FelietonySzalejący wirtualny „antyrasizm”

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Wyznawcy i promotorzy Political Correctness (politycznej poprawności) w Polsce, tego sprytnego i na swój sposób genialnego obejścia wolności słowa, przekonań i sumienia w jednym, wymyślonego w samej ojczyźnie wolności – USA, zachowują się jak najbardziej zgodnie ze starą zasadą zakompleksionego snobizmu polskiego – papugują Zachód, który wielbią.

Oto, na „Onecie” czytam bijące w oczy hasło – tytuł: „Rasistowski skandal w Bielsku-Białej”. Spodziewając się najgorszego z obawą wchodziłem w owego histerycznego newsa i cóż się okazało? Ano, z dużej chmury, mały deszcz. Klasyczne epatowanie radykalnymi słowami przez współczesnych pseudodziennikarzy. Co się stało? Podbeskidzie Bielsko-Biała spadło z tzw. ekstraklasy piłkarskiej, a ponieważ miasto dokładało pieniędzy na drużynę, więc zaczęły się rozliczenia. Typowe i zupełnie nie sensacyjne. Kibice wyrazili przy tym swoje niezadowolenie poprzez zerwanie w szatni tabliczek z nazwiskami obcokrajowców oraz zniszczenie plakatów z wizerunkami pozostałych graczy.

Jaka szkoda! Jakby tak tylko zniszczyli tabliczki obcokrajowców, to chociaż można by ich było oskarżyć o ksenofobię… Jednak sprawa stała się też przedmiotem dyskusji na radzie miasta i tam były prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult zaatakował trenera oraz zakwestionował celowość zakupu jednego z obcokrajowców (jak wiadomo, polskie drużyny „ekstraklasy” są ich pełne; w wielu klubach Polacy są w mniejszości), mówiąc „700 tysięcy złotych wydano na prowizje agentów, takie są dane. Kto kupił tego Murzyna, przepraszam, nie pamiętam nazwiska”. Tym Murzynem był niejaki Peter Wilson i o „Murzyna” ekstremalnie poprawne media rozpętały awanturę nazywając stwierdzenie Krywulta skandalem.

„Fakt” poszedł jeszcze dalej, zabawiając się w interpretatora językowej poprawności politycznej pisząc: „Gdy radny nie mógł przypomnieć sobie nazwiska jednego z piłkarzy (chodziło o Petera Wilsona), nazwał go… murzynem. A jak wiemy, słowo to w Polsce jest uznane za obraźliwe”. „Jak wiemy”, „w Polsce uznane za obraźliwe”. Co za erudycja ogłoszona z niekłamanym poczuciem wyższości (ten wielokropek)! Poprawni mądrale z „Faktu” sami jednak popełnili błąd, gdyż słowo „Murzyn” powinni byli zapisać przez „M” a nie „m”, co w drugim przypadku wg Słownika Języka Polskiego oznacza po prostu osobę mocno opaloną lub wykonującą za kogoś pracę. Cóżby to było, gdyby „Fakt” napisał o Wilsonie, że jest mocno opalony? No, paskudny rasizm. Dziennikarska amatorszczyzna powołuje się potępiając Krywulta na opinię Rady Języka Polskiego.

Rzeczywiście 26 października 2020 r. Rada uznała za własną opinię swojego członka, prof. Marka Łazińskiego, który w sierpniu 2020 uznał, że „Murzyn” i „Murzynka” w latach 70. i 80. XX wieku funkcjonowały jako neutralne określenia, ale później zmieniły znaczenie” i „(…) w języku polskim [słowo „Murzyn”] obrosło wyjątkowo silną frazeologią obraźliwą, jak »100 lat za Murzynami«”, w związku z czym zalecił, by nie używać go inaczej „niż na prawach historycznego cytatu”. Ale nawet  pomimo przyjęcia tej opinii przez Radę, jest ona wg ustawy tylko organem opiniodawczym i doradczym, i nie może nakazać bądź zakazać używania jakiegoś słowa, a jedynie zalecić. W ustawie nie ma żadnych sankcji związanych z rolą opiniodawczo-doradczą Rady w odróżnieniu od przepisów karnych przewidzianych za naruszenie obowiązku używania języka polskiego na terenie naszego kraju np. w obrocie towarowym i usługowym.

Poza tym prof. Łaziński stwierdził w swej opinii, że „ponieważ trudno jest zmienić przyzwyczajenia mówiących, ograniczam swoją rekomendację do komunikacji publicznej: mediów, administracji, szkoły” i dodał, że „nie zachęca do poprawiania wszystkich i w każdej sytuacji”. Nawet gdybyśmy przyjęli, że opinia Rady Języka Polskiego jest – wbrew ustawie i stwierdzeniom samej Rady – bezwzględnie obowiązującą, to powstaje pytanie w jakim kontekście prof. Łaziński użył wyrazu „administracja”, bo jeżeli w kontekście słownikowym – „urzędy i organy państwowe lub samorządowe w zakresie władzy wykonawczej”, lub potocznym, to rada miejska (w kontekście prawnym będąca organem szeroko rozumianej administracji samorządowej), nie będąc organem wykonawczym, nie podchodzi pod zalecenia profesora.

