GospodarkaOpinieWyjść z peryferyjności

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Dla zrozumienia skali współczesnej eksploatacji pracowników najemnych, wystarczy wskazać szacunki rocznego czasu pracy na przestrzeni ostatnich wieków. Wynika z nich, że XIII-wieczny chłop angielski pracował ok. 1620 godz., w XV wieku ok. 1980, ale robotnik w połowie XIX wieku (zwyżkowy etap kapitalizmu) harował już 3150-3650 godzin rocznie! Nawet dziś, po gwałtownych walkach klasowych XIX i XX wieku, pomimo wywalczonych zdobyczy świata pracy, jak 8-godzinny dzień pracy, roczna liczba przepracowanych godzin oscyluje wokół 1830 w Polsce.

Głównym wkładem własnym kapitalizmu w funkcjonowanie społeczeństw peryferyjnych, jest przekształcanie ich rzeczywistości w większą całość globalną. Objawia się to wzmożonym drenażem kadr ludzkich, kapitału i wartości dodanej do centrów systemu (Zachodu), a w krajach peryferyjnych promowaniem ugodowych ruchów politycznych, które ułatwiają mu realizację jego interesów. Międzynarodowy kapitał oraz klasa polityczna Zachodu są w tej ostatniej kwestii bardzo elastyczni i potrafią wspierać zarówno odpowiedniki własnych ugrupowań, jak i ruchy teoretycznie kontestacyjne, które w tematyce ekologii, światopoglądu i praw obywatelskich, prowadzą wzmożoną walkę o zaimplementowanie na peryferiach standardów panujących w centrum układu neoliberalnego.

Zawsze interesy ekonomiczne wytwarzają korzystne dla siebie ideologie polityczne, które stają się dla nich uzasadnieniem w odbiorze opinii publicznej. Wielu odbiorców generalnie wzbrania się przed przyznaniem racji, że większość spraw społeczno-politycznych, ale także światopoglądowych, wynika wprost ze sfery materialnej. Jest to jednak dla nich coś zbyt przyziemnego i starają się obudowywać swoje cele i aspiracje w światopoglądowym, „wyższym” moralnie opakowaniu. Takim masowym odbiorcom trzeba po prostu tworzyć przekaz o interesach w złagodzonej otoczce „postępu”, obiektywizmu lub apolitycznej troski o „ludzkość”. W zakresie prowadzenia takiego marketingu politycznego, siły prozachodnie mają bez wątpienia ogromną przewagę nad rodzimymi ugrupowaniami anty-peryferyjnymi.

Tak jak zachodnie ośrodki decyzyjne potrzebowały paru dekad, aby narzucić nam naszą obecną peryferyjność, tak odwrócenie tego trendu również zajmie zapewne nam wiele lat i wymaga wytworzenia ideologii, która będzie reprezentować interesy większościowe i właśnie anty-peryferyjne. Nie możemy sobie pozwolić na niemerytoryczne prorokowanie przyjścia nagłej rewolucji, która gwałtownie odmieni rzeczywistość. Historia jest pasmem wojen i przewrotów, ale bez wypracowania nowych koncepcji, budowy wszechstronnego ruchu społeczno-politycznego, niemożliwym jest łudzić się, że nawet kiedy to się wydarzy, to akurat nasze założenia staną się sztandarowymi postulatami wzburzonego społeczeństwa. Gdy pojawia się koniunktura polityczna, to wielu stara się wykorzystać jej trwanie, nawet nie mając poglądów zbieżnych z poruszanymi oczekiwaniami społeczeństwa.

Z tegoż względu musimy intensywnie tworzyć, nakreślać i dyskutować o rozwiązaniach ekonomicznych, które można przeforsować już w bieżącym życiu gospodarczym. Trwanie w utopiach jest bez wątpienia wygodne i przyjemne, ale bynajmniej nie przybliża nas do decyzyjności w sprawach ważnych dla naszego narodu.

Tak samo musimy podchodzić do samej teorii ekonomicznej. Jest ona pewnym narzędziem, materią do obróbki, z której należy złożyć odpowiednie, dostosowane do naszych potrzeb koncepcje. Nie jest ona celem samym w sobie. Szczególnie jeśli chodzi o szkoły ekonomii, które uległy z biegiem czasu głębokiej matematyzacji, stając się praktycznie całkiem bezużyteczne z punktu widzenia realnej gospodarki. Mając obraz sytuacji i bazując na naszych założeniach, możemy podjąć się zasadniczego wyzwania: na czym oprzemy naszą wizję ekonomiczną dla Polski?

