FelietonyGospodarkaGazowa wyspa

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Polska strategia gazowa zbudowana jest na wizji „zagrożenia ze wschodu”, przed którym trzeba się bronić za wszelką cenę. Tak, cena nie gra roli, stąd popularny slogan „bezpieczeństwo musi kosztować”. To podejście podgrzewane jest radośnie krzyczącymi tytułami, że „za dwa lata nie będzie już rosyjskiego gazu w Polsce”. Zagłuszając ekonomiczną racjonalność, faszeruje się nas emocjami, za które przychodzi drogo płacić.

Polska postawiła na dostawy LNG z USA i Kataru. Problem z nimi jest oczywisty: wysokie koszty, o których pisałem wcześniej. Kontrakty są bardzo niekorzystne i obciążają nasze PGNiG 20-letnimi zobowiązaniami, które trudno będzie udźwignąć, gdy konkurenci będą kupować dużo tańszy gaz z Rosji.

Ale to właśnie ten zamorski egzotyczny gaz jest podstawą strategii budowania „gazowej wyspy”, strefy wolnej od rosyjskiego gazu. Zamiast starać się o jak najtańsze zakupy gazu, wybieramy najdroższe rozwiązania. I przypomnę tu, że Węgry – nasz jedyny europejski sojusznik w starciach z Brukselą, podchodzi do sprawy zupełnie inaczej. Viktor Orbán zdefiniował to jasno: cieszy się z dostaw amerykańskiego gazu, gdyż „oznacza to pojawienie się konkurencji dla dostaw gazu z Rosji. Jesteśmy klientami, więc pozwólmy sprzedawcom gazu w Europie konkurować o nasze pieniądze. Kupować zaś będziemy najtańszy gaz”.

Drugą nogą tej strategii są dostawy z Norwegii. I budowa Baltic Pipe dowodzi, że wraca myślenie z czasów II Rzeczpospolitej o „dwóch wrogach”. Dla polskich polityków także Niemcy są terenem skażonym przez rosyjski gaz, więc i z tej strony musimy okopać, by uniknąć „uzależnienia” od zachodniego sąsiada. Przy planowaniu polskiego rurociągu przez Bałtyk do Danii specjalnie wydłużono trasę, aby nie prowadzić rury przez niemieckie wody. Ale nawet ten kosztowny absurd blednie wobec spojrzenia na gazową mapę naszego regionu. Otóż Baltic Pipe nie łączy Polski z norweskimi złożami, ale podłącza się do działającego od 1999 r. rurociągu Europipe II do niemieckiego Dornum. My zaś płacimy grube pieniądze Duńczykom, by wybudowali by-pass omijający naszego zachodniego sąsiada. Doprawdy, bardzo ekstrawaganckie podejście.

Chęć odgrodzenia się od rosyjskiego gazu widać także w innych decyzjach, jak zablokowanie przepływu gazu z zagranicznych magazynów, rezygnacja z gazowego połączenia z Czechami (Stork II), odgrodzenie się wysokimi opłatami od importu w stronę Polski gazu z Litwy.

Oprócz budowy Baltic Pipe inwestujemy też w Norwegii potężne środki na zakup udziałów w złożach. PGNiG już nabyło 36 koncesji, a ostatnio kupiło kolejne za prawie 2,5 miliarda złotych. Nakłady są ogromne, a rezultaty – marne. W ubiegłym roku PGNiG wydobyło w Norwegii niecałe pół miliarda m3 gazu, gdy do zapełnienia Baltic Pipe potrzebne są 20-krotnie większe ilości.

Ale nie ma się co dziwić tak mizernym wynikom. Wydobycie gazu w Norwegii kurczy się od kilku lat. Gdy w 2017 r. wydobyto tam 122 mld m3, to w ubiegłym już tylko 110 mld. Na dodatek prognozy wydobycia są niepokojące. Platts Analytics przewiduje, że do 2025 r. produkcja zmniejszy się do 100 miliardów, a w 2040 – wyniesie zaledwie 60 miliardów m3. Dlatego znaczący inwestorzy wychodzą z wygasających złóż, a na ich miejsce wchodzi polski gracz, który jest „na musiku”.

Trzeba więc jasno sobie powiedzieć, że perspektywy dostaw z kierunku norweskiego wyglądają nieciekawie. Podłączamy się do wygasających złóż, o które przyjdzie konkurować z dużo zasobniejszymi konsumentami, mogącymi zapłacić znacznie drożej i położonymi znacznie bliżej, jak choćby Wielka Brytania.

Tak więc budowanie „gazowej niezależności” najpewniej skończy się tak, jak w opisywanej wcześniej Ukrainie. Także jest „wyspą bez rosyjskiego gazu”, tylko że zużywa rosyjski gaz, kupiony od pośredników w Europie, oczywiście odpowiednio drożej. W Polsce bowiem, oprócz sojuszniczych dostaw LNG i kurczących się złóż norweskich, będą potrzebne ogromne ilości gazu z powodu odejścia od węgla. Więc albo zaspawamy rurociąg jamalski i osiągniemy gazową niezależność, albo będziemy udawać, że rosyjskiego gazu nie ma.

Andrzej Szczęśniak

Fot. baltic-pipe.eu

Myśl Polska, nr 15-16 (11-18.04.2021)

Redakcja