Nie wystarczyło jednak tego i kilka dni później rozdmuchano kolejną sprawę, tym razem nowej wersji piosenki zespołu Big Cyc „Makumba”, nagranej wraz z adeptami, głównie dziećmi, z African Music School prowadzonej przez polskiego misjonarza w Republice Środkowoafrykańskiej (jeżeli w ogóle kojarzonej poza Afryką, to dzięki niesławnej pamięci cesarzowi Bokassie; współcześnie w tym kraju działa rosyjska Grupa Wagnera, właśnie pojawił się film „Turysta” o tym opowiadający). Celem było zwrócenie uwagi na sytuację w republice, gdzie panuje nędza, głód, a dzieci zamiast do szkoły, musza pracować albo walczyć w niekończących się wojnach wewnętrznych. Miejscowe murzyńskie dzieci z radością uczęszczają do szkoły, która zapewnia im odrobinę normalności, a przede wszystkim edukuje, także, zgodnie z nazwą,  muzycznie.

Zespołowi, który konsultował tekst także z czarnoskórymi nauczycielami, internauci zarzucili propagowanie neokolonializmu, negatywnych stereotypów o Afryce a nawet głoszenie wyższości białej rasy! Zespół, głosem Krzysztofa Skiby złożył oświadczenie, w którym mówi m.in.: „Inicjatorem nagrania i autorem nowego tekstu był współpracujący z Big Cycem trębacz Norbert Wardawy który przez pół roku pracował tam jako wolontariusz i uczył grania dzieciaków na instrumentach. (…) wybuchł skandal. Powiem, szczerze, że spodziewałem się ataków narodowców, rasistów i kiboli (…) Tymczasem wściekły atak na zespół przeprowadzili zwolennicy lewej strony sceny politycznej (…) Papierowi obrońcy poprawności politycznej z wysokości swych eleganckich komputerów, potępili i wyśmiali nie tylko piosenkę, ale także całą akcję pomocy uważając ją za coś w rodzaju internetowego żartu w złym guście. (…) W Republice Środkowej Afryki panuje analfabetyzm i bieda. Dzieciaki już w wieku szkolnym zmuszane są do pracy. Krajem rządzi klika (…) Jedyną pozytywną robotę wykonują w tym kraju POLACY z misjonarzem Benedyktem Pączką na czele (…) To polscy księża pomagają utrzymać ten przybytek i dbają o wyżywienie tych dzieci. (…) Zarzut, że piosenka utrwala stereotypy o Afryce jest nieprawdziwy i pisany z pozycji wiedzy turysty. W kraju tym nie ma praktycznie niczego oprócz piasku i biedy. (…) Pomysłodawca Norbert Wardawy, który za darmo pracował tam, przez pół roku otarł się o śmierć. (…) Tymczasem siedzący w wygodnych fotelach, zaczytani w mądrych bredniach aktywiści polskiej lewicy opluli pracę Norberta, polskich misjonarzy i pomoc Big Cyca. (…) I to jest Drodzy Państwo CAŁA PRAWDA o Polsce 2021. Z każdej strony możesz dostać w łeb. Od prawaków za kolorowe gacie, a od lewicy za działanie niemieszczące się w wymyślonych przez nich ideologicznych modelach i wzorcach. Tak dzieje się zawsze wówczas, gdy zamiast głowy masz ideologię, a zamiast serca kamień. To nie jest kraj dla dobrych ludzi”.

Trudno nie zgodzić się z Krzysztofem Skibą. Dobrze, że takie głosy rozsądku się pojawiają. A odrealnionym bojownikom (zza komputera) o polityczną poprawność w Polsce, o udowodnienie Polakom rasizmu itp., warto przypomnieć, że w naszym kraju i w ogóle w świecie słowiańskim, nigdy nie było problemu ze stosunkiem do Murzynów. Jeżeli dziś znajdują się jakieś marginalne grupki, który taki problem w Polsce mają, to są to skutki importu ruchów subkulturowych z waszego uwielbianego Zachodu. A skoro w swoim fanatyzmie chcecie brnąć dalej, to podpowiadam – w ramach walki z „White Power” zaproponujcie zmianę nazwy Bielska-Białej, Białegostoku, Białej Podlaski, Bielska Podlaskiego i Białej Rawskiej, tak z pierwszego rzędu biorąc. Zawsze znajdziecie kogoś, kogo te nazwy obrażają. Bez szacunku dla głupoty.

Spectator

Myśl Polska, nr 23-24 (6-13.06.2021)

Fot. Wikipedia Commons

Redakcja