FelietonyCisza?

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych świat, a my wraz z nim, wkraczaliśmy nieco przedwcześnie w dwudziesty pierwszy wiek mogło się wydawać, że nad duchową naszą przestrzenią, nareszcie, zapanowała błogosławiona cisza.

Po stuleciu przeróżnych dramatów i utopijnych doktryn przyszedł czas na uspokojenie skołatanych ludzkich serc i rozgorączkowanych umysłów. Para uszła – glob, wyglądało na to – uspokoił się. Zero zwodniczych pomysłów.

Czas na normalne, pragmatyczne życie. Europa, ta maszyna do nieustannego produkowania różnych ideologii, w tym przypadku straciła swój dotychczasowy impet, tę całą źle ukierunkowaną ideową płodność. Nastała pora pragmatyzmu i małego idealizmu. Ale jak zawsze dotąd szczęście trwało bardzo krótko. Narody wracają do starych upodobań, budowania niewłaściwego obrazu świata i wyciągania z tego błędnych wniosków. Można by za św. Piotrem rzec, iż „umyta świnia wraca do kałuży błota, a pies do wymiocin swoich”. Duchowa szamotanina zatem zdarzyła się na powrót. Czarownice są już na swoich miotłach, by rozpocząć produkcję odnowionych ideologii i ich dystrybucję pośród ludów świata. One same w sobie nie są takie groźne, ale stają się nimi, gdy ktoś przy ich pomocy próbuje zdobyć władzę, a następnie ją utrzymać. Jedyna nadzieja w tym, że nic dwa razy się nie zdarza.

Jednak ludzie, po krótkim oddechu, znowu są bombardowani nowymi koncepcjami budowy ziemskiego raju:  świata bez wojen, bez przemocy, z obfitością dóbr i paletą możliwości ciekawego życia. Na dodatek bardzo długiego, zdrowego, nie naznaczonego cierpieniem. Modlitewne wołanie „Od powietrza, głodu, wojny i ognia, wybaw nas Panie” ma zostać unieważnione i nawet nie możemy być pewni, czy watykańscy – a przynajmniej niemieccy – moderniści nie pójdą na to? Przysłowiowe kości zostały rzucone. Sztuczne ognie pod masońskimi manufakturami wszelkich doktryn są już wzniecone. I kowale przystrojeni w obrzędowe fartuszki, i zaopatrzeni w inne niezbędne rekwizyty  są już w tych kuźniach, żwawo uwijając się.

Miejmy się więc na baczności, by podochocone ludy na powrót nie wpadły w rewolucyjny szał? Historia bowiem uczy nas tylko jednego, że jeszcze nigdy dotąd nikogo niczego nie nauczyła. Odchodząc na chwilę od tematu tylko nadmienię, iż dobrze prawdziwość tego sądu sprawdza się na przykładzie Polski, jej ustawicznej mesjanistyczno – prometejskiej polityki; mimo tylu przykrych doświadczeń.

Wracając zaś na obrany grunt należy zauważyć, że błędy, a obłędy już na pewno, bardzo słono kosztują. Przekroczenie każdej miary jest zawsze niezwykle niebezpieczne. W tym przypadku utopia bezproblemowego życia, dla wielkich ludzkich zgromadzeń, będzie wymagała skrajnie zideologizowanej dyktatury. Tak w swoim rzeczywistym wyrazie opresyjnej, że aż w stopniu skrajnym złowieszczej. Bezwzględnej i omnipotentnej do granic wytrzymałości ludzkiej natury.

To co w tej dziedzinie obserwowaliśmy w dwudziestym wieku może być zaledwie dziecinną igraszką. Weźmy przede wszystkim pod uwagę, że współczesne możliwości nadzorowania każdego aspektu ludzkiej egzystencji są niezwykle wielkie, a przecież będą coraz rozleglejsze. Właściwie nawet teraz nie ma schronienia. Duchowe azyle odchodzą do lamusa historii. Nielicznym pozostanie tylko lot nad kukułczym gniazdem, jak w filmie. Problem tkwi jednak w tym, że te ptaki obywają się bez gniazd…

Antoni Koniuszewski

Myśl Polska, nr 33-34 (15-22.08.2021)

Redakcja