HistoriaPublicystyka„Świat Młodych” – gazeta dziecięcych serc

Redakcja41 minut temu
Wspomoz Fundacje

W 2022 roku wydałem monografię Telewizji Dziewcząt i Chłopców wspominającą wszystkie jej programy oraz jej twórców: Macieja Zimińskiego, Włodzimierza Grzelaka i Jacka Kubskiego. To opowiedziana ze swadą i humorem, choć rzetelna i prawdziwa historia złotych lat młodzieżowej telewizji, a że tak jest świadczą już trzy jej wydania.

Wielu pamięta zapewne Niewidzialną Rękę, Ekran z Bratkiem, Klub Pancernych, Latającego Holendra, Piątek z Pankracym i wiele innych oraz ich prowadzących: wspomnianego Macieja Zimińskiego („Ekran z Bratkiem”), Michała Sumińskiego, który przez równe dwadzieścia lat prowadził niezapomniany „Zwierzyniec” i Bohdana Sienkiewicza – kapitana największej łajby jaką kiedykolwiek widział świat, czyli „Latającego Holendra”. Są w niej nieprawdopodobne akcje i piękne wspomnienia dzieci biorących w nich udział. Są tam historie, które bawią i historie które wzruszają, jak ta o jedenastoletnim Antku Koszyku z Gorlic – legendarnym niewidzialnym. Niestety kilkudziesięcioletniej historii Telewizji Dziewcząt i Chłopców opisanej na ponad 400 stronach książki nie da się opowiedzieć w kilku zdaniach. Dodam więc tylko, że fundamenty TDC z całą jej filozofią oraz dziennikarstwem inspirującym o którym za chwilę, powstały w „Świecie Młodych”. I tam właśnie TDC ma swoje korzenie.

Stąd też książka o „Świecie Młodych”.

– Sławomir Malinowski już raz po mistrzowsku zabrał czytelników w nostalgiczną podróż do czasów PRL przy pomocy książki „Telewizja Dziewcząt i Chłopców. Historia niczym baśń z innego świata” – napisał w recenzji dr hab. Przemysław Grzybowski prof. UKW. – Jego kolejna monografia, stanowiąca nie tyle kontynuację poprzedniej, co swoiste wprowadzenie do niej, to kolejna okazja do wyprawy w rzeczywistość „Świata Młodych” – fenomenalnej i unikalnej w skali świata gazety dla dzieci i młodzieży.

A prof. Maria Szyszkowska dodała: – Ma rację Autor, że w omawianej monografii setki tysięcy dziewcząt i chłopców odnajdą siebie, swoje koleżanki, kolegów, swoje niezwykłe przygody… Talent literacki Sławomira Malinowskiego sprawia, że trudno oderwać się od tej książki. Jest ona wynikiem także wielkiej pracy Autora oraz jego dążenia do rzetelności w przedstawianiu świata, który pod wieloma względami  powinien być wzorem dla dzisiejszego pokolenia.

W ”Świecie Młodych” znajdowaliśmy wszystko, co nas interesowało i było potrzebne młodemu człowiekowi do życia. Przesadzasz! – powiecie. W żadnym wypadku. Wystarczy sięgnąć po pierwszy z brzegu rocznik gazety, by zobaczyć, że nie było problemu, książki, filmu, muzyki, mody, pisarzy, naukowców, dyscypliny sportu, wynalazku, światowych wydarzeń, niezwykłych miejsc, odkryć archeologicznych, przełomów w medycynie, epizodów historii, mitów, legend i najzwyklejszych dobrych rad dla nastolatków (uff, chyba wszystko udało mi się wyliczyć), których redakcja by nie podejmowała.

„Świat Młodych” również nauką stał. Publikował wiele artykułów o najnowszych zdobyczach ludzkiej myśli, najnowszych technologiach, odkryciach, zgłębianiu tajemnic przeszłości. Teksty te wychodziły nie tylko spod piór redakcyjnych dziennikarzy. Z gazetą współpracowało wielu wybitnych naukowców, pośród nich archeolodzy. Na przykład prof. Andrzej Niwiński z Uniwersytetu Warszawskiego.

