Wspomoz Fundacje

Być na Białorusi i nie napić się białoruskiej wódki to całkiem jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. Niby można, ale pozostanie niedosyt. Bym zatem swój pobyt u naszych wschodnich sąsiadów mógł uznać za kompletny degustowałem (rzecz jasna z umiarem) miejscowych destylatów.

Z pisaniem o smaku wódki jest spory kłopot. Primo: krytyk winien opisać jak rzeczona wódka smakuje. Jednak kiedy wódka zaczyna smakować jest to najwłaściwszy moment, by zgłosić się do miejscowego oddziału AA. Secundo: co niby miałbym o rzeczonej wódce napisać? „Ziemniaki z rocznika 2020 dojrzewały w obfitym słońcu białoruskich równin, gdzieś pomiędzy pod Lidą a Nowogródkiem…”. Albo „wyraźnie wyczuwalne nuty fiołków, dębu i kawy”, a na koniec „Długi finisz. Znakomity smak berbeluchy pozostaje na naszych językach przez długie minuty”. Nie wygłupiajmy się. Wódka to wódka, to nie wino czy nawet piwo. Można ją pić, siorbać nawet żłopać. Ale degustować jej nie sposób. Zamiast więc udawać zawodowego kipera podzielę się z Państwem swoimi ogólnymi refleksjami w tej materii.

Polak odwiedzający Białoruś natychmiast zwraca uwagę na trzy cechy miejscowej okowity. Jeszcze przed konsumpcją ale już po zakupie zauważamy, że jest śmiesznie tania. Natomiast po konsumpcji przychodzi druga, znacznie cenniejsza refleksja, mianowicie białoruska wódka jest zaskakująco smaczna. Smak białoruskich wódek oceniam znacząco wyżej niż wódek rosyjskich, a nawet nieco wyżej niż wódki polskiej – jak dotąd sądziłem najlepszej na świecie*. Trzecią właściwość destylatu zza naszej wschodniej granicy odkrywamy następnego dnia po konsumpcji gdy budzimy się pozbawieni irytującego towarzystwa zwyczajowych niedogodności, tzw. „syndromu dnia poprzedniego”. Tak oto odkrywamy trzecią z właściwości białoruskiej wódki – jej doskonałą jakość.

W białoruskich sklepach znajdziemy imponujący wybór omawianego produktu. Nic dziwnego , gdyż na terenie Białorusi znajduje się kilka dużych zakładów produkcyjnych oferujących szeroką gamę alkoholi. Markami najpopularniejszymi na pólkach (przedział cenowy do 10 rubli/15 złotych z pół litra) są Swajak (Сваяк), Bulbasz (Бульбашъ) i wyróżniająca się anglojęzyczną nazwą wódka Green Line. O ile pierwsze z produktów zachowują wszelkie cechy wódek białoruskich o tyle trzeci wyraźnie stylizowany jest na modłę „europejską”. Wódką wyróżniającą się swoim smakiem, jakością i ciekawym designem butelki jest natomiast Niebieskooka Białoruś (Беларусь Синеокая). Godne wspomnienia są także wódki z serii Białoruski Drozd (Белорусские дрозды). Cechują się one ciekawymi kompozycjami smakowymi np. dodatkiem alkoholowego naparu lnu. Rzecz jasna dla konsumentów z zasobniejszym portfelem dostępne są wódki klasy premium. Miałem okazję spróbować marki Royal Bison. Może ona spokojnie konkurować z rosyjską Belugą czy polską Pravdą.

Co ciekawe, pomimo szerokiej dostępności, bogatej oferty i przystępnych cen alkoholi na ulicach białoruskich miast i miasteczek nader rzadko spotyka się ludzi pijanych w sposób widoczny. Rzecz jasna nie znajdziemy tam także wszędobylskich u nas butelek po popularnych „małpkach”.
Jedynym co może rozczarować Was w białoruskiej wódce to próba przewiezienia jej do Polski. Bezduszne przepisy celne ograniczają dozwoloną ilość destylatu wwożonego na teren RP z Białorusi do homeopatycznej ilości jednego litra. Cóż, dura lex, sed lex…

Przemysław Piasta

 

*Tylko Słowianie ich sąsiedzi potrafią robić wódkę. Wódka wykonana np. przez Niemców nadaje się wyłącznie do dezynfekcji rąk. O produktach wódkopodobnych ludów południowych litościwie nie wspomnę.

Przemysław Piasta

Historyk i przedsiębiorca. Prezes Fundacji Narodowej im. Romana Dmowskiego. Autor wielu publikacji popularnych i naukowych.