FelietonyPorażka imperium w Afganistanie

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Adam Wielomski: Stało się wreszcie to, co w końcu stać się musiało. W Kabulu upadł marionetkowy reżim zainstalowany przez Amerykanów i do władzy nad całym państwem doszli talibowie. Amerykanie już od dawna zdawali sobie sprawę, że prowadzą niekończącą się wojnę nie do wygrania, która może ciągnąć się przez następnych 50 lat.

Dlatego zdecydowali się tak wycofać, aby nie utracić twarzy, to znaczy – kosztem 88 miliardów dolarów – utworzyć i wyposażyć liczącą 300 tysięcy ludzi armię, która przez minimum dwa lata powstrzyma talibów i pozwoli powiedzieć, że „Nas już tam od lat nie ma i to nie nasza sprawa”. Lecz gdy CIA szacowało opór na minimum dla lata, to trzystutysięczna armia rozpierzchła się w ciągu dwóch miesięcy, przed talibami liczącymi ok. 75 tysięcy ludzi, pozbawionymi ciężkiego sprzętu. Stany Zjednoczone skompromitowały się, ponieważ wzorcowa akcja „demokratyzacji” Afganistanu spaliła na panewce. Ostatnim rzutem na taśmę Joe Biden wysłał do Kabulu 650 marines, oficjalnie w celu ochrony ewakuacji obywateli amerykańskich. Lecz nieoficjalnie mówiło się, że głównie po to, aby dziennikarze czy sami talibowie nie napstrykali zdjęć śmigłowców chinook, transportujących z dachu amerykańskiej ambasady uciekinierów, gdyż zbyt bardzo przypominałoby to ucieczkę – za pomocą tychże samych chinooków – Amerykanów i Wietnamczyków z Sajgonu 30 kwietnia 1975 roku. Niestety, marines przybyli zbyt późno, gdyż fotki już chinookom zrobiono i media społecznościowe zaroiły się od zdjęć porównujących ucieczkę w 1975 i w 2021 roku.

Z Afganistanu dać drapaka w XIX wieku trzykrotnie musieli Anglicy, w XX wieku Rosjanie, a w XXI wieku Amerykanie. Pod czyją zwierzchność wpadnie teraz Afganistan? Pakistan wydaje się do tej roli zbyt słaby. Czy dojdzie do podziału wpływów między Pakistan, Rosję i Chiny? To ważkie pytanie, gdyż próżnie geopolityczne nie istnieją i wielu zastanawia się już dziś czy wojska chińskie będą kolejnymi uchodzącymi z Kabulu za ileś lat?

Magdalena Ziętek-Wielomska: Chińczycy bez wątpienia są tymi, którzy w tym momencie najwięcej skorzystają na tych wydarzeniach. Nie da się już ukryć, że imperium amerykańskie się zwija i czas dominacji Anglosasów po prostu się kończy. Jednocześnie sami islamistów specjalnie obawiać się nie muszą. W przeciwieństwie choćby do Rosji, która ma powody do obaw. Nowy Jedwabny Szlak przez Afganistan nie przechodzi, więc talibowie nie stanowią żadnego bezpośredniego zagrożenia dla chińskich interesów. Trudno też sobie wyobrazić, by Chińczycy snuli plany podbijania tego kraju. Pytanie jest ogólniejszej natury – jak długo talibowie będą w stanie utrzymać władzę w samym Afganistanie? Swoją obecną pozycję zawdzięczają głównie czynnikom zewnętrznym, w tym przede wszystkim samym Amerykanom, którzy od czasu Cartera uzbrajani i szkolili islamistów. Teraz pośrednio znowu ich nieźle dozbroili. Czy ktoś będzie miał interes w tym, by dalej podtrzymywać w działaniu tę tykającą bombę? Sama sprawa talibów pokazuje słuszność mądrości ludowych typu „kto pod kim dołki kopie ten wpada w nie sam”, „kto mieczem wojuje od miecza ginie”, „kto sieje wiatr zbiera burzę” etc.

Sprawa ta pokazuje do czego prowadzi „Realpolitik”, która chlubi się pogardą dla wszelkich norm etycznych i zasad zdroworozsądkowych. Osobiście nie żywię żadnej sympatii dla prymitywnego islamizmu, który pewnie na długie lata zatrzyma w rozwoju Afganistan. Jednocześnie odczuwam głęboką niechęć do wszelkich kosmopolitycznych koncepcji, które wierzą, że ludziom można odgórnie narzucić określone rozwiązania, bez uwzględniania ich cywilizacyjnego kontekstu. Sprawa talibów to początek załamywania się abstrakcyjnego kosmopolityzmu, który wierzy w istnienie „ludzkości”, która wyznawałaby jakieś wspólne wartości. Oczywiście, życzyłabym sobie, żeby wszędzie przestrzegano prawa natury, tak jak ono jest odczytywane przez filozofię realistyczną, ale póki co, jesteśmy daleko od tego. Póki co, kończy się Fukuyama.

Myśl Polska, nr 35-36 (29.08-5.09.2021)

Redakcja