HistoriaRecenzjeMarzenia o Wielkiej Polsce

Redakcja1 rok temu
Wspomoz Fundacje

Popularne są ostatnio w Polsce koncepcje budowy „Wielkiej Polski”. To było też przewodnie hasło Marszu Niepodległości, książkę na ten temat pt. „Wielka Polska” wydał  Rafał Ziemkiewicz. Takie pomysły pojawiają się tez w kręgach rządowych i opozycyjnych – mówi się o nowym państwie polsko-ukraińskim, o wielkim przewrocie geopolitycznym.

W polskiej historii był już okres, kiedy z takimi pomysłami i koncepcjami występowali przedstawiciele różnych opcji politycznych, od lewicy do prawicy. Po 1918 roku mieliśmy zalew pomysłów na „Wielką Polskę”, a potem na Polskę Mocarstwową (lata 30 XX wieku), wreszcie „Cesarstwo Polskie” itp. W zderzeniu z rzeczywistością wojenną wszystkie te wizje rozleciały się jak domek z kart. Obecnie jednak wracają. Zimnym prysznicem może okazać się jednak wypowiedź doradcy prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego, Ołeksija Arestowicza, mówiące o nowej wielkiej polsko-ukraińskiej jednostce geopolitycznej, w której dominującym podmiotem będzie… Ukraina.

Dlatego polecamy lekturę naszego publicysty, dr. Adama Danka, który dokonał przeglądu tego fragmentu polskiej myśli politycznej, od roku 1918 po koniec lat 30. Autor, sam kiedyś zwolennik tego typu ideologii – rozlicza się z tym w zakończeniu pracy. Zachęcamy doi lektury i zakupu tej ważnej, także z obecnego punktu widzenia, książki. Poniżej fragment zakończenia książki Adama Danka.

Jan Engelgard

„Co charakterystyczne, wielu spośród przywołanych tu rzeczników polskiego imperializmu przedstawiało swe postulaty budowy przez Polskę wielkiej jednostki geopolitycznej, względnie całkowitego przemodelowania układu sił w swoim bliższym lub dalszym otoczeniu, jako misję dziejową lub cywilizacyjną polskiego narodu.

Czynili tak Antoni Beaupre, Hołówko, Koniński, Braun, środowiska mocarstwowców z „Buntu Młodych” i państwowców z „Naszej Przyszłości”, Bukowiecki, Wasiutyński, Karol Stefan Frycz, Stanisław Piasecki oraz falangiści z Ruchu Narodowo-Radykalnego. Misję tę rozumiano niejednokrotnie jako potrzebę wytworzenia i upowszechnienia przez Polaków kultury nowego rodzaju (Koniński, Braun, mocarstwowcy, Mejbaum, Stojanowski, Andrzej Trzebiński) lub wręcz stworzenia przez nią na mapie świata nowej jednostki cywilizacyjnej (Mejbaum, Wasiutyński, Piasecki, Stojanowski). Mocarstwowcy i Trzebiński przewidywali powstanie nowej, zrodzonej w Polsce kultury uniwersalnej dzięki obiektywizacji polskiego doświadczenia dziejowego, natomiast Braun i Mejbaum podstawę dla niej znajdowali w myśli polskich filozofów mesjanistycznych doby romantyzmu.

Większość tych koncepcji cechowała się uderzającą niekonsekwencją. Ich twórcy głosili, że Polska musi się stać potęgą, ponieważ w przeciwnym wypadku zostanie zgnieciona przez potężnych sąsiadów. Drogą do uzyskania potęgi miało być stworzenie wokół Polski wielkiej jednostki geopolitycznej. Plany te dałoby się jednak zrealizować tylko pod warunkiem, że Polska by już wcześniej taką potęgę posiadała. I to wielokrotnie przekraczającą rzeczywiste siły II Rzeczypospolitej, skoro przywoływani tu myśliciele stawiali jej takie zadania, jak budowa własnego imperium albo bloku państw sięgającego od Finlandii po Grecję czy Turcję, jak dokonanie rozbioru sowieckiej Rosji albo… powołanie do życia nowej cywilizacji. Myśl polskich imperialistów obracała się więc najczęściej w błędnym kole: zbudowanie wokół państwa polskiego struktury imperialnej miało zapewnić mu potęgę, ale bez jej wcześniejszego posiadania leżało poza zasięgiem polskich możliwości.

Kto zaś nie dysponuje potęgą, powinien darować sobie formułowanie buńczucznych programów polityki zagranicznej, a szukać sposobów wzmocnienia swoich sił za pomocą tego, co realnie posiada. Od autorów naszych rodzimych koncepcji imperialnych, kreślących wizje zagranicznych podbojów i innych spektakularnych akcji na arenie międzynarodowej, lepiej więc umieli myśleć politycznie ich współcześni, którzy układali dla Polski strategie rozwoju, poszukiwali dróg maksymalnego opanowania i wykorzystania zasobów wewnętrznych naszego kraju, zwiększenia produktywności jego gospodarki; tworzyli koncepcje industrializacji, podniesienia wydajności polskiego rolnictwa oraz mobilizacji wysiłków społeczeństwa dla urzeczywistnienia tych celów.

