„Polak, Węgier dwa bratanki …”: Nie ma chyba w rozdzieranej przez stulecia licznymi konfliktami politycznymi i etniczno-narodowymi Europie dwóch nacji tak zgodnych oraz wzajemnie się szanujących jak Polacy i Węgrzy. Moim zdaniem, szukanie genezy tego, iż „Polak, Węgier to dwa bratanki, i do szabli i do szklanki”, można poszukiwać na trzech płaszczyznach: podobieństwa pełnych fantazji i zadziorności narodowych charakterów, wierności religii katolickiej i przede wszystkim historycznych więzów. Niewątpliwe najważniejsze są te ostatnie, trwające najdłużej już tysiącletnie i głównie dynastyczne oraz nieraz również militarne związki. Dziś jednak w telegraficznym skrócie chciałbym przypomnieć ostatnie sto lat naszej wspólnej polsko-węgierskiej przyjaźni, w której ważne fakty świadczą o tym, iż tytułowe przysłowie nie jest pustym sloganem.
W 1920 roku, gdy odrodzona po ponad stu latach niewoli Polska broniła niepodległości i wolności całej Europy, pokonane i upokorzone po klęsce w I wojnie światowej Węgry był jedynym państwem w naszym środkowoeuropejskim regionie, które w wojnie z sowiecką Rosja zaoferowały jej pomoc militarną w postaci udziału u boku polskich wojsk 30 tysięcy węgierskich kawalerzystów. Do realizacji tego przedsięwzięcia nie doszło z powodu sprzeciwu – co do przemarszu przez ich terytoria węgierskiego wojska – rządów Czechosłowacji i Rumunii. Tu rozsądniej i bardziej przyzwoici zachowali się zresztą Rumunii, którzy wyrazili zgodę na transport z Węgier do Polski znaczących zapasów broni i amunicji. Inna rzecz, że Węgrzy wiedzieli wówczas już aż nadto dobrze, czym jest bolszewizm, gdyż rok wcześniej sami musieli tłumić krwawą rewolucję komunistyczną, wywołaną przez Belę Kuhna, żydowskiego agenta Moskwy.
Po rozbiorze w marcu 1939 roku Czechosłowacji Polska i Węgry doczekały się na Rusi Zakarpackiej wspólnej granicy, co w dowcipnej formie już pół roku wcześniej przewidział (na rysunku powyżej) karykaturzysta wielkopolskich „Pokrzyw”. Niezidentyfikowany „B” przedstawił ten mało znany epizod naszej historii, jako dążenie „Do wspólnej granicy”, portretując w tej karykaturze ubranego w smoking i cylinder ministra Becka oraz wystrojonego w admiralski mundur regenta Horthy’ego. Wyciągających do siebie ręce polityków oddzielał jedynie wąski pas ziemi, przez satyryka opisany wprost, jako „Ruś Zakarpacka”. W rysunku „Pokrzyw” przeszkodą na drodze do wspólnej granicy była wielka, wysunięta i ozdobiona swastyką ręka, na której zasiadał radosny Ukrainiec, trzymający w dłoni niebezpiecznie palącą się pochodnię. Polsko-węgierskie sąsiedztwo było zaledwie kilkumiesięcznym epizodem, ale wartym przypomnienia, gdyż w kolejnych latach okazało się ono dla uchodźców z okupowanej już przez Niemców i Sowietów Polski niezwykle korzystnym zbiegiem okoliczności.
Wprawdzie Węgry, na czele których od 1919 roku stał właśnie wielki przyjaciel Polski admirał Miklos Horthy, były w 1939 roku sojusznikiem hitlerowskich Niemiec, lecz jego politycy odrzucali wszelkie proponowane im oferty wspólnej walki przeciw swoim odwiecznym przyjaciołom. Węgierski premier Pal Teleki oświadczył, iż „Węgry nie mogą przedsięwziąć żadnej akcji militarnej przeciw Polsce ze względów moralnych:, a szef węgierskiej dyplomacji Istvan Csáky na niemieckie propozycje współpracy odpowiedział w jeszcze bardziej stanowczym tonie: „Nie jesteśmy skłonni brać udziału ani pośrednio, ani bezpośrednio w zbrojnej akcji przeciw Polsce. Przez „pośrednio” rozumiem tu, że odrzucimy każde żądanie, które prowadziłoby do umożliwienia transportu wojsk niemieckich pieszo, pojazdami mechanicznymi czy koleją przez węgierskie terytorium dla napaści przeciw Polsce. Jeżeli Niemcy zagrożą użyciem siły, oświadczę kategorycznie, że na oręż odpowiemy orężem”. W kolejnych latach wojny, rządzone przez Horthy’ego Węgry udzieliły schronienia ponad stu tysiącom polskim uchodźcom, z których duża część za cichym przyzwoleniem swoich gościnnych „bratanków”, przedostała się następnie do oddziałów Polskich Sił Zbrojnych, tworzonych na zachodzie Europy u boku Francji, a następnie Anglii.
Wypada tu też wspomnieć, że w czasie powstania warszawskiego stacjonujący w Warszawie wraz z armią niemiecką węgierscy żołnierze, nie tylko odmówili uczestniczenia w jego tłumieniu, ale ich orkiestra odegrała w trakcie jednej z mszy polowej Mazurka Dąbrowskiego, co dla z oddali słuchających swojego narodowego hymnu powstańców oraz ludności cywilnej naszej stolicy było ponoć przeżyciem wzruszającym i aż trudnym do opisania.
W dwanaście lat później, kiedy oba państwa i narody były pod sowiecką kuratelę, to poznańskie powstanie w czerwcu 1956 roku stało się dla Węgrów istotną inspiracją do podjęcia w kilka miesięcy później walki o niepodległość. Po klęsce zadanej tym nadziejom przez sowieckie wojska, to przede wszystkim Polacy, a jako pierwsi podobno mieszkańcy Poznania, rozpoczęli akcje pomocy dla Węgrów, w tym masowe zbiórki krwi, honorowo i dobrowolnie oddawanej przez tysiące ludzi, przez komunistyczne władze bynajmniej do tego niezachęcanych.
Olaf Bergmann