Temat wojny, czy to w charakterze konfliktu globalnego, czy też regionalnego, jest obecny w polskich mediach od kilku lat. Siłą rzeczy dyskusja w tej sprawie nasiliła się po wybuchu pełnoskalowego konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Niestety obowiązująca i jedynie dozwolona narracja przyjęła wyłącznie racje jednej strony.
Nie było rzetelnej analizy faktycznych przyczyn i tła konfliktu oraz uwarunkowań geopolitycznych, które do niego doprowadziły. Wszystko było oczywiste i proste jak w bajce – po prostu „zła Rosja” zaatakowała „dobrą Ukrainę”. Innymi słowy Władimir Putin obudził się wczesnym ranem w dniu 24 lutego 2022 roku w złym humorze i bez żadnego powodu wydał rozkaz inwazji na Ukrainę. Nikt nie wspomniał o konferencji w Bukareszcie w 2008 roku, na której zadecydowano o rozszerzeniu NATO na Wschód. Nikt nie wziął pod uwagę źródeł finansowania wydarzeń na Majdanie oraz będącego ich konsekwencją zamachu stanu w 2014 roku. Nikt nie zastanowił się nad prześladowaniami ludności rosyjskiej we wschodniej Ukrainie. Nikt wreszcie nie przypomniał, że Stany Zjednoczone z o wiele bardziej błahych powodów dokonywały wielu agresji oraz operacji wojskowych, by przypomnieć chociażby inwazję na Irak, czy też Afganistan pod pozorem walki z międzynarodowym terroryzmem. Rzecz jasna nie usprawiedliwiam agresji Rosji na Ukrainę, gdyż uważam, że wojna nie jest dobrą metodą rozwiązywania konfliktów międzynarodowych. Twierdzę jednak, że szeroko rozumiany Zachód w znacznym stopniu do wojny na Ukrainie się przyczynił, a skala hipokryzji Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników była ogromna.
W reakcji na wydarzenia za wschodnią granicą niemal cała polska klasa polityczna udzieliła jednoznacznego i bezwarunkowego poparcia Ukrainie. Początkowo dotyczyło to masowego przyjmowania ludności ukraińskiej do Polski i udzielania jej wszelkiej możliwej pomocy. Dość powiedzieć, że według stanu z listopada 2024 roku: „za pośrednictwem polskich instytucji, w tym przede wszystkim Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, przez pierwsze dwa lata wojny do naszego sąsiada trafiło 11 tys. ton produktów żywnościowych o wartości 205 mln zł oraz leki o wartości 60 mln zł. Agencja obsłużyła także darowizny dla Ukrainy, które nadeszły z 58 krajów. Przez hub przeładunkowy przeszły towary z całego świata o wartości ponad 1,5 mld zł, 75 tys. palet, ponad 55 tys. ton towaru” [1]. Dodać do tego należy koszty opieki zdrowotnej dla 1.2 mln osób określanych mianem uchodźców na łączną kwotę 3,3 mld złotych, a także koszty zakwaterowania i wyżywienia w ramach tak zwanej „ochrony tymczasowej” w latach 2022-2023 na łączną kwotę 7,4 mld złotych. Oddzielną kwestią była pomoc militarna na rzecz Ukrainy o wartości przekraczającej 14 mld złotych [2]. Wsparcie to było o tyle niebezpieczne, że mogło być potraktowane przez Rosję jako bezpośrednia ingerencja w konflikt wojenny.
Podkreślić należy, że już od czasu aneksji Krymu zarówno politycy, jak i publicyści zaczęli straszyć społeczeństwo niebezpieczeństwem rosyjskiej agresji. W największym skrócie tok ich wywodów zakładał, że po opanowaniu Ukrainy następną ofiarą imperializmu rosyjskiego będzie Polska. Twierdzenia te były całkowicie pozbawione sensu i logiki, gdyż pomiędzy Polską a Rosją nie ma konfliktów o charakterze narodowościowym ani terytorialnym. Masowo szerzona propaganda przyniosła jednak wymierne efekty. Znaczna część społeczeństwa uwierzyła w „niebezpieczeństwo rosyjskie” i zaczęła odnosić się z wrogością do Rosji. Wpływ na to miało rzecz jasna przypominanie historycznych sporów oraz podsycanie zakorzenionych w społeczeństwie uprzedzeń i resentymentów. Choć konflikt na Ukrainie trwa nadal, to można się spodziewać, że będzie on stopniowo wygasać, w związku z zaangażowaniem Stanów Zjednoczonych w wojnę na Bliskim Wschodzie. Dla Trumpa priorytetem jest bowiem wsparcie dla Izraela, czego potwierdzeniem była agresja na Iran. Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo konfliktu globalnego, jednak co do zasady epicentrum wojenne stopniowo przenosi się na Bliski Wschód.
