Nowa książka profesora Witolda Modzelewskiego: „Polska-Rosja. Czwarta zdrada Zachodu”.
Ukaże się ona w pierwszym kwartale 2026 roku. Profesor uprzejmie dał mi możliwość zapoznania się z jej treścią przed publikacją i poprosił o pisemny komentarz. Ponieważ obaj lubimy i szanujemy tygodnik Myśl Polska – to uzyskałem zgodę Autora na zamieszczenie mojego tekstu na łamach tego szacownego Periodyku:
Mówi się o Polsce, że to najbardziej wschodni pośród krajów zachodnich – i najbardziej zachodni wśród wschodnich. Jest to prawda. Ale od zarania dziejów naszego państwa to Zachód był wzorcem struktury państwa, społeczeństwa, kultury. I siłą inercji trwa to po dziś dzień. Nie zauważamy brudnych ulic Paryża, niegdyś kulturalnej stolicy świata. Anglik to nie jest już dystyngowany i flegmatyczny gentleman w meloniku i smokingu – lecz często kibol-chuligan, ewentualnie Pakistańczyk czy inny Hindus. Na ulicach Berlina coraz rzadziej widzimy Europejczyków. Chaos, terroryzm, rosnąca liczba gwałtów, wypychanie imigrantów do krajów ościennych, propagowanie związków partnerskich i zachowań LGBT, ograniczanie rozwoju gospodarczego pod pretekstem ochrony przyrody, niszczenie lokalnego rolnictwa poprzez krzywdzące nas umowy z różnymi Mercosurami, Ukrainami, Amerykanami… No bo przecież rolnictwo jest podstawą utrzymywania się rolników, a rolnicy to prowincja, a prowincja to ostoja tradycji, rodziny, religii, historii, tożsamości… więc powinna być zniszczona. Narody europejskie mają być zlikwidowane, a w ich miejsce ma powstać skundlona papka bez korzeni i tożsamości, łatwosterowalna. Słowo „Polak” ma być zamienione na „obywatel polski”, słowo „ojczyzna” ma być zmienione w pojęcie „ten kraj”. Wkrótce nie będziemy nazywać siebie dumnie Polakami, do których należy nasza Ojczyzna: Polska. Będziemy o sobie mówić „obywatele tego kraju”, kolejnego landu trzymanego przez wszelkie Bruksele i Berliny w cuglach, sterowanego metodą kija i marchewki. Nie wypełnimy rozkazów? To nie dostaniemy naszych pieniędzy, wpłaconych wcześniej do wspólnej kasy. Za bardzo podskoczymy? To nie zobaczymy nigdy naszego złota zdeponowanego w zachodnich skarbcach – tak jak nie odzyskała swojego Libia czy Wenezuela. Chcieliśmy być „Zachodem” – to nim będziemy – o ile będziemy posłuszni, wykonując wszelkie polecenia, zielone łady, pakty imigracyjne, rozporządzenia o związkach partnerskich itp. Wszystko będzie kontrolowane przez wszechobecną cenzurę nazywaną przewrotnie „walką z mową nienawiści” – a urzędnik będzie mógł dowolnie blokować czy likwidować nawet profile internetowe osób wypowiadających się nie po linii „partii”. System dopilnuje, by u koryta władzy były osobniki przeszkolone na zachodnich uczelniach. Z polskich szkół już rugowani są wykładowcy patriotyczni, masowo zaś wprowadza się kierunki „gender”. Starsze pokolenia odejdą – a młode będą sobie wsadzać kolczyki w nosy i inne miejsca, malować włosy na czerwono i przyklejać się do asfaltu. Ze „słoików” chodzących do kościółka i odwiedzających swoje babcie i dziadków.. chodzących na groby najbliższych… należy kpić. Takie Halloween zamiast Wszystkich Świętych. Lepiej mieć koty czy psy – niż własne dzieci. To dzisiejszy Zachód, to się już tam dzieje. To się już TU dzieje. W kraju nad Wisłą.

Tzw. „Zachód” do niedawna był najbogatszą i najsilniejszą częścią świata. Gospodarka i kultura tu były najbardziej rozwinięte – poczynając od epoki renesansu. To Zachód wyznaczał wzorce, tam były najbogatsze miasta, Londyn, Nowy Jork czy Frankfurt były centrami finansowymi świata. Paryż czy Rzym były centrami światowej kultury czy mody. Tu powstawały najlepsze filmy, tu były wyznaczane wszelkie światowe trendy i mody. Biedna, zrujnowana, zniszczona wojną Polska tak bardzo chciała należeć… wrócić do „Zachodu”, być znów jego częścią.
