AktualnościFałszywy „żołnierz wyklęty”

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Fałszywy „żołnierz wyklęty” spod Wadowic doczekał się wyroku za swoje bezczelne oszustwo. Rok więzienia w zawieszeniu na rok próby i konieczność naprawienia szkody w kwocie 354 000 złotych. Okazał się polskim Baronem Münchhausenem. Było „oszustwo na wnuczka” polegające na okradaniu starych ludzi. A teraz mamy nowość – „oszustwo na żołnierza wyklętego” – polegające na okradaniu skarbu państwa czyli Polski.

Kilka miesięcy temu w radiowej audycji słyszałem absurdalną informacje o „żołnierzu wyklętym” z okolic Wadowic, który walczył już jako … 8 letnie dziecko. Jak informował „Dziennik Polski” – Prokuratura Rejonowa Kraków – Śródmieście Wschód oskarżyła mężczyznę o wyłudzenie 350 000 w postaci niezależnych odszkodowań za działalność antykomunistyczną w Polsce Ludowej. Te opowieści wydawały mi się równie absurdalne jak informacja o wyklętym, który ukrywał się do 1983 roku pod Łukowem! Przynajmniej w pierwszej sprawie miałem rację.

83-letni Stanisław M. opowiadał o tym jak dzielnie walczył z komuchami w latach 50-tych i 60-tych. Mówił że działał w organizacji „Polska Walcząca” i podlegał rozkazom NSZ-towca, majora wywiadu Wacława Szczerbakowskiego ps. „Żbik”. Historycy zgodnie twierdzą że organizacja taka nie istniała. Major również nigdzie nie został odnotowany. Zapewne również jest wymyślony. Bowiem trudno historykom uwierzyć w 100 osobową formację, o której nie ma śladów w żadnych archiwach. Trochę to przypomina organizację ziemiańską Czesława Magnowskiego vel. Władysława Branickiego z filmu „Wielka wsypa”, domagającą się odzyskania upaństwowionych majątków.

Jak informował „Dziennik Polski” Stanisław M. relacjonował – „Moja działalność w początkowej fazie Polski Walczącej polegała na rozrzucaniu ulotek, zrywaniu komunistycznych haseł, malowaniu własnych haseł na murach i kamienicach oraz oblewaniu pomników i urzędów państwowych farbą lub innymi chemikaliami”.

Ten sam dziennik podawał informacje za co odsiadywał wyrok Stanisław M. i jego kompani „Potwierdziła się informacja o wyroku, który zapadł na nich w 1959 r. Z sentencji wynikało, że we trzech dokonali napadu rabunkowego z bronią na sklep Samopomocy Chłopskiej w Baczynie koło Suchej Beskidzkiej, przy użyciu pistoletów wojskowych sterroryzowali sprzedawczynię Anastazję S. i klientów. Zabrali kasę, wódkę, czekolady konserwy i cukierki towary za 10 000 zł po czym zbiegli. Cztery miesiące później wspólnie przeprowadzili napad na listonoszkę. Roman P. pogroził jej pistoletami i zabrał 145 500 zł. Wpadli dwa miesiące potem, wyroki były drakońskie. Andrzej G. dostał 10 lat odsiadki, Stanisław M. 12 lat, a Roman P. dożywocie.” Stanisław M. już w III RP przekonywał że działał na polecenie swojego przełożonego z organizacji. Był zapraszany na uroczystości patriotyczne, gdzie opowiadał o konspiracji antykomunistycznej. A już sam opis działań pokazuje z jaką działalnością partyzancką mamy tutaj do czynienia.

Stanisław M. występował o odszkodowania i zadośćuczynienie, był w tym wspierany przez różne środowiska patriotyczno-antykomunistyczne. Najpierw wywalczył w sądach 101 000 złotych. Wystąpił o unieważnienie wyroku z czasów Polski Ludowej za posiadanie broni palnej. Wyrok unieważniono, a na konto Stanisława M. wpłynęło 253 000 złotych. Ale praktycznie drobne, bo późny „żołnierz wyklęty” chciał prawie 4 milionów złotych. W trakcie rozprawy doszło moim zdaniem do kuriozalnej sytuacji. Okazało się, że Andrzej G. z jego grupy zmarł w 1994 r., (miał wtedy 55 lat!). Roman P. to 78-latek przyszedł do sądu i zeznawał jako świadek. Potwierdził opowieść o później działalności wyklętej. Wszystko to okazało się bujdą na resorach.

Łukasz Marcin Jastrzębski

Redakcja