GospodarkaPublicystykaKlęska programu 500 plus

Redakcja3 lata temu
Wspomoz Fundacje

Najnowsze dane GUS udowodniły ostateczną klęskę flagowego programu PiS. 500 plus nie tylko nie przyniósł wzrostu dzietności, wręcz przeciwnie – spadła ona do poziomu najniższego od 15 lat. Okazało się zatem, że nie jest to program demograficzny. Nie jest też programem socjalnym, bo korzystanie z niego nie jest uzależnione od dochodów.

Jaki to zatem jest program? Ano – oczywiście wyborczy. Naczelnik Kaczyński akurat poważnych lektur zdaje się nie unika i prawdopodobnie zapoznał się z diagnozą Tocqueville’a, że demokracja kończy się tym, że rząd kupuje sobie wyborców ich własnymi pieniędzmi. I – niczym pomysłowy Dobromir – pomyślał sobie: czemu to nie miałby być właśnie mój rząd?

Tymczasem program 500 plus był absurdalny już z założenia. Jego twórcy zaplanowali, iż dzięki niemu będzie rodzić się co roku o 28 tys. dzieci więcej. Czyli demografii nie zmieniłoby to w istotny sposób nawet w założeniach (jak wiemy – i tak nie zrealizowanych). Dr Sławomir Mentzen (jeden z liderów partii KORWiN) przyjrzał się zaś temu programowi pod kątem inwestycyjnym. Przyjmując szacowane koszty programu na ok 20 mld zł netto rocznie (po odjęciu wpływów ze zwiększonych przychodów podatkowych) wychodzi, że jedno dziecko kosztuje prawie 800 tys. zł, zaś po dodaniu kosztów obsługi długu (bo pieniądze na ten program trzeba pożyczyć) – ok. 1,5 mln zł. Nawet gdyby założyć, że wszystkie dzieci po dorośnięciu okażą się na tyle miłe, że zostaną w Polsce i tu będą odprowadzać podatki i składki, to i tak mało które z nich  „zwróci” tym sposobem do budżetu i ZUS taką kwotę. A zdecydowana większości „zwróci” kilkaset tys. zł.

Nie ma zatem szans na to, by ta „inwestycja” się kiedyś zwróciła. Co gorsza – obsługa programu 500 plus będzie pogarszać sytuację kolejnych pokoleń dodatkowo obciążanych – oprócz obsługi bieżących wypłat emerytur i rent – kosztami obsługi rosnącego zadłużenia.  Realistyczne prognozy demograficzne wskazują zaś na istotne prawdopodobieństwo, że wkrótce liczba emerytów do utrzymania znacząco przekroczy liczbę pracujących. A jak podkreśla choćby ex Przewodniczący Rady Nadzorczej ZUS prof. Robert Gwiazdowski – w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych nie ma ŻADNYCH pieniędzy, poza tym wpłacanymi bieżąco przez aktualnie pracujących. A i tak FUS musi być wspomagany z budżetu państwa.

Ale na tym nie koniec dowodów na nie tylko bezsens, ale również szkodliwość tego programu. Najzwyczajniej – odwodzi on wiele Polek i wielu Polaków od pracy. Bo i po co pracować, skoro można pewnie i licho ale jakoś żyć z zasiłków (bo do 500 plus należy dodać jeszcze szereg innych – w Polsce de facto powstał ostatnio nowy zawód: specjalista od korzystania z pomocy społecznej). Zatem – siłą rzeczy coraz mniej osób pracować będzie na zasiłki dla coraz większej liczby osób. Nietrudno się domyślić do czego to doprowadzi.

