PolskaPublicystykaO reformie, której nie ma

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

W ostatnich tygodniach głośno było o proteście pracowników sądów, obejmującym pracowników obsługi administracyjnej oraz sekretariatów, a także protokolantów i asystentów sędziów.

W związku z tym, że pracownikom sądów nie przysługuje prawo do strajku, postanowili oni masowo korzystać ze zwolnień lekarskich, co w znacznym stopniu utrudniło, bądź nawet uniemożliwiło prowadzenie rozpraw oraz normalne funkcjonowanie sekretariatów sądowych.

Protesty objęły kilkadziesiąt sądów w całym kraju – na przykład pierwszego dnia protestu (12 października 2021 r.) w Sądzie Rejonowym dla Łodzi-Śródmieścia w Łodzi, spośród 480 pracowników do pracy stawiło się jedynie 60 osób, a w Sądzie Okręgowym w Łodzi na 400 osób – mniej więcej połowa zatrudnionych. Protesty zostały zainicjowane przez Krajowy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Ad Rem”, a wśród postulatów był m.in. wzrost wynagrodzeń pracowników sądownictwa o 12%, zwiększenie liczby etatów oraz podjęcie działań w celu walki z mobbingiem. Choć wysuwane postulaty w dużej mierze uznać należy za zasadne, to forma protestu, polegająca na korzystaniu z fikcyjnych zwolnień lekarskich, budzić musi zrozumiałe zastrzeżenia i wątpliwości.

Przeciąganie się protestu będzie miało również konsekwencje dla zwykłych obywateli, poprzez utrudnianie załatwienia ich spraw w rozsądnym terminie i bez zbędnej zwłoki. Podkreślić w tym miejscu należy, że niedofinansowanie wymiaru sprawiedliwości, przekładające się na niezadawalającą sytuację płacową pracowników sądów (abstrahując od uposażeń sędziów i referendarzy) nie pojawiło się wraz z przejęciem władzy przez PiS. Zamrożenie płac w tym resorcie (wraz z brakiem waloryzacji wynagrodzeń) miało miejsce jeszcze w czasie rządów Platformy Obywatelskiej. Jednocześnie zaznaczyć należy, że opisywane kwestie, to tylko przysłowiowy „wierzchołek góry lodowej” i niewielki ułamek problemów polskiego sądownictwa.

Przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość w 2015 roku towarzyszyły szumne zapowiedzi gruntownej reformy wymiaru sprawiedliwości. Zapowiadano usprawnienie pracy sądów oraz działania na rzecz zwiększenia społecznego poczucia bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Niestety zamiast tego rozpoczęły się kolejne etapy wojny politycznej, pomiędzy rządem a opozycją, wraz ze skłóconym środowiskiem sędziowskim w tle. Interesy i potrzeby zwykłych obywateli pozostały na dalszym planie. Wszyscy pamiętamy długotrwały kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego, a następnie Sądu Najwyższego, jak również kontrowersje związane z nowelizacją ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz powołaniem Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Towarzyszyły temu sztucznie podgrzewane emocje społeczne, mające na celu mobilizacje elektoratów partyjnych.

Z jednej strony były to działania partii rządzącej szermującej demagogiczną i bałamutną retoryką o potrzebie „dekomunizacji środowiska sędziowskiego” oraz szybkiej wymiany kadr. Z drugiej zaś strony – obłudne i cyniczne działania opozycji, nakierowane na paraliżowanie wszelkich zmian w obrębie systemu sądowniczego, pod szczytnymi hasłami obrony Konstytucji, praworządności i niezawisłości sędziowskiej. W konsekwencji mieliśmy i nadal mamy do czynienia z niekończącym się spektaklem, który nie sprzyja żadnym merytorycznym reformom służącym interesom państwa i obywateli.

A problemów w polskim sądownictwie jest wiele. Jednym z nich jest chroniczna przewlekłość postępowań sądowych. Zgodnie z art. 45 Konstytucji RP – każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Truizmem jest stwierdzenie, że właściwe i sprawne funkcjonowanie organów wymiaru sprawiedliwości ma kluczowe znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania państwa i przekłada się na życie obywateli. Każdy z nas może paść ofiarą przestępstwa i żądać sprawiedliwego osądzenia winnych przez sąd. Każdy może paść ofiarą nieuczciwego pracodawcy, zleceniobiorcy, bądź kontrahenta i dochodzić roszczeń z tego tytułu. Większość z nas chociaż raz w życiu dokonuje czynności wymagających wpisów wieczystoksięgowych, jak kupno, sprzedaż, czy darowizna domu, bądź mieszkania. Sprawy sądowe są więc wpisane w codzienne życie obywateli.