Czemu zatem służy nakręcanie spirali strachu przed wojną (a zwłaszcza wojną z Rosją) i szerzenie zbiorowej psychozy? Działania takie są typowym przykładem „zarządzania strachem”. Jest to sprawdzona metoda socjotechniczna, polegająca na wykorzystaniu zbiorowego lęku do kontroli grup społecznych i manipulowania nimi. W obliczu faktycznego, czy też wyimaginowanego zagrożenia społeczeństwem łatwiej jest skutecznie rządzić, jak również odwrócić uwagę od rzeczywistych problemów. W takiej sytuacji władza może ograniczyć prawa i wolności obywatelskie, powołując się na względy bezpieczeństwa. Obywatele pozbawiani zostają możliwości kontroli rządzących oraz rozliczania ich za popełnione błędy i nadużycia. Obiekt zagrożenia może mieć charakter zewnętrzny bądź wewnętrzny. W dawnych wiekach skutecznie rozwijano strach przed czarownicami, obwiniając je o wszelkie możliwe plagi – głód, zarazy, klęski żywiołowe itp. W czasach rewolucji francuskiej „kozłami ofiarnymi” byli tak zwani wrogowie ludu, w III Rzeszy – Żydzi, a w Związku Radzieckim – kułacy, czy też agenci imperializmu. Po II wojnie światowej zbiorową psychozę rozpętał senator Joseph McCarthy, który oskarżał o sympatie komunistyczne szerokie kręgi społeczne i doprowadził do masowej inwigilacji obywateli. Innym przykładem zarządzania strachem była histeria związana z rzekomym powszechnych zagrożeniem terroryzmem po atakach na World Trade Center. Zagrożenie to stało się usprawiedliwieniem dla łamania praw człowieka i wolności obywatelskich, a także agresji na inne państwa. Pamiętamy również panikę związaną ze sztucznie wyolbrzymianą pandemią Covid-19 i powszechnym łamaniem prawa przez rządzących. Oczywiście straszenie zbliżającym się Armagedonem i różnego rodzaju kataklizmami jest domeną różnych apokaliptycznych sekt, po to aby można było skuteczniej manipulować wyznawcami. Tak również jest w przypadku nakręcania spirali strachu przed wojną z Rosją, czy też III wojną światową.
Osobiście uważam, że poddawanie się psychozie wojennej jest głęboko irracjonalne, a zadawanie pytań, czy czeka nas wojna nie ma większego sensu. Teoretycznie zdarzyć się może wszystko, łącznie z inwazją kosmitów. Ponadto sytuacja międzynarodowa w dużej mierze jest nieprzewidywalna, a analizy komentatorów politycznych zazwyczaj mają wartość mniejszą niż przepowiednie jasnowidza Jackowskiego, czy też wróżenie z fusów. Czy jednak nawet posiadając wiedzę, że za pół roku wybuchnie wojna – jesteśmy w stanie się do niej przygotować? Szczerze wątpię. Dlatego zamiast snucia apokaliptycznych wizji, zajmijmy się tym na co mamy realny wpływ.
Michał Radzikowski
[1] Marcin Strembski: „Polskie władze ujawniły skalę swojej pomocy dla Ukrainy” – www.onet.pl. – 09.11.2024 r.,
[2] „Polska przekazała Ukrainie pomoc militarną o wartości ponad 14 mld złotych” – www.bankier.pl – 19.11.2024 r.
Myśl Polska, nr 29-30 (20-27.07.2025)