No i aspekt wręcz cywilizacyjny – Polki i Polacy powoli już oswajali się z myślą, że ich los jest zasadniczo w ich rękach (chyba, że nie są w stanie tej odpowiedzialności udźwignąć ze względu na niepełnosprawność). Tymczasem PiS dokonał „epokowego” w tym zakresie przełomu – oto ludzie, na masową skalę (wiem o czym mówię, słucham rozmów np. w środkach komunikacji publicznej) nabrali przekonania, że coś im się od państwa „należy”. I tym czymś jest oczywiście żywa gotówka, bo tak najłatwiej. Co gorsza – furorę robi hasło: „ci też kradną, ale przy najmniej się dzielą”, o którego szkodliwości nie muszę chyba nikogo tu przekonywać.

Fatalna informacją jest fakt, iż na polskiej scenie politycznej nie widać istotnych sił politycznych, które chciałyby ten program zlikwidować i przyznać, że był tragiczną pomyłką. Ugrupowania opozycyjne są w tym względzie podzielone. Jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską, to nieśmiałe głosy w tej sprawie słyszałem jedynie wśród posłów ginącej już chyba „Nowoczesnej”. O ile partia KORWIN jest programowi 500 plus przeciwna, o tyle narodowcy z Konfederacji wychwalają go jako sukces rządu Beaty Szydło. Z kolei liderzy PSL nie są skłonni do otwartej krytyki tego programu (zwłaszcza, że sami za jego wprowadzeniem głosowali) i z nadmierną moim zdaniem nieśmiałością wspominają tylko czasami o programie własnym – o wiele w tym zakresie sensowniejszym – czyli Karcie Dużej Rodziny, wprowadzonej w 2014 roku. Bo chcąc zachęcić do posiadania dzieci należy moim zdaniem iść m.in. właśnie w tym kierunku – czyli obniżania kosztów usług i towarów dedykowanych dzieciom. Rozważyłbym wręcz objęcie wszystkich towarów i usług dla dzieci zerową stawką VAT. Ewentualnie stosowne dalsze ulgi w PIT. Wszystko to jest w mej opinii lepsze od prostego rozdawania gotówki.

Natomiast rozwiązaniem systemowo wspierającym dzietność byłaby zmiana struktury naszej gospodarki, najlepiej za pomocą instrumentów rynkowych i dzięki systemowi podatkowemu, który nie faworyzowałby – tak jak dziś – dużych korporacji kosztem małych firm, często rodzinnych. W tych ostatnich istnieje większa szansa na wzajemne zrozumienie i zaufanie między właścicielem a pracobiorcą, a zatem również na zawodową stabilizację, która ułatwia decyzję o odpowiedzialnym rodzicielstwie.

Znane mi są badania, które dowodzą, że na posiadanie dzieci częściej decydują się dziś – paradoksalnie – małżeństwa, w których oboje potencjalni rodzice pracują, ale są tej pracy pewni i w dodatku towarzyszy im odpowiednia infrastruktura umożliwiająca dostęp do wysokiej jakości usług edukacyjno – opiekuńczych i medycznych. Tymczasem rząd rzuca dziś małym (często rodzinnym) firmom kłody pod nogi w postaci skomplikowanego i opresyjnego systemu podatkowego czy niezależnego od dochodów (a nawet od przychodów) rosnącego ryczałtowego ZUS. Zaś korporacje, zwłaszcza te z centralami za granicą, śmieją się z CIT, który można w dziecinny sposób obejść za pomocą tzw. cen transferowych.

Ale naprawa systemowa nie jest prosta, ani też nie nastąpi szybko. Natomiast nieszczęsny i szkodliwy program 500 plus nadaje się do likwidacji natychmiastowej. Ruch ten można zaś amortyzować sensownymi i właściwie kierowanymi programami typu Karta Dużej Rodziny lub stosowne zmiany w VAT i PIT. Tylko czy znajdzie się ktoś odważny, by z takim postulatem wystąpić otwarcie? A przecież, z uwagi na zapaść budżetową, na realizację tego programu pieniędzy i tak prędzej czy później zabraknie.

Jacek Matusiewicz 

Myśl Polska, nr 1-2 (3-10.01.2021)

Redakcja