PublicystykaDestrukcyjny feminizm

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Feminizm jako ideologia przechodził swoje własne epoki, jego postulaty – podobnie jak wiele z tych pochodzenia lewicowego – w teorii przyjmuje piękne założenia takie jak równouprawnienie płci, traktowanie jednostki jako indywiduum a nie część kolektywu kształtowanego przez sztywne wzory kulturowe czy dostęp obu płci do środków, zawodów, możliwości rozwoju osobistego czy edukacji w identycznym zakresie.

Jednakże idea ta posiada całą gamę mankamentów, które nie tylko przyczyniają się do ośmieszania jej wyznawców, ale realnie, wręcz naocznie szkodzą całym społeczeństwom właściwie w każdej sferze jego funkcjonowania, tj. od stosunków damsko-męskich, przez cenzurę w świecie naukowym, po instytucję rodziny. Wprawdzie niniejszy wywód nawet nie próbuje być zarysem palących kwestii w powyższym temacie, lecz ma na celu w sposób stosunkowo swobodny ukazać szkodliwość oddziaływania ruchów feministycznych i queerowych na społeczeństwo a przede wszystkim ujawnić jej antyintelektualną naturę jak również fakt, iż są one obecnie jedynie narzędziem, używanym przez ponadnarodowe koncerny i organizacje, w celu generowania zysków.

Aborcja jako środek dehumanizujący

Najchętniej poruszanym tematem przez współczesne feministki jest dostęp do aborcji, a precyzyjniej ujmując: uczynienie jej powszechnie dostępnym zabiegiem medycznym. Zwolennicy liberalizacji prawa do uśmiercania osób nienarodzonych podważają przynależność poczętego życia do gatunku ludzkiego twierdząc, że płód ludzki nie jest człowiekiem lecz zbiorem komórek1 tymczasem nawet podręczniki do embriologii definiują, iż życie zaczyna się od momentu poczęcia zaś dwoje ludzi jest w stanie spłodzić wyłącznie osobnika własnego gatunku. Sama terminologia, z której korzystają zwolennicy aborcji ma na celu dehumanizację osób w fazie prenatalnej, czego nawet nie starają się oni ukrywać. Jednocześnie trwają próby uczynienia z zabijania niewinnych ludzi prawem… człowieka. Zamiast zaostrzania kar dla gwałcicieli i dewiantów, skazuje się na śmierć dziecko, które jest jednym z rezultatów przestępstwa, którego samo nie dokonało, przy tym ponownie traumatyzując ofiarę napaści. Ponadto, w ramach tzw. kompromisu aborcyjnego dokonuje się morderstw eugenicznych tj. ze względu na odbieganie danej osoby od normy przy jednoczesnym odwoływaniu się do takich wartości jak tolerancja, antyableizm, pochwała różnorodności jako źródła dobrobytu czy godności człowieka.

Aborcja ma być teoretycznie prawem kobiety do regulowania swojej rozrodczości (czego może dokonywać wszak przy pomocy całej gamy środków antykoncepcyjnych oraz wstrzemięźliwości), lecz w praktyce jest jednym ze sposobów na uczenie mężczyzn nieodpowiedzialności za swoje czyny (w tym wypadku decyzje dotyczące życia intymnego), przedmiotowego traktowania kobiet, zostawiania drugiej osoby w potrzebie a także – i co najistotniejsze – braku poszanowania życia ludzkiego.

Nie bez przyczyny sufrażystki określały aborcję jako „wygodę mężczyzn” i podkreślały jej niszczycielską siłę oddziaływania. Dodatkowo nawet przy założeniu, iż zabicie dziecka powinno być dopuszczalnym prawem kobiety, przyczynia się ono do nierównego traktowania mężczyzn w tym względzie, tj. niemożność dokonania przez nich tzw. aborcji prawnej czyli zrzeczenia się praw rodzicielskich i likwidacji obowiązku utrzymania dziecka. W świecie równego uprawnienia płci mężczyźni powinni mieć możliwość rezygnacji z płacenia alimentów, co jest nadal daleko mniej kontrowersyjne z punktu widzenia bioetyki niż zrzeczenie się praw rodzicielskich poprzez spędzenie ciąży.

