FelietonyŚwiatRosja – realne zagrożenie czy papierowy tygrys?

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Gdy we wrześniu 1939 roku granice Polski przekroczyły wojska niemieckie, sanacyjna propaganda obwieszczała zwycięstwo Polski i rychłe zakończenie wojny.

Nieco wcześniej marszałek Edward Rydz-Śmigły odgrażał się, że nie oddamy nikomu nawet guzika, a jego zwolennicy podczas defilad i manifestacji wznosili okrzyki: „Wodzu, prowadź nas na Kowno!”. Potwierdzeniem „mocarstwowej” pozycji Polski było też sławetne zajęcie Zaolzia. Te będące wyrazem megalomanii, arogancji i braku odpowiedzialności działania runęły niczym domek z kart we wrześniu 1939 roku, kiedy to wódz wraz ze swoją świtą w popłochu uciekł do Rumunii, pozostawiając społeczeństwo na pastwę pożogi wojennej.

Obecnie, po prawie 80 latach względnego pokoju w naszym regionie, demony wojny powróciły. Konflikt na Ukrainie pochłania coraz więcej ofiar, a konsekwencje wojny dotykają nie tylko walczące strony, ale również ludność cywilną. Każdy kolejny dzień wojny, to następne tragedie. Przedłużanie tego stanu grozi rozszerzeniem konfliktu na kraje sąsiednie w tym również na Polskę.

Czy w tej sytuacji powinniśmy angażować się w pomoc militarną na rzecz Ukrainy? Czy w konflikcie rosyjsko-ukraińskim, będącym de facto konfliktem państw NATO z Rosją powinniśmy odgrywać rolę zderzaka? Polityka polskich władz jest jednoznaczna – należy dostarczać Ukrainie broń i sprzęt wojskowy, gdyż oddala to zagrożenie rosyjskie. Czy jednak działania takie nie mogą zostać uznane przez Rosję za bezpośrednie zaangażowanie się w konflikt? Jest to bardzo ryzykowna i niebezpieczna polityka. Rosja jest bowiem światowym mocarstwem dysponującym arsenałem nuklearnym. Pomimo nałożonych sankcji i szeregu problemów wewnętrznych jest to kraj o wielkich zasobach i niemal niewyczerpalnym potencjale surowcowym. Dostrzegają to nawet środowiska jednoznacznie opowiadające się po stronie Ukrainy. Na przykład w serwisie defence24.pl, który trudno posądzić o prorosyjskie sympatie, można przeczytać: „Musimy pamiętać, że siły zbrojne Rosji (które wykazały szereg słabości) są tylko jednym z elementów systemu wojennego(bo trudno mówić o obronnym) Rosji, a jego fundamentem jest społeczeństwo i całe państwo. A to jak na razie , niestety, radzi sobie w miarę dobrze – na tyle dobrze, by móc podtrzymywać wysiłek wojenny pomimo gigantycznych wręcz strat” [1].

Innego zdania są jednak polscy politycy, których nie opuszcza dobre samopoczucie. Wątpliwości co do dalszych losów wojny nie ma na przykład premier Mateusz Morawiecki, który przy okazji sprawy przekazania Ukrainie czołgów „Leopard” stwierdził: „Staram się ważyć słowa, ale powiem wprost. Ukraina i Europa wygra tę wojnę – z Niemcami lub bez” [2]. Jeszcze bardziej dalekowzroczna jest była minister spraw zagranicznych, a obecnie posłanka do Parlamentu Europejskiego Anna Fotyga, która zastanawia się nad przyszłym demontażem Federacji Rosyjskiej: „Społeczność międzynarodowa nie może zajmować wygodnej pozycji z boku, ale powinna podjąć inicjatywę wspierającą refedaralizację państwa rosyjskiego” [3]. Narracja rządzących (ale również większości opozycji) jest niespójna i nielogiczna – z jednej strony traktują Rosję jako zagrożenie, ale z drugiej lekceważą jej potencjał i nie dostrzegają jej siły miltarnej. W przeciwieństwie do Iraku, czy Libii Rosja nie jest jednak krajem, w którym można w wyniku inwazji, bądź kolorowej rewolucji wymienić prezydenta i elity polityczne zgodnie z interesem państw zachodnich. Według najnowszej edycji rankingu Global Firepower – Rosja cały czas zajmuje drugie miejsce na liście potęg militarnych świata.

W tej sytuacji wychodzenie Polski przed szereg i dążenia do zaognienia konfliktu są działaniami skrajnie nierozważnymi i nieodpowiedzialnymi. W interesie Polski leży bowiem deeskalacja konfliktu oraz stopniowa normalizacja i stabilizacja sytuacji na Ukrainie. Oczywiście na obecnym etapie wydaje się to trudne, czy wręcz niemożliwe, ale działania takie winny zostać podjęte przez społeczność międzynarodową. Rozszerzenie się wojny poza terytorium Ukrainy jest bowiem najgorszą możliwą alternatywą. Warto w tym miejscu zastanowić się nad słowami Alberta Einsteina: „Nie wiem jaka broń zostanie w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie się toczyć na kije i kamienie”.

Michał Radzikowski

[1] Jakub Palowski: „Ukraina wcale nie musi wygrać wojny [4 punkty] – defence24.pl,
[2] „Europa i Ukraina wygrają tę wojnę z Niemcami lub bez” – „Rzeczpospolita” – rp.pl/konflikty zbrojne/
[3] „Co po Rosji Putina? Fotyga: Należy podjąć inicjatywę refederalizacji i tworzyć wolne państwa” – niezależna.pl.

Redakcja