OpiniePolski Kościół na złej drodze

Redakcja2 lata temu
Wspomoz Fundacje

Poniedziałek 24 stycznia br. przyniósł nam wspólne oświadczenie-apel hierarchów polskiego Kościoła Rzymskokatolickiego oraz Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w sprawie ukraińskiej, pod tytułem „O POSZUKIWANIE DIALOGU I POROZUMIENIA W CELU ZAŻEGNANIA NIEBEZPIECZEŃSTWA DZIAŁAŃ WOJENNYCH”. To poszukiwanie dialogu i porozumienia sprowadza się do stwierdzenia, że „W swoich wystąpieniach przywódcy wielu państw wskazują na zwiększanie presji ze strony rosyjskiej wobec Ukrainy, u której granic masowo gromadzone jest uzbrojenie i wojsko. Okupacja Donbasu i Krymu dowiodły, iż Federacja Rosyjska – naruszając suwerenność państwową i integralność terytorialną Ukrainy – odnosi się w sposób lekceważący do obowiązujących zasad prawa międzynarodowego. Zaistniała zaś sytuacja jest dla krajów Europy środkowo-wschodniej oraz całego kontynentu europejskiego wielkim zagrożeniem, które może zniszczyć dotychczasowy dorobek wielu pokoleń budujących pokojowy ład i jedność Europy.”. Pod apelem podpisali się Arcybiskup Większy Światosław Szewczuk, Zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, Arcybiskup Stanisław Gądecki, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, p.o. Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Ukrainy, Arcybiskup Eugeniusz Popowicz, Metropolita Przemysko-Warszawski Kościoła Greckokatolickiego w Polsce i Biskup Nił Łuszczak, Administrator Apostolski sede vacante Greckokatolickiej Eparchii Mukaczewskiej sui iuris.

Z czym mamy zatem do czynienia?

Z politycznym wystąpieniem, które po pierwsze, idąc w sukurs stwierdzeniom Prezydenta RP po ostatnim spotkaniu z prezydentem Ukrainy i w ogóle stanowisku władz RP, tworzy fikcję wspólnej postawy polsko-ukraińskiej wobec rosyjskiego zagrożenia.

Po drugie, apel biskupów polskich i ukraińskich idzie śladem apelu Przewodniczącego Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), abp Gintarasa Grušasa, Metropolity Wileńskiego, który w imieniu biskupów Starego Kontynentu również interpretuje sytuację politycznie całkowicie jednostronnie pisząc, że „cała wspólnota międzynarodowa interpretuje działania rosyjskich sił zbrojnych jako realne zagrożenie dla pokoju na całym świecie”. W przeciwieństwie do powyższych jednostronnych stwierdzeń, papież Franciszek stosuje zupełnie odmienny język pozostając naturalnie zatroskanym o pokój w naszej części Europy. Papież wzywał światowych przywódców do rozwiązania kryzysu „poprzez poważny dialog międzynarodowy, a nie za pomocą broni” (Anioł Pański z 12.12.2021). W swoim ostatnim przemówieniu do Korpusu Dyplomatycznego akredytowanym przy Stolicy Apostolskiej podkreślił, że „wzajemne zaufanie i gotowość do spokojnego zmierzenia się z jej problemem powinny ożywiać wszystkie zainteresowane strony, aby znaleźć akceptowalne i trwałe rozwiązania na Ukrainie…”. (Audiencja dla korpusu dyplomatycznego, 10.01.2022). Jest ogromna różnica pomiędzy wskazywaniem jedynego winnego, a apelowaniem do wszystkich zainteresowanych stron o znalezienie akceptowalnego i trwałego rozwiązania na Ukrainie.

Po trzecie, z prawdziwym kuriozum mamy do czynienia w punkcie 2 apelu biskupów polskich i ukraińskich: „Poszukiwanie alternatywnych wobec wojny sposobów rozwiązywania międzynarodowych konfliktów stało się dzisiaj niezwłoczną potrzebą, gdyż przerażająca siła narzędzi zniszczenia dostępnych nawet średnim i małym mocarstwom” i „Zachęcamy przywódców do niezwłocznego wycofania się z drogi stawiania ultimatum i wykorzystywania innego państwa, jako karty przetargowej”. Pozycjonowanie Rosji, jako średniego lub małego mocarstwa? Najwyraźniej, co wskazuje na przywiązanie biskupów do idei świata jednobiegunowego z dominującym mocarstwem-hegemonem w postaci USA. Czym zaś innym od „wykorzystywania innego państwa jako karty przetargowej” są działania USA wobec Ukrainy od czasów pierwszego Majdanu w 2004 roku, a w szczególności od 2008 i zapowiedzi włączenia w przyszłości Ukrainy do NATO? Łatwo jest widzieć skutki w oderwaniu od przyczyn, a refleksję ograniczać jedynie do działań jednej strony.