Współczesna ekonomia głównego nurtu w Polsce aprobuje jej peryferyjność i przedmiotowość w obrębie gospodarki światowej, a w szczególności naszą zależność od jej zachodnich ośrodków giełdowo-kapitałowych. To determinuje także bezalternatywne czerpanie z zachodniej myśli ekonomicznej, przy zupełnym lekceważeniu rodzimego i pozaeuropejskiego dorobku w tym zakresie. Większość głównonurtowych analiz gospodarki opiera się na porównywaniu nas do krajów Grupy Wyszehradzkiej, gospodarek zachodnich i aby uwypuklić niewyrobionemu odbiorcy korzystne strony przemian 1989 roku, do gospodarki np. Ukrainy, która po kolorowej rewolucji na Majdanie praktycznie dogorywa.

Jak wygląda narracja ekonomiczna polskich neoliberałów, możemy wykazać na przykładzie analizy sygnowanej przez Forum Obywatelskiego Rozwoju, projektu Leszka Balcerowicza. W analizie dot. walut globalnych i peryferyjnych stawia się tezę, że globalny kryzys w latach 2007- 09 był wyzwaniem dla gospodarek wschodzących, ponieważ… skutkował odpływem kapitału i presją inflacyjną. Jak to się ma do polskiej sytuacji w tamtym czasie? Polska miała w latach 2007-10 bardzo niską inflację (średnio 3,2%), a kapitał zagraniczny zwiększył się o prawie 27,5 mld złotych. Inne ośrodki zajmujące się ekonomią neoliberalną m.in. promują likwidację podatku PIT (Centrum im. Adama Smitha) oraz nawołują do zwiększenia masowej imigracji (Związek Przedsiębiorców i Pracodawców). Podnoszone postulaty i ich argumentacja pokazują, że rodzime think tanki i ośrodki powołujące się na ekonomią kapitalistyczną, odwołują się w bardzo wielu wypadkach do jej neoliberalnej, radykalnej interpretacji zbliżonej do austriackiej szkoły ekonomii (Ludwig von Mises, Friedrich von Hayek).

Ma to równolegle miejsce w tzw. ruchach antysystemowych, które na polu gospodarczym są w stanie najczęściej wydusić z siebie postulowanie zakazu deficytu budżetowego, radykalnej obniżki podatków, likwidacji systemu emerytalnego czy uderzenia w prawa pracownicze, na rzecz forsowania interesów sektora MŚP (małe i średnie przedsiębiorstwa).

Jest to o tyle rażące, że polska pozycja względem światowej gospodarki, jest w wielu obszarach bliższa afrykańskich i azjatyckich niż zachodnioeuropejskich. Choćby stopień zależności i penetracji naszej produkcji przez podmioty zachodnie, a także opisywana już na łamach książki pyrrusowa przewaga wobec krajów zachodnioeuropejskich w nieinnowacyjnych branżach wydobywczych (węgiel, miedź, srebro), a zarazem zupełna zapaść w obszarze wysokiej techniki, stawia nas w jednym rzędzie z gospodarkami dawnego Trzeciego Świata, a nie wśród tych wysokorozwiniętych. My tego dogmatycznego błędu, zawężającego katalog dostępnych narzędzi ekonomicznych, nie popełnimy i przyjmiemy rzeczywistą perspektywę polską, bez zakładania importowanych, zachodnich okularów.

Pierwszorzędną sprawą jest przyjęcie optyki kontynentalnej dla rodzimej gospodarki w przyszłości. Uwzględniając nasze doświadczenia z ostatnich kilkudziesięciu lat, oraz śledząc trendy rozwojowe państw azjatyckich, na czele z Chińską Republiką Ludową, należy przyjąć paradygmat eurazjatycki w kontekście ekonomii.