Tak czynili ministrowie w rządach II Rzeczypospolitej – Eugeniusz Kwiatkowski (1888-1974), Juliusz Poniatowski (1886-1975), Stefan Starzyński (1893-1939), Julian Piasecki (1896-1944) – wraz z kręgiem swoich współpracowników; koła przemysłowe zrzeszone w związku „Lewiatan”; środowisko Klubu Gospodarki Narodowej; Jan Stachniuk (1905-1963) czy Julian Brun (1886-1942). Wśród autorów wymienionych wcześniej w tej pracy taką postawę zajęli jedynie Kazimierz Studentowicz i Ksawery Pruszyński. Znamienne, że pojawili się oni tutaj marginalnie, bo w propagowaniu wizji spod znaku polskiego imperializmu brali udział tylko w niewielkim zakresie.

Kiedy przed ponad dziesięcioma laty zaczynałem czytać teksty polskich imperialistów, czyniłem to – muszę przyznać – z sympatią dla ich twórców. Polskie koncepcje imperialne, niezależnie od stopnia ich realności, wydawały się w każdym razie ciekawe intelektualnie, barwne, ambitne, na pozór wyrażały „wolę mocy”, której brakowało polskiemu myśleniu, naznaczonemu cierpiętnictwem i skłonnością do użalania się nad historycznymi losami własnego narodu. Obecnie, kończąc tę książkę, zupełnie tamtej oceny nie podzielam. Uważam za wskazane dodać, że nasze rodzime imperialne projekty nie miały nawet tej zalety, jaką mogłaby być oryginalność.

Zacytujmy dla przykładu tekst opublikowany przez ruch partyzancki działający w Europie Wschodniej podczas II wojny światowej: „Terytorium etnograficzne Ukrainy obejmuje jeden milion km2, według Kubijowicza 930 tys. km2, zaś zgodnie z danymi Rudnyćkiego 1200 km2 (…). Granice polityczne mogą obejmować terytoria obcych narodów (…). Sprawa utworzenia państwa polskiego w granicach etnograficznych niekoniecznie będzie dla nas niewygodna. Ono będzie małe i nie będzie mieć ani ekonomicznego, ani politycznego znaczenia w świecie (…). Narody północnego Kaukazu nie są zdolne do samodzielnego życia (…). Granica polityczna powinna przebiegać przez szczyty gór Kaukazu (…). Półwysep Krymski ważny jest pod względem strategicznym i posiada bogactwa naturalne. Chociaż na Krymie jest mały procent Ukraińców, to jednak musi on należeć do nas”. I drugi cytat o Ukrainie: „Obejmuje ona tereny od Wołgi do Karpat, od Kaukazu i Morza Czarnego do górnego brzegu Dniepru, zajmując przestrzeń jednego miliona km2. Będzie ona czynnikiem decydującym o problemach wschodnich, dotyczących Rosji, państw bałtyckich, Polski, Kaukazu, państw czarnomorskich oraz dróg lączności do Afryki i do Indii przez Bosfor i Dardanele oraz Morze Śródziemne”. Czy w zestawieniu z koncepcjami prezentowanymi wcześniej w tej książce nie brzmią one znajomo?

Cytaty pochodzą z publikacji Ukraińskiej Powstańczej Armii. A przecież kiedy słowa te były pisane, naród ukraiński znajdował się w znacznie gorszej sytuacji niż Polska w okresie międzywojennym, kiedy powstała większość polskich koncepcji imperialnych. Naród ukraiński nie miał własnego państwa, a próby jego utworzenia zostały stłamszone przez silniejszych sąsiadów ponad dwie dekady wcześniej. Na ukraińskich ziemiach stacjonowały i ścierały się obce wojska; okupanci prowadzili na nich rabunkową gospodarkę, a z ludnością postępowali całkowicie samowolnie. W tym samym czasie ukraińscy nacjonaliści z UPA z przekonaniem snuli plany utworzenia imperium Ukrainy sięgającego od Karpat do Wołgi i Kaukazu, liczącego milion kilometrów kwadratowych. Ich projekty polityczne nie miały oparcia w geopolityce – i to też czyni je podobnymi do polskich, opisanych w tej książce. Może za pomocą takich wizji, jak polskie czy ukraińskie koncepcje imperialne narody w niepewnym położeniu po prostu kompensują sobie poczucie własnej słabości, zamiast twardo, z całą surowością spojrzeć na realia polityki międzynarodowej i swoje w nich miejsce?

Nietzscheańską kategorię „woli mocy” przywołałem wcześniej nie przypadkiem. Książce o koncepcjach i wątkach imperialnych w polskiej myśli politycznej pierwszej połowy XX wieku postanowiłem ostatecznie nadać tytuł zaczerpnięty z tomu poezji Leopolda Staffa, powstałych w okresie, gdy poeta fascynował się nietzscheanizmem: Sny o potędze. Wydaje mi się on ich najkrótszą charakterystyką. Bo takie właśnie są sny: barwne i nawet jeśli inspirowane rzeczywistością, to nie krępowane jej oporem.

A potem człowiek musi się obudzić”.

Adam Danek, „Sny o potędze. Koncepcje i wątki imperialne w polskiej myśli politycznej pierwszej połowy XX wieku”, Wyd. Naukowe Akademii Ignatinum w Krakowie, Kraków 2021, ss.437.

Myśl Polska, nr 47-48 (20-27.11.2022)

Redakcja