Po czwarte, Kościół polski angażując się w tego typu wspólne inicjatywy z biskupami ukraińskimi nie tylko idzie drogą jednorazowego „zamrażania kwestii historycznych” w stosunkach polsko-ukraińskich rzekomo wobec łączącego i większego niż sprawy przeszłości współczesnego zagrożenia rosyjskiego, ale i jest wyrazem długofalowej polityki uprawianej przez oba Kościoły, a  prowadzącej do rozmycia odpowiedzialności szowinistów ukraińskich za zbrodnie okresu II wojny światowej, czego wcześniejszym przykładem była Deklaracja z okazji 70 rocznicy zbrodni na Wołyniu z 2013 r., podpisana, ze strony ukraińskiej przez tego samego abp Światosława Szewczuka. A w perspektywie mamy jeszcze kwestię beatyfikacji abp Andrzeja Szeptyckiego. Dzieje się to w sytuacji, kiedy po demontażu nielegalnego pomnika UPA w Hruszowicach, Ukraina wprowadziła zakaz poszukiwania i  ekshumacji polskich ofiar na swoim terytorium i wbrew zapewnieniom, zakaz ten faktycznie trwa do dnia dzisiejszego. Jak powiedział 10 stycznia 2022 r. na antenie Radio Maryja prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN Bardzo długo czekamy, żeby móc poszukiwać szczątki Polaków, którzy zginęli i zostali zamordowani na Ukrainie. Kolejne lata powodują, że powodów do nadziei jest coraz mniej. Trudno zrozumieć sytuację, w której zaprzyjaźnione z Polską państwo nie zezwala na prowadzenie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych Polaków, którzy są gdzieś tam pochowani. Ta sytuacja musi ulec zmianie, jednak nie wiadomo, kiedy to nastąpi.

W tym miejscu warto zatrzymać się na chwilę przy osobie abp Światosława Szewczuka. I chociaż Szewczuk jest bardzo ostrożny w swoich wypowiedziach, poglądy historyczne tego młodego (ur. 1970) zwierzchnika Kościoła Greckokatolickiego wyrażane tu i tam nie pozostawiają wątpliwości, jaka tradycja jest mu bliska. W 2018 r. wyszła w Polsce, nakładem Wydawnictwa Znak książka-wywiad z Szewczukiem „Dialog leczy rany”. Nawet w przychylnej Szewczukowi recenzji książki, jej autor Wojciech Konończuk zauważa, że Odwołując się do podpisywanych w przeszłości przez przedstawicieli Kościołów Polski i Ukrainy deklaracji pojednania, arcybiskup trzeźwo przyznaje, że 'samo podpisanie dokumentu nie rozwiązuje problemów’. Mówiąc o Wołyniu, [Szewczuk] stwierdza, że temat został politycznie zmanipulowany i zinstrumentalizowany oraz że 'licytowanie się w kwestii ogromu zbrodni’ do niczego nie doprowadzi. Zarazem dodaje, że strona ukraińska, ze względu na brzemię komunizmu, potrzebuje więcej czasu, w tym dla przygotowania historyków. Zaskakiwać może, że jedno z największych zagrożeń dla relacji polsko-ukraińskich abp. Szewczuk widzi w czymś, co nazywa 'ideologią kresów’, którą zrównuje z polityką imperialną Rosji, mówiąc o 'dwóch stronach tego samego medalu”. Cóż, bajeczki o manipulacji Wołyniem i o licytowaniu się w ilości ofiar są znaną od dziesięcioleci banderowską metodą rozmywania sprawy (takie stawianie kwestii  zawsze zakłada ze strony ukraińskiej twierdzenie o równorzędności zbrodni po obu stronach). Szewczuk wypowiada też słowa, które nie pozostawiają wiele pola do interpretacji: „Ukraińcy muszą odejść od stereotypów i zaakceptować Polaków takimi, jacy są, z ich historią, mentalnością i nawet bohaterami narodowymi, z których wielu może się im nie podobać [śmiech]. Podobnie i my prosimy, aby nasi bracia Polacy zaakceptowali Ukraińców takimi, jacy są: z ich historią, mentalnością i bohaterami, z których wielu wydaje się im nie do zaakceptowania”.