Feministki nie domagają się nawet utworzenia analogu Karty Praw Matki, czyli Karty Praw Ojca, co miałoby z pewnością wartość uświadamiającą i edukacyjną dla mężczyzn jako współtwórców nowego życia. Najwyraźniej zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego nie widzą takiej potrzeby. Tym bardziej nie zależy im na prawie ojca do uchronienia spłodzonego przez nich potomka przed unicestwieniem go przez matkę na drodze np. prawnej. Samotne ojcostwo wprawdzie nadal należy do rzadkości, ze względu na uprzywilejowywanie a priori przez sądy rodzinne matek, lecz nie uwzględnia się faktu, iż mężczyzna może pragnąć wychować dziecko nawet bez uczestnictwa czy wręcz pomocy finansowej matki oraz nie życzyć sobie uśmiercania swojego dziecka lub dzieci bez względu na to w jakiej fazie rozwojowej się znajduje/znajdują.

Ojców dotyka również zjawisko tzw. alienacji rodzicielskiej, są ofiarami pomówień i dyskryminacji na skalę ogólnospołeczną, ze względu na stereotyp, że dziecko wraz z matką po rozwodzie są jakoby ofiarami owego mężczyzny. Ojcowie nawet na drodze pozaprawnej na życzenie byłych partnerek mają stawiane ograniczenia w kontaktach ze swoim potomstwem przy jednoczesnym surowym obciążeniu finansowym. Samotnym ojcom zazwyczaj mniej się również współczuje (zarówno rozwodnikom jak i wdowcom), uznaje, iż mężczyzna jako taki nie potrzebuje pomocy, bowiem jest mężczyzną. Te i wiele innych kwestii nie znajdują się niestety w obszarze zainteresowania mainstreamowego nurtu feminizmu, a dotykają znaczącej części społeczeństwa. Nie jest to jednakże prawdziwe podłoże coraz silniejszego lobby na rzecz liberalizacji prawa do aborcji.

Ograniczenie liczby narodzin ma wg jego zwolenników przyczynić się do zmniejszenia ubóstwa oraz eksploatacji naszej planety. Tego typu „proekologiczny” sposób myślenia wynika z faktu popularności takich publikacji jak Pierwsza globalna rewolucja czy jej poprzedniczki Limitów wzrostu, w których to zawarto tezę, iż zbytni wzrost populacyjny ludności musi zostać powstrzymany, gdyż doprowadzi on do katastrofy gospodarczo-klimatycznej. Autorzy książek nawoływali w niej do wprowadzenia kontroli wzrostu populacji i rozrodu. Podobnie absurdalne twierdzenia legły u podstaw zalecania liberalizacji prawa aborcyjnego w ZSRR w erze Chruszczowa, w celu likwidacji problemu biedy w tym kraju.

Tymczasem tłem praw aborcyjnych steruje coś, czego siłę oddziaływania na życie jednostki lewica programowo pragnie ograniczać, czyli biznes, zyski, rynek. Od transplantologii, przez przemysł farmaceutyczny, po branżę kosmetyczną. Współcześnie używa się materiału biologicznego pozyskanego z klinik aborcyjnych w przemyśle np. kosmetycznym, zatem nie tak prostym jest przejście na ekologiczne czy nawet humanitarne uzyskiwanie surowców potrzebnych w produkcji całego szeregu preparatów kosmetycznych i medycznych. Kwestia ta powinna być wręcz paląca dla osób głoszących hasła ekologiczne i humanitarne.

