Wraz z rozpoczęciem nowego roku pojawia się w wielu z nas nuta optymizmu. Życzymy sobie skrycie i głośno również, żeby ten rok był szczęśliwy i pomyślny dla nas i naszych bliskich.
Ludzie staromodni dodają również życzenia dla państwa i narodu, a wszyscy mamy nadzieję, że będzie po prostu lepszy – w wersji dla minimalistów nie gorszy – od poprzedniego.
A mnie się marzy, żeby przy czekających nas trudach i wyrzeczeniach oraz w wielce wymagającym otoczeniu międzynarodowym, był to rok przełomu. Rok, w którym zaczniemy odchodzić od myślenie życzeniowego i postawy dziecka specjalnej troski w polityce zagranicznej. Rok, w którym porzucimy równie naiwne co i niemądre wyobrażenia o tym, że bogactwo rodzin i państwa bierze się z rozdawnictwa i rozbuchanej konsumpcji na kredyt. Wiary w to, że rząd może cokolwiek więcej dać niż wcześniej zabierze, potrącając sobie na koszty własnego utrzymania.
I wreszcie najbardziej szkodliwego mitu, dewastującego myślenia polityczne narodu od blisko trzystu lat, że obcy ułożą nam nasze sprawy lepiej od nas samych i w dodatku z korzyścią dla nas. Mitu, który powoduje, że nasze „oświecone elity” wciąż hołdują zdaniu wypowiedzianemu przez Adama Mickiewicza: „Bo Paryż (obecnie: Bruksela, Berlin, Waszyngton itp.) częstą mody odmianą się chlubi, A co Francuz (obecnie: Niemiec, Amerykanin, Żyd a nawet Ukrainiec) wymyśli, to Polak polubi”. Zmianę tego myślenia, tej samobójczej mentalności i postawy proponuję zacząć od świętowania wygranego Powstania Wielkopolskiego (z 1918 r., właśnie 27 grudnia minęła bez echa 104 rocznica) zamiast przegranego Listopadowego (1830 r.); zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej (1920 r.) zamiast klęski Powstania Warszawskiego (1944 r.).
Wybitnych Polaków w osobach ks. Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego w miejsce ppor. Piotra Wysockiego; margrabiego Aleksandra Wielopolskiego w miejsce studenta Stefana Bobrowskiego; gen. Tadeusza Rozwadowskiego w miejsce brygadiera Józefa Piłsudskiego; szkoły krakowskiej – polskiej szkoły ekonomii (prof. Adam Krzyżanowski, Adam Heydel, Ferdynand Zweig i inni) a nie sanacyjnych doktrynerów (np. Stefan Starzyński) i wreszcie z bardziej współczesnych: dr Mirosława Dzielskiego a nie tow. Jacka Kuronia. Piękne to marzenia, choć mało realne, powiedzą Państwo. Ale przecież ten nowy rok od czegoś przyjemnego trzeba zacząć. Zatem pełni nadziei wypijmy po raz kolejny toast: ZA NIEBYWAŁE POWODZENIE NASZEJ BEZNADZIEJNEJ SPRAWY.
Ireneusz Jabłoński
profil fb