W „Świecie Młodych” nie brakowało też tak lubianej przez nastolatków muzyki. W każdym sobotnim wydaniu melomani mieli swój stały kącik, co ja mówię, całą kolumnę, którą redagował Lech Nowicki. Nazywała się „Świat Muzyki”. Były w niej prezentacje zespołów, wywiady z gwiazdami, informacje o zbliżających się koncertach, zapowiedzi najnowszych płyt, drukowano słowa i nuty najpopularniejszych przebojów i historie ich powstania, a znakomity Janusz Popławski, gitarzysta, kompozytor, aranżer, publicysta i wydawca, prowadził lekcje gry na gitarze. Uczył nie tylko chwytów, ale dawał szereg rad, na przykład kiedy i jak ćwiczyć. Adepci zasypywali go listami, a Popławski niestrudzenie odpowiadał na ich pytania.

Pozwólcie, że wspomnę o pewnej historii, a warto, bo ma związek z będącą wówczas u szczytu światowej sławy szwedzką grupą „ABBA”. Pojawiła się w Polsce tylko raz. Było to 13 października 1976 roku w programie Mariusza Waltera „Studio 2”, a ich występ porównywano do wizyty „The Rolling Stones” dziewięć lat wcześniej, kiedy to Brytyjczycy wystąpili w Sali Kongresowej. Promowali mający się wkrótce ukazać album Arrival. Kilka utworów miało wtedy światową premierę, a sam krążek okazał się bestsellerem.

Ale jak to się stało, że „ABBA” do nas przyjechała? Prawdopodobnie pierwszym impulsem był właśnie „Świat Młodych”. To on w jednym z wydań opublikował adres „ABBY” (adresy zespołów muzycznych i gwiazd muzyki pop w gazecie się pojawiały), po którym do szwedzkiej czwórki zaczęły napływać tysiące listów z Polski. Menadżer „ABBY”, Stig Anderson, był w szoku i wtedy też zaświtała mu myśl o przyjeździe do Warszawy. Szczęśliwym zrządzeniem losu, wkrótce otrzymał zaproszenie od Telewizji Polskiej.

Był też bardzo popularny Klub Ptakolubów zrzeszający miłośników skrzydlatych bohaterów przestworzy z całego kraju. W korespondencjach do redakcji opisywali ich obserwacje, liczyli bociany, ewidencjonowali ptasie uroczyska, pomagali zawodowym ornitologom w liczeniu populacji poszczególnych gatunków. Prowadził go Tomek Kłosowski.

I jeszcze jedno. „Świat Młodych” był pismem w którym narodziło się jedyne i niepowtarzalne w skali świata dziennikarstwo inspirujące. Rzecz polegała na wzajemnym inspirowaniu do realizacji nowych przedsięwzięć, pomysłów, zadań, a także marzeń, nawet tych wydawałoby się najbardziej niedosięgłych. Dziennikarze inspirowali dzieci, a dzieci inspirowały dziennikarzy. Przykładem niech będzie Niewidzialna Ręka, która narodziła się – tak, tak – właśnie w „Świecie Młodych” – a po kilku latach pięknie rozkwitła w Telewizji Dziewcząt i Chłopców. A zaczęło się tak.

W roku 1957 z pewnej wsi nadszedł do redakcji list w którym babcia Marciniakowa opisywała niezwykłe rzeczy dziejące się w jej obejściu. Z dziurki od klucza wyciągnęła zwitek papieru: „Przepraszamy, że bez pozwolenia weszliśmy dzisiejszej nocy na Pani podwórko. Psu daliśmy kawałek kiełbasy, więc nie szczekał. Siekierę, która była bez trzonka, oddamy, po naprawieniu, jutro o północy. Jesteśmy na szlaku „Niewidzialnej Ręki”. Pod listem nie było żadnych podpisów, ani imion czy nazwisk. Tylko rysunek – naciągnięty łuk i strzała. Podwórko było wysprzątane, drzwi od komórki wstawione, przy furtce, nie wiadomo jak „sam” się zreperował haczyk, a w ogródku pod rozłożystym krzakiem bzu, stała nowa niewielka ławka. Znalazła się i oprawiona siekiera.