Profesor Modzelewski pyta w tytule książki – czy czeka nas kolejna zdrada Zachodu?
Bo Zachód nas zdradzał wielokrotnie. Byliśmy pionkami do walki ze Wschodem: Turcją, Tatarami, Jadźwingami, Rusią… Czasem mieliśmy być ścianą broniącą, a czasem w jego imieniu atakującą. Polacy charakteryzujący się naiwnością, zapalczywością i emocjami – a nie zimną kalkulacją – nadają się do takiej manipulacji wyśmienicie. To my mamy na przykład przyjmować miliony Ukraińców, nadawać im przywileje względem Polaków w naszym własnym kraju, to my mamy ich sponsorować – i nie-naszą wojnę. Co więcej – świadomość prostego ludu urabiana jest w taki sposób, by się cieszył z tego, jak go robią w trąbę i wykorzystują. Wydatki na „pomoc” Ukrainie – czyli na czołgi, samoloty i złote sedesy oligarchów, których sponsorujemy – znacznie przewyższają długi wszystkich polskich szpitali razem wziętych.
Cel zachodnich elit gospodarczych i finansowych oraz służących im elit politycznych jest prosty: Przejąć pod swą kontrolę i władanie świat. Przejąć zakłady przemysłowe, sieci handlowe, bogactwa naturalne, ziemie uprawne, kontrolować finanse… Jakże realnym wydawał się ten plan jeszcze 40-50 lat temu: biedne Indie czy Chiny, ulegający rozkładowi gospodarczemu Związek Radziecki, chaos w rządzonych przez junty wojskowe krajach Ameryki Łacińskiej, wpływy brytyjsko-francuskie w Afryce… Zachód rozpoczął swój kolejny „Drang nach Osten” od Europy wschodniej, włączając w swą orbitę – politycznie, gospodarczo i militarnie – najpierw byłe niepodległe kraje tej części Europy, tj. nie będące częścią Związku Radzieckiego: Polska, NRD, Czechosłowacja, Węgry itp. Po chwili Rumunia, Bułgaria, Słowenia – a nawet Chorwacja. Pierwsza czerwona linia została przekroczona, gdy wbrew wcześniejszym obietnicom danym Moskwie włączono do systemu zachodniego kraje, które wcześniej były częścią Rosji, a potem Związku Radzieckiego: Litwę, Łotwę i Estonię. No ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, a najapetyczniej wyglądały Ukraina ze swoimi bogactwami naturalnymi, przemysłem i milionami hektarów czarnoziemów – no a przede wszystkim Rosja, największe państwo świata z przeogromnymi zasobami naturalnymi, w którym mieszka zaledwie 140 milionów mieszkańców, a więc znacznie mniej niż na przykład w malutkim Bangladeszu. Kraje te parę dekad temu przeżywały wielki kryzys gospodarczy. Gdyby nie ten kryzys – Zachód skupiłby się na wzajemnie korzystnej współpracy: import z Rosji czy Ukrainy tanich surowców, minerałów i produktów rolnych (Rosja i Ukraina to najwięksi producenci pszenicy czy oleju słonecznikowego na przykład), w zamian wysyłając produkty przemysłowe, tak bardzo na Wschodzie pożądane. Zachodnie elity wywąchały jednak okazję, by przejąć przemysł, bogactwa i rolnictwo Rosji i Ukrainy. I z Ukrainą na pewno by się udało, szczególnie po sponsorowanym przez USA przewrocie majdanowym (pani Nulland powiedziała, że kosztował on Amerykanów sumę 5 miliardów dolarów). Nie przewidzieli jednak histerycznej reakcji Rosji, która uważa Ukrainę za część Rusi, Kijów za swoją kolebkę. Poza tym Rosja nie mogła sobie pozwolić na miękkie ukrainne podbrzusze: rakiety NATO miały stacjonować pod Sumami, a więc zaledwie kilkaset kilometrów od Moskwy. Pod rządami silnej ręki Putina Rosja wyszła ze „smuty”, w międzyczasie nastąpił błyskawiczny rozwój gospodarzy Chin, a i inne kraje chciały się zabezpieczyć przed pazernymi planami Zachodu. Powstała grupa państw BRICS. Stany Zjednoczone na wielu polach, również wysokich technologii – przegrywają już wyścig z Chinami, w Afryce wpływy brytyjsko-francuskie są wypierane przez wpływy chińskie i rosyjskie. Budzi się indyjski tygrys. Zaś Europa Zachodnia idzie ku samozagładzie przez głupie rządy lewackich eurokratów, ich pakty migracyjne, zielone