KresyPublicystykaŚwiatZa Białoruś skazano mnie na śmierć cywilną

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

9 sierpnia, przebywając na Białorusi, osobiście poznałam Aleksandra Łukaszenkę. Było to przy okazji Wielkiej Rozmowy z Prezydentem, która odbyła się w Pałacu Niepodległości w Mińsku. W historycznym wydarzeniu uczestniczyły najważniejsze osoby w państwie, białoruski rząd, dowódcy wojskowi, szef KGB, etc.

Spotkanie przyciągnęło przedstawicieli mediów z całego świata – w tym CNN, BBC, New York Times – oraz dziennikarzy i blogerów białoruskich. Każdy mógł się wypowiedzieć i zadawać pytania, także bardzo niewygodne. Prezydent każdego dość cierpliwie wysłuchał i odpowiedział na wszystkie pytania. Spotkanie trwało 8 godzin. Jako jedyna na sali (było w sumie kilkaset osób) zapytałam Łukaszenkę o stosunki z naszym państwem, a konkretnie – co jest gotowy zrobić dla polepszenia relacji polsko-białoruskich. Okazało się, że prezydent Białorusi jest pozytywnie nastawiony do współpracy z Polską i zadeklarował gotowość do rozmów z polskimi władzami o normalizacji stosunków, jednak bez warunków wstępnych. Szczegółową odpowiedź na moje pytanie cytowały największe media w Polsce, jednak bez najmniejszej wzmianki jaka redakcja reprezentowała polskich dziennikarzy.

Nie mogłam pochwalić się tym wcześniej na portalu społecznościowym, ponieważ dzień przed spotkaniem z prezydentem Łukaszenką administracja Facebooka zablokowała na tydzień mój profil. Zostałam ocenzurowana za wpis dot. wizyty w Domu Polskim w Grodnie. Moja relacja nt. spotkania z Polakami mieszkającymi na Białorusi znacznie odbiegła od propagandy powielanej w Polsce. Czy to właśnie dlatego uznano, że trzeba mnie na jakiś czas uciszyć? Odpowiedź na to pytanie zna autor donosu, po którym zostałam zbanowana.

Co znamienne, jeszcze przed wyjazdem na Białoruś spotkałam się z licznymi naciskami, tj. próbami zamknięcia mi ust. Na czym to polegało? Wymienię przykładowe sposoby. Ktoś kogo uważałam za kolegę/koleżankę pisze/dzwoni do mnie udając zatroskanie, z wyraźną sugestią, żebym się nie wychylała i/lub odczekała z pisaniem o Białorusi, bo to może mi w czymś tam zaszkodzić. Nie mam nic do stracenia, więc to nie podziałało. Uruchomiono zatem tych „życzliwych inaczej”. Wszczęto potężną nagonkę na moją osobę, do której dołączyły także osoby publiczne. W efekcie zostałam zlinczowana w internecie. W sposób obrzydliwy mnie obrażano, pomawiano i kłamliwie sugerowano, że płaci mi Kreml (polityczni ignoranci nie rozumieją, że Rosji nie zależy na dobrych stosunkach Polski z Białorusią). Do szczujących dołączyła Agnieszka Romaszewska, dyrektor telewizji Biełsat. Zdenerwował ją fakt, że otrzymałam akredytację prasową na Białoruś, więc postanowiła mnie publicznie zniesławić. Kłamliwie napisała na mój temat: „regularnie opłacana moskiewska najmitka”.

W komentarzach pod wpisem Romaszewskiej wtórowali jej inni, w tym dziennikarze. Podobnych akcji było więcej na różnych forach, także w grupie Klub Myśli Polskiej. Dla przykładu, do nagonki dołączył mój dawny wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego, którego rozdrażniła fotografia wykonana tuż przed konferencją z prezydentem Łukaszenką. Profesor polskiej uczelni zaczął mnie obrażać, bo nie mógł zdzierżyć tego, że za zdjęciu jestem uśmiechnięta (a miałam zalewać się łzami?). W skutek skoordynowanej potężnej nagonki, pomówień, obelg, kalumnii i kłamstw skazano mnie na śmierć cywilną.

Tymczasem moją jedyną „zbrodnią” jest to, że pragnę dobrosąsiedzkich relacji z Białorusią i naprawienia tego, co zostało zepsute przez polityków i pseudo-dziennikarzy. Pracę magisterską z filozofii napisałam nt. DIALOGU, dlatego bardzo poważnie podchodzę do filozoficznego znaczenia tego pojęcia, które brzmi: «wymiana myśli poprzez wzajemną prezentację poglądów i postaw, szczególnie zaś taka wymiana, w której uczestnikom zależy przede wszystkim na wzajemnym poznaniu się i przekazaniu cenionych przez siebie wartości intelektualnych i moralnych, a celem jest wspólne zbliżenie się do prawdy lub też wspólne działanie». Właśnie po to, aby rozpocząć dialog zadałam konkretne pytanie Łukaszence, a jego odpowiedź świadczy o tym, że prezydent Białorusi doskonale to rozumie i przyjmuje.

Byłam na Białorusi kilka razy i uważam, że media w Polsce przekazują bardzo zakłamany obraz na temat tego państwa. Postanowiłam więc wziąć sprawy swoje ręce i poświęcić swój czas, by raz jeszcze tam pojechać, spotkać się z ludźmi, porozmawiać, a następnie opisać wszystko w „Myśli Polskiej”. Robię to tylko i wyłącznie społecznie, ponosząc przy tym pewne osobiste straty – m.in. po powrocie do Polski zostałam zmuszona do odbycia kwarantanny.

Zachodni dziennikarze i politycy opowiadają, że na Białorusi nie ma wolności słowa i niewygodnych dziennikarzy zamyka się tam w więzieniu. A na czym polega wolność słowa na Zachodzie, w tym w Polsce? Z jednej strony mogę pisać o czym chcę. Z drugiej strony za moje publikacje zalewa mnie potężna fala hejtu, do tego stopnia, że mam wyraźne wrażenie, iż próbuje się mnie doprowadzić do psychicznego poranienia i załamania. Reasumując: wolność słowa w zachodnim wydaniu – tj. szefowej Biełsatu i jej podobnym – polega na dowolnym formułowaniu kłamstw i obelg pod adresem tych, których chce się wyeliminować z życia publicznego i zawodowego. Właśnie w taki sposób postąpiła ze mną Agnieszka Romaszewska, publicznie kłamiąc na mój temat, jednocześnie nie przedstawiając żadnego dowodu na poparcie swoich oszczerstw.

Co prawda za moje artykuły nikt w Polsce [jeszcze] nie wsadza mnie za kratki, ale śmierć cywilna jest równie przerażająca i krzywdząca, o ile nie bardziej. A właśnie taką śmierć zafundował mi „wolny” i „demokratyczny” Zachód, tylko dlatego, że jako dziennikarka nie przyłączyłam się do nagonki przeciwko Białorusi i nie szczuję na Łukaszenkę.

Agnieszka Piwar

Redakcja