Taka była ta harcerska gazeta nastolatków

W „Świecie Młodych” wielu stawiało pierwsze dziennikarskie kroki. Wśród nich Barbara Gruszka, Błażej Torański, Piotr Gabryel czy Jacek Żakowski. Także ja. W jednym z numerów przeczytałem o zbliżającej się do Ziemi komecie Kohoutka. Szef ToMiKa, czyli Towarzystwa Miłośników Kosmosu poprosił o nasze korespondencje dotyczące tego wydarzenia. Pomyślałem: Czemu i ja nie miałbym spróbować o tym napisać? Obłożyłem się książkami i po dwóch dniach wysłałem tekst o kometach choć, szczerze mówiąc, nie miałem większych nadziei, że to właśnie mój artykuł zostanie wybrany do druku. I ku swemu zdumieniu w jednym z kolejnych numerów zobaczyłem na siódmej stronie swoje nazwisko. Z radości zacząłem skakać jak oszalały. Byłem wtedy w pierwszej klasie szkoły średniej. Tak to się zaczęło. Wkrótce zacząłem też pisać do Ligii Reporterów – pierwszej i jedynej w świecie szkoły dziennikarstwa, do której mógł wstąpić każdy niezależnie od wieku, wykształcenia czy umiejętności. Nie było w niej indeksów, zaliczeń i stopni. By zostać przyjętym trzeba było jednak spełniać pewien warunek, a może dwa lub nawet trzy: wrażliwości, zmysłu obserwacji oraz potrzeby dzielenia się światem z innymi.

Jaka była redakcja? Cóż, wyjątkowa pod każdym względem – zgrana paczka, która rozumiała dzieci i co ważniejsze potrafiła z dziećmi rozmawiać. Maluchów, które przysyłały swoje korespondencje dziennikarze „Świata Młodych” traktowali jak młodszych, ale przecież kolegów. Nie pouczali, nie stosowali taniej dydaktyki lecz rozmawiali, radzili, dzieli się swoim doświadczeniem i inspirowali (sam tego doświadczyłem). Tam rodziły się przyjaźnie, a nawet rozkwitała miłość czego dowodem kilka par połączonych sakramentalnym „TAK”. Razem spędzali nie tylko czas w pracy, ale i wolne wakacyjne chwile. Sam do dzisiaj utrzymuję kontakt niegdyś z moimi szefami lub ważnymi redaktorami, a dzisiaj kolegami: Wojtkiem Pieleckim i Kazikiem Paskiem z Ligii Reporterów (na zdjęciu z Autorem), Tadkiem Baranowskim autorem wspaniałych komiksów z Orient Menem i Profesorkiem Nerwosolkiem, Anią Baranowską znaną szerzej jako Entymologia Motylkowska czy fotoreporterem Markiem Szymańskim. Nie od parady będzie więc pytanie:

Jakie znaczenie dla dzieci miał „Świat Młodych”?

Odpowiem krótko: OGROMNE! W pamięci milionów zapisała się jako kompan, który nie tylko przedstawiał różnorodność świata, ale zachęcał do jego zdobywania, dodawał pewności siebie, odkrywał drzemiące w nas talenty i pragnienia, inspirował do przekraczania kolejnych granic, na co sami prawdopodobnie nigdy byśmy się nie zdobyli i… WIERZYŁ w nas.

A poza tym? Cóż, poza tym „Świat Młodych” był naszym przyjacielem. I jak każdy przyjaciel, troszczył się o nas. Niewiarygodne? Otóż zapewniam, że wiarygodne, a wówczas jakże normalne. Przykład? Proszę bardzo. Oto w jednym z numerów 1984 roku ukazał się taki oto artykuł:

Rzut oka na ścienny kalendarz i wszystko staje się jasne: do 30 czerwca czyli oficjalnego zakończenia roku szkolnego 83/84 już tylko – jeszcze (niepotrzebne skreślić) 95 dni. Wiadomość miła. No, dobrze, lecz nie dla wszystkich, bo co mają zrobić ci, nad którymi wiszą „czarne chmury”? Co mają zrobić by „uratować skórę”? – pytał „Świat Młodych”. I zwołał Naradę Okrągłego Stołu w Szkole Podstawowej nr 97 w Warszawie. Wnioski przedstawił w kilku punktach:

  1. W czasie najbliższych dwóch tygodni warto ugruntować „mocne” stopnie z „niekłopotliwych” przedmiotów. Ten zabieg taktyczny – zapewniała Redakcja – pozwoli na pewien manewr: mając mocne strony umocnione skupisz wszystkie siły na obronie słabych punktów…
  2. Od dziś nie wolno opuścić ani jednej „kłopotliwej” lekcji, ale warto się ubezpieczyć – tzn. odbyć z wychowawcą lub nauczycielem „groźnego” przedmiotu rozmowę. Poproś o radę jak masz działać w swojej sytuacji i poproś o czasowe (trzeba ustalić terminy) niepytanie!
  3. Narada z wychowawcą lub nauczycielem powinna doprowadzić do ustaleń szczegółowych, np. że będziesz zdawał fragmentami, działami czy okresami (poproś o terminy!) zagrożony przedmiot.
  4. Musisz zrezygnować z dodatkowych zajęć (niestety trzeba zapłacić za niewykorzystanie szans we właściwym czasie).
  5. Koniecznie działaj z kalendarzem i zegarkiem. Teraz już czas biegnie kłusem.
  6. Od najbliższego tygodnia musisz co tydzień zdobywać jeden dobry stopień (to minimum!).

Redakcja zwróciła uwagę na jeszcze jeden problem, który już wówczas się pojawiał, choć nie w takiej skali jak obecnie – korepetycje! Korepetytor nie nauczy się za Ciebie. On ma Ci tylko pomóc, uporządkować, wyjaśnić. Korepetytor powinien koniecznie skontaktować się z Twoim nauczycielem. Zwłaszcza teraz.

Wzruszyłem się, gdy pod artykułem znalazłem apel Redaktora Naczelnego:  „Świat Młodych” zwraca się z uprzejmą prośbą o pomoc do okaziciela niniejszej karteczki. Grozi mu zły stopień i chciałby go poprawić. Prosimy o wyznaczenie mu sposobu i terminu „poprawy”. – Dziękujemy

REDAKTOR NACZELNY

marzec 1984

Polonijny „Świat Młodych”

Mało kto wie, że „Świat Młodych” miał przez pewien czas swoje anglojęzyczne wydanie i docierał do najodleglejszych zakątków świata. Można go było kupić nie tylko w całej Europie, ale także w USA czy Australii. Niestety nie w ZSRR nad czym redakcja ubolewała, bo był to potężny rynek i miliony potencjalnych czytelników. A nakład w Polsce? Cóż, dzisiaj nie do uwierzenia. Każdy numer ukazywał się w 700-800 tys. egzemplarzy, a świąteczne wychodziły w milionowym nakładzie, a i tak trudno było je kupić. Naprawdę. Pamiętam, jak niekiedy sam biegałem od kiosku do kiosku w jego poszukiwaniu. Nieliczni szczęściarze posiadający tak zwane teczki, do których sprzedawczynie wkładały wybrane tytuły, nie mieli tego problemu.

Pokażcie mi dzisiaj gazetę, ba, nawet nie gazetę, bo teraz takich wydawnictw jak na lekarstwo, ale medium które byłoby choć namiastką „Świata Młodych”. Nie ma i – niestety – już nie będzie.

Postanowiłem więc napisać monografię tej niezwykłej gazety. Edukacyjnie? Nostalgicznie? Nie, kronikarsko i wspomnieniowo. Przede wszystkim dla tych, którzy wychowali się na „Świecie Młodych”. Tak więc do czytelników, adeptów dziennikarstwa z „Ligii Reporterów”, ciekawych Wszechświata członków Towarzystwa Miłośników Kosmosu, wirtuozów gitary, miłośników dobrego komiksu, nauki, miłośników „5 minut z Magdą”, fanów muzyki pop, motoryzacji i świata mody. Ale także do tych, którzy chcą dowiedzieć się jaka naprawdę była prasa w Polsce Ludowej, co oferowała, czym się zajmowała i jaki był jej stosunek do czytelników. W tej książce odnajdą siebie, swoich rodziców lub dziadków, kolegę z podwórka czy sympatię z wakacji. I za to ręczę.

Nie wiem czy wiesz Drogi Przyjacielu, ale w redakcji „Świata Młodych” obowiązywała żelazna zasada, że autor każdego listu musiał otrzymać odpowiedź. Sądzę, że z tą książką (jak i z poprzednią czyli z „Telewizją Dziewcząt i Chłopców (1957-1993). Historia niczym baśń z innego świata”) powinni zapoznać się również rodzice, nauczyciele, ludzie pracujący z młodzieżą, bo tyle w niej wspaniałych pomysłów na pracę z najmłodszymi.