łady, wprowadzanie zamordyzmu i cenzury (zwanej przewrotnie „walką z mową nienawiści”). Wprowadza się promowanie związków partnerskich zamiast promowania rodziny, a posiadanie kotów i psów jest modniejsze, niż posiadanie dzieci. W Polsce w 2025 roku jest o ok. milion więcej psów niż osób niepełnoletnich. Jednocześnie Europa zachodnia pozwala na osiedlanie się na swoich terenach ogromnej liczby imigrantów z innych kontynentów. Największą część stanowią muzułmanie, dla których ich religia i rodzina to wartości najwyższe, a w każdej takiej rodzinie rodzi się średnio dziesięcioro dzieci. Zaś autochtoni mieszkają samotnie z kotami lub w związkach partnerskich. Narody europejskie skazane są więc na wyginięcie, nasze miasta (w pierwszej kolejności), a potem i wsie zostaną zajęte „metodą zasiedlenia” przez obcych. Polska jest pod podwójną presją migracyjną: z Azji, Afryki, coraz więcej imigrantów z Ameryki Łacińskiej – a nie zapominajmy też o milionach Ukraińców.
W wyniku rozbiorów i dwóch wojen światowych Polska była krajem biednym, wielokrotnie biedniejszym niż USA czy byłe mocarstwa światowe i kolonialne jak Francja, Wielka Brytania, Benelux czy Niemcy. Dzięki „powrotowi do zachodniej rodziny” poziom życia od lat 90-tych XX wieku zaczął się szybko podnosić. Nikt wtedy nie przewidywał, że po kilkunastu latach polskie marki zaczną znikać albo zostaną wykupione przez obcy kapitał, że zachodnie koncerny czy sieci handlowe będą w Polsce faworyzowane, płacące symboliczne podatki – i że polscy przedsiębiorcy i sklepikarze będą masowo bankrutować. Wieś będzie zaś umierać – nie wytrzymując konkurencji z Mercosurami i innymi Ukrainami, gdzie rolnictwo nie jest tak obciążone podatkami i wymogami jakościowo-ekologicznymi, jak to jest u nas. Polski rolnik nie może już nawet dla własnych potrzeb hodować świnek czy krówek na mięso, nie może nawozić pola swoim biologicznym nawozem, nie może nawet zasiać swojego ziarna pochodzącego z zeszłorocznych zbiorów: musi co roku kupować od zachodnich koncernów stworzone przez nie ziarno zmodyfikowane genetycznie. Na to podporządkowanie się interesom Zachodu godzą się „polskie” władze i liderzy wykształceni na Zachodzie za Sorosowe i tym podobne pieniądze. Na polskich uczelniach najważniejszym kierunkiem jest „gender”. Zarabiający krocie politycy ustawiają w zarządach czy radach nadzorczych państwowych spółek swoje rodziny i kolesiów, a propaganda środków masowej informacji sączy do mózgów mas informacje mające sprawić, by naród cieszył się, że jest sługą Zachodu czy innej Ukrainy. Szpitale bankrutują, nie przeprowadzają operacji, fundusze emerytalne padają – a wartość pomocy udzielonej Ukrainie przez polskich podatników wielokrotnie przekracza dług wszystkich szpitali polskich razem wziętych. Obywatele polscy czekają latami na operacje, a w tym czasie całe tabuny przyjeżdżają autokarami z sąsiedniego kraju, leczeni są od razu, poza kolejnością, za polskie pieniądze. Gdy ktoś próbuje przekazać prawdziwą informację – natychmiast jest uciszany przez cenzorów walczących z „dezinformacją”, nazywany jest ruską onucą, grozi się mu utratą pracy lub z niej wyrzuca. Jakąś wolność wypowiedzi daje jeszcze internet – gdzie jednak patriotom ucina się zasięgi, a i to zachodnia Europa chce wprowadzić totalną cenzurę internetu, a nieprawomyślne wpisy mają być usuwane przez urzędników państwowych bez wyroku sądu. „Nieprawomyślnym” czasopismom służby często blokują stronę internetową. Kto by jeszcze dwa lata temu pomyślał, że nadzieją na zachowanie przynajmniej częściowej wolności wypowiedzi będą Stany Zjednoczone, czyli największe mocarstwo Zachodu? Bo w USA zachowano resztki demokracji, a najwyższa władza pochodzi z „wyboru”. System jest co prawda pokrętny, wybierają elektorzy i tylko de facto spośród dwóch