Magdalena Ziętek-Wielomska: Przy okazji pracy nad naszą nową książką wgłębiamy się w temat neoliberalizmu. Z punktu widzenia mechanizmów sterowania społecznego warto zwrócić uwagę na to, jak globalne elity poustawiały sobie swoich przeciwników.
Zacznijmy od tego, że większa część polskiej prawicy znajduje się pod wpływem ideologii neokonserwatywnej. A naczelnym wrogiem neokonów był, jak wiadomo, komunizm. Globalny kapitał, ściśle związany z neokonami, dba o to, by polska prawica do dziś walczyła… z komunizmem. W przypadku radykałów wolnorynkowych państwo traktowane jest jako wróg numer jeden wolnej przedsiębiorczości i wszelka ochrona gospodarki narodowej przed atakami globalistów, stygmatyzowana jest jako „socjalizm”, który jest pierwszym krokiem do komunizmu. Ta część prawicy z globalistami nigdy walczyć nie będzie, wręcz przeciwnie, będzie otwierać im drzwi na oścież. Bardziej narodowe skrzydło polskiej prawicy życzy sobie silnego państwa, ale jak przychodzi do tego, by wskazać największego wroga takiego państwa to okazuje się, że są to… marksiści kulturowi. Klaus Schwab rzekomo buduje komunizm, a marksiści mieli opanować najwyższe szczeble władzy i to oni są głównymi macherami na szczytach ekonomicznych w Davos… Ostatecznie narodowcy lądują w jednej drużynie z neokonami, no bo przecież, komunizm, wiadomo. Część prawicy otwarcie walczy z Żydami, ale nie może się zdecydować, czy Żydzi to komunizm czy kapitalizm. Mainstreomowa lewica jest na żołdzie spekulantów finansowych ? la George Soros i flagowe polskie lewicowe wydawnictwo Krytyka Polityczna właśnie wydało jego książkę W obronie społeczeństwa obywatelskiego, z rekomendacją Adama Michnika i jednego z braci Smolarów. Garstka ideowej lewicy, walczącej jeszcze z kapitalizmem, większość swojej energii zużywa na walkę z Kościołem katolickim. I w ten oto sposób globalne elity mogą spać spokojnie, bo wszystko toczy się dokładnie według napisanego przez nich scenariusza.
Adam Wielomski: Niestety, masz rację. Błędna identyfikacja wroga skutkuje strzelaniem do demonów, które są produktem ludzkiej wyobraźni. Powszechne łączenie projektu globalistycznego z marksizmem zwykłym czy „kulturowym” wynika z faktu, że w PRL ogół społeczeństwa żył w niedostatku. Stąd skojarzenie, że komunizm = bieda. I gdy Klaus Schwab rysuje przed nami wizję, że 0,2% ogółu ludzkości będzie właścicielami 90% własności, to wynika z tego, że pozostałe 99,8% będzie pariasami, czyli będą biedni. Skoro „za komuny” też była bieda, to pojawia się myśl, że globalizm i komunizm to dwie nazwy dla tego samego. Tymczasem różnica jest fundamentalna. W komunizmie nie można posiadać znaczącej własności, gdyż nie jest to prawnie możliwe. Nawet partyjna nomenklatura nie ma własności, gdyż samochody są służbowe, apartamenty są służbowe, wille i dacze podobnie. Tracisz stanowisko, tracisz prawo do korzystania z państwowego luksusu.
W wizji krańcowego neoliberalizmu Schwaba własność jak najbardziej będzie istniała, tyle, że prawie wszyscy w praktyce będziemy jej pozbawieni na skutek postępu technicznego i procesów rynkowych. Będą jednak istnieli ludzie nieprawdopodobnie bogaci, jak Soros czy Bill Gates, którzy będą autentycznymi właścicielami. System nie będzie nikomu prawnie bronił mieć, dorobić się. To mechanizm rynku opanowanego przez inteligentne maszyny spowoduje, że wyłącznie ich właściciele będą mieli wielomiliardowe konta w bankach, gdy reszta skazana ma zostać na nędzę. Teoretycznie jednak każdy będzie mógł stać się milionerem przez własną pracę, co oczywiście praktycznie nigdy się nie stanie. Komunizm nacjonalizował własność, gdy neoliberalizm doprowadzi do jej kumulacji w nielicznych rękach. To, że oba systemy cechuje bieda nie znaczy, że są tym samym. W Polsce mało kto to rozumie, stąd zamiast walki z międzynarodowymi korporacjami trwa walka z „marksistami”, ku uciesze „inwestorów”.
Myśl Polska, nr 21-22 (23-30.05.2021)
Rubryka: Rozmowy małżeńskie Wielomskich