Szósty punkt porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą przygotowanego przez administrację prezydenta USA Donalda Trumpa zakłada liczebność armii ukraińskiej w czasie pokoju na poziomie maksymalnym 600 tysięcy.
Tymczasem UE oczekuje, że Rosja ma się zgodzić na armię ukraińską aż o jedną trzecią liczniejszą, a więc na poziomie 800 tysięcy. Zachodzę w głowę nad sensownością tego pomysłu jako takiego, ale również jako polski narodowiec patrzę na nią pod kątem interesów mojej Ojczyzny.
Rosja na początku 2022 roku dysponowała armią na poziomie 820 tysięcy przy 142 milionach ludności. Według mnie po zakończeniu działań zbrojnych i stratach ludnościowych Ukrainy, państwo to będzie liczyć maksymalnie 32-34 ludności. Problemem Ukrainy byłoby pozyskanie nawet 600 tysięcy rekruta, a co dopiero 800 tysięcy. Przyjmijmy jednak hipotetycznie, że Ukraina znalazła 800 tysięcy żołnierzy. Taką masę trzeba przecież wyposażyć, systematycznie szkolić i wyżywić. Biorąc pod uwagę koszty odbudowy Ukraina musiałby wydawać na ten cel 20-25% swojego PKB.
Oczywistym, że Ukraina nie będzie w stanie utrzymać takiej armii. W sukurs przyszliby więc Ukrainie „Poliniacy”, o to zadbaliby w Polsce politycy pokroju Pawła Kowala czy Małgorzaty Gosiewskiej (słudzy Ukrainy). Polskie hełmy, kamizelki, karabiny, amunicja, czołgi, armatohaubice, drony itd., w końcu ukraińscy eksperci wojskowi już sugerują Polsce jakiego rodzaju sprzęt powinna ona kupować pod kątem przekazania go Ukrainie. Pisałem już jakiś czas temu, że nawet jeśli wojna na Ukrainie się zakończy, to nasza polska gehenna związana z utrzymaniem tego chorego tworu politycznego jakim jest współczesna Ukraina zbyt szybko się nie skończy. Roman Dmowski jako biolog przyszedłby mi tu z pomocą i potwierdził, że pasożyt, który raz chwyci się żywiciela eksploatuje go możliwe jak najdłużej. W naszym interesie, wbrew opiniom polityków obozu sprawującego obecnie władzę w Polsce, jak i polityków PiS, nie jest istnienie silnej armii ukraińskiej.
Jest jeszcze drugi, poza ekonomicznym, równie niekorzystny dla nas wątek tak licznej armii ukraińskiej. Otóż paradoksalnie stanowić ona może narzędzie wywierania nacisku również na Polskę, a zwłaszcza na takie państwa jak Węgry czy Słowacja. Armia węgierska to dziś około 30 tysięcy żołnierzy. Jeśli Węgry zbyt intensywnie upominałyby się o los swoich pobratymców zamieszkujących ukraińskie Zakarpacie, to Ukraina może szybko wybić im z głowy ponadgraniczny madziarski solidaryzm narodowy.
Arkadiusz Miksa
Fot. profil X W. Zełenskiego