Polska geograficznie leży w Europie i nie może zerwać wszelkich związków gospodarczych z Zachodem. Jednakże nasza dotychczasowa analiza pokazała, że jesteśmy ugruntowanym społeczeństwem pracowniczym. Choć pod wpływem ośrodków medialnych związanych z zachodnim kapitałem, a także przez ciążący na naszym narodzie tradycyjny indywidualizm, funkcjonuje w Polsce dość powszechna fałszywa świadomość pod względem położenia materialnego, to jest to nasze faktyczne usytuowanie w układzie centrum-peryferium.

Perspektywa społeczeństwa pracowniczego, naturalnie przybliża nas do współpracy z państwami o podobnym położeniu, a szczególnie odnoszących w nim sukcesy jak Chiny. Zresztą jest to proces nieunikniony, ponieważ nasza wymiana handlowa z ChRL dynamicznie rośnie z każdym rokiem. W 2016 odbywała się w proporcji polskiego eksportu o wartości 7,5 mld (zł) do importu w wysokości 94,2 mld. W 2020 było to już 13,2 mld do 145,5 mld. Chińskie doświadczenia to przede wszystkim empiryczny dowód, że jak najbardziej można wyjść z niekorzystnej peryferyjności, a nawet stać się pierwszą potęgą gospodarczą świata. To fakt, że skala ich gospodarki znacząco pomogła im w ciągu zaledwie 20 lat członkostwa zdominować Światową Organizację Handlu (WTO). Nie stałoby się to jednak bez planowej, konsekwentnej polityki gospodarczej, która opierała się o regulacje państwowe i stabilną władzę monopartii KPCh.

Perspektywa kontynentalna, która naturalnie ogniskuje naszą percepcję gospodarczą wokół wytwórczości i kooperacji z gospodarkami Eurazji, oddaje nasze realne położenie i bez wątpienia stanie się w przyszłości motywem przewodnim. Trudno zaprzeczyć, że wraz ze wzrostem siły gospodarczej Azji (na czele z Chinami), nastąpi proporcjonalny odpływ siły politycznej w ich ręce. W obszarze handlu globalnego doprowadzi to do wyeliminowania pośrednictwa wysokorozwiniętych podmiotów zachodnioeuropejskich z handlu de facto azjatyckimi wyrobami. Im szybciej Polacy wyleczą się z irracjonalnego i niczym nieuzasadnionego poczucia wyższości wobec Chińczyków, Koreańczyków, Wietnamczyków, ale również patrząc szerzej narodów żyjących na wschód od Bugu, tym lepszą wypracujemy pozycję negocjacyjną w relacjach bilateralnych ze wschodzącymi siłami kontynentalnymi w ramach nadchodzących nowych porządków.

Nawet jeśli uwzględnimy zjawisko wielkiego podwojenia (great doubling), nadpodaży siły roboczej wobec dostępnego kapitału, powstałej po włączeniu w globalną gospodarkę rynkową nowych, liczebnych państw eurazjatyckich, to wzrost znaczenia azjatyckich potęg na czele z ChRL jest nieunikniony. Grzechem byłoby nie skorzystać z chińskich doświadczeń w stopniowym wydobyciu się z roli montowni, w której tkwimy od lat 90. Jednak przede wszystkim musimy upatrywać szansy w tym procesie na odrzucenie zachodniego neoliberalizmu. Właśnie w tworzącym się obszarze manewru geopolitycznego pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi, istnieje okazja na uzyskanie niezależności dla Polski Pracy oraz podobnych państw narodowo-społecznych.

Czy możemy być naiwnymi i liczyć, że kapitalizm zostanie u nas zniesiony bez globalnych perturbacji, wywołanych np. w ramach rywalizacji chińsko-amerykańskiej? Czy można liczyć na powodzenie bez oparcia się o szeroki antykapitalistyczny, antyzachodni blok państw peryferyjnych? Praktycznie żaden czynnik na to nie wskazuje. Musimy więc stąpać twardo po ziemi i wykorzystywać okno historii, które przynosi nam bieg dziejów.

Krystian Jachacy

Prezentujemy fragment przygotowywanej do druku książki Krystiana Jachacego Rewolucja peryferii. Tytuł pochodzi od Redakcji. Jednocześnie zachęcamy do udziału w zbiórce prowadzonej przez Autora na wydanie tej publikacji. Krystian Jachacy jest inicjatorem organizacji Praca Polska.

Redakcja