Walka pod sztandarem „cruelty-free” najwyraźniej stawia wyżej los zwierząt niż ludzi, ujawnia tym samym stosowanie podwójnych standardów w dziedzinie bioetyki. Najprawdopodobniej część oddanych sprawie liberalizacji prawa aborcyjnego osób nawet nie uświadamia sobie faktu, iż są wprzęgnięte w walkę koncernów farmaceutycznych i kosmetycznych o możliwość pozyskiwania łatwiej i taniej, bez wchodzenia w niuanse etyczne materiałów potrzebnych do wytwarzania produktów, które chcą po prostu sprzedać.

Tym sposobem odbierana jest (ponoć niezbywalna) godność jednostce ludzkiej, karana jest osoba (niehumanitarną karą śmierci), która nie dokonała żadnego przestępstwa lub odbiega od ogólnie przyjętych norm (w atmosferze poszanowania różnorodności). Kolejnym etapem tego typu odbierania ludziom prawa do życia (okazuje się, iż niechronionego) jest liberalizacja prawa eutanazyjnego, które pod przykrywką miłosierdzia, prowadzi do patologii jak przyzwolenie społeczne na systemowe pozbywanie się jednostek nieproduktywnych (np. starszych osób, osób przewlekle lecz nieśmiertelnie chorych), traktowanie najsłabszych z nich w sposób przedmiotowy i okrutny. Niestety w owej awangardzie bezdusznego zabijania istot ludzkich stoją kobiety, którym przypisuje się takie cechy jak empatia, czułość, opiekuńczość i wszechstronność.

Feminizm niszczący stosunki damsko-męskie

Na gruncie walki o godność i równouprawnienie kobiet wyrosła idea stygmatyzacji mężczyzn jako potencjalnych przestępców seksualnych. Okazuje się bowiem, iż w miejsce stereotypów na temat kobiet wprowadza się niebezpieczne stereotypy o mężczyznach jako istotach niezdolnych do panowania nad swoimi popędami, cynicznymi i dodatkowo mającymi jakoby sprzeczne interesy względem kobiet. Stronnicy feminizmu postulują w związku z powyższym stopniowe ograniczanie praw mężczyzn np. do swobodnego przemieszczania się czy obligatoryjnych szkoleń z zakresu równościowego traktowania na polskich uczelniach skierowanego do pracowników akademickich.

Stareotypizacja męskich zachowań prowadzi ostatecznie do powszechności oskarżeń pod ich adresem o molestowanie i gwałty, częstokroć niepokrywających się z rzeczywistością, bazujących na pomówieniach czy poszlakach. Przestają się liczyć takie dotychczasowe wartości jak rzetelność śledztwa, bezstronność sądów, odpowiedzialność karna za składanie nieprawdziwych zeznań, brak stosowania kar zbiorowych, domniemanie niewinności czy brak dyskryminacji ze względu m.in. na płeć. Mnożą się przypadki oskarżeń o molestowanie o gwałt w miejscach pracy czy placówkach edukacyjnych, dochodzi nawet do samosądów i niszczenia wizerunku czy destabilizacji życia pojedynczych (najczęściej niewinnych) osób, bez umożliwienia im obrony swego dobrego imienia.

Chęć uchronienia kobiet przed niechcianym dotykiem, gwałtami czy po prostu odmiennym traktowaniem ich w miejscach pracy i edukacji niestety zamieniła się w coś w rodzaju „szpiegomanii” z czasów zimnej wojny. Otóż należało spodziewać się, iż po utworzeniu Prorektorów ds. równouprawnienia, podobnych stanowisk przy Dziekanach oraz całego wachlarzu biur, pionów czy komisji ds. antydyskryminacyjnych, w celu samouzasadnienia własnego istnienia, organy takie zaczną w sposób nadgorliwy szukać przypadków nietolerancji i dyskryminacji na tle orientacji seksualnej czy płci.

