PolskaGwarancja bezpieczeństwa czy iluzja potęgi? Polska i NATO a Białoruś i Grupa Wagnera

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Państwa należące do NATO, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, próbują stworzyć wrażenie, jakby były nieprawdopodobnie silne. Od kilkudziesięciu lat media głównego nurtu uważały, że istnieje jednobiegunowy system międzynarodowy skupiony wokół USA, który miałyby gwarantować stabilność światowego ładu.

Od półtora roku można się przekonać, że Sojusz Północnoatlantycki to podzielony twór, a jego członkowie obawiają się nawet najmniejszych ruchów ze strony innych państw, których armia nie jest postrzegana przez nich za silną. Mowa tu o Białorusi szukającej sojuszników, dzięki którym będzie czuć się bezpieczna. Z perspektywy jej mieszkańców jest to uzasadnione, ponieważ otaczają ją państwa należące do NATO oraz Ukraina, usilnie starająca dostać się do sojuszu, prowadząc agresywną politykę międzynarodową. Właśnie z tego powodu władze Białorusi oczekiwały pomocy nie tylko ze strony Rosji, lecz także od prywatnej firmy wojskowej – Grupy Wagnera.

Na Białorusi nierzadko organizowane są ćwiczenia militarne, które mają na celu sprawdzenie zdolności i przygotowanie wojska w razie obrony. O każdym z nich, niezależnie od skali, białoruskie władze informują swoich sąsiadów. Tego lata Białoruś przeprowadza manewry wraz z rosyjską armią oraz organizacją militarną pod dowództwem Jewgienija Prigożyna. Dzięki temu białoruskie wojsko nie tylko zyskuje wiedzę na temat tego w jaki sposób bronić się przed ewentualnym atakiem, ale też obecność „wagnerowców” ma służyć jako czynnik odstraszający.

Obecne władze w Polsce próbują przekonywać, że Wojsko Polskie to jedna z najsilniejszych armii w Europie. Jeżeli tak jest, to dlaczego obawiają się stosunkowo niewielkiej grupy wojskowej, która stacjonuje w centrum Białorusi? Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak podjął decyzję o wysłaniu dodatkowych 2 tysięcy żołnierzy na granicę z Białorusią, więc łącznie na tym odcinku granicy ma być ich ok. 4 tysięcy. Ta histeryczna reakcja nie ma żadnego uzasadnienia. Po pierwsze, sami „wagnerowcy”, jak już wspomniano, przebywają w Osipowiczach, w centrum Białorusi, więc do granicy z Polską mają ponad 300 kilometrów. Po drugie, ok. 600 „wagnerowców” wróciło już do Rosji. Po trzecie, niedawno z Białorusi do Nigru wyleciał samolot, na pokładzie którego znajdowali się żołnierze z Grupy Wagnera. W takim tempie w przeciągu kilku tygodni żołnierze tej organizacji całkowicie opuszczą Białoruś.

W ostatnim czasie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej Polski przez białoruskie śmigłowce, jednak incydenty tego typu nie są żadnych novum. Najczęściej dochodzi do nich przez pomyłkę lub nieuwagę. Gdyby polscy dowódcy zareagowali tak, jak chciałby tego były Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski, to sytuacja w regionie uległaby jeszcze większemu napięciu. Niewykluczone, że Białoruś uznałaby takie działanie za bezpośrednią agresję i darmo byłoby liczyć na pomoc NATO.

Jednocześnie sytuacja po raz kolejny pokazała, że przez złe zarządzanie wojskiem Polska nie ma zdolności do monitorowania swojej przestrzeni powietrznej wzdłuż granic. Politycy próbowali jedynie wmówić społeczeństwu, że żadne helikoptery nad Polską nie latały. Oznacza to, że albo ukrywano tak ważną informację przed swoimi obywatelami, albo, co gorsza, władze dowiedziały się o incydencie dopiero kilka godzin po zdarzeniu.

Łukaszenka dzięki obecności Grupy Wagnera może odczuwać mniejsze zagrożenie ze strony NATO. Można było przewidywać, że „wagnerowcy” całkowicie opuszczą teren Białorusi. Jednak ze względu na gromadzenie polskiego wojska na granicy, mogą oni pozostać tak długo, jak białoruskie władze będą czuć się zagrożone ze strony NATO oraz Ukrainy gromadzącej żołnierzy na północy kraju. Dodatkowo, dzięki swojemu doświadczeniu, Grupa Wagnera stanowi zarówno wsparcie w trakcie ćwiczeń białoruskich żołnierzy, jak i pomoc w razie ewentualnej napaści ze strony Ukrainy – Zełeński niejednokrotnie wspominał o „manewrze wyprzedzającym”.

Jednocześnie sytuację na Białorusi wykorzystują obecne władze do wzbudzenia w Polsce strachu, przy jednoczesnym poczuciu siły. Sytuacja wygląda tak, jakby Błaszczak używał wojsko jak swojej zabawki, przerzucając polskich żołnierzy z jednego regionu Polski na drugi. Grupa Wagnera zdaje się być tu pretekstem, żeby zabezpieczyć granice przed kolejnym etapem kryzysu migracyjnego na wschodniej granicy Polski.

Jacob

Redakcja