji ręka w rękę z Hitlerem, to bułka z masłem.

Polska raz już wplątana została w ukraińską awanturę przez Piłsudskiego, która omal nie skończyła się upadkiem młodego państwa. Ale Petlura, przy wszystkich swoich wadach to nie Bandera i cała jego zdegenerowana banda pomagierów. Dzisiaj polski żołnierz stoi wobec perspektywy walki ramię w ramię w interesie komiwojażera z „sojusznikami”, którzy portrety Badery i Szuchewycza noszą wymiennie z portretami świętych swej plemiennej quasi-religii.

Na zakończenie tego gorzkiego felietonu mam tylko prośbę do niektórych zacnych Kolegów – na Boga najwyższego! – nie mówcie już proszę o obowiązkach wobec państwa! Zadaniem państwa i jego roztropnych i racjonalnych władz jest zapewnienie pokojowego współistnienia Polski na najbliższym geograficznie terytorium. Poprzez ustanowienie pokojowego współistnienia, zapewnia się bezpieczeństwo, które zawsze musi być pochodną pokoju, a nie celem samym w sobie. W najlepszym wypadku nasze władze kierujące się niepoczytalnymi założeniami politycznymi, jeśli nie doprowadzą nas do ciężkiej klęski w wymiarze fizycznym, to doprowadzą do pseudo-bezpieczeństwa, gdzie jego wyrazem będą schrony i bunkry, żelazo-betonowe mury i  zasieki oraz po obu stronach wymierzone w siebie rakiety atomowe i konwencjonalne. Taka polityka to nie tylko klęska, ale i najczystsza forma klinicznego szaleństwa.

Adam Śmiech

Redakcja