Podkreślić zatem należy, że sprawność działania sądów przekłada się zarówno na społeczne poczucie sprawiedliwości, jak i pewność obrotu gospodarczego. Jak słusznie zauważył Kamil Joński w tekście „Efektywność sądownictwa powszechnego – podstawowe problemy”: „System sądownictwa można uznać za efektywny, jeżeli dysponując danymi zasadami (w szczególności czasem pracy orzeczników) jest on w stanie osiągnąć najlepszy możliwy rezultat – a więc standard prawa do sądu. Na realizacje tego standardu składają się łatwiej i trudniej mierzalne elementy – od sprawności (której wyrazem jest czas postępowania) do niezawisłości i sprawiedliwości. Efektywność odpowiada zatem na pytanie, co obywatel otrzymuje za powierzone państwu pieniądze” [1]. Zdaniem autora: „źródeł zdiagnozowanej nieefektywności sądów należy upatrywać przede wszystkim w: dużym odsetku spraw błahych rozpoznawanych przed sądami rejonowymi, nieefektywnych rozwiązaniach proceduralnych oraz niezamierzonych konsekwencjach reform (np. zmiana właściwości rzeczowej sądów okręgowych w sprawach gospodarczych i związane z tym przeciążenie tego pionu)”  [2].

Czy państwo coś z tym robi?

Spójrzmy zatem na liczby. Jak wynika z danych Forum Obywatelskiego Rozwoju: „w 2011 roku średni czas trwania postępowania w sądach powszechnych wynosił 4,1 miesiąca. W 2015 roku, czyli w roku przejęcia władzy przez PiS, czas ten wynosił 4,2 miesiąca. Natomiast w 2018 roku, po przeprowadzeniu „reform” w wymiarze sprawiedliwości, średni czas trwania postępowania sądowego wynosi już 5,4 miesiąca. Oznacza to, że przy zbliżonej liczbie spraw, wpływających każdego roku do sądów, okres ten wydłużył się o ponad miesiąc. O ile w sądach okręgowych czas oczekiwania na rozstrzygnięcie sprawy utrzymuje się na podobnym poziomie co w 2015 roku (co oznacza, że nie doszło do przyspieszenia), o tyle w sądach rejonowych – rozpoznających najwięcej rodzajów spraw – okres ten wydłużył się średnio o ponad 5 tygodni w stosunku do roku 2015 i w 2018 roku wyniósł 5,2 miesiąca” [3].

Są to wyłącznie uśrednione dane, dotyczące rozstrzygnięć sądów I instancji. Jednak wszyscy chyba znamy trwające wiele lat postępowania sądowe w sprawach, karnych, gospodarczych, a nawet… rozwodowych. Zdaniem niektórych ten niepokojący trend jest wynikiem niewłaściwego zarządzania sądami, częstej rotacji kadr, czy też obsadzania osób funkcyjnych według klucza politycznego. Wydaje się to jednak, zbytnim uproszczeniem, gdyż wiele sądów jest bardzo dobrze zarządzanych i nie ma w nich żadnych patologicznych zjawisk, czego przykładem jest chociażby Sąd Okręgowy w Łodzi.

Powyższe zagadnienie jest zatem dużo szersze i dotyczy także innych aspektów. Problemem są na przykład kwestie proceduralne i organizacyjne jak np.: brak komasacji rozpraw, czy też nadmierne przedłużanie niektórych czynności sądowych. Tytułem przykładu na uzyskanie opinii biegłego sądowego czekać trzeba niekiedy kilka miesięcy. Warto też zastanowić się nad lepszym wykorzystaniem i zwiększeniem roli asystentów sędziów.

Brak efektów i nowe pomysły

Pomimo braku widocznych efektów wdrażanych zmian, wciąż pojawiają się nowe pomysły na uzdrowienie sytuacji w polskim sądownictwie. Niedawno na przykład Jarosław Kaczyński zapowiedział projekt reformy strukturalnej sądów. Według zapowiedzi w niedalekiej przyszłości zniknąć mają sądy rejonowe, które zostaną przekształcone w… filie sądów okręgowych. Aby utrzymać wpisaną w Konstytucję dwuinstancyjność sądownictwa powołane mają zostać sądy regionalne. Jednocześnie rola Sądu Najwyższego ma zostać ograniczona do nadzoru nad orzecznictwem powszechnym i wojskowym, z wyłączeniem uprawnień kasacyjnych, które przejdą w gestię sądów regionalnych.

Zdaniem części prawników oraz przedstawicieli środowisk naukowych (m.in. prof. Marka Chmaja) zapowiadane zmiany będą bardzo kosztowne i mogą doprowadzić do chaosu w systemie sądowniczym. Problem komplikuje się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę wcześniej wdrożone projekty powołania sędziów pokoju, którzy mieliby zająć się drobnymi sprawami karnymi oraz cywilnymi. Jak zatem widać problemy polskiego sądownictwa są swoistym węzłem gordyjskim, którego nikt nie potrafi, bądź nie chce w sposób skuteczny rozwiązać. Być może zabrakłoby wówczas „argumentów” na potrzeby kolejnych kampanii wyborczych…

Michał Radzikowski

[1] Kamil Joński: „Efektywność sądownictwa powszechnego – podstawowe problemy” Instytut Wymiaru Sprawiedliwości – iws.gov.pl;

[2] Tamże;

[3]  Audyt Forum Obywatelskiego Rozwoju: „Gospodarka i praworządność pod rządami PiS (2015-2019)” – obserwatoriumdemokracji.pl.

Myśl Polska, nr 45-46 (7-14.11.2021)

Redakcja