Co znajdziemy w monografii „Świata Młodych”?

O „Świecie Młodych” wszystko i bardzo dużo o ludziach, którzy go tworzyli. Znajdziecie w niej redakcyjną kuchnię, przygody reporterów, sztubackie żarty, wpadki, niezwykłe osobowości pracujące w redakcji i ich losy, wspomnienia czytelników, a także to, jak „Świat Młodych” wpłynął na ich życie. Gwarantuję, że ta książka was nie tylko będzie bawić, ale i wzruszać.

Prawdziwą ucztę będą mieli miłośnicy komiksu, bo w książce znajdą plejadę komiksowych gwiazd. Otworzy ją Papcio Chmiel, który jeszcze w latach 50-tych stworzył w „Świecie Młodych” szkołę rysunku Dziadzia Chmiela (Papciem został dopiero później). Będzie Szarlota Pawel z Jonkiem, Jonką i Kleksem, będzie wspaniały Tadeusz Baranowski ze swymi surrealistycznymi żartami i niezwykły Janusz Christa z Kajkiem i Kokoszem, mieszkańcami grodu kasztelana Mirmiła. No i wielu, wielu innych. Większość znałem, z niektórymi się przyjaźniłem. Tak jak z Januszem Christą. Zostałem nawet dzięki jego rysunkowi, jako jedyny, częścią mirmiłowskiego świata. Nie powiem, jestem z tego niezwykle dumny.

Aż nadeszły lata 90-te. Gazetę kupił prywatny właściciel, który, niestety, chciał ją upodobnić do zaczynających się wówczas pojawiać w Polsce młodzieżowych, zachodnich tabloidów. Fakt, że kolorowych i krzykliwych, ale pozbawionych treści, miałkich i nijakich. Nie takich czytelników miał „Świat Młodych” i nie takich treści od niego oczekiwano. Sprzedaż spadała, objętość i atrakcyjność gazety także. Wkrótce zupełnie zniknął z kiosków, a właściciel splajtował. Nie winiłbym jednak tylko ówczesnego kierownictwa. Do upadku gazety przyczynili się również rodzice i sama młodzież spragniona wszystkiego co zachodnie. Porównałbym te zachowania do amoku, bowiem porzucili wydawane co prawda na gorszym papierze i w gorszej jakości poligrafii, ale ambitne, otwierające okno na świat i poszerzające horyzonty pismo z wieloletnią tradycją na rzecz świecidełek. Krótko mówiąc zdradzili przyjaciela. Dopiero po latach przyszło opamiętanie, lecz… było już za późno.

Pomóż wydać książkę o „Świecie Młodych”

Pięć lat pracy nad książką i spora suma, którą przeznaczam na jej wydanie, okazały się niewystarczające. Książka, tak jak ta o Telewizji Dziewcząt i Chłopców, ma się ukazać w twardej, szytej oprawie, na dobrym kremowym papierze i z wieloma zdjęciami. W efekcie brakuje jeszcze 9 tys. Jeżeli więc ktoś będzie chciał pomóc w jej wydaniu i wybrać się z nią w cudowną podróż do krainy dzieciństwa, to proszę przekazać wpłatę na konto nr:  55 1750 1312 6887 5345 3300 0620.

Wszystkie szczegóły znajdują się pod tym linkiem: https://zrzutka.pl/z/swiatmlodych

Z góry dziękuję i mam wielką nadzieję, że książkę uda nam się wydać do końca roku.

Sławomir W. Malinowski

Książkę „Telewizja Dziewcząt i Chłopców (1957-1993). Historia niczym baśń z innego świata” można zamówić na stronie Oficyny Wydawniczej „IMPULS”: www.impulsoficyna.com.pl   telefonicznie: +48 12 41 80;  komórkowy 506 624 220 albo e-mail’em: impuls@impulsoficyna.com.pl

Następnego dnia będziecie mieli ją u siebie.

Myśl Polska, nr 51-52 (21-28.12.2025)

Na zdjęciu od lewej: Sławomir  Malinowski, Wojciech Pielecki i Kazimierz Pasek

 

Redakcja