Rezultatem tego jest rozkład stosunków damsko-męskich, opartych dotąd na uprzywilejowaniu kobiet, tj. ustępowaniu im miejsca, przepuszczaniu w drzwiach, wyręczaniu w niektórych czynnościach itp. Pojawiło się również usztywnienie etykiety językowej tzn. niepisany zakaz komplementowania wyglądu kobiet przez ich współpracowników mężczyzn czy unikaniu opowiadania pewnego rodzaju dowcipów. Dochodzi do tego unikanie dłuższego kontaktu wzrokowego, trudności w nawiązywaniu relacji międzyludzkich, zaś lęk przed oskarżeniem o molestowanie prowadzi do rodzaju samosegregacji podług klucza „płciowego”.

Normalnym dotychczas było zjawisko flirtu nie tylko jako rodzaju uprzejmości, nie mającej kontynuacji w formie kontaktu seksualnego między dwiema osobami, ale również sposobie znalezienia partnera do związku. Sam prof. Zbigniew Lew-Starowicz podkreślił, iż zjawisko stygmatyzacji mężczyzn w ramach akcji MeToo przyczyni się do zaniknięcia całej gamy zachowań międzyludzkich, flirtu i gry godowej, a nawet doprowadzi do atomizacji jednostek w społeczeństwie. Podkreślił on również, że feministki i feminiści tym sposobem niszczą wiele przyjemnych i pięknych elementów życia człowieka.

Lęk przed oskarżeniami i zniszczeniem wizerunku prowadzi nieuchronnie do swego rodzaju emigracji wewnętrznej jednostki, zamknięcia jej w sensie psychologicznym oraz do autocenzury. Dostrzegalna jest ona niestety również w społeczności akademickiej.

Feminizm jako środek cenzury w nauce

Preferowanie w nauce badań udowadniających prawdziwość postulatów feministycznych oraz dyskryminację mężczyzn a przede wszystkim zideologizowanie nauk szczególnie społecznych wedle upodobań lewicy queerowo-feministycznej doprowadziło do zjawiska autocenzury środowiska akademickiego oraz „spaczenia” badań w postaci podejmowania przez uczonych wyłącznie tematyki związanej z opisywanym ruchem.

Zagraża to nie tylko transparentności zasad przyznawania grantów na badania, ale przede wszystkim zastojowi w innych ważkich kwestiach z zakresu nauk społecznych, bowiem uczy się badaczy, iż „nagradzane”, tj. publikowane i omawiane będą przede wszystkim publikacje schlebiające określonym gustom. Największe spustoszenie jednakże zostało już poczynione w zakresie zamykania ust osobom, które reprezentują odmienny punkt widzenia od lewicowego i feministycznego. Uczelnie przestają być platformą dialogu i wspólnego doskonalenia się ludzi z różnorodnym światopoglądem. Zajęcia zaczynają być do siebie podobne ze względu na permanentnie podejmowaną tematykę dotyczącą feminizmu, praw kobiet i ich dyskryminacji bez względu na poruszany obszar.

Problem został dostrzeżony przez część środowiska akademickiego, a nawet w sposób spektakularny obnażony. Przykładem jest spreparowanie przez dwóch uczonych badań na temat kultury gwałtu wśród właścicieli psów w Portland w Oregonie, których owocem był artykuł opublikowany w prestiżowym czasopiśmie naukowym. Wykładowcy udowodnili poprzez swój „eksperyment”, iż publikowane są nawet najbardziej absurdalne w warstwie zarówno metodologicznej jak i hipotezy artykuły pod warunkiem, że udowadniają one feministyczne idee oraz podzielają lewicowe obyczajowo wartości. Wartościowe badania albo takie, których wyniki stoją w sprzeczności z preferencjami lewicowo-feministycznej grupy, która dominuje ideologicznie we współczesnej nauce mają stawiane ograniczenia w prezentowaniu ich szerszemu gronu nie mówiąc o prowadzeniu nad nimi jakiejkolwiek debaty czy dyskusji. W efekcie nie mamy już do czynienia z wolnością badań i nauką a uprawianiem rzemiosła na zamówienie.