kandydatów (liderów Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej), niemniej jednak władza najwyższa, którą jest prezydent – pochodzi z „wyboru”. W Europie Zachodniej takich pozorów się nie zachowuje, wszelkiego rodzaju Komisje Europejskie są naznaczane przez różne koterie i grupy interesów, a państwa UE zmuszane są do działań idiotycznych, prowadzących do ich upadku – bo Bruksela i Berlin tak każą. A jak nie – to karzą. Tam, gdzie pozostały resztki demokracji – europejskie służby i instytucje centralne oraz lokalne kliki wchodzą do gry: zmieniają wyniki wyborów (np. Rumunia), nie dopuszczają kandydatów mających szansę na sukces (np. pani Le Pen we Francji), nawet najpopularniejsza partia w Niemczech mająca 25% poparcia jest izolowana i nie dopuszczana do rządzenia. Paranoja.

Nad wszystkim czuwają służby propagandowe, które służą innym państwom narodom, obcym elitom. Codziennie propaganda podsyca nienawiść do Rosji i miłość do Ukrainy, na której codziennie powstają nowe ulice, place i pomniki Bandery, Szuchewycza i innych zbrodniarzy. Swastyka jest bardzo poważanym symbolem. Rolą Polaków zaś jest bycie „sługą Ukrainy”, którą powinniśmy sponsorować niby w polskich interesach. Ponieważ Zachodowi Ukraińcy się już kończą – więc próbują wepchnąć Polaków do nie-naszej wojny. Przy czym na wojnę mieli by iść tylko obywatele polscy z jednym obywatelstwem, ale jeśli dany obywatel polski ma równolegle obywatelstwo ukraińskie – to do wojska powołany nie będzie… W ostatnich miesiącach do Polski napłynęło kolejnych sto tysięcy ukraińskich mężczyzn w wieku 18-25 lat. Oni zostaną w polskich miastach, gdy młodzi Polacy będą ginąć na froncie. Taki jest plan władz w Warszawie, które chcą nawet „podatek wojenny” wprowadzić.
Przypomnę, że Rosja nie ma w stosunku do Polski żadnych roszczeń ani finansowych, ani terytorialnych. To nie Rosja oczekuje „zwrotu” Rzeszowa, Chełma, Lublina… Nie Rosja wymusza na Polsce odszkodowania za „pozostawione mienie”. Mamy ratować Ukrainę, która od lat zezwala Niemcom na ekshumacje żołdaków i esesmanów, a Polakom nie pozwala się na ekshumację ofiar rzezi wołyńskiej. Mamy ratować Ukrainę – jak uratowaliśmy w XVII wieku Austrię. Profesor Modzelewski podaje ten przykład przypominając, że wiek później Austria stała się zaborcą Polski, będąc jednym z trzech autorów likwidacji naszego państwa.
A dziś nie tylko Austria – ale przede wszystkim Niemcy są naszym „sojusznikiem i przyjacielem”. Jakże szybko zapomniano przysłowie: „Jak świat światem Niemiec Polakowi nie będzie bratem”. Politycy rządzącej obecnie koalicji prześcigają się w usługiwaniu Niemcom, nie tylko Ukraińcom. Tymczasem Niemcy… są coraz brudniejsze. I biedniejsze. Drastycznie spadł eksport do Chin, USA i innych pozaeuropejskich państw, zwiększył się zaś – do Polski! Polska importuje obecnie z Niemiec więcej, niż Chiny. A kiedyś Chiny były potężnym odbiorcą produktów przemysłowych z Niemiec, w szczególności zaś maszyn i urządzeń. Dzieje się to przez brak dostępu Niemiec do tanich surowców rosyjskich, przede wszystkim gazu i ropy. Profesor Modzelewski słusznie zauważa, że kraje zachodniej Europy muszą prędzej czy później wrócić do tanich rosyjskich surowców. W przeciwnym razie gospodarka krajów UE nie będzie konkurencyjna – czemu sprzyjać będą jeszcze zielone łady i inne „ekologiczne” pomysły. Polska jak zwykle obudzi się z ręką w nocniku, a kopalnie polskie będą już wszystkie zalane, a ich szyby zasypywane są piaskiem i kamieniami, by nie można ich było już nigdy odtworzyć. A czemu tak się dzieje? No bo Polska ma największe zapasy węgla w Europie. Niedawno gdzieś w necie widziałem taki żarcik. Jeden górnik pyta premiera Tuska: „Dlaczego Polska likwiduje kopalnie?”. Na co ten odpowiada: „Bo Niemcy otwierają swoje”. Ileż w tym prawdy….
