AktualnościOpinieBaczmy na pozory

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Wrócił z tarczą czy na tarczy? Odpowiadam – bez tarczy. Po wygłoszeniu długiego i pokrętnego wywodu grożącego nawet zejściem do czasów Mieszka Pierwszego zapewnił zebranych o lojalnej miłości do Unii Europejskiej , która cieszy się ,jak zapewnił, wielkim uznaniem w Polsce.

Poczuło się ducha „poległego” Lecha Kaczyńskiego, który walnie przyczynił się do unijnego zaboru Polski. Nie usłyszeliśmy więc w tej koronnej odpowiedzi na rugania europarlamentu pod adresem Polski, że stłamszeni przez jednostronną propagandę Polacy w większości poparli ten podstępny Anschluss, gdy jeszcze nie stawiano warunku podporzadkowania się ideologii uderzającej w fundament cywilizacyjny nie tylko Polski ale chrześcijańskiej Europy, kiedy nie było jeszcze mowy o ideologii gender, wielości płci kulturowych, jednopłciowych małżeństwach i adopcji przez nich dzieci produkowanych w wylęgarniach surogatek, kiedy pojęcia tolerancji zachowań dewiacyjnych nie rozszerzono jeszcze na obligatoryjną ich akceptację a nawet afirmację, kiedy pomysły eutanazji i kolejnych barbarzyństw nie nabrały rangi realności.

Polacy powiedzieli tak Europie bez granic, swobodzie podróży, wymiany gospodarczej i kulturalnej przeświadczeni, że najwyższym dla nich prawem są postanowienia Konstytucji Rzeczpospolitej Polski stanowione przez wybranych przez Polaków ich parlamentarnych przedstawicieli a Unia Europejska stanie się międzynarodową emanacją dorobku państw, uwieńczeniem marzeń jej ojców założycieli.

Nikt w tym referendum nie powiedział Polakom, że owoc kilkuset lat polskiego bytu i nie bytu w kształtowaniu praw najbardziej postępowych wtedy w Polsce i na świecie, często wbrew imperialnym potęgom Europy zostanie w sposób arogancki zlekceważony i podeptany bo jakieś nie wybieralne mroczne struktury samozwańczych komisarzy, których Polacy nawet nie znają narzucą swoje postanowienia.

Z języka tego dyktatu zniknęło nawet pojęcie prawa międzynarodowego, które coraz częściej zastępują jakieś arbitralnie stanowione tzw. zasady (rules). Nikt więc kto się powołuje na polskie tak dla akcesji nie przypomni rzeczywistego bilansu uczestnictwa Polski w tym projekcie. Nikt nie powiedział Polakom, że ich morderczy wysiłek dźwignięcia Polski z ruin wojny zostanie zdemolowany, że zaślepione zostaną kopalnie, zlikwidowane huty, stocznie, że znikną floty handlowe i rybackie obecne na wszystkich oceanach świata, że handel i transport przejdą w obce ręce, zlikwidowany zostanie przemysł maszynowy, samochodowy a rolnictwo zostanie przetrzebione z dziesiątek tysięcy gospodarstw. To co pozostanie zostanie poddane reżymom biurokratycznym i demoralizowane systemem tzw. dopłat.

Nikt Polakom nie powiedział, że zaleją kraj obce sieci handlowe przejmując nieomal cały rynek konsumencki, że koncerny produkcji leków wyprą polskie produkty pod terrorem narzucanych patentów, że wysoką kiedyś kulturę polską zastąpi sieczka olbrzymich monopoli medialnych i sieci komunikacji cyfrowej, że polska myśl naukowa pozbawiona przemysłu uwiędnie a co może najbardziej dramatyczne to polska młodzież, zwłaszcza ta wykształcona zostanie wyssana przez wiodące potęgi gospodarcze. Przychodzi na myśl obraz Polski zbijającej gwoździami drewniane palety. Ten obraz jest tylko fragmentarycznym podsumowaniem, bilansem niepełnym.

