HistoriaRecenzjeZ Niemiec do Polski

Redakcja6 miesięcy temu
Wspomoz Fundacje

Temat dawnych Prus Wschodnich, czyli dzisiejszego Województwa Warmińsko-Mazurskiego, budzi ostatnio wielkie zainteresowania historyków i publicystów.

Niestety, często ten fragment naszych dziejów (lata 1945-1946) jest wykorzystywany przez realizatorów tzw. polityki historycznej do uprawiania swoistej Schadenfreude. Tak więc jedyne co niektórych interesuje, to gwałty na kobietach (nie dodaje się dla lepszego efektu, że na niemieckich), rabunek i podpalenia. Słowem dzicz ze Wschodu napadła… No właśnie, często w ogóle nie informuje się, że w tym czasie to nie były polskie tereny, tylko III Rzesza (takie opisy można przeczytać na stronach IPN!), przez co łatwo osiągnąć cel podstawowy – przekonać czytelnika, że to był sowiecki najazd na Polskę. Tak to niestety wygląda.

Tymczasem prawda jest brutalna, niestety dla poprawiaczy historii zupełnie inna. Prusy Wschodnie były jedną z najbardziej zhitleryzowanych dzielnic III Rzeszy, łącznie z ludnością mazurską, która gremialnie poparła nie tylko Hitlera, ale zaczęła się utożsamiać z niemczyzną. Tereny te Polska nie miałaby nigdy szans pozyskać, gdyby nie wygrana Armii Czerwonej nad III Rzeszą i decyzje Stalina. Tak więc koncentrowanie się na kwestii brutalności Armii Czerwonej, co jest oczywiście prawdą, jest zabiegiem mającym na celu odwrócenie uwagi od wniosku zasadniczego. Armia Czerwona była szczególnie brutalna na tych terenach, bo były to pierwsze ziemie niemieckie do jakich weszła i gdzie po raz pierwszy można było dokonać odwetu. Owszem, trzeba to odnotować, ale skupiane uwagi tylko na tym jest jakimś dziwnym zabiegiem o charakterze perwersyjnym. Z czego to wynika? Z tego, że w przypadku ziem rdzennie polskich historycy a la IPN nie mogą wskazać tego rodzaju zachowań w skali masowej (traktowane one bowiem były jako tereny państwa sojuszniczego), a w Prusach Wschodnich tak, stąd takie skrzywienie.

W przepadku dawnych Prus Wschodnich (czyli polskich Warmii i Mazur) o wiele ciekawsze jest pokazanie procesu polszczenia tych ziem, ich zagospodarowania, wkładu w to dzieło licznych organizacji i  środowisk, także komunistów. Ten postulat w zasadzie spełnia książka Marka Koprowskiego, koncentrującego się na tym wysiłku. Mam tylko jedną uwagę krytyczną – można było sobie darować podtytuł tej książki brzmiący „Od nazizmu do komuny”. Pomijam jego trywialność, jest on w dodatku nieprawdziwy, bo to była droga od Niemiec do Polski i to należało wybić na pierwszym miejscu. Na koniec fragment zakończenia książki:

Oczywiście nie wszyscy Mazurzy i Warmiacy opuścili swoją rodzinną ziemię. Pozostali przede wszystkim ci, którzy czuli się Polakami, jak: Maria Zientara-Malewska, Karol Małłek, Gustaw Leyding, Bohdan Wilamowski, Emilia Sukertowa-Biedrawina i wielu, wielu innych, którzy nigdy nie zapomnieli, że byli autochtonami, a jednocześnie Polakami i jednakowo służyli małej i dużej Ojczyźnie. Hieronim Skurpski czynił to wyjątkowo długo, bo urodził się w 1914 r. w Skurpiu, a zmarł w Olsztynie w 2006 r.

Niżej podpisany miał zaszczyt poznać go w siedzibie założonego przez niego Stowarzyszenia „Pojezierze”, nieopodal olsztyńskiego zamku, na którym pan Hieronim był od 1945 do 1964 r., jak żartowali niektórzy, kasztelanem. Mieszkał w nim, pełniąc obowiązki dyrektora Muzeum Mazurskiego w Olsztynie. Był czynny do końca życia i chętnie spotykał się z dziennikarzami, dzieląc się wiedzą na temat najnowszej historii Warmii i Mazur, którą miał olbrzymią. Był przecież jednym z tych, którzy ją współtworzyli. Pozostał jednak człowiekiem niezwykle skromnym. Mimo że nie ma go już wśród nas, jego dzieła świadczą o nim dobitnie, dowodząc niezbicie , że na pewno zasługuje na dobrą pamięć. Tym bardziej że w Niemczech pojawiają się prace, które propolskich Mazurów nazywają samozwańcami czy też uzurpatorami, niemającymi żadnego mandatu do zajmowania się sprawami mazurskimi w czasie II wojny światowej. Tak twierdzi m.in. Joachim Rogali. Andreas Kossert nazywa grupę Mazurów opowiadających się za Polską „renegatami”, których słusznie poszukiwało gestapo, bo przygotowywali przyłączenie Mazur do przyszłej Polski. Do tych renegatów zalicza m.in.: Karola i Edwarda Małłków, Eugeniusza Piechę, Wilhel-minę Małłek, Jerzego Burskiego, Hieronima Skurpskiego, Bohdana Wilamowskiego, Waltera Późnego, Gustawa Leydinga, Fryderyka Leyka, Emila Leyka i Jana Szczecha. Autor ten ma w jakiejś mierze rację, że nie reprezentowali oni wszystkich Mazurów. Zapomina jednak, że proniemieckie nastawienie Mazurów było rezultatem wściekłej germanizacyjnej polityki wobec nich w okresie międzywojennym, połączonej z przemocą gospodarczą, zintensyfikowaną po dojściu Hitlera do władzy. Zapomina też, że działacze, wywodzący się z konspiracyjnego Związku Mazurów, chcieli ratować swych ziomków przed „czerwonym walcem”, pisząc „w imieniu całej ludności mazurskiej”, że „Mazurzy to Polska”.

Jan Engelgard

Marek A. Koprowski, „Prusy Wschodnie w ogniu we krwi. Od nazizmu do komuny”, Wydawnictwo Replika, Poznań 2023, ss. 366.

fot. Olsztyn w 1945 roku: https://olsztyn.ap.gov.pl/olsztyn-na-fotografii-w-latach-1945-1989

Myśl Polska, nr 43-44 (22-29.10.2023)

Redakcja