To podporządkowanie Polski Niemcom to „chichot historii” – jak to ujął profesor Modzelewski. Następuje ono 80 lat po wojnie, którą przegrały Niemcy, a wojska polskie wraz z radzieckimi zdobywały Berlin. Dziś wmawia nam się, że Niemcy to nasi przyjaciele, a Rosjanie to wrogowie. Poczciwi Białorusini też. Rząd warszawski zamyka dla nich polskie granice nie zważając na fakt, że 12% obywateli Białorusi to Polacy (choć wg oficjalnych statystyk „tylko” 4%). Za Polaków uważa siebie obecnie ok.400.000 obywateli Białorusi na 9,5 mln. mieszkańców, choć nieoficjalnie jest ich (nas) tam 1,2 mln. Ze względu na antybiałoruskie działania polskiego rządu, finansowanie antybiałoruskich telewizji i radia (np. Biełsat) Łukaszenko rewanżuje się migrantami, zamyka polskie instytucje i kościoły (np. słynny polski „czerwony Kościół” w centrum Mińska), a od 3 lat polskie dzieci zmuszane są na lekcjach religii do nauki „Ojcze nasz” w języku białoruskim, którego formę literacką stworzyli notabene w XIX wieku Polacy (Barszczewski, Bohuszewicz, Taraszkiewicz i Dunin-Marcinkiewicz). Jest to też częścią polityki państw, które powstały na ruinach naszej Rzeczypospolitej. Są to Litwa, Białoruś, Ukraina – i w znacznej części Łotwa. A przecież – na co zwraca uwagę Autor – istotą ich tożsamości jest również wyrugowanie polskiej spuścizny ze swoich (obecnie) ziem.
Bo władze warszawskie bardziej dbają o interesy Zachodu – niż Polski. I bardziej nienawidzą Rosję, niż kochają Polskę. Są świętsi od papieża. Jak przysłowie mówi: „Jeśli wejdziesz między wrony – musisz krakać tak jak one” – a Polska jako nowicjusz kracze najgłośniej, a wtóruje nam Litwa jako karzełek, pusząc się naszym „europejskim” Wilnem, w którym Litwini stanowili sto lat temu niecałe 2% ludności. Dziś Polska sponsoruje kosztem nas podatników nieprzyjazne nam w sumie narody – jakimi są Litwini czy Ukraińcy. My sponsorujemy naiwnie, a Zachód robi geszefty. Amerykanie dogadują się z Ukrainą w sprawie metali ziem rzadkich za „pomoc” jakiej udzielili. Młodzi ukraińscy chłopcy giną codziennie na froncie – a przyjaciele ex-prezydenta Zieleńskiego stawiają w swoich domach sedesy ze szczerego złota. Wobec szefa używają określenia: Ukrainiec prezydent Zełenski. Trzy słowa i trzy kłamstwa. Nie jest on nie tylko Ukraińcem, ale nawet Słowianinem w żadnej części. Co prawda 4 lata temu nauczył się języka ukraińskiego (wcześniej rozmawiał po rosyjsku, w tym języku się też wychował). Nie jest prezydentem – bo jego kadencja upłynęła rok temu. No i ani on – ani nikt z jego przodków nie nazywał się „Zełenski”. Specjalnie przekręcono jego nazwisko – by wyglądało „z ukraińska”. Jego prawdziwe nazwisko brzmi „Zieleński”, jego przodkowie byli polskimi żydami.