Mija 65 rocznica październikowego wystąpienia Władysława Gomułki po jego zwolnieniu z więzienia. Uderza polityczna mądrość i klasa, gospodarcza wizja kraju i miejsca Polski w świecie bez wojen. Przypomnieć warto część tego przekazu do miliona a może dwóch zgromadzonych i entuzjastycznych słuchaczy na wielkim warszawskim placu: „Wzajemne stosunki między partiami i państwami obozu socjalizmu, zespolonego wspólnotą celów i interesów, nie powinny dawać powodów do żadnych nieporozumień. Na tym polega jedna z cech socjalizmu. Stosunki te winny się kształtować na zasadach międzynarodowej solidarności robotniczej, winny być oparte na wzajemnym zaufaniu i całkowitej równości praw, na udzielaniu sobie wzajemnej pomocy, na wzajemnej i przyjacielskiej krytyce, jeśli zaistnieje taka konieczność, na rozumnym i wynikającym z ducha przyjaźni i z ducha socjalizmu rozwiązywaniu wszelkich spraw spornych. W ramach takich stosunków każdy kraj winien posiadać pełną niezależność i samodzielność, a prawo każdego narodu do suwerennego rządzenia w niepodległym kraju winno być w pełni i nawzajem szanowane. Niepodległe narody i suwerenne państwa, budujące ustrój sprawiedliwości społecznej, ustrój socjalistyczny, scementowane wewnętrznie twardą i niezłomną wolą osiągnięcia tego celu w sposób dla każdego najwłaściwszy, muszą być jednocześnie jak najbardziej między sobą zwarte, muszą działać wspólnie i jednolicie na zewnątrz, na wielkiej arenie świata, aby wspólnym wysiłkiem i zdecydowaną postawą wzmacniać ogarniającą całą ludzkość niezwyciężoną ideę pokoju i dążenie do pokojowego współżycia wszystkich narodów świata”.

Jakże te słowa kontrastują duch tamtej epoki humanizmu z kundlizmem polskiej klasy kompradorskiej żyjącej na niewyobrażalnej wysokości żołdzie brukselskiego upiora.

Niestety chcący pewnie uchodzić za bohatera obrońcę polskiej suwerenności premier przyozdobił swoje wystąpienie kuriozalną pretensją wobec Unii, że nie jest wystarczająco wojownicza w stosunku do Rosji. Odkryte tym samym zostało największe zagrożenie polskiego samostanowienia przy którym unijne sankcje wydają się niegroźną igraszką.

Tak zawężony obszar kontrowersji z Unią i sprowadzony do obrony stanowienia polskiego ustroju sądowniczego byłby odrobinę bardziej przekonujący, gdyby nie stał za nim partykularny interes rządzącej partii. Oczywiście nie tylko dlatego bohaterski premier nie mógł wrócić z tarczą – wrócił bez tarczy, bo zastawił ją w ambasadzie amerykańskiej przed przedstawicielami Departamentu Stanu , kolegium sił zbrojnych, kompleksu zbrojeniowego i wielkiej farmy (Big Pharma Industry), wielkich mediów i last but not least –wiadomych „środowisk”.

Po zbieżnej czasowo wizycie pana prezydenta Dudy w Wilnie brzemiennej w takie owoce jak brak poparcia Litwy dla Polski w UE ale za to wspólnych, sojuszniczych pogróżkach pod adresem „wschodu” można wreszcie z przytupem wiecznego pogorzelca powiedzieć, że jesteśmy w stanie wojny na wszystkich azymutach nie wykluczając Bałtyku, od którego odwróciło się nasze państwo tak dumne kiedyś gdy po wyzwoleniu stało się znaczącym krajem morskim. „Morze nasze morze będziem ciebie dzielnie strzec” – śpiewaliśmy kiedyś na koloniach z łezką w oku i biciem serca.

Zbigniew Sekulski

Na zdjęciu – Mateusz Morawiecki i Marine Le Pen

Fot Twitter

Redakcja