Dodatkowym bodźcem zniechęcającym do prezentacji poglądów centrowych i prawicowych (a przynajmniej za takie uznawanych, choć podział taki wydaje się być dawno zdezaktualizowany) jest istnienie rozmaitych organów i organizacji „antyfaszystowskich”, finansowanych ze środków publicznych najczęściej, umieszczonych na uczelniach w celu swego rodzaju stania na straży „czystości ideologicznej” jak np. Studencki Komitet Antyfaszystowski czy otaczanie szczególną ochroną symboliki feministycznej. Osoby o odmiennych poglądach są właściwie szykanowane na uczelniach a ich zdanie uznawane jest za „nienaukowe” czy fundamentalistyczne.

Studenci i doktoranci o bardziej prawicowych poglądach decydują się na milczenie, nie uczestnictwo w niektórych częściach zajęć a także mierzą się z przymusem rezygnacji z własnego stanowiska z lęku przed problemami m.in. interpersonalnymi z powodu odmiennego zdania na powyższe tematy. Sytuacja na zachodnich uczelniach jest do tego stopnia wyraźnie zła, że krytykowana jest nawet przez osoby, które uciekły przed totalitarnymi reżymami politycznymi.

Powyżej zostały poruszone zaledwie trzy kwestie, dotykające destrukcyjnej działalności feminizmu trzeciej fali, który w istocie zaprzecza postulatom głoszonym przez swoje przodkinie – sufrażystki, umiejące udowodnić, iż kobieta jest równie zdolna do partycypowania na rynku pracy czy w edukacji jak mężczyźni, powinna otrzymać takie same prawa cywilne jak oni a także podlegać na równi prawu karnemu. Niestety ich wartości i idee zostały zmarnotrawione i zaprzęgnięte do pracy na rzecz wielkich firm, czerpiących ogromne zyski z ludzkiej naiwności i ulegania manipulacji.

Należy się przy tym zastanowić, czy faktycznie kobiety w świecie zachodnim są grupą dotkniętą jakąś systemową dyskryminacją skoro wspierane są przez całą rzeszę firm, korporacji, organizacji a nawet rządów, objęte są programami pomocowymi, otrzymują dodatkowe punkty przy rekrutacji do programów i grantów naukowych. Dlaczego promocją ekologizmu zajmują się firmy, które niszczą środowisko naturalne? Dlaczego do aborcji zachęcają marki stosujące ludzkie linie komórkowe w produkcji swoich preparatów? Dlaczego nie interesują się one losem np. przymusowo sterylizowanych oraz zabijanych dla pozyskania organów do transplantacji Ujgurów czy chrześcijan w chińskich obozach koncentracyjnych, którzy trafili doń za posiadanie Pisma Świętego?

Los środowiska naukowego, który powinien być nam szczególnie drogi jest niepewny ze względu na dominację jednego punktu widzenia, preferowania badań z przyczyn ideologicznych a to wszystko spięte klamrą całej sieci organów samouzasadniających się poprzez rozwiązywanie najczęściej nieistniejących problemów. Niestety tendencja, którą można dostrzec zmierza raczej w kierunku zaostrzenia się i czyni naukę służebnicą określonej ideologii.

Doświadczenie historyczne nakazuje sądzić, iż przyczyni się to nie tylko do likwidacji pluralizmu poglądów, a co za tym idzie – nadrzędnej wartości uniwersytetów, ale przede wszystkim uczyni badania ich własną karykaturą, znaną z epoki najciemniejszych kart historii XX wieku. Należy przy tym przestrzec osoby, które sprzyjają obecnemu stanowi rzeczy, iż ograniczanie kolejnych odcieni poglądów kończy się zawsze tym samym: zawężeniem ich do jedynych słusznych, których ofiarami staną się ostatecznie oni sami.

Sylwia Gorlicka

Fot. Wikipedia Commons

Myśl Polska, nr 51-52 (19-26.12.2021)

Redakcja