W 2020 r. abp Szewczuk udzielił wywiadu Radiu Swoboda, w którym powiedział W latach 20. i 30. ubiegłego wieku Stryj był miastem, w którym narodził się ukraiński ruch narodowy. Stepan Bandera uczył się nawet w gimnazjum w Stryju”. Podczas wizyty w Monachium Szewczuk we wpisie do Księgi Gości w tamtejszym ratuszu napisał „W Monachium mieszkali znani Ukraińcy – Bandera, Stećko”. Jak widzimy, promowanie Bandery niby to mimochodem, pozostaje nadal promowaniem… Na spotkaniu z ministrem oświaty Bawarii Szewczuk zachwalał jednocześnie Kościół Greckokatolicki na Ukrainie jako wolny od ideologii i polityki. W ramach tej wolności działała m.in. organizacja Tryzub im. Stepana Bandery, która stała się fundamentem Prawego Sektora, którego z kolei kapelanem był greckokatolicki duchowny Petro Burak (wcześniej kapelan Tryzuba).

Wokół Stepana Bandery prowadzi się też inne z pozoru niewinne działania, które krok po kroku utwierdzają jego autorytet wśród Ukraińców. Przykładem są tu starania o beatyfikację ojca Bandery Andrieja, duchownego greckokatolickiego, a także takie informacje jak ta o odnowieniu ikony należącej do rodziny Banderów. Historyk z Iwano-Frankowska (Stanisławowa) Jarosław Koretczuk, dyrektor Obwodowego Muzeum Walki Wyzwoleńczej im. Stepana Bandery mówi, że poprzez restaurację ikony „przywracamy naszą pamięć narodową i zachowujemy dziedzictwo rodziny Banderów”. Wielkim powodzeniem na Ukrainie cieszy się w ostatnich miesiącach pieśń „Batko nasz Bandera”. Ktoś mógłby nawet pomyśleć, że tytuł owej pieśni, to cyniczna metafora Modlitwy Pańskiej…

Wnioski są dla polskiego Kościoła bardzo smutne. Nie pierwszy raz w ostatnich latach wpisuje się on w politykę rządu Prawa i Sprawiedliwości, idzie jej w sukurs, sprawiając wrażenie, że zamiast być Kościołem polskim jest w istocie Kościołem głęboko związanym tylko z jedną partią. Apel towarzyszy wszak zapowiedziom podjęcia przez Sejm odpowiedniej deklaracji w związku z sytuacją na Ukrainie.

Występowanie z biskupami ukraińskimi to nie tylko fatalne posunięcie z punktu widzenia interesów Polski w kontekście tragicznej historii („zamrażanie historii”), ale i współcześnie postępującej banderyzacji Ukrainy, ale także wyraz dominującej również w polskim Kościele postawy rusofobicznej i wynikającego z niej kompletnego braku zrozumienia sytuacji międzynarodowej i powielania kalek narzucanych przez narrację amerykańsko-natowską. W tym również Kościół niepokojąco zbliża się do PiS. O ile trudno wymagać od prymitywnych, zaczadzonych rusofobią propagandzistów PiS jakiejkolwiek refleksji, o tyle od hierarchów Kościoła polskiego, który jakże inaczej działał w okresie chociażby lat 1945-89, wymagać trzeba.

Niestety, dzisiaj Kościołowi polskiemu brakuje wizji, brakuje chyba również wiedzy i co za tym idzie zrozumienia procesów dziejących się na świecie. Wpisywanie się w jednostronną propagandę rusofobiczną, powtarzanie za Andrzejem Dudą mantry o naruszaniu prawa międzynarodowego przez Rosję itd., przy jednoczesnym milczeniu o oczywistych naruszeniach tegoż prawa przez USA, choćby na Bliskim Wschodzie (nawet w sprawie okupowanej częściowo przez wojska USA Syrii, Kościół polski zabrał głos tylko w propagandowej sprawie Aleppo, służącej udowodnieniu złowrogiej roli Rosji w tym konflikcie).

Polski Kościół zatracił podmiotowość i autonomię myślenia, która pozwalała mu tak doskonale znajdować się w PRL, nie po jednej stronie barykady, ale pomiędzy stronami, nawet w okresie stanu wojennego, jako czynnik stabilizujący, łagodzący spory. Dziś Kościół polski daje się wykorzystywać do bieżącej polityki, zaś w sprawach tak istotnych jak cały kompleks problemów ukraińskich, zwłaszcza związanych z odrodzeniem banderowszczyzny i budowaniem tożsamości Ukraińców na fundamencie tej nie mającej nic wspólnego z chrześcijaństwem tradycji, w imię doprawdy nie wiadomo jakich racji, chcąc nie chcąc, i niezależnie od być może najlepszych intencji poszczególnych swoich przedstawicieli, staje po stronie polityki, której z interesem długofalowym Polski i Polaków w żaden sposób pogodzić się nie da.

Adam Śmiech

Redakcja