Czasem mam wrażenie, ze jako Żyd mści się na Ukraińcach za rzezie popełnione przez ich przodków na przodkach jego rodaków…
Zachód na wojnie rosyjsko-ukraińskiej zarabia (sprzedaż broni) i stopniowo przejmuje własność ukraińską: przemysłową i rolną. Ukraińska żywność jest tak nachalnie wpychana do Europy nie tylko po to, by zniszczyć europejskie rolnictwo i rolników, będących ostoją tradycji i narodu. Drugim i być może ważniejszym powodem jest to, ze te „ukraińskie” czarnoziemy i producenci rolni należą już do zachodnich koncernów lub są od nich całkowicie uzależnione. A Polska płaci ukraińskie rachunki i spłaca ich długi.
Autor słusznie zauważa, że destrukcyjna i bardzo kosztowna dla Polski wrogość w stosunkach polsko-rosyjskich jest fenomenem, którego nie sposób racjonalnie wytłumaczyć. Czy nakręca je lobby ukraińsko-niemieckie, które chce nas wciągnąć w wojnę, bo to jest „nasza wojna”? A mówiąc o ofiarach rzezi ukraińskich mamy „ważyć słowa”. Polityka wschodnia naszego państwa prowadzona jest w interesach władz w Kijowie, a wbrew interesom polskim. Ponosimy w ogromnym stopniu koszty nie naszej wojny, a Polacy utrzymują de facto dwa narody. A przecież wejście Ukrainy do UE spowodowałoby klęskę polskiej gospodarki, zaś jej wejście do NATO wciągnęłoby nas w wojnę z największym państwem świata. I jest to „oczywista oczywistość”.
Gdy już w wyniku klęsk wojennych i ciągłych afer korupcyjnych władze w Kijowie będą zmienione i doprowadzą do zawieszenia broni – to zdaniem profesora Modzelewskiego USA, Niemcy czy Francja doprowadzą do resetu w stosunkach z Rosją, a Polska – jako chory przypadek rusofobii – pozostanie poza nawiasem. My – jak to ująłem wyżej – zostaniemy z ręką w nocniku i znowu będziemy uważać, że „Zachód nas zdradził”.
Amerykanie będą się zapewne starali naprawić błąd, jakim było zaangażowanie się w wojnę rosyjsko-ukraińską po stronie Ukrainy. Do rozpadu Rosji to nie doprowadziło, wartość zachodniej własności w Rosji nie zwiększyła się, a zmniejszyła. Największym światowym konkurentem Stanów Zjednoczonych są Chiny, a działania amerykańskie wpychają Rosję w ramiona Chin. Rosja współpracuje z Chinami, razem tworzą BRICS, Chiny mają tanią rosyjską ropę i gaz – a więc mają tu przewagę konkurencyjną nad Zachodem, w szczególności nad Unią Europejską.
Gdzie są owi pożal się Boże geostratedzy, którzy mówili, że mamy już wojnę z Rosją? Że pełnoskalowa wojna z nią jest dla Polski tylko kwestią czasu? Że powinniśmy utworzyć z Ukrainą jedno państwo typu „Ukropol” lub „Ukropolin”? Kto nimi kierował, kto ich sponsorował?
Przy czym takowe głosy rozbrzmiewały z dwóch POPISowych stron. A przecież PO to partia wspierana przez Niemców, a PIS – przez Amerykanów. Kto wygra u nas w najbliższych wyborach? Kto kogo przeciągnie na drugą stronę? Czy nie będzie cudów nad urną – jak to się stało w Rumunii, gdzie unieważniono prezydenta bezzasadnie? A może zrobią to, co we Francji, skarzą np. Grzegorza Brauna – by nie mógł brać udziału w wyborach?
Polska nie jest niestety podmiotem, lecz przedmiotem polityki międzynarodowej. A największym naszym wrogiem nie są Niemcy, Rosja czy inna Ukraina. Największym wrogiem jest cenzura, „walka z mową nienawiści” nazywana czasem „walką z dezinformacją”. To narzędzie już jest stosowane, wyłączono możliwość umieszczania komentarzy na większości „poprawnych” portali internetowych, w mediach społecznościowych szaleją cenzorzy (zwykle nie-polskiego pochodzenia, ale dobrze znający polski język), tzw. „niezależni weryfikatorzy”. Czytajmy zatem mądre książki – takie jak niniejsza profesora Witolda Modzelewskiego – póki możemy. Bo za kilka lat cenzura zapewne już na to nie pozwoli.
Mariusz Świder



